Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Paranoidalna rzeczywistość na jawie
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pon 20:22, 21 Cze 2010    Temat postu:

Się zastanawiam... Potrafię nie pamiętać co robiłem wczoraj BA! Nawet dzisiaj, przed chwilą. A mam pamięć czasami do niesamowitych szczegółów, cytatów z filmów itp itd... Ciekawe dlaczego...hmmm... Może ja jestem taką nieporadną kopią Rainmana ;]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malleus




Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: po co ja się produkuje...

PostWysłany: Pon 20:38, 21 Cze 2010    Temat postu:

kto wie ? Ważne że dalej piszesz. Do roboty ! Papiraci sami się nie napiszą !
(słodka zemsta !)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sleepwalking




Dołączył: 15 Cze 2010
Posty: 337
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:25, 21 Cze 2010    Temat postu:

Jestem obecnie na wpisie z 7 maja.Fajne to.Zamieniasz swoje dylematy na literacką grę. Przypominam o 'ę' Cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pon 21:41, 21 Cze 2010    Temat postu:

Może... Nie mogę odpowiedzieć... Czy to są dylematy, czy też fikcja literacka ;] Niech to pozostanie moją słodką tajemnicą. Tak jak mój wiek, wokół, którego tworzone są już legendy ;]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Wto 20:18, 22 Cze 2010    Temat postu:

Klimat pasujący do humoru. Bij zabij i wypatrosz. Źle niedobrze na odległość bliższą niż dwa metry nie podchodzić. Proszę bardzo. Miłej lektury... ;]



