Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Paranoidalna rzeczywistość na jawie
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Sob 23:03, 05 Cze 2010    Temat postu:

Dobre. Ja się zastanawiam jeszcze nad Gabriela. Uwielbiam to imię od czasów pewnej wampirzycy z książek Anny Rice ;P

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OSA
Administrator



Dołączył: 12 Sie 2007
Posty: 422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Europy

PostWysłany: Sob 23:19, 05 Cze 2010    Temat postu:

<lol> Ja zaś Gabrieli chronicznie nie znoszę, ale to nie ma tak naprawdę znaczenia w tym kontekście.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pon 12:59, 07 Cze 2010    Temat postu:

Ehhh... Inne niestety nie pasują mi do tej osoby. Musi być takie i koniec. Najwyżej dostanę po uszach ;P

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OSA
Administrator



Dołączył: 12 Sie 2007
Posty: 422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Europy

PostWysłany: Pon 20:42, 07 Cze 2010    Temat postu:

Nie dostaniesz. Nie wybieramy imienia dla wspólnego dziecka. To Ty wybierasz dla swojego, zaś ja jako dobra ciotka jedynie podsuwam pomysł, ale nie mam nic do gadania podczas podejmowania ostatecznej decyzji.Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lestat_de_Lincourt




Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:09, 07 Cze 2010    Temat postu:

/nima i już/

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lestat_de_Lincourt dnia Pon 8:17, 08 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Czw 21:39, 17 Cze 2010    Temat postu:

O Matuleleńko. Chyba najdłuższy na razie. W Wordzie mi 6 stron zajmuje ;P Chciałem pokazać stan po... Sami zobaczcie. Miłej lektury.



