Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Paranoidalna rzeczywistość na jawie
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Malleus




Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: po co ja się produkuje...

PostWysłany: Nie 17:43, 16 Maj 2010    Temat postu:

Uhu. Ja tam kocham Broń białą. "Kiedyś ludzie byli bliżej siebie. Broń niosła na długość ramienia."

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Nie 17:49, 16 Maj 2010    Temat postu:

I to były wojny. Na udeptanej ziemi. Kto miał jaja stawał w szranki. A nie to co jest teraz. Lubie bardzo oglądać bitwy w Brave Hearcie. To był film. Z zajebistymi scenami batalistycznymi.
Sam zaczynam powoli zbierać noże, na razie mam jeden, ale koszernych rozmarów kosa. Lubie się nią bawić, tylko nie wiem dlaczego sprzedają nie naostrzone :/ To tak jak by mi sprzedali popsuty, kto mi to teraz naprawi. Jak Sindbad niemalże z nią wyglądam >D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malleus




Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: po co ja się produkuje...

PostWysłany: Nie 17:55, 16 Maj 2010    Temat postu:

Noże nie noże... Szable ! Polskie , wspaniałe , prześliczne i zabójcze. That's the stuff !

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Nie 17:58, 16 Maj 2010    Temat postu:

Reklama dźwignią handlu. Każdy mówi o samurajskich katanach, aczkolwiek to nasze Polskie szabelki były najlepiej wykonywanymi "mieczami". Najlepszy stop, najostrzejsze, perełki.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malleus




Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: po co ja się produkuje...

PostWysłany: Nie 18:21, 16 Maj 2010    Temat postu:

No ba.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pon 18:32, 17 Maj 2010    Temat postu:

Mam bajecznie dobry humor. W końcu udało mi się załatwić książkę, mojej ulubienicy. Fakt, ze dopiero w lipcu, ale zawsze. W lipcu zacze czytać książkę Emilki. Nawet popsuty telefon nie jest w stanie popsuć mi humoru >D I ten tego Alojzy znów...