To był jeden, jedyny dzień, w którym trzeba było mi zejść z drogi. Albo każdy taki był, tylko sam udawałem, że tak nie jest? Nie wiem. Miałem dosyć. Wszystkiego i niczego.
Beznamiętnie dziabałem kartą biały proszek układając go w idealnie proste linie. Raz, dwa, trzy. Trzy kreski zostały wciągnięte przez moje nozdrza. Odleciałem z impetem na kanapę.
Błądziłem dłonią w poszukiwaniu szklanki. Pełnej szklanki szkockiej, która stała na stoliku. Poczułem ją, najpierw muskając delikatnie palcami, po czym raptownie ją pochwyciłem. Przechyliłem na raz. Kaszlnąłem. Lekko mi się cofnęło, ale opanowałem sytuację.
Wyjąłem skręta, tym razem nie jakieś malutkie zawiniątko, ale grubasa w brązowej bletce. Tak zwane ciastko. Hash z trawą. Podpaliłem i pociągnąłem siarczyście, krztusząc się niemiłosiernie.
- Kurwa mać... - westchnąłem.
- Co się dzieje? - zapytała Alma.
Ehhh... Tego było mi trzeba. Gówniara, która zacznie mnie pouczać.
Skwasiła minę.
- Szczerze mnie to pierdoli, czy to słyszysz, czy nie.
- Nie wyrażaj się – fuknęła – I opamiętaj się! Co się znowu z tobą dzieje?!?
Krzyczała. Nie wiem po co, i co chciała tym wskórać. Miałem się wystraszyć?
- Nie. Ja chce po prostu dowiedzieć się co się z tobą znowu stało?
- Znowu... - Uśmiechnąłem się – Właśnie to się stało! Że znowu coś jest. A sam nie jestem w stanie sprecyzować co jest. Rozumiesz? Wkurwiają mnie już te huśtawki nastrojów. Wczoraj okej, dzisiaj jakieś jebane załamanie. Kurwa mać!
Rzuciłem szklanką o ścianę, która rozbiła się na najdrobniejsze kawałeczki. Szkło rozsypało się po podłodze.
Sięgnąłem po kolejną tytkę, po brzegi wypchaną zielonymi, żółtymi, pomarańczowymi i czerwonymi pigułkami. Halucyny, wytrzepy, zamuły i myśliciele. Nie wiedziałem, które jest, które więc łyknąłem po jednej z koloru.
Alma stała nadal przede mną. Kiwała głową wystraszona i zdezorientowana. Pierwszy raz nie wiedziała co powiedzieć.
- A co mam powiedzieć? Brak mi słów i tyle.
- Khy... - parsknąłem – Więc po chuj się patrzysz!
Posmutniała i zniknęła.
Pięknie. Obraziłem sam siebie. Szkoda, że sam nie mogę zniknąć.
Podszedłem do okna. Otworzyłem je na oścież. Wyjrzałem na zewnątrz. Osiemnaście pięter. Przez chwilę na pewno bym leciał. Uśmiechnąłem się pod nosem.
Do czego ja zmierzam? I czy w ogóle dokądś zmierzam? Dlaczego cały czas coś jest nie tak? Mam dosyć tych pytań.
Skacz.
Zerknąłem ponownie w dół.
- Nie rób tego! - krzyknęła Alma.
- Dlaczego?
- Jeszcze się głupio pytasz. On cię podpuszcza.
Skacz.
- Widzisz! On atakuje w najmniej oczekiwanym momencie, a ty go jak zwykle słuchasz.
- Przecież jeszcze nie skoczyłem – skrzywiłem głowę ze zdziwienia.
- Jeszcze nie skoczyłem... - Cichy szept i głośny odgłos upadających reklamówek.
Odwróciłem się. W przejściu stała Iza, wpatrzona we mnie jak w obrazek. Tak! Tego właśnie było mi trzeba. Drugiej histeryczki. Ciut starszej od Almy, ciut młodszej ode mnie. Niedojrzała gołąbeczka, która pewnie będzie miała coś ważnego do powiedzenia. Byłem na tyle zły, że mogłem się z nią podroczyć.
Zdjąłem lustrzanki z nosa i wyrzuciłem je przez okno.
- Spójrz mi w oczy i powiedz, że tego nie chce zrobić – odparłem z uśmiechem.
Usta jej zadrżały, a w oczętach pojawił się szklany błysk.
Będzie płakać. Jak już mówiłem, histeryczka.
- Zresztą, mniejsza z tym. Idź zrób obiad, umyj naczynia. Nie wiem kurwa. Zrób co ci się żywnie podoba.
Zasiadłem ponownie na sofie. Wysypałem kolejną kupkę śnieżnego proszku. W dupie miałem to co chciała mi powiedzieć. Nie obchodziło mnie to. Nie certoląc się tym razem wciągnąłem wszystko co było usypane. Na oko... Półtora grama, może dwa. Niech pikawa siądzie. Oficjalnie: przypadkowe przedawkowanie. Nieoficjalnie: samobójstwo. Trzecie. Do trzech razy sztuka jak to się mówi.
- Co ty wyprawiasz? - Iza zapytała mnie zupełnie spokojna.
Zaskoczyła mnie tym. Przed chwilą wyglądała jak rozklekotana lokomotywa, która za sekundę lub dwie miała się totalnie rozpaść, a teraz. Teraz wyglądała jak jeden z tych nowoczesnych, super szybkich japońskich pociągów. Pewna siebie z dumnie podniesioną głową. I... I ze stanowczością w głosie.
- Pozwól, że odpowiem śpiewająco – zaśmiałem się. Tupnąłem nogą, zagwizdałem – Niiiiic cie-kawego! - zacząłem chichotać jak małe dziecko.
- Po co to robisz?
- Co robię?
- Ćpasz! To to gówno sprawia, że taki jesteś.
Uśmiechnąłem się do niej szczerze.
- Nie znasz mnie. I nie chcesz mnie poznać – pokiwałem głową – To jest najgorsze, że zawsze tak było, a dragi kompletnie nic nie zmieniły. Wręcz przeciwnie, pozwalają mi z tym żyć.
- Dasz sobie radę bez nich. Rzuć je!
Czemu kobiety jak czegoś chcą muszą krzyczeć?
- Po co? Daj mi jeden sensowny powód dla, którego powinienem przestać!
Ja też potrafiłem krzyczeć. I to trochę głośniej.
- Tracisz zdrowie, skracasz życie, marnujesz je sobie...
- Chciałem się zabić – przerwałem jej w połowie zdania – Dwa razy. Mnie tu nawet nie powinno być, więc przestań mi tu pierdolić o życiu...
- Kocham cię...
- I podaj mi choć jeden sensowny powód, dla którego... Że co przepraszam? - Zapytałem z niedowierzaniem.
Ukucnęła obok mnie kładąc swoje dłonie na moich.
- Kocham cię - znów szeptała – Ale wiem jakie masz podejście do związków, więc nie chciałam o tym mówić i...
Zerwałem się na równe nogi. Złapałem się za głowę mocno ściskając dredy. Zacząłem chodzić w tą i z powrotem.
- Powinienem cię teraz wypierdolić na zbity pysk – Mówiłem głośnym i niegrzecznym tonem – Ale... - pomachałem palcem – Żeby oddać prawdziwy dramat sytuacji, kurwa sam wyjdę. Muszę odetchnąć świeżym powietrzem.
Otworzyła usta...
- Blblblblblb – zabulgotałem – Nie waż mi się nawet nic mówić!
Huknąłem na nią i wyszedłem trzaskając drzwiami. Pobiegłem na dach. Otworzyłem z impetem wrota dachowe i wszedłem na szeleszczący żwir. Kopnąłem go w nerwach. Cały się trząsłem.
- Kurwa ja pierdole, w dupę, chuja jebanego, pierdolonego... Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa chuj!
Darłem się szaleńczo.
Wyjąłem kolejnego potężnego blanta. Odpaliłem. Trzymałem go w telepiącej się dłoni. Serce niemalże rozrywało mi klatę. Ukucnąłem. Wstałem. Poszedłem w przód to znów w tył.
- Dlaczego ją odpychasz?
- Bo tak! - znów krzyczałem – Bo mnie nie zna. Bo nie wie jaki jestem na prawdę!