- Trzymaj – Iza położyła obok laptopa szklankę z trunkiem – Taki jak lubisz.
Szklanka jak szklanka, ale to był bardziej kielich. Z plastrem pomarańczy i cytryny w środku. Owocowe szaleństwo. Lubiłem pić na sucho rum, szkocką lub wódkę. A nawet wódkę powinienem powiedzieć. Dziwiło to zawsze wszystkich, bo ja lubiłem smak wódki. Plasterek cytrynki, dwie kostki lodu i Alojzy uśmiechnięty. Ale najbardziej na świecie uwielbiałem owocowe koktajle. Z dużą ilością alkoholu oczywiście. A teraz... A teraz ona mi je przyrządzała.
- Powiedz ładnie dziękuje! Nie widzisz, że się stara – Pogroziła mi palcem Alma.
- Dziękuje.
Iza uśmiechnęła się i usiadła przed sztalugą. Zaczęła malować.
Dlaczego ja to zrobiłem?
- Co zrobiłeś?
- Poo... - Iza spojrzała na mnie. Znowu to zrobiłem! – Pomaluj, maluj ładnie sobie. Muzyka ci nie będzie przeszkadzała?
Zmrużyła oczy.
- Nigdy mi nie przeszkadza.
- Przezorny zawsze ubezpieczony – wyszczerzyłem do niej ząbki.
Nie zadawaj mi pytań, bo wiesz, ze odpowiem! Pozwoliłem jej przenocować u mnie. O to chodziło. Po co się zgodziłem?
- Bo potrzebowała czyjegoś...
Blalalala! Wiem dlaczego, nie musisz odpowiadać. Wsparcie srarcie! A ja nie mam spokoju.
- Przecież praktycznie nic nie mówi. Sama maluje w ciszy.
No i co z tego? Sama jej obecność jest wystarczająco głośna. Wiem, że jest i to mi przeszkadza.
- Przecież ona napawa cię natchnieniem. Jak ty to mówisz zresztą.
Wolę się napawać raz w tygodniu, a nie codziennie.
- To ją wyproś! - zdenerwowana wrzasnęła -Tobie ciągle coś nie pasuje.
Uspokój się. Nie wyproszę jej. Po prostu muszę sobie ponarzekać. Jak nie chce to niech nie siedzi w domu. Zresztą ja domniemywam kto mógł ją... No wiesz. Dotykać – Tą myśl wypowiedziałem szeptem, jak by nikt na pewno nie mógł jej usłyszeć.
- Kto? - zapytała zaciekawiona.
Ojciec wyjechał za granicę jak była jeszcze dzieckiem. A Mamuśka sobie znalazła faceta, z którym się hajtnęła. I niby wszystko okejka. Ale jej Ojczym lubi nie tylko Mamusie, mi się tak zdaję.
- No to nie można jej tego powiedzieć?
Ehh... Westchnąłem. Alma dziecinko, najsłodszy ty mój bachorku. Nie widzisz, że ona to zrobiła. Dlatego nie chce tam wracać. Wystarczy tylko napomknąć coś o ojczymie lub matce to się wzdryga od razu. Matka pewnie nie uwierzyła. Więc niech siedzi już lepiej tutaj. Tu jej nic nie grozi.
- Tylko, że palić zaczęła.
To jej na zdrowie pójdzie akurat.
- I pić.
Mało pije.
- A jak będzie chciała coś innego?
To na pewno jej dam. Ocipiałaś? Nigdy do niczego nie namawiam, a ty mnie o takie okropne rzeczy podejrzewasz. Wiesz co Alma? Jak ci to w ogóle do głowy mogło przyjść?
- Znów się zapominasz Alojzy – Pogłaskała mnie po główce – Ja jestem twoją świadomością, więc jeśli zadaje takie pytanie, to niestety, ale jest ono w pełni uzasadnione. Ty sam nie wiesz, czy byś ją czymś poczęstował czy nie.
Znów westchnąłem. Ta mała diablica zawsze miała racje.
W sumie tak. Tak. Dał bym jej, jeśli by chciała.
- Co?!? - Pisknęła mi do ucha.
Nie drzyj się! Jak by chciała to bym jej dał.
- A dziecku swojemu też byś dał?
Łoł! Nie wiem skąd to porównanie, w każdym razie, jeśli było by pełnoletnie i chciało by, to czemu nie? Nie widzę przeszkód.
- Jesteś chory. Powinieneś się leczyć! - Założyła ręce na biodra, a twarz przybrała minę wielce rozczarowanej.