Siedziałem zmarnowany, podtrzymywałem głowę rękoma. Łeb pękał, a w żołądku bulgotało. Wszystko było teraz fatalne. Nawet to pieprzone słońce, za głośno świeciło. Kac morderca. Wstałem ospale i udałem się do lodówki. Zostało jeszcze trochę Capitana Morgana.
Jak to dziadziuś powiadał: leczyć trza się tym, czym się struło.
Wlałem do pustej szklanki całą zawartość butelki. Nie było tego za wiele. ¾ musztardówki zawsze lepsze niż wcale. Dorzuciłem lodu, zamieszałem. Nie. Nie zmarnuje tak dobrego trunku tylko na trzepnięcie. Z zamrażalnika wyjąłem świeżą, jeszcze nie otwartą butelkę Sobieskiego, wódka mandarynkowa. Kolejne naczynie napełniłem do pełna i jednym haustem, przechyliłem wszystko. Skrzywiłem się, żołądek podleciał do gardła, odetchnąłem. Teraz tylko czekać na pierwsze działanie, które powinno nastąpić lada moment. Podobno wstęp do alkoholizmu, jest na momencie przepijania kaca. Szczerze, w obecnej sytuacji miałem to w dupie. Nie miałem zamiaru zdychać pół dnia, wole takie sprawy załatwiać od ręki.
- Trzeba było w ogóle nie pić.
- Trzeba było w ogóle się nie urodzić – zripostowałem automatycznie.
Wzdrygnęła ramionami, i nic więcej nie powiedziała, przynajmniej na razie.
Usiadłem przed monitorem, szklankę z ulubionym trunkiem postawiłem obok klawiatury. Nie byłem jeszcze na nią przygotowany. Wódka jeszcze nie zaczęła działać, więc o powolnym sączeniu jakiegokolwiek napoju nie było mowy.
A już byłem tak blisko domu. Dosłownie rzut przysłowiowym beretem dzielił mnie od mieszkania. I co? I trafiłem na Tomków. Trzech najbardziej wytrzepanych ludzi, jakich było mi szczęście spotkać. Dwóch nawijało bez przerwy o każdej głupocie jaka przyszła im do głowy, a trzeci milczał, czekając na dogodny moment, jak lwica czająca się w zaroślach na zdobycz. Wyczekiwał najlepszej sytuacji i mówił. I to w jaki sposób, albo jednym słowem, albo na całego, kilkoma zdaniami, przemyślanymi i trafnymi jak nigdy. Mimo to cała trójka dopełniała się nieskazitelnie. I pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu nie miałem pojęcia o istnieniu takich ludzi na własnym osiedlu. Na, którym się zresztą wychowałem. Wspaniali ludzie.
Złapali mnie pod łokcie i wynieśli do ich hacjendy. Co się tam nie działo, łatwiej było by opisać. Jako paranoik, w ogóle nie wyobrażam sobie organizowania takich imprez. Za dużo ludzi, za duży hałas, za duży przypał. Policja, sąd, więzienie, dożywocie. Ja dziękuje. A nikt nie przyszedł, mimo, iż cała impreza trwała chyba do czwartej rano. Muzyka huczała, dziw, że szyby nie wyleciały. Kosmos. Podobało mi się.
Wróciłem do domu i od razu się uwaliłem na łóżku. Obudziłem się przeżuty, i wypluty po raz enty, przez krowę pastwiskową. Ale teraz czułem się już odrobinę lepiej. Dziadziuś miał zawsze racje. Jest zdecydowanie lepiej. Wziąłem małego łyczka rumy, niemalże nawilżając tylko język i z lekkim uśmieszkiem wziąłem się za pisanie.
„Po co to wszystko? Czy ciągły haj to jakiekolwiek wyjście? A czy ciągła trzeźwość to rozwiązanie? To i to nie ma sensu. Wybrałem takie, a nie inne życie. Nie zakładam rodziny. Nie szukam miłości swojego życia. Nie chce wychowywać żadnych dzieci. Nie chce mieć żadnych dzieci. Nie chciał bym skazywać ich na istnienie. Ja prawdopodobnie nie dożyje klęski naszej „cudownej” cywilizacji, ale przyszłe pokolenie, mam dziwne przeczucie, że już tak. Umrę przed totalnym rozpierduchę. Trochę mi tego szkoda. Chciałbym zobaczyć ten potężny błysk nieuniknionego. Banda kretynów naciskająca czerwone guziczki, tak niepozorne, a mimo to tak zabójcze. Usiadłbym wtedy na leżaczku, na środku ulicy. Zarzucił ze dwie meskalinowe piguły, pod językiem ciućkał bym kwasa, wszystko przypalając dużą ilością zioła. W ręku dzierżąc oczywiście szklaneczkę rumu, z lodem i plastrem cytryny. Cudowne epitafium naszego człowieczeństwa. Widowisko godne Oskara. Niestety nie dożyje tego, a szkoda. Wielka szkoda. Choć jest nadzieja. Zgraja pomyleńców może dostać, militarnego odpału. Trzymam kciuki.