- A jaki jesteś? - zapytała Alma.
- Pojebany! - zaciągnąłem się dla uspokojenia – Ja ją skrzywdzę, a tego jej nie trzeba.
- Dlaczego ją skrzywdzisz?
- Bo może mi coś odwalić. Za miesiąc lub dwa postanowię zniknąć. Tak po prostu. Wrócę za kilka miesięcy jak gdyby nigdy nic, bo po prostu. Rozumiesz? Kaprys jeden z wielu. Bo ubzduram sobie, że ona chce mnie oszukać, bo... bo... - zacząłem się jąkać – Bo taki już jestem. Kumpel co najwyżej przyjaciel, ale nie kochanek. Nie nadaję się do związków. Mogę kochać, ale nie tak jak ona tego oczekuje.
- Dlaczego nie możesz?
Spojrzałem na nią groźnie.
- Nie wkurwiaj mnie z tymi pytaniami nawet...
- Ja cię znam, ale ty najwyraźniej nie ufasz sobie. Wmawiasz sobie, że możesz coś zrobić odpychając najwspanialsze z uczuć.
- Tak kurwa... I żyli długo i szczęśliwie. Przestań z takimi tekstami. To się skończy jak wszystko inne. Albo przejdzie jej pierwszej, albo mi. Chcąc, nie chcąc ktoś na tym ucierpi.
- Z kim rozmawiasz? - zapytała Iza.
Pięknie! Pięknie po raz wtóry dzisiejszego dnia. Cudownie.
- Z Almą! Cieszysz się? - pokazałem jej dłonią na Almę – Tutaj stoi. Jestem pierdolonym schizofrenikiem, a to jest mój anioł stróż. Jeden z wielu miliardów, milionów, tysięcy powodów, dla których nie możemy być razem.
- Próbowałeś się lecz...
- A to jest kolejny! - Krzykiem przerwałem jej w wypowiedzeniu słowa – Wszystkim się wydaje, że to trzeba leczyć. A mi się to podoba.
- To przez narko...
- I kolejny – Tym razem się uśmiechnąłem – Głosy słyszę od dziecka, a widzę ją od pięciu może sześciu lat. A ćpam od czterech. - Pokręciłem palcem wokół głowy – Ja po prostu jestem świrnięty – wytknąłem język kończąc tą wypowiedź.
- Przepraszam... - po pulchnych policzkach popłynęła łza.
- Za co?
- Ja nie chciałam. Ja wiem... Ja wiem, że ty nie chcesz związków, ale... Ale wyglądałeś tak... Tak desperacko, ty... Ty na prawdę byś to zrobił... - łkała jak małe dziecko.
Westchnąłem. Podszedłem do niej i objąłem ją czule.
- Uspokój się.
- Dlaczego?
- Dlaczego masz się uspokoić? - uśmiechnąłem się patrząc jej prosto w oczy – Bo łzy są zbędne. Są oznaką słabości, a ty jesteś silną dziewczyną.
- Nie to... - pociągnęła nosem – Dlaczego chciałeś się zabić? Teraz i wcześniej...
Mina mi lekko zmarkotniała. Co jej miałem odpowiedzieć? Cała historia była dosyć długa, mimo dwudziestu ośmiu lat życia. A same szczegóły nie brzmiały już tak zabawnie. Obiecałem sobie, że jeśli kiedykolwiek będę miał opowiedzieć o sobie, to to musi być rozwlekła, przepełniona anegdotami, gestykulacją i ironią opowiastka. Na sucho bardziej przypominało to melodramat, a nie chciałem jej bardziej rozklejać.
- Dlaczego? - zaszlochała ponownie.
- Nie chcesz wiedzieć słońce. W skrócie to wcale nie jest śmieszne.
- Śmierć nie jest zabawna.
- Oj jest. Uwierz mi jest. Zależy jak to wypowiedzieć i jak zaakcentować. To co dla ciebie jest sufitem, dla mnie może być podłogą i na odwrót. Zapamiętaj sobie te słowa. Jest tak jak chcesz żeby było, jeśli pomyślisz inaczej, będzie inaczej.
- Kocham cię...
- Przestań – Głośno westchnąłem, podszedłem do murka zostawiając ją na środku dachu.
Wziąłem kolejnego macha. Wypuściłem wielką chmurę dymu. Stanęła obok mnie.
- Dlaczego...
- Bo nie i koniec. - przerwałem jej – Ile się znamy? Niecały rok, a ty mi z takim czymś wyskakujesz? Zgłupiałaś. Mówię ci, nie znasz mnie. Przy bliższym poznaniu tracę na uroku. - Zakrztusiłem się wypluwając z siebie pochmurny kłąb – Zabrzmiało to próżnie, ale taka jest prawda. Nie zaprzeczam, że jestem zajebisty – zaśmiałem się – Ale tak na prawdę to ze mnie kawał skurwiela. Tyle ci powiem i weź ty sobie to do serca, a nie mi tu jakieś miłostkowe wyznania prawisz.
- Ale, gdy ja cię koch...
- Przestań powiedziałem. - Podniosłem ton. - Chillout słońce. Wybij to sobie z głowy.
- Dlaczego?
- Bo tak. Jeryyy... Jak małemu dziecku mam tłumaczyć. Nie i koniec.
Przytuliła się do mnie. Prawie przypaliłem jej bluzkę skrętem. Objęła mnie z całych sił. Pociągnęła nosem.
Spojrzałem w górę. Dżizus kpisz sobie ze mnie jak nigdy. Jak tak to dziewczęta mnie ranią, wykorzystują i zdradzają, a jak mam je w dupie to kutwa jestem nagle bożyszczem tłumów. Daj spokój Dżizusku!
- Dlaczego mi... Dlaczego sobie to robisz? Już w dupie mnie. Raz nie muszę być rozkapryszonym egoistą, ale ranisz siebie. Nie widzisz tego?
- Nie! - znów płakała – To ty tego nie widzisz. Odpychasz wszystkich udając wielce przywiązanego! Zbudowałeś mur i dopuszczasz wszystkich tylko do fosy, nic więcej – głos jej zadrżał – A ja chce więcej. I ty również.
- Ona ma rację – dodała Alma.
- Co wy się, cholera zgadałyście?
- Co?
- Cicho! Nie z tobą rozmawiam teraz – pogłaskałem ją po jej pięknych, brązowych loczkach – Ja wiem, że ty mną jesteś, ale czy ja na prawdę mogę coś czuć?
Iza odchyliła się od mojej klatki piersiowej, patrząc na mnie swoimi pięknymi, załzawionymi oczętami.
- To jesteś ty, tak na prawdę? Tylko próbujesz od siebie odtrącić tą dobrą stronę, stając się zły i niemiły?
- Lubię ją co raz bardziej – odparła Alma – A co za tym idzie...
- Przestańcie obie! - warknąłem – Nie i koniec. Nie, nie i jeszcze raz nie. wystarczy? Nie ufam sobie i nie wiem co mi odwali za miesiąc... BA! Ja nie wiem co mi odwali jutro.
Pocałowała mnie. Nasze usta splotły się w namiętnym pocałunku. Jej wilgotne i ponętne wargi wbiły się we mnie z determinacją. Objęła mnie jeszcze mocniej, a i ja przycisnąłem jej głowę do swojej.
Odepchnąłem ją od siebie. Prawie upadła. Stałem roztrzęsiony.
- Wyjdź.
Wykonała kilka kroków w moim kierunku.
- Proszę cie, sprób...
- Wyjdź! - ryknąłem najgłośniej jak potrafiłem.
Zesztywniała. Z oczu... Z jej pięknych oczu, których koloru nigdy nie odgadnę (zawsze widziałem coś więcej, niż tylko prostacki wzór barwy), poleciała istna kaskada łez. Odwróciła się na pięcie i pobiegła w stronę wyjścia. Przed drzwiami zerknęła jeszcze w moim kierunku i trzaskając drzwiami zniknęła z dachu.
Podszedłem do murku. Wychyliłem się niebezpiecznie.
- Nie dzisiaj. Dzisiaj nie mam ochoty nawet na to.
Podążyłem w stronę wyjścia. Do Izy.
Może mi wybaczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
niespokojna




Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nibylandia

PostWysłany: Śro 21:48, 23 Cze 2010    Temat postu:

"Czemu kobiety muszą zawsze krzyczeć?"
A dlaczego mężczyźni histerycznie reagują na słowa "Kocham Cię", bez różnicy czy są świrami czy tz.normalnymi ludźmi? ^^
A ogólnie to mnie rozklekotałeś opowiadaniem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Śro 21:51, 23 Cze 2010    Temat postu:

Ja nie reaguje histerycznie tylko mi się coś dziwnego wkręciło ;P I to przez Malleusa ;]
Ostatnio używam tego słowa bardzo często. Po dwudziestu sześciu latach można przerwać milczenie i krzyczeć do wszystkich: KOCHAM CIĘ!
Tak więc to robię, tylko nie wiem, czy jest to dobrze rozumiane ;P
Dziękuje za rozklekotanie ;P


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sleepwalking




Dołączył: 15 Cze 2010
Posty: 337
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:34, 25 Cze 2010    Temat postu:

kurcze, przeczytałam wpis z 8 Maja. Literacko to takie sobie, ale jako pamietnik super. Naprawdę wyjąłeś mi wiele rzeczy wprost z głowy .
1) melodia, która jest przy Tobie od urodzenia, ale nikt jej wcześniej nie wyraził aż do Emilie Autumn/Tori Amos
2) Apel, aby nie dzielić muzyki, ale by traktować ją jako całość.
3)wahanie co do tego, czy wysłać gdzieś swoje prace. Bicie sie z myślami (niewiedza lepsza czy lepsza konstruktywna krytyka)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Wto 15:21, 29 Cze 2010    Temat postu:

Czytaj, czytaj ;] A ja tym czasem wstawiam w końcu coś nowego. Tym razem to migrena nie pozwala mi nic pisać. Ehhh... Czy mi ciągle musi coś dolegać... Miłej lektury...