Wiem, ale pozwól, że ci to wytłumaczę szkrabie. Jeśli ktoś jest pełnoletni to decyduje za siebie i jeśli ma ochotę zbabrać sobie życie to jego broszka. Więc jeśli na prawdę chce spróbować, to zapewniam cię, że lepiej jeśli to zrobi w moim towarzystwie. Ja ją będę pilnował i na pewno nie wykorzystam sytuacji do żadnych niecnych czynów. Rozumiesz już?
Pokiwała głową.
- Co robisz?
Jak co robię? Rozmawiam z tobą.
Alma zaczęła machać rączkami zaprzeczając – Nie ja! Ona się pyta! - Wrzasnęła.
Szybko się wyprostowałem na krześle. Już wiem o co jej chodziło. Siedziałem jakoś dziwacznie skulony.
- A nic. Takie tam ćwiczenia na pobudzenie krążenia. Nic specjalnego. Co namalowałaś? - szybko odwróciłem jej uwagę, bowiem widziałem w jej oczach ciekawość, która tak łatwo by nie popuściła.
Pobiegła szybko do płótna, by je zakryć.
- Nie, nic ciekawego.
- Ehhh... - westchnąłem – Chcesz być artystką światowej sławy, a wstydzisz się mi pokazać co nabazgrałaś? Nawet ja udostępniam swoje prace innym.
- No tak, ale ty jesteś dziennikarzem. Pisujesz dla gazet.
- Tak. - Pokiwałem głową – Urodziłem się jako dziennikarz z zapewnionym miejscem pracy. Wcale, a wcale się nie starałem.
- No, ty akurat się nie starałeś – Powiedziała Alma.
- Nieprawda. - Odpowiedziałem.
- Napisałeś i bez poprawek wysyłałeś gdzie popadnie, bardziej dla żartu – kontynuowała.
- Nieprawda.
- Co? - zapytała Iza.
- Co „co”?
- Prawda! - zachichotała Alma.
- Co ty mówisz?
- AAAA! - wrzasnąłem wstając z krzesła. Spojrzałem się raz na małą raz na Izę. Cholera. Spanikowałem. - Muszę wyłączyć muzykę, bo zagłusza rozmowę. - odwróciłem się do laptopa. Przetarłem czoło, które natychmiast zwilgotniało od potu.
Usłyszałem męski śmiech.
- Piękna kurwa szopka. Ten jak zwykle wpada w popłoch. - Tomek wszedł jak gdyby nigdy nic do mieszkania. - Niby wszędzie widzi spiski, a drzwi jak nie zamykał, tak kurwa nie zamyka nadal.
Pokiwał głową i rozsiadł się na sofie. Spojrzał na sztalugę. Uśmiechnął się do Izy widząc całkiem ładny obraz, przedstawiający martwą naturę. Kosz z owocami i kwiatami, bodajże na nagrobku.
- Piękne Izo. Na prawdę Młoda masz talent.
Ufff... Odetchnąłem z ulgą. Nie wiedziałem jak wybrnąć z tej sytuacji, a Tomek wszystko uratował skupiając na siebie uwagę. Dlaczego ta diablica się zawsze wtrąca. Ja nigdy wtedy nie wiem z kim w końcu rozmawiam. Strasznie mnie to irytuje.
- Przepraszam. Już nie będę – odpowiedziała skruszona – Ale wtedy takie śmieszne miny robisz jak próbujesz coś wymyślić – Uśmiechnęła się do mnie słodko.
Padnę na zawał Słońce ty moje, przez ciebie kiedyś. Dobra. Czas się może wziąć za jakieś pisanie. Ciągle mnie coś rozprasza. Rozsiadłem się wygodnie na krześle. Położyłem dłonie na klawiaturze i... Znów się kłócą.
- Ile razy mam cię przepraszać? Gdybyś znała, kurwa Alojzego tak długo jak ja, wiedziała byś, że dziewczyny, które robią mu śniadanie to najczęściej dz... - zająknął się.
- No dokończ, proszę – Iza z założonymi rękoma patrzyła się na niego srogo.
- Dziewczynami do towarzystwa chciałem powiedzieć. - Pięknie wybrnął – Skąd mogłem kurwa wiedzieć, że nagle znalazł sobie koleżankę, która u niego nocuje do tego wszystkiego? - rozłożył ręce w geście bezradności.
