Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Paranoidalna rzeczywistość na jawie
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Śro 10:54, 12 Maj 2010    Temat postu:

I znów Alojzy. Zaczynam z niego robić dzikusa, jeszcze większego niż jest Razz Zabawne jest to, że jak go stworzyłem to on był normalny. Nic nie widział, nic nie słyszał, i tak mnie jakoś naszło, żeby z niego schizofrenika zrobić. A teraz jeszcze te używki. Szczerze współczuje temu chłopakowi. A to dopiero początek jego wędrówki w poszukiwaniu własnego sensu.



- Proszę cię, zejdź z tam tond – w głosie można było wyczuć wahanie, spowodowane zaniepokojeniem.
Przechadzałem się krawędzią jednego z najwyższych budynków w Łodzi. Manhattan, tak nazywało się to osiedle, wielkich „drapaczy chmur”, które mierzą ledwo ledwo co 78 metrów.
- Boisz się? - zapytałem z uśmiechem na twarzy.
- Tak.
- Nie ufasz mi?
- Nie.
- Zabawne. Czyli nie ufasz sobie?
- Proszę, zejdź – tym razem był to już tylko smutek.
Zeskoczyłem z murku.
Szaleństwo.
- Nie złość się. Chciałem zobaczyć tylko, czy będę się bał.
- Odnoszę wrażenie, że ostatnio masz problem z odczuwaniem lęku. - zniknęła wraz z kolejnym podmuchem wiatru.
Fakt. Opanowało mnie dziwne i niepohamowane szaleństwo. Chyba dopiero niedawno, raptem kilka miesięcy temu, dotarło do mnie, że próbowałem się zabić. I w sumie to wspomnienie z dzieciństwa, w którym również targnąłem się na własne życie. Podwójne uderzenie swojego rodzaju wolnością. Mnie tu nie powinno być. Dwukrotnie. Jestem, więc ryzykuje. Staje na granicy, która jest nakreślona bardzo cienką linią. Nie wiem, czy to ze względu na ilość wypijanych trunków, czy spożywanych narkotyków, ale szczerze, jest mi wszystko jedno. Ot, chociażby jakieś dwa miesiące temu, wylądowałem na Oiomie z pękniętą czaszką, złamanymi dwoma żebrami i z masą siniaków.
Spacerując po katowickich osiedlach, w kokainowym amoku dostrzegłem, dwóch całkiem pokaźnych rozmiarów „schabów” okładających jakiegoś dzieciaka. Zdenerwowany panującą znieczulicą, zamiast zadzwonić po policje, chciałem zrobić z siebie bohatera. Doszedłem do wniosku, że jak zaatakuje z zaskoczenia, to wróg, albo szybko polegnie, albo przynajmniej ucieknie. Pewny siebie, z podniesionym czołem, wbiegłem w jednego z nich. Małym zwycięstwem jest to, że go wywróciłem, potężną porażką, fakt, że dosyć szybko się podniósł. A potem podniósł mnie, i w sumie dalej nie pamiętam. Obudziłem się w szpitalu. Plusem jest to, że mam darmowy nocleg i posiłek, u rodziny wcześniej wspomnianego chłopaka. Kafary kompletnie zapomniały o nim i zaczęły okładać mnie, dzięki temu zdążył uciec i wezwać pogotowie i policje. Szczęście w nieszczęściu.
Uśmiechnąłem się.
Czas coś napisać. Uklęknąłem przy laptopie. Z kieszeni wyjąłem torebkę, z zapięciem strunowym, wypchaną po brzegi białym proszkiem. Wysypałem trochę na płaską część komputera, którą natychmiast zdmuchnął wiatr.
- Aaa! Pieprzony wiatr antynarkotykowy! - krzyknąłem.
Nachyliłem się jeszcze bardziej, przechyliłem torebkę.
- Cholera.
Trochę za dużo. Będzie ponad gram, jak nie z półtora. Pieprzyć to. Zrolowałem banknot i wciągnąłem całą kupkę amfetaminy. Odchyliłem się do tyłu, z momentalnie załzawionymi oczami. Włosy stanęły dęba na karku, a potylicę przeszyło głębokie ukłucie. Złapałem się za skroń.
- Ale skurwiel.
Sprzątnąłem cały ten bajzel i rozsiadłem się wygodnie, opierając się o murek. Otworzyłem piwo, zimniuteńkiego Żuberka, i wziąłem się za pisanie.
„Uzależnienia.
Czym są i jak je definiować? Czy branie czegokolwiek raz na jakiś czas jest uzależnieniem? Czy stajemy się marginesem społecznym, paląc trawę w weekendy? Czy jeden browar po pracy czyni nas alkoholikami?
I tak i nie. Zależy z jakiej perspektywy na to patrzeć. Większość z nas pije codziennie rano kawę. Nie wiedząc, że większa część jej działania to tylko nasze psychiczne nastawienie kofeinę zabija cukier i mleko kto z nas pija, przysłowiową małą czarną? jeśli coś robimy codziennie można powiedzieć o ciężkim uzależnieniu a jeśli robimy coś raz na miesiąc albo i rzadziej? moim zdaniem uzaleznienie to cos co nie pozwala ci normalnie fukncjonowac cos co niszczy twoj kontakt z otoczeniem cos co staje sie zyciowym priorytetem dla mnie nadal jest to pisanie posilek jeden dziennie na uzywki jesli starcza to wydaje ale jesli nie ma to sobie odpuszczam bardzo aczkolwiek nie ma to jak...”
- Żesz kurczĘ pieczonĘ.
Maksymalny wytrzep. Dopiero teraz zauważyłem, że nie stawiam kropek, przecinków, od czasu do czasu polskie znaki, wszystko jednym ciągiem. Palce same lecą, tym razem myśli nad nimi nie nadążają.
Biegać. Wstałem. Zrobiłem kółko w okół całego dachu. Usiadłem znów do pisania, bez oznaki jakiegokolwiek zmęczenia. To na razie zostawię. Nowy plik. Nowa myśl. Szybciej! I pamiętaj o znakach interpunkcyjnych tym razem.
„Bohaterstwo.
Czy by być bohaterem trzeba mieć nadprzyrodzone moce? Musimy latać by pomagać innym? Co czyni z nas bohaterów? I kiedy kończy się granica między odwagą, a głupotą? Ciężko sprecyzować. Czy kiedy pomagamy drugiej osobie, skutki przedsięwziętych działań są ważne? Czy liczą się tylko dobre chęci? Czy to co zrobiłem było czynem chwalebnym, czy idiotycznym wybrykiem? Niby pomogłem dzieciakowi, ale sam ledwo co się z tego wylizałem. Żebra do tej pory mnie bolą. Z głową zawsze było coś nie tak, więc nie widzę różnicy...”