Siedziałem na balkonie. Zrobiłem sobie tam takie małe, stanowisko pracy. Nie chciało mi się co chwila wychodzić na dach, a zresztą ostatnio bardzo się rozleniwiłem. Nie kazano mi nigdzie jeździć, tylko pisać felietony. Tomek przynosił różnego rodzaju używki, Iza robiła zakupy i gotowała. A ja... Ja nic nie musiałem robić. Jedyny pozytywny aspekt, ostatnimi czasy.
Głównym powodem tej balkonowej sjesty, była szybka i natychmiastowa „akcja”. Mogłem w każdej możliwości skoczyć, ale powiem szczerze, że nie chciałem. Znaczy się chciałem, ale i nie. Ciężko to wytłumaczyć. Sam nie wiedziałem co mnie trzyma. Dlaczego nie chce tego zrobić?
Iza położyła mi na stoliku kolejnego drinka.
- Dzię... - Wyszła, nawet nie zatrzymując się na chwilkę. Szklanka niemalże rzucona na blat.
Nie dziwię się jej. Przejdzie jej na pewno.
- To już miesiąc – odezwała się Alma.
- Przejdzie, zawsze wszystkim przechodzi. Dlaczego miało by być inaczej w tym wypadku?
- Bo to miłość? - odpowiedziała ironicznie.
- Tiaa... Każdego trafia, trzyma. Wszyscy są och i ach, a potem przechodzi. I zazwyczaj jedna osoba musi się męczyć, żeby drugiej nie zrobić przykrości. Nie, nie, nie. Miłość to uczucie, a każde przemijają.
- To, że ty w to nie wierzysz to nie znaczy, że inni też! - wrzasnęła Iza.
Słyszała. Ehhh... Teraz będzie trzeba się tłumaczyć i przepraszać. No właśnie, żeby nie zrobić przykrości.
Wyszedłem szybkim krokiem, by ją dogonić. Chciała wyjść. A obiad?
Aaaa! Dlaczego w takich chwilach, myślę o czymś tak przyziemnym.
Zagrodziłem jej drogę.
- Musimy porozmawiać słońce – zacząłem ciepło – Trzeba sobie wyjaśnić parę rzeczy, tu i teraz – skończyłem stanowczo.
- Po co? To i tak nic nie zmieni.
Próbowała mnie odepchnąć, jednak ja stałem jak dąb wryty w ziemię.
- Dżizus! Przyjaźń jest wspanialsza od jakiegoś bzdurnego uczucia. Dlaczego ci to nie wystarczy?
- Bo nie! Jak ty to lubisz odpowiadać – Szarpała się i chciała mnie kopnąć w piszczel, abym w końcu skapitulował i dał jej przejść.
- Uspokój się. Dlaczego nie chcesz porozmawiać?
Widziałem jej kolejne łzy spływające po policzkach. Znów płaczę i znów przeze mnie.
- Puść mnie! Puść mnie. Puść mnie... - każde było co raz cichsze – Puszczaj!
Uderzyła mnie z otwartej dłoni w twarz.
Nie wytrzymałem. Złapałem za jej ramiona i mocno przycisnąłem ją do ściany, sprawiając Izie ból. Przestała się bronić, tylko zasłoniła sobie usta dłońmi. W jej oczach ujrzałem strach, przerażający strach i bezbronność. Odskoczyłem od niej jak poparzony. Ona na prawdę pomyślała, że mógłbym jej coś zrobić, że mógłbym ją skrzywdzić.
- Wyjdź. Nie ufasz mi więc wyjdź. Nie ma sensu tego dłużej ciągnąć. Nie chciałem żebyśmy rozstawali się w gniewie, ale jak nie to nie. Łaski bez. Krzyżyk na drogę. Niech wiater wieje w plecy. I co się tam innego mówi. Na razie.
Przechodząc przez pokój przewróciłem jeszcze krzesło i zrzuciłem szklankę ze stołu. Nie chodziło o jakieś agresywne rozwalanie, ale przeszkadzał mi teraz porządek, który zmąciłem wywracając kilka rzeczy. Poczułem się z tym lepiej.
Oparłem się o barierkę na balkonie. Zerknąłem w dół i uśmiechnąłem się pod nosem. Wyjąłem skręta. Nie odpaliłem go, przyglądałem mu się przewracając go w palach.
Może ja faktycznie uciekam w świat iluzji? W wyimaginowany narkotyczny stan? Kłamstwem było by jednak stwierdzenie, że to przez nie taki jestem. Otworzyłem się na ludzi głównie przez pozytywny trip. Ciągle mi coś nie pasuje. Ciągle jest coś nie tak. Może faktycznie nie ma miejsca dla takich ludzi jak ja. Ale czy jest więcej takich osób? Szczerze wątpię.
- Przepraszam.
Iza wybiła mnie z rozmyślania. Włożyłem skręta do ust i odpaliłem go pociągając mocno.
- Czego? - warknąłem – Żartowałem! - zaśmiałem się – Nie masz za co słońce. To ja...
- Nie ja! To moja wina. Nie powinnam do tego tak podejść. Miałeś prawo się zdenerwować. Nie chce tego psuć.
Objąłem ją. Spoglądaliśmy na zachód słońca... Bardziej romantycznego momentu nie można było uchwycić. Pięknie. Podałem jej skręta.
- Buszka?
- Z przyjemnością – uśmiechnęła się. – Jeszcze raz przepraszam. Przyjaciel mi w zupełności wystarczy.
- Grzeczna dziewczynka. Śliczny moment na przypieczętowanie przyjaźni. Ostatni blask promieni słonecznych, który opatula nas aurą jedności i zrozumienia.
- I wzajemnej tolerancji. - Kaszlnęła, oddała mi skręta – Nie wiedziałam, że ty taki romantyk – zachichotała.
- Dlatego mówiłem, że mnie nie znasz. – Potargałem ją po włosach – No maleńka koniec tego fiu bździu. Zajmij się sobą ja muszę w końcu coś napisać na jutro.
Pocałowała mnie delikatnie w policzek. Spojrzała mi w oczy i z ciepłym uśmieszkiem odparła:
- Dziękuje za...
- Blblblblblb – przerwałem jej moim klasycznym bulgotaniem – Chillout pełen słońce. Przyjaciele rozumieją się bez słów.
Klepnąłem ją w pośladek.
- Leć sobie pomalować bejbe.
Łypnęła na mnie groźnie. O matko! Nie powinienem jej klepać. Zapomniałem jakie piekło wtedy rozpętała.
- Eeee... Sory, to taki dowcip... Eee...
Parsknęła śmiechem.
- Wiem. Żartuje sobie z ciebie.
Pokiwałem głową i zasiadłem przed laptopem. Wziąłem dużego łyka, wypijając prawie do połowy wcześniej przygotowanego już drinka. Odpaliłem kolejnego blanta.
„Dlaczego tak często będąc z kimś, jesteśmy jeszcze bardziej sami? W jaki sposób można kroczyć samotnie w tłumie? Z racjonalnego punktu widzenia to zaprzecza samemu sobie. A jednak! Jednak to samotność w towarzystwie niszczy nas tak bardzo. Otaczając się ludźmi, z którymi nie mamy tej mentalnej spójności, cierpimy bardziej. Dlaczego więc nie zamknąć się w domu na cztery spusty, zabić gwoździami wszelkie okna? Mamy XXIw, wszystko możemy załatwić przez internet. I chyba do tego to zmierza... By ludzie nie czuli, byli puści w środku. W swych czterech ścianach zapomnieli jak to kochać, lubić, szanować. Zadręczać się, lecz nie pragnąć niczego więcej. Bo po co? Media dają nam jasno do zrozumienia, że lepiej się bać. Odczuwać strach przed wszystkim co nas otacza. Terroryzm, Al-Kaida, zamachy, szpiedzy, konspiracje... To wszystko to tylko rząd, a my dajemy sobą tak manipulować. Kłamstwo wpajane od dziecka, które było pielęgnowane przez tyle lat. Jak można się go pozbyć ze swojej własnej głowy?
Życie to faktycznie ciągłe tragedie i katastrofy, ale również zwycięstwa i nagrody. Dlaczego o nich zapominamy? Dlaczego pamiętamy tylko o złych rzeczach? Dlaczego będąc zranionym, oszukanym, okłamanym boimy się znów zaufać? Dlaczego?
Czemu nie obdarujemy miłością pierwszą napotkaną osobę? Dlaczego nie można już zaprzyjaźnić się z każdym nie odczuwając przynajmniej nikłego lęku.? „Zdradzi nas prędzej czy później. Powiemy coś, a on wykorzysta to przeciwko nam...” Dlaczego?