Pamiętam jak dziś tą zabawną sytuację. Wparował do mnie na koksowany od samego rana. Patrzy, a tu mi Iza śniadanko robiła akurat. Że był ostro nagrzany, zaczął do niej świrować. Faktem jest, że pierwszy raz nocowała u mnie „zwykła” dziewczyna. Więc w momencie kiedy klepnął ją w pośladek rozpętało się piekło. Wtedy dowiedziałem się również, że kobiet nie można denerwować. Nie wygrasz. Nie ma szans. Wyrzucają z siebie tak potężny potok słów, że nawet ja wymiękłem. Talerze poszły w ruch, a potem Tomuś musiał ślicznie wszystko sprzątać, bo Iza zapowiedziała, że małym palcem nie kiwnie.
Od tamtej pory Tomek ją przeprasza, a ona coś mi się wydaje żartuje sobie z niego. Tyle co mi powiedziała, wywnioskowałem, że go lubi, a jeszcze bardziej lubi go denerwować. Zrozum teraz kobiety. Już gdzieś kiedyś wyczytałem dlaczego one są tak na prawdę z Wenus. Bo Wenus to jedyna planeta, która kręci się w odwrotnym kierunku. Coś w tym jest.
Pokiwałem głową i znów położyłem dłonie na klawiaturze. Raz... Dwa... Trzy i zaczynamy.
- Alojzy?
Kurwa jego mać. Nie pozwolą mi pisać. Jak Boga nie kocham.
- Co znowu?!?
- Łoł! Wyluzuj ziomuś. - zasłonił się rękoma. Z bananem na gębie kontynuował dalej – Tak w ogóle ubieraj się kurwa, idziemy zaszaleć.
Zrobiłem tylko wielkie oczy ze zrezygnowania.
- Mam coś co ci się kurwa spodoba, ale najpierw musisz się ubrać na całonocny melanżyk.
Odchyliłem głowę w jeszcze większym zrezygnowaniu.
- Dla zachęty powiem, że jest to coś kuresko słonecznego.
- Kwasik – podskoczyłem na krześle jak radosne dziecko.
- Nie zaprzeczam. Może... - pokiwał głową na znak aprobaty – W sumie to kurwa, blisko jesteś. Ale do końca nie to.
Zerwałem się na równe nogi. Co może być lepszego niż kwas? W tempie ekspresowym stałem przy Tomku, przygotowany. Niecały kwadrans zajął mi szybki prysznic i ubranie się.
- No dajesz? Co tam skminiłeś smacznego? - podekscytowany byłem niesamowicie.
- To jest mój drogi, przyszłość – pokazał mi w dłoniach wielką kulkę, na oko mającą ze dwa centymetry średnicy. Potężne bydle – Znalezione pod Bełchatowem. Meskalina ostro przysypana metką. Dlatego ma taki białawy odcień. A w środeczku widzisz? Słoneczny kartonik.
- Człowieku, to nas nie zabije? - Ekscytacja zniknęła, pojawiło się lekkie przerażenie.
- Chyba nie – szturchnął mnie i zaczął się śmiać. - Zarzucamy i idziemy do Kibla nie?
- Kibla? - zapytała się Iza. Jak dotąd obserwowała nas tylko.
- Cube. Taki klub dramowy. Na osi chłopaki mówią na niego kibel, i tak się jakoś przyjęło – Odpowiedziałem.
- Mogę iść z wami?
Spojrzeliśmy się na siebie. Z nie dowierzaniem w to co słyszymy. Tomek zmrużył oczy.
- Co ty kurwa powiedziałaś?
Parsknąłem śmiechem. Szybko jednak przyjąłem równie groźną minę.
- Zapomnij słodziutka. Nie chcesz nas widzieć w takim stanie. Zresztą nie lubisz takiej muzyki. - Poklepałem ją po ramieniu.
- Ty też nie.
Pokazałem jej potężną kulkę przed oczyma.
- Po tym to ja mogę nawet słuchać Jolki R.
- Ej! - Warknął Tomek – Nie przesadzaj.
- Fakt. No to... - chwilę się zastanowiłem – Wiem! Mogę słuchać walenia młota pneumatycznego o powierzchnię bitumiczną – pokiwałem głową dumnie.
Tomek odwzajemnił tym samym.
- Lecimy słońce! Tylko mi tu nie spraszać jakiś chłopaków – pogroziłem jej palcem – Co innego dziewczęta.
Uśmiechnąłem się do niej szczerze, cmoknąłem na pożegnanie i wyszedłem z Tomkiem.
W windzie zarzuciliśmy po „bombie” i przepiliśmy to browarkiem.
- Zapowiada się wyjebany w kosmos wieczór – rzekł Tomek.
- A co po tym w ogóle będzie?
- Chuj go wie. Pewnie wszystko.