Wracając do tematu. Wiem, że muszę wybrać, albo tak, albo nie. Wybrałem nie. Nie, przeciw jakiemukolwiek życiu w społeczeństwie. Społeczeństwie, którym szczerze gardzę. Wole się naćpać, niż udawać wielce odpowiedzialnego. Pfff... śmiech i ubaw po pachy. Dwudziestolatkowie, kpiący z mojej niedojrzałości, z żoną i dzieckiem. Łzy radości napływające do oczu. Ironia XXI wieku. Nie ma dla mnie nic bardziej bezmyślnego niż zakładanie rodziny przed trzydziestką, a już przynajmniej, przed dwudziestym piątym rokiem życia. Czego taki człowiek jest w stanie nauczyć swoją pociechę? Rodzic to nauczyciel, a jak wiadomo dobrych nauczycieli nie jest zbyt wielu, tak jak i rodzicieli niestety. Pod czas szesnastu lat nauki spotkałem może, czterech dobrych dydaktyków. Podstawówka. Pani od historii. Kapitalnie wciągała w lekcje nawet największych opornych, mamiąc ich ciekawostkami. Liceum. Pan od historii. Młody student, z którym można było pogadać nie tylko na tematy rozbiorów, ale także toczyć zażarte dyskusje na kwestie współczesnego, jak i oldschoolowego rocka. I dwóch wspaniałych profesorów, magistrów etc. Na studiach. Filozofia i dziennikarstwo, specjalizacja prasa. Można było tych ludzi słuchać godzinami. Ich wywodów, zdań na wiele dziedzin naszego życia. Cóż... czterech to trochę mało jak na półtorej dekady nauki. Tak samo z rodzicami. Najbardziej mnie śmieszy to bezstresowe wychowywanie, czytaj: mam w dupie dzieci. Tak powinno się dokładnie interpretować to stwierdzenie. Super Niania to może i dobry program, ale ludzie, jakich tam oglądam, to normalnie żenada.”
Zacząłem się śmiać. Wspaniałe wspomnienia kilku odcinków.
„No dajcie spokój. Jak czterolatek może terroryzować dorosłego człowieka? Nie cierpię dzieci, ale nie ukrywam mam do nich podejście. Może to dlatego, że czuje się dzieckiem teraz? Ludzie o tym zapominają. „Zapomniał wół, jak cielęciem był”. Na każde pytanie bachorka, fakt z małą irytacją, ale odpowiadam. Może to dlatego, że we łbie kiełkują mi tysiące pytań? Nie wiem. Nigdy nie miałem jako takiego dzieciństwa, więc wszelkie zabawy typu rzucanie piłką (???), chowany itp. Itd. Nadal mnie cieszą. Kiedyś od psychiatry usłyszałem, że mam ciężki rozwój emocjonalny, może to dlatego? Nie wiem. Nie wnikam. Dogaduje się na prawdę z każdym. Nie ważne, czy masz pięć, czy sto lat. Czy jesteś autystycznym dzieckiem, czy opóźnionym w rozwoju dresem”.
Dżizus Krajst. Kolejny łyk. Zmiany tematów, widzę, że mam we krwi. To jest największy plus pisania bloga. Człowiek może pisać dosłownie wszystko, a ludzie i tak to kupią. Bo to takie głębokie i przemyślane. Sratytaty. Każdy ma takie myśli, niczym się nie różnie.
- Dlaczego nie chcesz uwierzyć, że jesteś wyjątkowy? - zapytała Alma, skacząc na skakance.