Czasami czuję się jak małe dziecko z tymi pytaniami. A dlaczego? [śmiech] Bo na żadne nie mogę uzyskać sensownej odpowiedzi. Z jakiej racji ufać, jeśli na sto procent ktoś nas zdradzi. Jak dla mnie powinno być przysłowiowe „fifty-fifty”. Więc skąd wzięło się to na pewno? Czemuż w dzisiejszym społeczeństwie nie ma już akceptacji, tolerancji i zrozumienia? Jest tylko fałsz, manipulacja i terror.
Do czego to zmierza? I dlaczego odpowiedzią na to pytanie jest: do samo-destrukcji?
I ostatnie pytanie. Dlaczego więc nadal do tego dążymy? Dlacze... Ehhh... Ciągłe interpelacje, zero odzewu.
Jeśli jednak nie ufamy innym, to czy tak na prawdę nie ufamy sobie?...”
Oparłem się wygodnie na fotelu, założyłem ręce za głowę.
Właśnie. Z jednej strony chciałbym spróbować. Co mnie więc trzyma? Chyba ja sam. Przyjaźń i związek na pierwszy rzut oka nie różni się praktycznie niczym. Ot co, w jednym przypadku chodzimy razem do łóżka, a w drugim na piwo. Jednak to wcale nie jest takie proste. Związek to stu procentowe oddanie siebie dla drugiej połówki. Bez gadania oddajemy to co w nas najlepsze. Jesteśmy zawsze o dobrej porze i w dobrym miejscu, by raczyć pomocą i co najważniejsze miłością.
Przyjaźń mimo wszystko jest bardziej na luzie. Fakt! Musimy coś również wkładać w tą „więź”, ale już nie na tych samych zasadach. Każdy ma więcej przestrzeni i ogólnie może robić co mu się żywnie podoba, a druga osoba powinna to tolerować... A może się mylę? Może sprawiam jej przykrość swoim zachowaniem.
Cholera!
Wstałem. Wypiłem resztki napoju wysokoprocentowego i wyrzuciłem szklankę na sam dół, śledząc ją wzrokiem, aż do samego końca. To co robię prowadzi do unicestwienia. Każdy szaleniec chyba wie, że zażywając zasadniczo wszystkie używki, prędzej czy później nastąpi zgon. Nie ma się co oszukiwać, że dożyjemy spokojnej starości. Sześćdziesiątka to maks do czego zdołam dociągnąć przy takim trybie życia. W sumie to zostało mi jeszcze raz tyle. Wydaję mi się, że nawet tyle nie wytrzymam.
Może właśnie dlatego odpychałem wszystkich ode siebie? By nie musieć się o nic martwić, nie być za nikogo odpowiedzialny. A teraz cholera, kogoś krzywdzę. Pięknie! Ale ja nie chcę z tym kończyć...
- Może czas najwyższy? - zagadała do mnie Alma.
- Ale ja nie chcę... - Skwasiłem minę jak dziecko, po czym wyjąłem kolejnego skręta.
- Możesz przestać na litość Boską! - Wykonała gest, który gdyby na prawdę istniała wytrącił by mi zawiniątko, a tak to przeleciał tylko po dłoni chłodny powiew wiatru.
- Haha! - zmrużyłem oczy – Dałaś się nabrać. I co? Łyso ci teraz co?
Włożyłem powolnie blanta do ust i napawając się chwilą odpaliłem go. Stała z rękoma opartymi na biodrach z iście waleczną minką.
- Przestań się naburmuszać. Mi się to podoba. Dlaczego miałbym przestawać?
- Dla niej...
- Cholera! Wiedziałem, że to powiesz. Jesteś strasznie przewidywalna wiesz.
- Trudno, żebyś nie wiedział co sam powiesz.
- Nie mędrkuj mi tutaj, okejka? - Pokiwałem głową biorąc maszka. -Przecież... Ehhh... Wiem, wiem, może kiedyś. Na pewno nie teraz.
- Bo jesteś uzależniony.
- A ty jesteś halunkiem! Żeś wymyśliła. Mogę przestać kiedy tylko zechcę. Moc w naszej rodzinie jest silna – zaśmiałem się.
- To przestań.
- Wiesz, że mógłbym, ale ja na prawdę nie chcę. Jak zobaczę, że jest mi z tym źle to dobrze wiesz, że rzucę.
- Boisz się, że nie będziesz mógł pisać?
- Pfff... - wzdrygnąłem się – Teraz to już w ogóle pojechałaś. Nawet mi to do głowy nie przyszło. Nie mówię, że nie pomaga, ale zapewniam cię, że jak rzucę to na pewno nie wszystko. Alko i trawa pozostaną na wieki, wieków amen – Zerknąłem na jej stanowczą minę – Z umiarem oczywiście – dodałem z uśmieszkiem. - To mnie rozluźnia, pod wpływem innych szmerów, bajerów rzadko kiedy tak na prawdę zasiadam... Zresztą komu ja się tłumaczę. Sama dobrze wiesz.
- Ale ty nie za bardzo zdajesz sobie z tego sprawę. Myślisz, że po co tu jestem? Gdybyś na prawdę wiedział co robisz, nie potrzebował byś mnie. Nie potrzebował byś pomocy.
- Ale mi pomagasz... Uhuhuhu... Najpierw straszyłaś jak diabli, a teraz prawisz od rana do wieczora kazania.
- Najwidoczniej właśnie tego potrzebujesz. Wsparcia i wskazówek.
- Kazania powiedziałem. Nie myl pojęć moja droga. Jeśli poczuję wewnętrzną potrzebę zakończenia tego to skończę. Uwierz mi. Koniec tematu. Daj popisać, a nie mi tutaj marudzisz.
Rozłożyłem się wygodnie ponownie w fotelu. Położyłem laptopa na kolanach i kontynuowałem swój wywód.
„Ludzie rzadko kiedy ufają tak na prawdę sobie. Czy na sto procent wiemy co zrobimy jutro, czy pojutrze? Jak zachowamy się pod czas wypadku? Miłość oznacza poświęcenie, a ja chyba zdolny do tego nie jestem. A czy ty potrafiłbyś oddać za kogoś życie?
Tak mi się właśnie wydaję. Że na tym to właśnie polega...”
W dupie to mam. Wysyłam niech się cieszą z tych wypocin. I tak zawsze coś zmieniają, bo nie rozumieją połowy z tego co piszę. Wkurzyłem się.
- Izuuuś! Czy mógłbym prosić o kolejnego drinka?
Zero reakcji. Westchnąłem. Nie jestem w stanie dla nikogo się poświęcić. Więc ki diabeł w ogóle pomysł z tą przyjaźnią. Gdzie ten cholerny drink?!?
- Nie za dużo dzisiaj?
- Nie!... Przepraszam. Nie słoneczko. Dziękuje bardzo aniołku.
Wziąłem szklankę, wypiłem wszystko na raz i szybkim ruchem posłałem ją przez balkon. Popatrzyłem jak radośnie rozbija się na dole.
Tego potrzebowałem. Ulżyło, ale tylko lekko. Muszę się czymś naćpać. Tak. To zdecydowanie dobry pomysł.
Powtórne westchnięcie... Ja nie umiem okazywać emocji. Wszystko sprowadza się do naćpania. Bo wtedy nie będę krzyczał, kopał w ścianę, płakał i cholera wie co jeszcze.
Irytacja w tym momencie sięga zenitu.
- Widzisz. Musisz przestać.
- Zamknij się do kurwy nędzy! - Alma jak zwykle nie wie kiedy przestać.
- Co się stało? - Iza oderwała głowę od sztalugi, wyglądała na zaniepokojoną.
- Nic. Nie ważne. Wychodzę. Na razie.
Tylko nie trzaskaj drzwiami. Tylko nie trzaskaj drzwiami. Tylko nie trzaskaj drzwiami.
Jeb! Huknęło, aż się widno zrobiło. Otworzyłem je i krzyknąłem do Izy.
- Soreczka. To przeciąg. Wcale nie jestem zdenerwowany.
Tym razem na spokojnie, powolutku domknąłem wrota do mego mieszkania. Wsiadłem do windy. Wyjąłem telefon. Wybrałem numer do Tomka.
- Co robisz?... Oooo... To dobrze się składa... Okejka... Będę tam za maks kwadrans... Na razie!
Odłożyłem słuchawkę. Tomek właśnie do mnie zmierzał z jakimś białym ścierwem i kosmicznymi pigułami. Umówiliśmy się na Piotrkowskiej w ogródku Biblioteki. Po browarze, po pigule i na miasto.
Kolejny nic nie znaczący wieczór. Kolejny nic nie znaczący wytrzep. Kolejne nic... Szaleństwo, które nic nie wnosiło do mojego życia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sleepwalking