Pociągnąłem nosem siarczyście. Bleh... spływy. Zaczyna się najgorsze. Popić piwem. Ciarki przechodzą po całym ciele. Wiadomo dlaczego potocznie mówi się na amfe, syf. Ohydna w smaku jak diabli.
O czym to ja myślałem. Mniejsza z tym. Nowy plik. Lecimy dalej.
„ „Ludzie, czasem się zastanawiam, dlaczego wciąż istniejecie”
Cytat z K-Paxa z kapitalnym Kevinem Specym. Świetny aktor. Zawsze gra jakiś wykolejeńców, jak nie kosmitę, to znów psychopatę w Siedem, lub faceta dotkniętego kryzysem wieku średniego w American Beauty. Zawsze dziwne role. W każdym bądź razie, ludzie. Jako gatunek, chyba najgłupszy. Żyje krótko, zbyt krótko, by móc to powiedzieć, a jednak powiem: Człowiek nie jest już w stanie mnie zaskoczyć. Negatywnie na pewno nie. Upokorzenia, zdrady nawet w rodzinach, morderstwa, ludobójstwa, krzywdzenie niemowląt?!?, pedofilie... Zdecydowanie nie jest w stanie pod tym względem mnie zaskoczyć. Czytałem ostatnio o leku dla pedofilów. Naukowcy po wielu latach znaleźli sposób. Heh... Ja znalazłem go dawno temu. Dwie cegły. Tylko trzeba na palce uważać przy huknięciu. Każdy z nas jest pedofilem w jakimś sensie, a na pewno faceci. Jak widzę te roznegliżowane i obwicie obdarzone przez naturę, czternastolatki, to nie powiem, ciepło się człowiekowi robi. Ale... No właśnie, ale człowiek... nie wiem jak to napisać. Odróżnia dobro, od zła. Ma jakąś samokontrolę. Cholera, wie, że NIE i koniec. Nie ma co tego wyjaśniać. Nie ma na to usprawiedliwienia. Nawet jak sama się chce to dać w pape najwyżej. Cholera jakieś zboczeńce to pewnie źle zrozumieją. Zdzielić w łeb miałem na myśli. Niech się zastanowi co robi głupia idiotka i tyle...”
Nie zdecydowanie nie. Gubię się. I co za pomysł, żeby pisać o pedofilach i czternastolatkach. Zacząłem o Kevinie, skończyłem na dzieciach. Masakra. Ale gorąco.
Rozpiąłem koszule. Kosmicznie gorąco. Skasować. Co dalej. O... nie uciekła. A dobry pomysł był. Nie pamiętam, ale dobry był na pewno. Wrócił.
„Autorytety.
Czy posiadając idoli, stajemy się tacy jak oni? Czy jesteśmy ich bezdusznymi kopiami? Czy też może bierzemy z nich tylko to co najlepsze? Uwielbiam Huntera S. Thompsona. To on sprawił, że pisze. To on zmotywował mnie do pisania.
Uwielbiam używki. Najpierw, czytałem o nich wszystko. Uważam, by pokonać wroga trzeba go najpierw poznać. Więc poznałem. Teorię mam w małym palcu. Wiem co, jak i ile brać. Czy to wystarczy? I czy biorę dlatego, że on brał? Gdyby nie dredy, bylibyśmy praktycznie identyczni. Hawajskie koszule, krótkie spodnie, okulary przeciwsłoneczne. Nie pale papierosów. Paliłem, ale rzuciłem. Mimo to zawsze mam paczkę Chesterfieldów gdzieś w mym złotym plecaku. Wolę mieć i nie chcieć, niż chcieć i nie mieć. Ubierałem się tak w sumie zawsze, zanim poznałem jego twórczość. Uwielbiam kolorystykę, nie lubię monotonni jednolitych barw, dlatego noszę pstrokate koszule. Spodni niestety nie mam jak usprawiedliwić. Okulary lustrzanki, ponieważ uważam, że oczy są zwierciadłem duszy, a ja nie mam zamiaru ukazywać siebie. Tylko oczy nie kłamią. Nie potrafią. Widać w nich wszystkich, więc ukrywam się za lustrzanym odbiciem. I zawsze zielone buty. Taką wizytówkę sobie wymyśliłem. No i gonzo. Najlepszy styl pisania. Czy piszę gonzo? Chaotycznie na pewno, ale to dlatego, że nie umiem pisać. Może mi się tylko wydaję? W sumie sprzedałem już kilka artykułów do gazet. To chyba o czymś świadczy...”
Pewnie o tym, że musieli zapełnić wszystkie strony, a nie było chętnych.
Zaśmiałem się. Ten negatywny głos wzbudza we mnie tylko radość. Czasami psuje nastrój, ale częściej daje jasno do zrozumienia, że jest inaczej. Czyli jak mówi, że nie umiem pisać, to staram się powtarzać w głowie, że to znaczy, że umiem.
- Brawo – zaklaskała mała Alma.
- Dziękuje uprzejmie.
Tym razem nie zniknęła, lecz zaczęła podskakiwać z nogi na nogi i nucić jakąś melodyjkę pod nosem.
Na czym to ja skończyłem.
„Może nie był to Newsweek, czy Gazeta Wyborcza, ale zawsze coś. Chce być dziennikarzem. Poszukiwać dziwności tego globu. Poruszać najbardziej kuriozalne tematy. Więc czy chciałem być taki zawsze, czy też jestem bo on taki był? Czy jeśli młody gitarzysta zafascynowany muzyką Steven'a Vai'a, zarzuci kwasa i zacznie imitować dźwięki spadających łez, stanie się taki jak on? Czy po prostu spełni marzenia? Ludzie są przecież do siebie bardzo podobni, będąc zarazem kompletnie inni. Czy zacząłem słuchać rocka progresywnego ze względu na braci? Chciałem im tym zaimponować, czy po prostu lubię ten gatunek muzyczny? Zresztą staram się słuchać wszystkiego. Ale czy to nie jest znów bunt wymierzony w nich samych? Dlaczego szukam sensu, we wszystkim co robię? Jakiegoś ukrytego znaczenia? Wyluzowałem i to bardzo, a jednak pytań jak był natłok, tak jest nadal. Czasami wydaje mi się, że jest ich więcej. Przybywa z każdą chwilą. Czy to dlatego, że w jakiś sposób się rozwijam? Na pewno nie stoję w miejscu...”
Cholera znów zboczyłem z kursu. Na dziś chyba koniec. Nie piszę więcej na tym wytrzepie, bo tego nie idzie ogarnąć. Zbyt wielki chaos, nawet jak dla mnie. Plątanina bezsensownych refleksji na każdy i żaden temat. Masakra. Zresztą nie mogę usiedzieć w miejscu. Muszę się gdzieś przejść. To na pewno. Tylko gdzie? Przed siebie, zobaczymy gdzie mnie wiatr zaniesie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pią 20:54, 14 Maj 2010    Temat postu:

Alojzy... i wszystko jasne Razz




Siedziałem na dachu, jednego z blokowisk, na starym Widzewie w Łodzi. Nie miałem ochoty zbytnio podróżować, więc od kilku miesięcy przebywałem w swoim rodzinnym mieście. Bardzo polubiłem wszelkiego rodzaju dachy. Cisza i spokój, do tego piękne widoki. Mój azyl.
Ciężka psychoza mi się wkręciła całkiem niedawno. Nauczką, dobitnie oberwałem po uszach. Schudłem kosmicznie. Paranoje jeszcze bardziej się pogłębiły, no i Alma lekko się na mnie obraziła. Nigdy...tfu... nigdy nie mów nigdy. Postaram się już nie brać tego ścierwa codziennie. Biały proszek trochę zawładnął moim umysłem. Robiłem mnóstwo rzeczy, ale żadna nie była konstruktywna. Pomysłów multum, myślałem, że w tydzień napisze z pięć, czterystu stronicowych książek. Wyszło może i kilka set stronic, ale bezwartościowych bazgrołów. Plątanina zdań i wyrazów, kompletnie nie mająca sensu. Będę brał raz na jakiś czas, jak ktoś dobry mnie poczęstuje, ale sam tego nie kupie. Zacząłem gustować bardziej w szaleńczych tripach. Grzyby, meskalina, kwas.
Dopiero co zrolowanego blanta włożyłem do ust. Odpaliłem.
Wyluzowałem się i to bardzo. Sypiam bez żadnych koszmarów. Przeszłość zamknąłem na cztery spusty.
Położyłem palce na klawiaturze, czekając na nagły atak weny. Szum wiatru z akompaniamentem wirtuozerii skrzypiec Emilii tworzył wspaniałe arcydzieło, dla mego zmęczonego umysłu. To już rok ponad czasu, a nadal słucham jej, z tym samym błyskiem w oku. Czar jej muzyki nie prysł, a wręcz przeciwnie przybrał na sile.
„Pisarstwo.
Czy pisać może każdy? Czy arcydzieło może wyjść z pod każdej, nawet tej najbardziej szalonej ręki? Jakie zasady obowiązują pisarzy? Czy istnieją, w ogóle jakiekolwiek zasady pisania? Czy można mieszać prawdę z fikcją?
Reguły są w końcu po to, żeby je łamać. Każdy pisarz, ma na swój sposób, unikalny styl pisania. Na papierze wydaje mi się, można tworzyć dosłownie wszystko, ot co, elfy, krasnoludy, jako prawnicy, smoki jako konie zaprzęgowe latających dyliżansów, polne rusałki strzegące prawa... granicą jest tylko nasza wyobraźnia. Mimo to jednak pewnych zasad trzeba się trzymać. Chociażby ortografii, stylistyki już trochę mniej, ponieważ często, chaos jest zamysłem autora. Fakt, czasami może męczyć, ale jak to się mówi o gustach się nie dyskutuje. Co dla kogoś jest majstersztykiem, dla drugiej osoby może być kompletnym dnem, i na odwrót.
Kiedyś natknąłem się na opowieść, w której przygoda zaczynała się na pewnym wypadku, akcja ruszyła do przodu, wszystko pięknie się działo, na końcu zaś okazało się, że ofiara wypadku wyzionąwszy ducha pod czas wcześniej wspomnianej kraksy, żyła za krótko, by można ją było ocenić na skali dobra i zła. Więc Bóg zabawił się z nią. Pokierował dalej losami bohatera, nadziewając go co i rusz na ciężkie moralne dylematy. Egzamin niestety nie zdał i wylądował w piekle. W każdym bądź razie, było to bardzo innowacyjne i zaskakujące. Można było się przyczepić do nienaturalnych dialogów, ale pomysł sam w sobie uważam, że był genialny, mimo średniego wykonania.
Więc czy trzeba oceniać książkę po tzw. Okładce? Czy po tym co stara się nam ukazać? Wszystko co jest tworzone, jest tworzone w jakimś celu. Zawsze musi być protagonista i antagonista. Zawsze musi być cel, i rozwój postaci. Nawet w najbardziej kiczowatym filmie, czy książce można znaleźć ukryty sens...”