- Dziecko kochane, że się tak ślicznie wyrażę -uśmiechnąłem się do niej, najbardziej szczerze jak tylko potrafiłem – Mogę uwierzyć, że moje pisanie nie jest katastrofalne. Ba! Mogę uwierzyć, że piszę nawet dobrze. Ale na litość Boską, nie jestem wyjątkowy. Każdy z nas jest taki sam i różny na swój sposób. Mnie różni tylko to, że się z tym nie kryję. Pisze o tym, co mam w głowię. Ot, co. Nic specjalnego. Inni się boją, ja w sumie też, ale mimo wszystko naciskam „enter” na forum, lub blogu. Z krytyką się spotykam. Czasem gorszą, czasem lepszą, ale najważniejsze, że uzasadnioną. Nie cierpię „zajebiste”, albo „gówniane”. Musi być dlaczego, inaczej to mnie po prostu niczego nie uczy. Niczym się nie wyróżniam. - odchrząknąłem – Bo co? Coś słyszę lub widzę? Pewnie setki ludzi ma pieprzone głosy w głowie, bez obrazy oczywiście – kolejny uśmiech - Ja ukrywałem to dwadzieścia kilka lat, nawet przez samym sobą, ale dość. Dość sobie powiedziałem. Na pewno to nic specjalnego. Takich pomyleńców jak ja jest pewnie milion jak nie więcej.
- Nie każdy piszę – opowiedziała.
- A szkoda. Z miłą chęcią poczytał bym tych dzikusów. W dupie stylistyka. Po prostu chaos myśli, siedzący w ich głowach. To jest swojego rodzaju piękno. Spójrz na takiego Huntera. Nie ma tam jakiegoś wyszukanego słownictwa. Ale są jego myśli. Jego zdanie na temat ludzkości. To jest piękne. Nie porównasz go do takiego Orwella, lub Hemingwaya, ale mimo wszystko jest ikoną. Jest wspaniałym pisarzem. Który do mnie przemówił. Chaos. I tylko chaos. Wszystko inne jest dopracowane. Przemyślane...
- Pisz to – przerwała.
- Co?
- Pisz to! To twoje zdanie na temat pisarstwa, więc podziel się nim.
- Jak chcesz.
„Dlaczego kocham Gonzo? Dlaczego wielbię Thompsona? Za chaos myśli. Tylko one są prawdziwe. Wszystko co jest poukładane, sprecyzowane jest sztuczne. Ludzkość jest prawdziwa, bo jest zdrowo popieprzona. Gdyby była dobra, lub zła, była by nijaka. To samo z pisarstwem. Gonzo to chaos myśli. Pisz to co pierwsze przyjdzie ci do głowy. Nie poprawiaj. Nie waż się nawet. Dopiero wtedy jest to prawdziwe. Jeśli ktoś cię poprawi, skrytykuje, napraw swoje błędy, ale nadal pisz nie poprawiając tego. Prócz błędów ortograficznych. Dzięki Bogu mamy Worda, który automatycznie poprawia moje błędy, bo jestem dyslektykiem. Bajeczna sprawa. Dziesiątki razy uczyłem się na pamięć wszystkich regułek. Mimo to piszę zawsze razem „nie” z czasownikami, zawsze „ż” po „j”. Jak widzę podkreślone „spójrz” to mnie szlak najjaśniejszy trafia. Rymowanka „uje” się nie kreskuje, kompletnie do mnie nie przemawia. Jedyny plus tej dzisiejszej technologii. Ale i tak jej nie cierpię. Te wszystkie wynalazki. Co to do cholery jest? Szczoteczka do zębów 360? Kto czyścił sobie nią język? Ja jestem paranoikiem, a nawet do głowy mi nie przyszło szorować język. Mikrofala, chyba jedyna rzecz, którą używam. Jestem kawalerem, więc to jakby przymus. Gotować umiem, ale komu by się chciało? W pichcenie, wkręcam się tylko na gastrofazie, po tonach weedu. Inaczej mikrofala, lub ewentualnie sandwicz. Jedyne dary, naszej współczesnej technologii, jakie używam. Komputer, mikrofala, sandwicz.
Najlepsze są maszynki do golenia. Człowiek się czuje, jak by się cofał w czasie. Jeszcze dekadę temu było gillette z jednym ostrzem, który golił każdy zarost. Dzisiaj są już bodajże, cztery. I dopiero czwarte ostrze, goli wszystko. A co będzie w przyszłym wieku? Mach 153? Weź to teraz utrzymaj w ręku. Kocham twórczość dzisiejszym naukowców. Prawie tak obłudna jak rzeczywistość. A wszystko co jest, przynajmniej trochę powiązane z kłamstwem... kocham. Nie ma nic lepszego jak, dorodne kłamstwo podane na tacy. Mmmm... dyliszys. Że się tak po amerykańsku wyrażę”.
Kończę, bo to i tak do ni kąd zmierza.
- Ale za to jest zabawne. - zachichotała Alma.
- Tak. Jak dziecko bawiące się maczetą. Dlaczego ty mnie w kółko pocieszasz? Czy wyglądam jak bym potrzebował dowartościowania?
- W głębi duszy zawsze potrzebujesz pochwał.
- Bo jestem próżny jak diabli.
Zaśmiałem się.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pon 21:00, 17 Maj 2010    Temat postu:

Alojzy...


- Jutro kurwa kasa, albo połamane nogi – powiedział najbardziej poważnie jak tylko potrafi Łysy, po czym wybuchnął śmiechem – Nie no żarcik ziomuś.
- Racja ziomek. Żarcik. Jedną dyszkę masz z naszej dobroci serca, a...
- Drugą za dziewiętnaście – Przerwał Raście, Łysy.
- Dokładniusieńko.
- Nie no, chłopaki. Oddam wszystko.
- Nie -warknął Rasta – Twa twórczość naszym błogosławieństwem doktorku.
- A zresztą, udało nam się zwędzić dorodne kilo -dodał Łysy – Więc korzystaj z darów.
- Błogosławiony owoc, żywota twego Gonziusiu – odpowiedział jak nigdy Fifarafa.
- Aaaaa! - Krzyknął Rasta – Skurwiel zawsze wie, kiedy ma mówić.
Cała trójka na przemian, zaczęła przybijać sobie piąstki.
- Dzięki chłopaki. Nie wiem, jak mógłbym się wam odwdzięczyć?
- Rewolucja doktorku – odpowiedział Łysy.
- Szatańska rewolucja – dodał Łysy.
- Boska rewolucja – dokończył Fifa.
Wszyscy ryknęli śmiechem.
- Dziewiętnaście na wieczne oddanie. Spadamy. Misja czeka – Rzekł Rasta. I cała trójka zniknęła w czeluściach korytarzu, starego domostwa.
Cholerne chłopaki. Z każdą chwilą, kocham ich co raz bardziej. Od tak, dali mi dwadzieścia gramów baki. Chcąc tylko pieniędzy za połowę. Czy mogą istnieć bardziej miłosierne jednostki, w tym zagubionym społeczeństwie? Cóż... skręciłem bata, i usiadłem do pisania. Pomysł wleciał do głowy, niczym grom z jasnego nieba.
„Wehikuł czasu.
Gdybym mógł cofnąć czas? Gdybym mógł zrobić to jeszcze raz? Gdybym cofnął czas, przeżył bym wszystko inaczej. Gdybym, sratym, pierdatym.
Cieszą mnie ci naukowcy, bez krzty chęci. Gdyby jakiś skurwiel cofnął mnie w czasie...hmmm... popełnił bym wszystko z premedytacją i to ze zdwojoną siłą. Przecież to kim jesteśmy, świadczy to co przeżyliśmy, jakich ludzi spotkaliśmy i w jakich sytuacjach braliśmy czynny udział. Krok po kroku zrobił bym to samo.
Przypomniał mi się cytat, jak zwykle niewiadomego pochodzenia:
„Najbardziej gorzkie łzy przelejesz na łożu śmierci nad słowami,
których nie wypowiedziałeś i czynami, których nie dokonałeś. „
Nie żałuje niczego co zrobiłem. To sprawiło jakim jestem. Zgorzkniałym, nienawidzącym i cynicznym, ale cóż... to mój słodki urok”.
Zaśmiałem się w duchu. Kontynuowałem dalej.