Dołączył: 15 Cze 2010
Posty: 337
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:14, 29 Cze 2010    Temat postu:

Jestem na 9 maja.A teraz słoneczne dni, nie chce się ani czytać 9chyba,że książki drukowane), ani samemu pisać.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
niespokojna




Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nibylandia

PostWysłany: Śro 21:09, 30 Cze 2010    Temat postu:

Powiem tak: uwielbiam dialogi w Twoich tekstach! Kurwa uwielbiam. I opisy przeżyc wewnętrznych. Cudo

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Śro 21:31, 30 Cze 2010    Temat postu:

Zatkało... Mnie w sensie oczywiście...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
niespokojna




Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nibylandia

PostWysłany: Śro 21:36, 30 Cze 2010    Temat postu:

Sedes zatkało. Ha ha ha.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pią 20:47, 02 Lip 2010    Temat postu:

Weź bo naślę na Ciebie jednorożca i wymiękniesz ;] I po co Ci to Very Happy
Kolejne coś! Tamtaradam! Fanfary i białe gołębie! Miłej lektury życzę!


Leżałem na ziemi. W bardzo, ale to bardzo dziwnej pozycji. Przycisnąłem całym ciałem lewą rękę, co nie powiem, sprawiało mi trochę bólu. Prawą zaś miałem gdzieś wykrzywioną ku górze. Nogi rozkraczone. Twarz skierowaną w stronę podłogi.
Prawdopodobnie straciłem przytomność, bo łeb rwał w okolicach czoła jak szalony. Nie żebym się opił i opadł bezwładnie. Po prostu najarałem się hashem jak głupi, przegryzłem wszystko meskaliną i doszedłem do wniosku... Że chce upaść. Ale nie tak jakoś normalnie. Włączyć motyw manekina i runąć na podłogę bez żadnych hamulców. Zobaczyć jak to jest. I kurczę bolało jak diabli. Łupnąłem chyba głową o kant stołu. Przynajmniej tak mi się wydawało, musiałem przecież wyjaśnić jakoś ten przeszywający ból. A, że leżałem obok stołu... Cóż, detektywem nie jestem, ale potrafię dodać jeden do dwóch. Kolejna banalna sprawa rozwikłana przez agenta Alojzego.
Wstać, czy nie wstać? O to jest pytanie. Nie chce mi się. Mimo wszystko podoba mi się nawet taka pozycja.
Swoją drogą... Pachnie mi tu depresją. Ostatnimi czasy zupełnie nic mi się nie chce. Nawet ostre i radykalne ćpanie nie jest już takie zabawne jak zawsze. Nudzi mi się wszystko. Nie sprawia frajdy. Nie bawi i co tam sobie jeszcze dusza zapragnie. Wiedziałem jednak, że wszystko mnie drażni. Irytacja w pełni tego słowa znaczeniu.
- Jezus Maria! Nic Ci nie jest?
Kto cholera krzyczy mi do ucha?
Iza. Nie słyszałem jak wchodzi do mieszkania. Zadumałem się za bardzo. A teraz mnie szarpie jak dziecko maskotkę.
- Chillout skarbie.
Rzekłem bez żadnego uczucia.
- Co się stało? Dzwonić po...
- Chillout powtarzam. Nic ciekawego. Wracaj do swoich zajęć i daj mi poleżeć w spokoju.
Chyba użyłem złego tonu, albo ubrałem to w złe słowa. Nie pamiętam już co dokładnie powiedziałem. Wiem, że wyraz jej twarzy mówił sam za siebie. Takie pomieszanie szału z histerią. Popchnęła mnie w kierunku dywanu, jakby chciała mnie w niego wbić, wstała cała naburmuszona.
- Jaja sobie ze mnie robisz?
- Dlaczego tak głośno od razu? Przecież nic nie zrobiłem...
- Nic? - wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia – Leżysz jak połamany, krzesło wywrócone, z czoła leci ci krew i nic? Nie... Nie. – Odwróciła się na pięcie i gestykulując rękoma udała się w stronę kuchni. - Nie, tego już za wiele.
Czyli jednak krzesło. Detektyw ze mnie kiepski niestety. Wstałem i poszedłem za Izą.
- Słońce luzuj. Chciałem... Nie ważne. W każdym bądź razie nic się nie stało.
- Co znowu chciałeś? Mów. Zaskocz mnie, jeśli po roku mieszkania razem będziesz w stanie. - Skrzyżowała ręce, przytupnęła stanowczo stopą. - No proszę. Czekam na wyjaśnienia.
- Chciałem zobaczyć jak się upada. Tak po prostu poleciałem do przodu. Powiedzmy, że w ramach kolejnego eksperymentu.
- Kurwa... Jednak jeszcze potrafisz zszokować. Nie chce nawet tego komentować. Siadaj, trzeba to opatrzyć – wskazała na taboret, a sama zaczęła szukać coś w górnej szufladzie nad lodówką.
Usiadłem. A co miałem robić? Sprzeciwić się kobiecie? Nigdy w życiu. A już na pewno nie jej. Napawała mnie jakimś dziwnym lękiem. Przeciwstawić się jej, to jak przeciwstawić się samemu Bogu. Zakładając oczywiście, że jest taki „miłosierny” jak go opisują w Biblii.
- Auuuuu! - zawyłem.
- Taki duży chłopiec, a taki mały mazgaj – pokiwała głową.
- Daj spokój, piecze jak diabli. Co Ty mi, spirytem to polałaś?
- Tak...
- Yhym – Przytaknąłem – To zmienia postać rzeczy.
- Nie masz wody utlenionej, więc trzeba się ratować tym co jest.
- A podmuchasz? – spojrzałem na nią najsłodszym wzrokiem jaki tylko potrafiłem wykonać.
Zaśmiała się. Ale po chwili podmuchała.
- Już. Lepiej? - skinąłem głową – Zuch chłopak. Teraz tylko plasterek. Jaki chcesz? W kwiatki, czy kucyki?
- Kwiatuszki.
Nie wiem dlaczego, ale któregoś razu na zakupach z Tomkiem, najarani pokupowaliśmy całą masę plastrów ze wzorkami. Z jednej strony dla jaj, z drugiej... Nie. Tylko dla jaj. Ale nie było innych, więc teraz śmigałem z plasterkiem w kwiatuszki. Pięknie.
- Ja muszę jeszcze na chwilę wyjść. Byłabym wdzięczna gdybyś już nic sobie nie zrobił przez ten czas.
- Spokojna twoja rozczochrana kędziorku. Może sobie coś popiszę. Zrobisz mi coś dobrego?
- Ehhh... Truskawka, czy pomarańcz?
- A dało by radę to i to?
- Niech będzie. Za chwilę ci przyniosę.
- Dzięki skarbie. Będę na balkonie.
Cholerne złote dziecko. Jakby jakiś piekielny dar. Co by nie wlała do szklanki, czego by nie wymieszała i tak byłoby to przepyszne. Nigdy nie była barmanką, po prostu brała butelki i zlewała je w jedną idealną całość. Koszernie.
Zasiadłem przed laptopem. Wyjąłem skręta i zapaliłem go oczywiście. Delektowałem się jak nigdy wypuszczając kłęby dymu. Nie spodziewałem się jakiejś boskiej weny. Nawet nie chciałem pisać. Włączyłem sobie relaksacyjną muzykę. Zgrałem niedawno składankę pięćdziesięciu utworów poważnych wszech czasów. Chłopaki trafili w sedno. Wyłapali chyba najbardziej klasyczne z klasycznych dzieł. Niby nic oryginalnego, bo większość ludzi wszystkie kojarzyła, ale chyba właśnie na tym ich piękno polegało. Bo kto nie lubi Jeziora Łabędziego? Albo Carmen? Albo Valkyrie? Albo... I tak można by było pięćdziesiąt razy. Cudo, cudeńko.
- Proszę.
- Dziękować, dziękować słodziutka.
I do tego jak ona je podawała. Nie byle jak w szklance. Pucharek wypełniony kolorowym trunkiem z parasolką, truskawką i plastrem pomarańczy oraz cytryny. A co dokładnie było w płynie? Tego ona sama chyba nie wiedziała. Brała co popadnie, mieszała, dodawała jakieś soki i voila. Rozkosz podniebienia. Kubki smakowe szalały. Pychotka.
Może sobie coś obejrzę? Skazani na Shawshank? Nie. Wczoraj oglądałem. Tak w ramach przypomnienia. Oglądam ten film średnio dwa razy w roku, by nie zapomnieć.
Włączyłem szybko worda.
„Nadzieja.
Zło czy dobro? Chcąc nie chcąc, jest w stanie wprowadzić człowieka w obłęd. Mówi się, że „Nadzieja matką głupich”. Ja zawsze lubiłem ripostować: „Każda matka kocha swoje dzieci”. Co oczywiście było kłamstwem, bo jak wiadomo niestety nie każda. Więc jak mają się czuć ci nie kochani? Ci porzuceni przez wszystkich?
Kiedyś przeczytałem cytat (oczywiście nie pamiętam kogo), że nie można odbierać nadziej, bo to często ostatnia rzecz jaka człowiekowi pozostaje. A jeśli ją odebrano? Czy można w końcu z tym skończyć? Ja wiem, masło maślane. Ale nie chciałem napisać samobójstwo. To tak dziwnie brzmi. Wole stwierdzenie „skończyć”.
„Nie zabijaj”... Przez dziewięćdziesiąt procent ludzi mylnie rozumiane przykazanie. Wiem, wiem. Nie jestem wierzący, aczkolwiek mam kilka swoich własnych reguł, które staram się przestrzegać. Jednym z nich jest właśnie: nie zabijaj. A zabić, niestety można na wiele sposobów. Między innymi słowem. Oooo, jak można kogoś mocno zranić zwykłym, niepozornym słowem. Bo tak na prawdę ile osób zabiło się z powodu wyrazów, które zostały wypowiedziane? Praktycznie wszystkie, z małymi wyjątkami oczywiście. Ale taka prawda. Słowo to potężna broń, która ostatnio uważana jest za mało istotną. Dlaczego? Sam nie wiem. Ogłupienie mediami. Młodzież, która dosłownie bierze sobie wszystko do siebie. Nie wiem, nie rozumiem. Nie rozumiem niestety wielu rzeczy, które działy się, dzieją się i dziać będą. Na tym właśnie polega piękno życia. Ostatnio usłyszałem wspaniałe zdanie. „Żyłem wystarczająco długo by zrozumieć, że życia nie można zrozumieć”.
Niesamowite zdanie, które zrobiło na mnie fantastyczne wrażenie. Dlatego właśnie kocham cytaty. Za przekaz w kilku słowach. Nie ważne, czy to znany filozof, czy kloszard z pod pijalki. Każdy ma coś czasem mądrego do powiedzenia. A to są właśnie te słowa, które trafiają i zmuszają do refleksji.