Znów spojrzenie i znów parsknięcie śmiechem. Coś czułem, że to będzie jedna z tych niezapomnianych imprez. Po niecałym pół godzinnym marszu. Nim dotarliśmy do klubu zaczęło się. Faktem jest, że nakręciliśmy całą jazdę dużą ilością zielska. Z doświadczenia wiadomo, że wszelkie halucynogeny dobrze rozpędzić trawą. Tak też było i w tym wypadku.
Dosłownie sto metrów przed wejściem, jak pierdutnęło tak prawie wyskoczyliśmy z kapci. Szatańskie uczucie. Dziwaczne wrażenie stania w miejscu, mimo pędzenia na łeb na szyje przed siebie. Cholera wtedy wie, czy faktycznie stoisz jak ten kołek, czy też biegniesz. Kroki były powolne i ociężałe, a świat migał z prędkością światła.
Trzeba zwrócić uwagę na pewną rzecz, o której kompletnie nie pomyśleliśmy. Metka wystrzela cię niesamowicie. Ścierwo rozdziera cię niepohamowaną energią. Kwas wynaturza twoją całą wizję świata. To o czym pomyślisz, będzie. Chcesz fioletowych bloków, po środku lasu. Proszę bardzo. Nic trudnego. Chcesz ulepić sobie z gliny ludzi, którzy będą ci towarzyszyć. Również nic trudnego. A meskalina? A meskalina wyolbrzymia wszystko co cię otacza. Powiedzmy sobie szczerze. Wyolbrzymienie kolosalnego już stanu, kompletnie nie było nam potrzebne.
Początek był przerażający, więc co będzie dalej? Nie trzeba było długo czekać. Albo i długo, cholera wie co się działo. Pieprzone wycinki. Sklejki zwierzęcych i perwersyjnych kadrów, żywcem wyjętych z filmów klasy C. Jak nie jakieś Bogobojne ślimaki atakujące wodoodpornym śluzem to znów Miś Uszatek śpiewający na dobranoc.
W klubie zaś... Już jesteśmy w lokalu? Jak daliśmy radę przejść przez bramkę? Ochroniarze nie skapnęli się, że obok nich przeszło dwóch nabuzowanych ciężką, psychodeliczną jazdą wykolejeńców? Mniejsza z tym.
Ale co to za muzyka? Piski i zgrzyty. Łubu, łubu, dubu, dubu! Umcyk, umcyk bęc! Gdzie myśmy trafili? Na scenie banda łysych, zakapturzonych goryli (skąd wiedziałem, że są łysi? Przeczucie) uprawiało orgię z gigantycznym robotem. Gdzieniegdzie leżały skórki od bananów, te bestie musiały się w końcu czymś żywić. Wszyscy poubierani w jakieś dziwne szaty. Co się tutaj kurwa dzieje? Odwróciłem się do swojego kompana... Nie było go.
- Tomuś... - zawyłem, zrozpaczony zaistniałą sytuacją. - Tomcio, Tomeczku...
Błądziłem wśród tłumu religijnych fanatyków, powtarzając w kółko jego imię.
Napiję się. Tak! Zdecydowanie to dobry pomysł. Pora na orzeźwiający zimny i owocowy drink. Podejść do lady i poprosić Pomarańczowy Orgazm. Nic trudnego. Banalnie proste zadanie.
Wszystko popsuł, wybijając mnie ze skupienia na regułce „Poproszę Pomarańczowy Orgazm” jakiś cholerny rower. Rower?
- Dzyń, dzyń! - powiedział.
I co ja mam niby mu teraz odpowiedzieć? Spojrzałem się ponownie w stronę barmana, który przeszywał mnie swoim wzrokiem. Oczy świeciły mu jak morska latarnia o północy. Wąsy wystawały mu z ust, a pod nosem miał grubą trzcinę zębów.
- Maaa... - Po co ja tu w ogóle przyszedłem? - Przydał by się aparat. Nie, nie jestem głodny. Światło! I noc... Pić. Pić. Chce drinka! - Krzyknąłem rozradowany, że w końcu udało ułożyć mi się myśli – Owoce morza też mogą być. - Dodałem kompletnie niepotrzebnie.
Rzuciłem na ladę dwie dychy, gestem dałem do zrozumienia, że reszty nie trzeba. Dzięki temu obyło się bez zbędnych pytań.
Przetarłem czoło, pot lał się ze mnie strumieniami. Byłem w rozsypce. Szatański narkotyk. W sumie przygotowałem się na prawie wszystko. Nie oczekiwałem tylko, że ten obłęd będę musiał opanować sam. Gdzie jest do diabła ten skurwiel?