Pustka w głowie. Żaden durnowaty film nie przychodzi mi do głowy, żeby można go było dać jako przykład.
- Piła. - wtrąciła Alma.
- Jezuuu, fabularnie jaka to była żałość. Dziękuje.
- Nie ma za co. - wyszczerzyła wszystkie ząbki.
„Taka Piła na przykład. Szczególnie pierwsza część. Gra aktorów, dialogi, fabuła... Ten film po prostu nie powinien powstać, ale niby miał jako takie przesłanie, które – o zgrozo – zostało podane na tacy. Człowiek kompletnie nie musiał się wykazać intelektem, żeby dostrzec cokolwiek.
Książki również są bardzo często, albo kompletną fikcją, albo rzeczywistymi zdarzeniami. Czy można je mieszać? Niby tak, ale czy zauważymy wtedy granice, gdzie jawa, a gdzie sen? Czy to ma sens tworzyć bohaterów, którzy żyją na prawdę z lekko przerysowanymi przygodami, które miały miejsce, ale nie w takim stopniu, jak autor opisał? Czy dostrzeżemy wtedy prawdę, ukrytą w kłamstwie?”.
Życie to jedno wielkie kłamstwo. Stek bezsensownych bzdur...
- Chcesz o czymś porozmawiać Alojzy? - usiadła obok mnie, w rękach pojawił jej się pluszowy miś – Oj! Dziękuje bardzo.
Nie wiem, czy to przez narkotyki, ale zacząłem jej wyczarowywać... złe określenie, wymyślać zabawki.
- Właśnie. Dlaczego je bierzesz?
- Dlaczego nie?
- Dlaczego tak? - zapytała niemal natychmiast.
- Bo tak.
- Pełnym zdaniem – zachichotała – nie jesteś małym dzieckiem.
Uśmiechnąłem się lekko.
- Poważnie, czemu nie? Zmieniłem wszystko. Robiłem wszystko tak jak mówiłaś. Zacząłem żyć w społeczeństwie. Nawet paru kumpli sobie znalazłem. I co? - spojrzałem jej prosto w oczy – I nic. Nadal nic. Brak sensu. Nadal nie cierpię ludzi... nie cierpię siebie. Wszystko jest tak jak nie powinno być.
- A jak byś chciał, żeby było?
Wstałem trochę podirytowany. Wymyśla jeszcze głupsze pytania niż ja.
- Inaczej. - na głupie pytanie, zawsze znajdzie się jeszcze głupsza odpowiedź.
- Przestań się w kółko zadręczać. Nie zmienisz świata, wpierw nie zmieniając siebie.
- Ja sobie, aż tak bardzo nie przeszkadzam, to świat mnie drażni.
- Ale to ty jesteś problemem.
- Łoł, a co to niby miało znaczyć? - zaskoczony zainterpelowałem.
Złapała się za głowę, ukazując rozdrażnienie.
- Miewasz humory gorsze niż kobieta w ciąży. Jak zasiadałeś do pisania, niech pomyśle, jakieś piętnaście minut temu było wszystko w porządku, teraz zaś jest źle. Możesz mi to wyjaśnić, jak ty to robisz?
- Nie wiem. Huśtawka nastrojów, po prostu.
- Może ty masz okres.
- Nie drwij sobie ze mnie. Bo zabiorę misia.
- Przepraszam – objęła go z całych sił. - Powinieneś sobie przyjaciela znaleźć, a nie kumpli, z którymi tylko się schlasz, albo czymś naćpasz.
- Mam. - po chwili dodałem, przymilając się do Almy – Ciebie.
- Prawdziwego...
- Wiem o co chodzi – przerwałem, zacząłem pakować wszystko do plecaka – Widzisz. Wkurzyłaś mnie jeszcze bardziej.
- Bo wiesz, że mam rację.
- Aaaa – warknąłem.
Cholera. Dlaczego ona ma zawsze racje. Widząc jej otwierające się usta dodałem szybko.
- Wiem, wiem. Bo jesteś mną, a ja sam wiem czego chce, a mimo to odpycham bla, bla, bla. Na razie. Idę się przejść.
- Znów na szprycujesz się czymś i będziesz udawał szczęśliwego? - założyła ręce na biodrach. Stanęła w iście bojowej postawie.
Doigrałaś się – miś rozpłynął się w powietrzu, a po chwili dołączyła do niego Alma.
Znów miała rację.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Sob 15:07, 15 Maj 2010    Temat postu:

I znów Alojzy.


Siedziałem w kącie. Pod kulony, a z oczu strumieniami płynęły łzy. Dostałem dwójkę w szkole. I tyle samo czerwonych pasków na tyłku. Piekły jak diabli. Ukryłem się u siebie w pokoju, przeczuwając, że to jeszcze nie koniec. Dostałem jeszcze uwagę za rozmawianie na lekcji.
- Wszystko będzie dobrze.
Usłyszałem cichy, wypowiedziany niemalże szeptem, miły i kojący głos.
Zacząłem szlochać jeszcze bardziej. Co to za głos? Pociesza mnie, ale co to za głos? Jestem sam w pokoju. Zgasiłem światło, czuje się wtedy bezpieczniejszy. Jeśli nic nie widzę, to nic nie jest w stanie mnie skrzywdzić.
I wtem, światło rozbłysło. Ujrzałem tylko wielką dłoń, trzymający rzemyk, który po chwili wciął się w moje ciało.

- Aaaa!
Wrzasnąłem zrywając się z łóżka. Byłem cały mokry i dyszałem, jakbym przebiegł sprintem minimum dziesięć kilometrów.
- Co się stało? - objęły mnie kobiece dłonie, delikatne jak aksamit w dotyku.
- Miałem zły sen – wtuliłem się w jej piersi.
- Ciiii... już po wszystkim. Ze mną nic ci nie grozi.
Uspokoiłem się. Ale to nie była Alma, tylko dorosła kobieta. Kto?
Podniosłem głowę, by spojrzeć na nią. Spojrzeć w jej oczy. Oczy? ...
Ona ich nie miała!

- Aaaa!
Wrzasnąłem zrywając się z łóżka. Byłem cały mokry i dyszałem, jakbym przebiegł sprintem minimum dziesięć kilometrów.
- Co się stało? - dziecięca ręka złapała mnie za dłoń – Co się..
Wyrwałem się, doskakując jak najszybciej do włącznika światła. Jasność rozprzestrzeniła się w mig po całym pokoju. Byłem w nim tylko ja i ona.
- Co to kurwa miało być?!? - wrzasnąłem wściekły.
- Znów miałeś zły sen?
- Zły sen! Zły sen! To był zły sen w złym śnie do cholery!
Uderzyłem się z otwartej dłoni w twarz.
- Co ty wyprawiasz? - zapytała z niedowierzaniem w to co widzi.
- Sprawdzam, czy nie śpię.
- Uspokój się. Co ci się śniło?
- Najpierw tak jak zawsze dostawałem lanie, pełen chillout, ale później – przerwałem, usiadłem na kancie łóżka – Później było coś dziwnego. Kobieta z próżnią w miejscu gdzie powinny być oczy. To było straszne. Poczułem się jak by wysysała ze mnie życie.
Alma pokiwała głową.
- To już czwarta noc z rzędu, kiedy masz te koszmary – spuściła głowę – Aż trudno uwierzyć w to co powiem, ale może lepiej... zapalisz coś przed spaniem.
- Ha! - wstałem wskazując na nią palcem – A nie mówiłem? Powtórz co mówiłem. No powiedz to. Wyduś to z siebie.
- Tak, tak. To ci pomaga i działa jak zwykłe lekarstwo.
- No właśnie. Odkąd przestałem palić, koszmary wróciły i to ze zdwojoną siłą – znów wytknąłem ją palcem - Każesz mi pewnie z rana pójść do lekarza, żeby coś mi przepisał na sen i on da mi jakieś gówno, które będzie niszczyło mi wątrobę, i nerki, i w ogóle wszystko. A trawka jest w 100% nie szkodliwa dla organizmu.
- Ale za to szkodzi twojemu mózgowi. - przeszyła mnie wzrokiem, jak nadopiekuńcza Matka.
- Oj tam, oj tam. Widzę małe dziewczynki i słyszę głosy. Co może mi się jeszcze bardziej wykręcić we łbie?
- Obiecaj, że pójdziesz do lekarza.
- Ehhh... no dobra, pójdę – westchnąłem.
Gdy tylko się obudziłem rześki i pełen energii wyruszyłem do lekarza, tak jak obiecałem. Nie towarzyszyła mi nawet przez sekundkę. Czyżby mnie sprawdzała? W poczekalni jak to w poczekalni, pełno rozchorowanych, wiecznie kaszlących i usmarkanych klientów. Zmora. Znudzony po niecałej godzinie czekania, wreszcie nastała moja kolej. Wszedłem więc do gabinetu. Przyjął mnie lekko podstarzały lekarz.
- Co panu dolega – zerknął na kartę – Panię Alojzy.
- W sumie nic natury fizycznej, żadnego przeziębienia, aczkolwiek mam problemy ze snem. Jakiś rok temu praktycznie, w ogóle nie spałem, a teraz mimo, iż śpię, miewam kosmiczne koszmary.
- Mógłby pan sprecyzować?
- Cóż – chrząknąłem – To tak jak bym się nie budził. Kończy jeden i od razu zaczyna się drugi koszmar. Najgorsze jest to, że często nie wiem czy już się obudziłem, czy to po prostu kolejna część. Rozumie pan?
- Tak – wstał i podszedł do szafki, w której zaczął czegoś szukać. Po chwili odwrócił się w moim kierunku, w dłoni trzymał stary, pordzewiały rewolwer Peacemaker – Najlepszy sposób to strzał w głowę – wyszczerzył zżółkłe zębiska, wycelował w skroń i pociągnął za spust. Strzał. Krew i mózg rozlała się dosłownie wszędzie.