Może... Może faktycznie to wszystko nie ma sensu? Wiem, że już to pisałem, ale może naprawdę, naprawdę! Dlaczego wszędzie doszukujemy się ukrytego znaczenia? Może właśnie na tym polega nasze życie... Żyjemy i umieramy. Bo po prostu. Koniec i kropka. W sumie jestem na dobrej drodze. Żyje szybko bez żadnych perspektyw. Po co? Po co jeśli to wszystko i tak ma zniszczyć słońce lub My... My ludzie? Wiem, że to paranoja lub głupkowate wytłumaczenia, ale naprawdę wierzę w koniec świata. Ludzie doprowadzają do Orwellowskiego Roku 1984. A wszyscy ślepo wierzą i idą za głosem systemu, który jawnie i bez skrupułów ich oszukuje.
Więc jak tu można w coś wierzyć? Mieć nadzieję? W sumie można, ale zależy jak na to patrzeć. Ja mimo, iż jestem egoistą spoglądam na świat z szerszej perspektywy, więc paradoksalnie nie jestem w stanie myśleć tylko o sobie. Nigdy moje szczęście nie będzie dla mnie tak istotne z powodu cierpienia milionów innych zagubionych duszyczek.
Cholera! Powinienem stawać na uszach i biegać po suficie. Robię to co kocham, otaczam się fascynującymi ludźmi, mam świetne mieszkanie i całkiem pokaźne konto. I co? Zmierzamy do końca... Wykończy nas albo słońce, albo my sami i co najgorsza, w dosyć krótkim terminie. Nie umiem o tym nie myśleć. Nie umiem nie przejmować się. Z jednej strony uwielbiam ludzką głupotę, z drugiej zaś strony dobija mnie i to osinowymi kołkami do rozżarzonej teflonowej patelni. To jest jakaś pieprzona paranoja...”
Oparłem się o stoliczek. Obok komputera leżała paczka niebieskich Chesterfieldów. Wziąłem ją, otworzyłem i wyjąłem go. Powąchałem. Nie paliłem dobre... Będzie już ze cztery lata, albo i więcej. Jedno z tych zaskakujących postanowień nowo rocznych. Włożyłem do ust, odpaliłem benzynową zapalniczką i pociągnąłem. Fantastyczna chwila. Dlaczego rzuciłem tak wspaniały nałóg?
Telefon zatrząsł się przeraźliwie na blacie. Bob One & Da Bass – Sensimilla. Melodyjka przypisana, do któregoś z Tomka z bandy Drumbo.
Fifa ?!?
- Co jest Fifarafofasonie?
- ...
- Okejka. Wpadaj ziomek. Bo widzę, że chcesz pogadać.
Ten człowiek potrafił nic nie powiedzieć nawet wtedy, kiedy do ciebie dzwonił. Czasami się zastanawiałem dlaczego tak bardzo go lubię.
Skuliłem głowę. Wybrałem chyba sobie najgłośniejsze dryyyyyń w dzwonkach do drzwi. Zawsze mnie wystraszył ten dźwięk. Szybki. Czy wszyscy dzwoniąc do mnie stoją przed moim mieszkaniem? To już nie pierwszy raz. Udałem się w kierunku wrót. Otworzyłem je.
Tomek spojrzał wzrokiem pełnym zaskoczenia, widok mnie z papierosem nie był czymś naturalnym.
- Ty palisz?
- Ty mówisz? - zaśmiałem się – Nie wiem, tak mnie jakoś naszło. Wbijaj nie nawijaj w progu.
Przed zamknięciem drzwi zerknąłem na korytarz, tak na wszelki wypadek.
Poszliśmy do kuchni... Zawsze mnie to zastanawiało. Co kryło się w tym pomieszczeniu, że zawsze tam się każdy przenosił? Gdzie by się impreza nie zaczynała, kończyła się na kuchni. Każde nawet najdziwniejsze wspomnienia kojarzyły mi się właśnie z tym pokojem. Dlaczego?
- Piwo, wino, szkocka? A może małe co nie co?... Domyślam się, że piwko z blanciczkiem.
Z lodówki wyjąłem zimnego Żubra, a z zamrażalnika wielkiego, brązowego blanta. Nie wiem dlaczego, ale zawsze trzymałem w zamrażalniku trawę.
- Więc co cię sprowadza w moje skromne progi?
- Zakochałem się...
- No żeś kurwa...
Wstałem. Wziąłem dużego łyka schłodzonego browara. Przeszedłem się w tą i z powrotem odpalając papierosa.
- To jest jakaś nowa moda?!? Co wy macie z tą miłością ostatnio?
Tomek zerknął na mnie dziwnie i spuścił głowę.
- Chillout. Żartuje tylko. Mów kim jest ta szczęściara?
Fifa podniósł głowę na chwilę, w jego oczach ujrzałem dziwny błysk, po czym ponownie wpatrzył się w podłogę.
- Okejka... Rozumiem. Wiesz, że rozmowa jest wtedy kiedy dwie osoby rozmawiają. Rozumiesz, no nie? - Nie czekając na odpowiedź kontynuowałem dalej. - Znam ją przynajmniej?
Pokiwał łbem twierdząco.
- O żeś kurczaczek. Od was z osi?
Tym razem zaprzeczył.
- Cholibka. Któż to może być? - Pogłaskałem bródkę, zastanawiając się nad kolejnym pytaniem. - Natalia? - zaprzeczył – Kasia, Kasiuńka? - znów to samo – Wiem! Napalona Wiki?
Ponownie zanegował. Cholera! Kto to może być.
- Już jestem! Żyjesz?
Iza wbiegła do kuchni. Otarła czoło i westchnęła.
- Na szczęście. - Zwróciła się w stronę Fify - Siemka Tomuś. Co tam u ciebie?
- Dobrze. Wpadłem pogadać z Alojzym.
- Khy!...Khy!... - Zacząłem krztusić się dopiero co wziętym łykiem Żubra. Machałem rękoma błagając o walnięcie w plecy. Jeszcze chwila, a na pewno się uduszę.
Iza walnęła mnie z całych sił w tył. Zadyszałem ciężko i wybuchnąłem śmiechem.
- Pompa w chuj nie powiem. Wymiękam w tym momencie.
- Co? - zapytała Iza.
- Nie ważne – spojrzałem na Fifarafę – Co tam ogóreczku jeszcze powiesz ciekawego.
Nic nie odpowiedział.
- O co mu chodzi? - Ponownie zapytała dziewczyna.
- Chyba się domyślam – odpowiedział Tomek – Alojzy pozwól na balkon. Musimy porozmawiać w cztery oczy.
- Się już doczekać nie mogę gołąbeczku! Izuś słońce. Zrobiła byś nam po truskaweczce? Prosimy ślicznie – uśmiechnąłem się do niej błagalnie.
- Dobrze. – Zdecydowanie była bardzo podejrzliwa.
Udałem się z Tomkiem na balkon. Rozsiedliśmy się w fotelach. Wyjąłem skręta z kieszeni koszuli.
- Pal ziomuś. Pal to pęto. Toś mnie zszokował.
- Tylko jej nie mów, proszę.
- Skądże znowu. Czy kiedykolwiek cię zawiodłem? Nie. Dokładnie. – Odpowiedziałem sam sobie – Dlaczego z nią nie pogadasz? Iza to porządna dziewczyna. Zrozumiała by twoje namiętne uczucie.
Zachichotałem podając kompanowi blanta.
- Nie drwij. Wydaje mi się, że ona już kogoś obdarzyła uczuciem. Czasami wydaje się taka nie obecna w towarzystwie. Jakby o kimś myślała.
- A nie o czymś? Nie trzeba zawsze myśleć o jakiejś osobie. To skrzywdzone dziewczynę i na pewno ucieszyła by się z powodu zalotów tak urodziwego młodzieńca. I nie. Nie kpię z ciebie, po prostu uważam cię za porządnego faceta i dobrze o tym wiesz.
- Wiem – zapatrzył się przed siebie – Ale nie wiem co mógłbym jej powiedzieć. A gdyby mnie odtrąciła? To mogłoby wszystko popsuć. Wole się przyjaźnić, czy zniszczyć wszystko jakimś głupkowatym wyznaniem.
- Jakim wyznaniem? – Wparowała Iza z dwoma pucharkami z trunkiem o krwistym zabarwieniu, w których pływały dwie pokaźnych rozmiarów truskawki.
- Tomuś się zakochał i nie wie jak to powiedzieć swojej dulcynei.
Zaśmiałem się widząc przerażające spojrzenie Fify.
- Po prostu jej to powiedz – Iza wzdrygnęła ramionami – Jeśli ona nie odwzajemni uczucia zawsze możecie się kumplować – jej wzrok zatrzymał się na mnie – Lepiej zaryzykować niż żałować. - Uśmiechnęła się do Tomka – Ja idę malować. Bawcie się dobrze dzieci.
Fifarafa uśmiechnął się do niej. A później jego zmarnowane oczy zatrzymały się na mnie, pełnego rozchichotania szaleńca.
- Gdybyś był na moim miejscu też byś miał zgrzewe. Ta sytuacja, aż się prosi o komentarz.
Tomasz znów spuścił wzrok.
- Chillout ziomek. Pamiętaj, że najbardziej gorzkie łzy na łożu śmierci wylejesz za czyny, których nie wykonałeś i słowa, których nie wypowiedziałeś.
Z lekkim uśmieszkiem towarzysz podniósł głowę.
- Nie pamiętam kto. Zbyt wiele cytatów przeczytałem, żeby pamiętać kto je wypowiada.
- Piękne.
- Wiem. Dlatego zapamiętałem.
Rozbrzmiał dźwięk telefonu. To nie mój tym razem. Jeden z kawałków Buju Bantona był przypisany do dzwonków Tomeczka. Odebrał. Nic nie powiedział, pokiwał kilka razy głową, po czym rozłączył się.
- Spadam. Rasta dzwonił.
- Okejka. Do zobaczyska ziomuś. I radzę zagadać i obgadać. Bo możesz żałować.
- Doktor radzi i leczy.
Uściskaliśmy się na pożegnanie. Jedno z tych ziomalskich przybić piątek i szturchnięć się barkami. Pozostawałem jednak przy klasycznym uściskaniu dłoni, ale czegóż to się nie robi dla kumpli. Z ich trójką witałem się zawsze w jakiś wariacki sposób. Lubiłem to w pewnym sensie.
Odprowadziłem go do drzwi i wróciłem na balkon mając dziwne przeczucie, że za chwilę coś napiszę.
Nie myliłem się. Po godzinie spędzonej w samotności doszedłem do wniosku, że faktycznie miałem przeczucie... I nic więcej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malleus




Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: po co ja się produkuje...

PostWysłany: Sob 0:35, 03 Lip 2010    Temat postu:

Argh... Nadrobiłem... Wszystko cacy i pięknie. Zatkało kakao. A kwestie - Co jest Fifarafofasonie? będę używał zamiast cześć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 8 z 10

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1