Drink był już gotowy. Nie pomarańczowy. Czerwony, więc może jakieś truskawki. Wziąłem mały łyk. Tak. To na pewno truskawki. Zasalutowałem i odszedłem. Udałem się w kierunku sof. Może będzie jakieś wolne miejsce. Chciałem usiąść, zapalić i poukładać myśli. Podróż na piętro wcale nie była taka prosta, jak by się mogło wydawać. Schody wiły się w każdą stronę, stopnie jak na złość uciekały. I ludzie dookoła mnie znacznie utrudniały całą akcję. Garbili się i pojękiwali. Ręce jakoś dziwacznie mieli przy ciałach z napiętymi tylko palcami. Zombi? Uporanie ze schodami nie było końcem, lecz zaledwie początkiem wierzchołka, góry lodowej. Na samym ich szczycie stała Alma. Ale nie taka słodka i mała jak zwykle. Lecz potężnych rozmiarów. Głowę musiała mieć lekko schyloną, by nie uderzyć się w sufit.
- Bardzo nie ładnie Alojzy! - Krzyknęła, a całą salą aż zatrzęsło.
Halucynacja w halucynacji. Pięknie.
- Narkotyki cię zabiją! - znów dziki ryk.
- O mamusiu! - wykrzywiłem się do tyłu, ze szklanki ulała się mała kaskada trunku. - Przestań wkręcać... - szeptałem.
Ruszyłem szybkim krokiem do przodu obijając się o drzewa... Byłem w klubie, napakowanym całą elektroniką, światła migały otępienie, lasery podróżowały po ścianach, ale wszędzie były drzewa. A ja nie potrafiłem ich ominąć, wpadałem na praktycznie każdy, który mijałem.
Sofa! Pusta. Mogę usiąść. Zapadłem się w głąb miękkiego mebla. Położyłem niedbale szklankę, z której wypadła słomka i parasolka, na stolik. Wariacko poszukiwałem kieszeni w koszuli, która jak na złość nie była w tym miejscu w jakim powinna być. Jest! Wyjąłem małe, bibułkowe zawiniątko. Zapaliłem. Wypuściłem kłębek dymu. Spokój. Odetchnąłem. - Ręce mi się trzęsły.
- Pozbieraj się Alojzy... To tylko narkotyk. Poddaj mu się i odleć. Nie próbuj walczyć.
Z narkotykami niestety już tak jest. A zwłaszcza z kwasem. Trzeba mu się poddać, bo inaczej mózg ci eksploduje. A ja nie wiedzieć dlaczego chciałem zapanować nad sytuacją. Podstawowy błąd. I to do tego popełniony przez weterana.
Wkleiłem się jeszcze bardziej w sofę. Oddychając spokojnie i miarowo. Zacząłem bujać głową w rytm muzyki. Z katatonicznych zgrzytów wyłapywałem milsze dla ucha dźwięki. Po chwili przerodziło się to w jeden z nokturnów Chopina. Uśmiechnąłem się. Kolejny buch i kolejny łomot w głowie. Delikatny łyk słodkiej ambrozji. Jest dobrze. Tylko gdzie ten kretyn?
- Rada Dam!
Potężny metaliczny ryk w nieznanym mi dotąd języku, wydobył się z jeszcze bardziej monstrualnych rozmiarów bestii. Cała srebrna i błyszcząca postać, niczym posąg. Chwyciła mnie za ramię i pociągnęła mnie do siebie. Patrzyłem się w wielkie puste oczy. Oczy zupełnie bez wyrazu. To zwid, czy coś więcej.
- To coś więcej Alojzy. Uciekaj! - Krzyknęła tym razem mała Alma.
Próbowałem się wyrwać, ale bez pozytywnych rezultatów. Morda agresora wykrzywiła się jeszcze bardziej.
- Brrr Brrrr Badum Badum – Bełkotał dalej w innym dialekcie.
Monument ruszył do przodu ciągnąc mną jak pluszową lalką. Ogarnął mną przeraźliwy strach. Już po mnie!
- Kadarka Kara Madru Dam!
Dzikus miażdżył mi ramię. Czułem straszny ból. Jestem w piekle? Czy to już koniec? Co to za stwór? Nie rozumiałem ani jednego słowa, które wypowiedział. Przyjmując, że to były słowa.