- Aaa!
Wrzasnąłem zrywając się z łóżka. Byłem cały mokry i dyszałem, jakbym przebiegł sprintem minimum dziesięć kilometrów.
- Co się stało? - dziecięca ręka złapała mnie za dłoń – Co się stało?
Padłem na kolana, dotykając jej twarzy dla upewnienia się, czy to na prawdę ona. Oczy mi się zaszkliły, ale nie poleciała żadna łza.
- Chyba mamy mały problem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Alojzy.G.Cłopenowski dnia Sob 15:08, 15 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Nie 14:01, 16 Maj 2010    Temat postu:

Alojzy ciąg dalszy.

„Ludzka ignorancja. Próżność i obłuda, hipokryzja naszego własnego jestestwa.
Najbardziej zacofany i niedorozwinięty gatunek jaki miał czelność stąpać po tym niesamowitym globie. Dawać kroki po darze Matki Natury, która tak wspaniale nas ugościła. Brak jakiegokolwiek zrozumienia. Mordy i psychiczne gnębienie. Kim my do diabła jesteśmy? Kto nas stworzył? Czy jesteśmy tylko genetycznym błędem? Porażką rozwoju?
Mówimy, że to co nas różni od zwierząt to inteligencja. Do diabła z inteligencją. Jeśli to co robimy sprawia, że jesteśmy tacy mądrzy, to ja tego nie chce. Zwierzęta mają zasady. Mają ustalone reguły, których nie łamią. Poruszają się wytyczonym torem, budują własne legowiska. Zakładają stada. Polują, tylko wtedy, gdy są głodne. Zabijają tylko w obronie własnej. A ludzie? Ludzie to jedyny bezmyślny gatunek, który potrafi mordować z pełnym żołądkiem. Mdli mnie na samą myśl, bycia człowiekiem. Być taką absurdalną istotą. Gdy widzę te całe ludobójstwa, mordy na bezbronnych dzieciach, gwałty, to wszystko co nas otacza. Ta iluzja doskonałego świata, to stek bzdur. Kłamstwo, które wmawiają nam media. Najbardziej boli mnie to, że nikt z tym nic nie robi. Czy może? Zacytuje wypowiedź Borisa Yellnikoffa z jednego z kapitalnych filmów Woodego Allena:
„ -A co wy robicie? Czytacie o jakiejś masakrze w Darfur, albo wysadzonym jakimś autobusie szkolnym, i mówicie „O mój Boże! Horror!”, a potem przewracacie stronę, i kończycie jeść jajka od kur pastwiskowych.”
Ohydna znieczulica. Czy na pewno? Intelektualiści tego świata, osoby, które potrafią użyć do dobrych celów swój własny rozum, wiedzą, że nie są w stanie nic zrobić. To przytłacza jak jasna cholera. Wydaje mi się, że nie ma teraz innego rozwiązania, niż tzw: mniejsze zło. By pokonać wirusa, który niszczy nasz społeczeństwo, nie możemy go po prostu wyleczyć. Nie podejdziemy np: do członków Grupy Bildenberga i powiemy „Hej! Chłopaki. Przestańcie tworzyć spiski, mordować ludzi, fingować zamachy terrorystyczne. Przestańcie pragnąć tylko władzy i pieniędzy”. Bo to kompletnie nic nie da. Nie odpowiedzą nam „Kurczę, zbłądziliśmy. Przepraszamy”. Oni nam po prostu wpakują kulkę w łeb. Dlatego to my musimy być pierwsi. My pierwsi musimy pociągnąć za spust. I tu zaczyna się problem.
Bo jeśli my zaatakujemy, oczywiście w dobrej wierze, staniemy się tacy jak oni. Wyrzekniemy się człowieczeństwa. Nic nie będzie różniło nas od nich. Mimo, iż chcieliśmy dobrze. Oni również mogą uargumentować tak swoje poczynania. Zresztą ich motywy przemawiają do ludu. Cenzurę można spotkać na każdym kroku. Nie ma już wolnej ameryki. Nie można wyjść na środek Time Square i wykrzyczeć, co ci tylko do głowy przyjdzie. Ten kraj już niczym się nie wyróżnia. Lubiłem go tylko za wolność słowa, którego już tam nie ma. Państwo takie jak każde inne. Kontrola, kontrola i jeszcze raz kontrola. W Google map, na luzie można ludzi w oknach podglądać. Byłem w ciężkim szoku, gdy widziałem co posiada sąsiad w domu, który mieszka na parterze.
Ludzie błądzą i nie wyciągają żadnych wniosków. Historia w kółko zatacza koło. To co się wydarzyło, wraca do nas jak bumerang. Ehhh... Szkoda słów na to co dzieje się za oknem.