„Życie to bajka. Nikt nigdy nie powiedział, że bajka ma dobre zakończenie, ani dobrą historię. Zawsze podobało mi się stwierdzenie „Nikt nie powiedział, że będzie ciężko”, z uśmiechem zawsze odpowiadam „Nikt, nigdy nie powiedział, że będzie lekko”. Bajki to życie, a życie to bajki, które my kształtujemy. My je tworzymy. Czy są z morałem, czy ze złym zakończeniem, zależne jest od nas. Jeśli boimy się życia, nie dziwmy się, że nic nam nie dało. Życie jest takie, jakim chcemy, żeby było. Kolejny cytat:
„Jest dokładnie tak, jak myślisz że jest.
A kiedy zaczniesz myśleć inaczej - będzie inaczej”.
Kocham cytaty, za ich przesłanie i prostotę. Prostotę naszego jestestwa. Nasze ja, zależne jest, tylko od słów, które wypowiemy. Zostaniemy spławieni przez los, jeśli nie będziemy mieli jaj się przebić.
To co tworzymy to tak zwana teraźniejszość i przyszłość. Nie ma żadnego umywania rąk. To nie ukrzyżowanie na litość Boską. Zabawne jest to, że ludzie piszą, iż nie ją winni naszej rzeczywistości. Tych barbarzyńskich wojen na wschodzie.
Pamiętam jak dzisiaj, jak nauczyciel od historii w gimnazjum. Przyjmijmy, że nazywał się profesor Pulpet, pokazał nam gazetę, w której młody Irakijczyk, dziecko jeszcze, dzierżyło w dłoni kałasznikowa, i jego słowa. Znaczy się Pulpeta „Dlatego powinniśmy bać się Iraku”. Cóż... on uwierzył w cały ten spisek. W kłamstwo. Czy powinienem go winić? Bardziej podziwiać. On wybrał stronę. Na nic zdały się argumenty, dzieci Polskich walczących pod czas II wojny światowej. Toż to skurwiele napadły nasz kraj. Sam chwycił bym za karabin i wystrzelał, wszystkich napastników. Mimo to dostałem jedynkę za te słowa. Nie miałem racji. To był terroryzm. Ludzie broniący własnym ciałem swej ojczyzny, wysadzający się w imię sprawiedliwości to Irakijscy terroryści. My zaś ginący za naszą biało-czerwoną flagę w latach trzydziestych i czterdziestych, byliśmy bohaterami. Gdzie tu sprawiedliwość? Gdzie racjonalne spojrzenie? Kłamstwo i obłuda. Tak często, te słowa przelatują przez me palce. Ironia życia.
Kłamstwo. To jest jej sens. I jedyne znaczenie.”
Odgasiłem jointa. Masakra. Skurwysyństwo to drugie oblicze człowieczeństwa, pierwsze to obłuda. Idę spać. Zbyt dużo negatywnych myśli. Wyśnię sobie coś dobrego. Coś niewinnego. Tak. Zdecydowanie jakiś pozytywny trip.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Wto 15:33, 18 Maj 2010    Temat postu:

„Bezinteresowność.
Gadałem ostatnio z Rastą i Łysym. Fifa jak zwykle nasłuchiwał, i błądził oczami po pokoju. Wysnuli bardzo ciekawą hipotezę, iż nie istnieje coś takiego jak bezinteresowność. Zawsze są jakieś ukryte zyski, dla darczyńcy. Nie muszą być materialne, ale są. Cholera, oni mieli rację. Jeszcze bardziej nastawia mnie to, przeciw człowieczeństwu.
Spójrzmy. Jeśli ktoś pomaga ci z „dobroci” serca, nie żądając pieniędzy w zamian, dostaje coś znacznie więcej. Dobre samopoczucie. Robi to dla siebie. Ustępujesz staruszce miejsca w tramwaju, czujesz się automatycznie lepiej. Na duchu. I fakt. Robisz to z jakiegoś powodu. Ludzie dobrzy, nie są dobrzy z zasady. Oni są dobrzy, bo czują się z tym lepiej. Bardzo często pomagamy innym, mając cichą nadzieję na odwdzięczenie się w przyszłości. Czy to pozytywną opinią w pracy, czy też wśród rodziny i najbliższych.
Musimy się z tym pogodzić. Jesteśmy próżni jak diabli. Zawsze coś chcemy w zamian. A nawet jak mówimy, że nie chcemy... To i tak chcemy”
Zaśmiałem się.
„Jesteśmy tacy jacy jesteśmy, dla innych. Dla zysków jakie możemy dostać. Zawsze musi być coś. Cokolwiek, ale musi. Weźmy na przykład takiego Papieża. W sensie Jana Pawła II. Wierzył w Boga, i prawdopodobnie też w to całe śmieszne niebo. Pytanie brzmi. Czy pomagał innym, aby się tam dostać? Wybaczył nawet zamachowcowi, który targnął się na jego życie. Pobłogosławił go, bo czuł się w ten sposób dobrze. Banalne, ale prawdziwe.
To wszystko sprawia, że w głowie pojawia się jeszcze jedno pytanie. Czy dobro w ogóle istnieje? Jeśli wszystko robimy z jakiegoś powodu. Zawsze pragniemy zysku. Czy ono w ogóle ma prawo funkcjonować? I nie chodzi o dzisiejsze społeczeństwo, które jest zepsute do szpiku kości, ale o całą ludzkość. Od początku naszych dziejów, do teraz”.
Ekran zaczął się rozmazywać. Co raz bliżej musiałem przybliżać głowę, aby odczytać jakiekolwiek literki.
- Nic ci nie jest? - zapytała Alma, lekko wystraszona.
- Chyba nie – uśmiechnąłem się, odchylając się na krześle.
- I po co to brałeś?!? - tym razem bojowo, warknęła.
Około pół godziny temu łyknąłem ibuprofen max. Ból w krzyżu nie dawał mi normalnie działać, już od rana. Parę lat temu miałem mały wypadek w pracy. Nie wiem co dokładnie się wydarzyło, w każdym bądź razie usłyszałem gruchnięcie i od tamtej pory, nie za bardzo mogę pracować siłowo. Ból wracał jednak bez względu, czy coś ciężkiego robiłem czy nie. Może to pogoda? Nie wiem. W każdym bądź razie czułem się tak, jak ktoś by mi wpieprzył lewarek między kręgi i maksymalnie rozkręcił.
- Bolą mnie plecy, przecież wiesz.
- Ale po co brałeś cztery na raz i popiłeś wódą?!? - znów atak.
- Musiałem się upewnić, że zadziała – uśmiechnąłem się.
Złapała się za głowę i pokiwała nią, dając jasno do zrozumienia, że zawiodła się na moim nieodpowiedzialnym zachowaniu.
- Ty cały czas chcesz umrzeć. Destrukcja twoich zachowań po prostu powala.
- Nie chce umierać. Przecież nic nie próbuje sobie zrobić.
Znów posłałem jej rozbrajający uśmiech. Luz. Pełen luz umysłu. Człowiek czuje, jak by lekko unosił się na wietrze. Wspaniałe uczucie.
- Nie próbujesz tego zrobić dobitnie, ale cały czas przyjmujesz duże dawki, tych wszystkich dziwnych świństw. Uważam, że w jednym celu. - Spojrzała na mnie wymownie.
- Psychiczny przekaz podprogowy – zarechotałem – Chillout dziecinko. Ja eksperymentuje. Naukowiec ze mnie – zrobiłem duże oczy i pomachałem głową w górę i dół.
- Tak. Sprawdzasz ile ludzki organizm jest w stanie wytrzymać. Też mi przedsięwzięcie.
Zniknęła, zdenerwowana.
Cholera, znów się na mnie obraziła. Pewnie pojawi się za kilka dni, jak gdyby nigdy nic. Pewnie? Na pewno. Zawsze wraca.
O czym to ja pisałem.