Nagle uścisk zmalał, by w końcu puścić zupełnie. Istota odleciała na metr lub dwa. I mym oczom ukazał się Tomek. W końcu!
- Wypierdalać małpiszony jebane! - zakrył mnie lewym ramieniem, a prawym wymachiwał celując do wszystkich ze swojego pistoletu.
Będzie krwawa jatka. Pomyślałem.
- Spierdalamy Alojzy! Te orangutany skaczą jak pojebane na tych lianach. Ubezpieczaj tyły!
Kurwa mać! Jeszcze większa panika!
Z opornym trudami dostaliśmy się w końcu do wyjścia. Ochroniarze stali z podniesionymi rękoma. Wystraszeni, przez chwile wydawało mi się, że nawet bardziej niż my, ale to chyba nie było by możliwe.
Tomek przewrócił stolik przed wyjściem, jakieś krzesło przy okazji też gruchnęło o ziemię, a wszędzie zaczęły latać kolorowe papiery.
- Barykaduj kurwa bo nas dorwą!
Złapałem za ławkę i przysunąłem do drzwi. Kopnąłem krzesło dla większego chaosu i wyskoczyliśmy przed klub.
Biegliśmy chwilę w szaleńczym tempie, dopiero po chwili odwróciliśmy się by sprawdzić czy nikt nas nie ściga? Nikt. Jesteśmy wolni.
- Co tam się kurwa działo człowieku! Jakaś pierdolona dżungla, czy chuj wie co! - Krzyczał próbując złapać oddech Tomek.
- Gdzie ty się cholera podziewałeś? - zacząłem się uspokajać, zagrożenie minęło. Przynajmniej wolałem myśleć, że już nie wróci.
- Co! Kurwa ja? To ty, żeś gdzieś spierdolił już na wejściu. Szukałem cię cały czas, ale zgubiłem się do kurwy. - Podrapał się po głowie – Masz coś zielska? Zapalił bym.
Wyciągnąłem kolejnego skręta, odpaliłem i podałem kompanowi. Ruszyliśmy przed siebie. To zdecydowanie nie był jeszcze koniec.
Szliśmy ciemnymi uliczkami. Wynaturzona rzeczywistość raz przerażała, a raz śmieszyła. Rozpadające kamienice płakały siarczystym tynkiem, a asfalt głucho chichotał gdy brodziliśmy w nim po kolana. Pieprzony kisiel osmolił mi nogi. Przez jakiś czas wydawało mi się, ze zgubiłem w nim buty, ale na szczęście tylko mi się wydawało. Dotarliśmy do jasno zielonego skweru, od którego aż biło pozytywną aurą. Usiedliśmy na ławce, po środku naturalnego gaju. Przed nami stał wielki dąb, uśmiechał się do nas radośnie, bujając gałęziami i wesoło szeleszcząc liśćmi. Po naszej prawie, wznosił się niemalże do chmur żółty budynek. Hangar o nieprawdopodobnych rozmiarach. Kiwał się na boki i lekko pulsował jak membrana w głośniku. Księżyc rozświetlał wszystko słonecznym promieniem. Kosmiczna faza. Czarne gwiazdy na jasnym bezchmurnym niebie migały i poruszały się w każdym kierunku.
- Tomuś... – zaśmiałem się pod nosem. - Co widzisz?
- Wszystko – zarechotał – O tam na przykład! - wskazał palcem przed siebie – Sarenki biegają. Jak one pięknie wyglądają – podniósł nogi – Ojojoj! Rodzina jeżyków chce przejść – Spojrzał na mnie – Do chuja weź te giry z drogi!
- Chill – Zaśmiałem się.
To jest najlepsze na słonecznej bani. Zbierz pięć osób, każdego konkretnie nakwaś. Zamknij w pokoju, a następnego dnia usłyszysz pięć kompletnie różnych opowieści z tego co się działo. Co chcesz to masz.
Początek, nie powiem, przygniótł negatywnymi wibracjami, ale teraz zdecydowanie było zajebiście. Wszystko promieniało z każdą sekundą. Nie można zapominać, że był środek nocy, a my właśnie siedzieliśmy po środku polany skąpani w świetle rozpromienionej, czerwonej kuli, która co chwile mrugała, wysyłając kolejne fale słonecznych łun.
Piękny dzień skąpany w księżycowym blasku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sleepwalking