Spójrzmy na nasz kraj. Historia pokazała nam, że jeśli się kłócimy, tracimy wszystko, a jak jednoczymy się, zyskujemy wszystko. I co robimy? W kółko się kłócimy. Cały czas to samo. Głowa pęka jak człowiek się nad tym zastanawia. Taki wspaniały kraj, z tak wielkim potencjałem. Pokazaliśmy nie raz światu, że jesteśmy niepokonani. Husaria, rozbiory, Westerplatte. I co? I nic. Cały czas to samo...”
Odpaliłem kolejnego już dzisiaj blanta.
- Ehhh... i jak tu nie ćpać dziecko drogie.
- Ja jakoś nic nie biorę i jestem szczęśliwa – odpowiedziała bawiąc się klockami.
- Bo ciebie tu nie ma.
- Źle ci z tym, że jesteś człowiekiem. Dlaczego?
- Nie tyle co jest mi źle, co jest mi wstyd. Ale cóż, jesteśmy tylko nieudanym eksperymentem.
- Nie rozumiem?
- Stworzyli nas „kosmici” - pokazałem palcami cudzysłów – z dziesiątej planety naszego układu słonecznego.
- Przecież mamy tylko dziewięć.
- I tu cie mam. Erich von Däniken dokładnie uzasadnił swoje poglądy, świadczące o naszym pochodzeniu z gwiazd.
- Chyba nadal nie rozumiem – odstawiła klocki i zainteresowaniem wpatrzyła się we mnie.
- Ahh... te dzieci – zauważyłem jej naburmuszony wzrok – Żartuje tylko – odchrząknąłem – Podobno Bóg nas stworzył na własne podobieństwo. Czytaj kosmici. Żyliśmy długi czas w zacofaniu, aż nagle nastał bum naszego rozwoju, z kamieni i patyków, przeszliśmy w igraszki z ogniem i bardziej zaawansowane dzidy, toporki i inne narzędzi. Czytaj, kosmici zażenowani naszym powolnym rozwojem dali nam małe co nie co. W mitologii greckiej można znaleźć wiele odpowiedzi. Uważam ją jak najbardziej za wiarygodną, tylko, że nie można ją brać dosłownie. Trzeba czytać między wierszami. Później zaś na cześć tych całych Bogów były budowane wspaniałe konstrukcje, nie powiesz mi dziecinko, że piramidy zbudował człowiek, bez niczyjej pomocy? Nawet teraz nie ogarnął by tej konstrukcji, a co dopiero cztery, czy pięć tysięcy lat temu. No i jesteśmy teraz tutaj, oczywiście wyprawa na księżyc to jedna wielka ściema, ale wierzę, że polecieliśmy w kosmos. Tak sobie, polatać dla zabawy w okół własnej planety. I to było jakieś czterdzieści lat temu. Nie powiesz mi, że w ciągu tylu lat nie zdołaliśmy osiągnąć takiego rozwoju technologicznego, aby polecieć dalej? Oczywiście, że zdołaliśmy. Ale chłopaki z góry, czytaj kosmici, nam na to po prostu nie pozwolili. Nadal jesteśmy cholernie daleko w rozwoju, nie jesteśmy w stanie im dorównać, więc siedzimy jak te przysłowiowe myszy pod miotłą. Dziwi mnie to, że nikt o tym nie mówi. Setki filmów w necie pokazuje dziwne pojazdy na niebie i kosmosie. Zresztą sam widziałem kiedyś jeden.
- Widziałeś – spojrzała z niedowierzaniem.
- Tak. I żeby nie było, mam to udowodnione. To nie była halucynacja jedna z wielu. Zobaczyłem dziwne światło w nocy, niedaleko księżyca, które poruszało się , bynajmniej nie jak samolot. Raz w górę, to znów w dół, to znowu na boki. Zszokowany swoim odkryciem, automatycznie chwyciłem za telefon, i nie ufając własnym oczom obdzwoniłem masę znajomych. I wszyscy przyznali mi racje. Jeśli to był halun, to musiał by to być zbiorowy zwid. Główka pracuje – popukałem się w czoło – Wiedziałem jak się upewnić. Pamiętaj, że nie ufam swojej głowie, więc muszę mieć świadków jeśli cokolwiek widzę.
Pokiwała głową ze zdumienia.
- Musisz ze mną kiedyś obejrzeć pewien serial. Jak on się nazywał, cholera?
- Battlestar Galactica. - wtrąciła.
- Dokładnie. Scenarzyści też musieli Danikena czytać, bo ten temat jest bardzo dobrze poruszony i wyjaśniony. Jeden z lepszych seriali jakie oglądałem. W życiu nie spotkałem się z takim hmmm – zamyśliłem się na chwilkę – Ludzkim serialem. Tyle moralnych dylematów, takich naturalnych. Fantastyczny. Aż chyba wezmę się za zasysanie z neta, wszystkich czterech sezonów.
- Ja już to oglądałam. To co widziałeś ty, widziałam i ja.
- A ja chce to zobaczyć jeszcze raz.
Zachichotała, budując kolejny domek z klocków.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malleus




Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: po co ja się produkuje...

PostWysłany: Nie 15:05, 16 Maj 2010    Temat postu:

Na wszystkich Bogów Asgardu ! Zajebiste !

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Nie 16:13, 16 Maj 2010    Temat postu:

Bogowie Asgardu... coś mi to mówi.
Duma mnie przeszywa, ale nie z powodu postu powyżej, bo wiem, że to nie prawda >P Ale z tego, że to przeczytałem. Wszystko. Wszyściuteńcko co napisałem. Zajebiste jak już wspomniałem to to nie jest, ale też nie jest koszmarne. Kurczę dał bym sobie 3. Może to dlatego, że mam taki, a nie inny humor. Wczoraj po przeczytaniu połowy, jednego z wpisów chciałem go usunąć, a dziś mi się nawet podobało.
Wejź tu teraz wytrzymaj ze sobą samym. A co dokładnie drogi Malleusie Ci się spodobało?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malleus




Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: po co ja się produkuje...

PostWysłany: Nie 16:18, 16 Maj 2010    Temat postu:

Po pierwsze. Sposób pisania.(Czy raczej styl życia. Nie wiem.) Ekspresja w pisaniu. Uważam się za szaleńca i czytając to czuje się jak w domu. I ILOŚĆ ! Na wszystkie świętości, ja bym nie wyrobił psychicznie. A najbardziej z powodu jednego zdania... "Podobno Bóg nas stworzył na własne podobieństwo. Czytaj kosmici." Czy jakoś tak...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malleus




Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: po co ja się produkuje...

PostWysłany: Nie 16:19, 16 Maj 2010    Temat postu:

Psychicznie... Hahahaha....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Nie 16:30, 16 Maj 2010    Temat postu:

Wyobraź sobie, ze ja psychicznie nie wyrobiłem dwa razy co zresztą można było wyczytać. Cóż jestem i dziele się ze światem swym jak to ślicznie nazwałeś stylem pisania. Co do czucia się jak w domu, wyobraź sobie, że ja mam to samo czytając Twoje opowiadania. Kosmici żyją, a my jesteśmy ich najmniej udanym eksperymentem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malleus




Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: po co ja się produkuje...

PostWysłany: Nie 16:47, 16 Maj 2010    Temat postu:

Schizofrenik, szaleniec dwa barany. Do Pisania i do popijawy.
Albo jest to po prostu kosmiczny reality show.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Nie 17:16, 16 Maj 2010    Temat postu:

BigEarth Show >D W każdym kosmicznym odbiorniku o 22 bez cenzury >D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malleus




Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: po co ja się produkuje...

PostWysłany: Nie 17:22, 16 Maj 2010    Temat postu:

Tylko teraz w Międzyplanetarnej kablówce- Serial rozrywkowy "Sejm Polski"
Poleca Marian Pudzianowski.(czy jak on tam ma na imię)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Nie 17:34, 16 Maj 2010    Temat postu:

Wstyd. Mariusz jest teraz wszędzie. Musimy wiedzieć jak się nazywa >P Jest drugim po Papieżu najbardziej rozpoznawalnym Polakiem. Teraz pewnie konkretne Tim Silva mu manto spuści >D Się doczekać tej walki nie mogę. Nie przepadam za MMA, wole UFC, walki w klatkach są jakoś przyjemniejsze dla mnie. Ale specjalnie Pudzianka obejrze. Ciekawe, czy oni, w sensie kosmici, mają wpływ na to co robimy, może jesteśmy sterowani, może to nie ja piszę tylko jakaś zielona bestia z czółkami, która telepatycznie wlewa mi buntownicze myśli do mego zgwałconego umysłu?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malleus




Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: po co ja się produkuje...

PostWysłany: Nie 17:37, 16 Maj 2010    Temat postu:

Jakiś znudzony kosmiczny nastolatek-haker.
A ja tam wolę szermierkę. Nie sportową. To jest dopiero widowisko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Nie 17:41, 16 Maj 2010    Temat postu:

Szermierka dobra, ale tylko na miecze świetlne >D Akurat tak w kosmicznych klimatach. Kiedyś muszę spróbować zabawy mieczykami, szpadami. Uwiebliam pirackie klimaty (może stąd to zamiłowanie do rumu), więc wymachiwanie wszelkiego rodzaju rapierami, czy jak to się tam zwało jest jak najbardziej w moim guście.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 2 z 10

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1