Dołączył: 15 Cze 2010
Posty: 337
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:04, 18 Cze 2010    Temat postu:

na razie przeczytalam pierwszy i trzeci wpis (o tej dziewczynce).Ten pierwszy wpis o tak jak bym ja pisała,mam podobne przemyślenia(haha, brzmi jak post na portalu randkowym).Opowiadanie o dzieczynce jest bardzo udane, i ma zaskakujący morał.Tak 3mać!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pią 19:52, 18 Cze 2010    Temat postu:

W końcu ktoś wspomniał o przesłaniu tej fascynującej powieści ;P
Czytaj dalej... Czekam z niecierpliwością na komentarze ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malleus




Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: po co ja się produkuje...

PostWysłany: Pią 21:42, 18 Cze 2010    Temat postu:

Uuuu... Lubisz owocowe drinki na alkoholu ? To pokarze ci faaajne miejsce w Krakowie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pią 21:46, 18 Cze 2010    Temat postu:

Człowieku. Zamelinujemy się w jakimś mrocznym hoteliku to Ci zacznę robić takie drinki, że wymiękniesz. W lokalach za taką przyjemność trza bulić diablo dużo kaski. A zobaczysz co potrafią robić zwinne rączki Alojzego (I na ranny Chrystusa bez skojarzeń ;P). To z pokolenia na pokolenie idzie. Rodzina alkoholików ;P Moc jest w Nas silna. Czego byś mi nie dał, a ja i tak zrobię cacy drinik ;P Mmmm... paluszki lizać...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malleus




Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: po co ja się produkuje...

PostWysłany: Pią 21:49, 18 Cze 2010    Temat postu:

"Zamelinujemy się w jakimś mrocznym hoteliku to Ci zacznę robić takie drinki, że wymiękniesz."
To mi się bardziej skojarzyło.
Ja nie mieszam alkoholi. Ja pije ciemne piwa, whiskey, burbon, rum i wódkę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pią 21:54, 18 Cze 2010    Temat postu:

Jak to powiedziała pewna mądra istota ludzka "Ważne żeby sponiewierało"...
Oprócz ciemnego bro lubię to samo. Ale raz na jakiś czas można zaszaleć i pomieszać trochę. Jest wtedy słodko i wesoło ;P


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malleus




Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: po co ja się produkuje...

PostWysłany: Pią 21:56, 18 Cze 2010    Temat postu:

A kacyk i żyganko dla mnie niemiłosierne.
A ja Guinessa kocham ponad wszystko. No może trochę mniej niż fajki, dobre książki i koty.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pią 22:08, 18 Cze 2010    Temat postu:

Leczyć trzeba się tym czym się struło ;P
Dżizus... Nie pamiętam kiedy się aż tak urżnąłem, żeby haftować na drucikach ;P A kac... Nie rozumiem... Co to znaczy? ;P
Guinessik dobry. Nie pamiętam nazwy bardziej wyszukanego swojego ulubionego bro, ackzolwiek jak jestem w Polandzie (co chcąc nie chcąc dało się już zauważyć) to żłopię Żuberka ;] Się już doczekac nie mogę. Tutaj mogę pozwolić sobie na rarytasy, bro z wyższej półki pijam, aczkolwiek jak już to cisnę Capitana Morgana albo Danielsa.
Fajki rzuciłem, ale mam jakieś dziwne wrażenie, że wrócę do nałogu... Półtora roczna przerwa, chyba już wystarczy. Choć wole pykać fajkę, albo dobre cygarka. A mam pyszniutkie, zostawione na specjalną okazję. Dopiero w Polsce otworzę pudełeczko ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malleus




Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: po co ja się produkuje...

PostWysłany: Pią 22:13, 18 Cze 2010    Temat postu:

To ja cię uraczę przednim tytoniem fajkowym. (Lubie nie lubię... pali fajkę muszę!)
Cygara są zajebiste. Ze smaku jak i stylu >Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 5 z 10

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1