„Papież. Swoją drogą, to pompa nieziemska z niego. Chłopak się tyle na starał. Oddał całego siebie społeczeństwu, gdzieś, że dla własnego dobrego samopoczucia, dla własnych ambicji i spełnienia, ale co zrobili z tym inni? Biznes. Tego się nauczyłem, że ludzie są w stanie swymi paskudnymi łapskami dorwać wszystko co czyste, niewinne i piękne, i utytłać w gównie. Bez szacunku, bez mrugnięcia okiem, cały jego autorytet poszedł w pizdu. Pozostały tylko pozłacane pomniki, nazwy ulic, placów i alei, muzea. Zostało tylko to na czym można zarobić. I w ogóle ci ludzie, co mówią, że kochają Pawełka”
Kolejna salwa śmiechu.
„ „Moim autorytetem jest Papież” - sratytaty. Jeśli ktoś jest czyimś autorytetem, to staramy się go naśladować, nie w pełni być takim jak on, ale starać się podążać tymi samymi ścieżkami. Moim idolem jest Hunter, jestem pisarskim, zdegenerowanym, zapijaczonym, narkomanem. W życiu! W życiu nie chciał bym być taki jak JPII. Poświęcić się dla drugiej osoby? Kpina. Nie chce nikomu pomagać. Mogę co najwyżej nogę podłożyć. Uważam go za dobrego człowieka, i oby więcej takich na ziemi, ale broń cie Panie Boże, że to mój autorytet. Zero podziwu. Głupek, który pomagał ludziom, którzy o ironio, mieli go w dupie. Ehhh... Kiedy ten koniec. Z utęsknieniem wyczekuje końca...”
Cholera, znów miała racja. Ja faktycznie chce się wykończyć. Więcej luzu Alojzy. To ten skurwiel! Się zastanawiam, dlaczego nic nie słyszę negatywnego w głowie, a on po prostu wkłada mi do umysłu pomysły, w mieszaniu wszystkiego co popadnie. Wszystko ostatnio sprowadzam do końca świata, bo sam chce z nim skończyć.
- Tu cię mam łajdaku! Sprzedałeś się, w tak głupi sposób! - krzyknąłem.
Uśmiech. Znów na kilka miesięcy muszę wyluzować. Tylko gorzała i trawa. To, aż tak mnie nie wyniszcza. Ale się fatalnie czuję. Pobiegłem do łazienki. I puściłem dorodnego hafta do muszli klozetowej.
- Nic ci nie jest. - Ukucnęła obok mnie.
Szybko wróciłaś, nowy rekord – odparłem z bananem na ustach.
Kolejny bełt. Po kilku minutach ciągłych błeee i ygghh oparłem się o ścianę w łazience. Siedziałem na lodowatych kafelkach. Koniec. Już więcej z siebie wyrzucić nie mogłem. Żołądek skurczył się do rozmiarów orzeszka, i byłem w stanie wydusić z siebie tylko trochę żółci. Oczy mi łzawiły. Koszmar. Po omacku poklepałem się po każdej kieszeni. Jest. W koszuli miałem jak zwykle kilka zawiniętych bibułek. Szybko wsadziłem jedną z nich i odpaliłem. Pociągnąłem i wypuściłem chmurę dymu.
- Czy ty...
- Przestań, jak Boga nie kocham, przestań – przerwałem w połowie zdania Almie – Nie teraz.
Pogłaskała moją głowę. Zrozumiała. Odetchnąłem.
- Styka na razie, przynajmniej na jakiś czas wszystkiego. Organizm zaprotestował. Przypalać browarki i nic więcej.
- Czy ty mimo wszystko musisz coś brać? Mało, ale coś musisz? - Spojrzała na mnie spod łba.
- Tak. - odpowiedziałem bez zastanowienia. - Na razie nie mam zamiaru tego zmieniać.
- Ale to cię niszczy. Nie widzisz.
- Widzę, ale i tak nie mam zamiaru przestać. Koniec i kropka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malleus




Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: po co ja się produkuje...

PostWysłany: Wto 16:39, 18 Maj 2010    Temat postu:

Jezu ! Jakie tępo ! Całkiem, całkiem... Zajebiste Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Wto 16:40, 18 Maj 2010    Temat postu:

Tak mnie jakoś od wczoraj wzieło >P Wolne mam prawdopodobnie do końca tygodnia, więc będzie więcej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malleus




Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: po co ja się produkuje...

PostWysłany: Wto 16:42, 18 Maj 2010    Temat postu:

Wohooo! Człowieku zawalę przez ciebie maturę ;P

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Wto 16:46, 18 Maj 2010    Temat postu:

Ucz się ucz, bo nauki to potęgi klucz. Kto nauki umie ten nie zginie w tłumie. Jakoś tak to chyba szło. Z czego piszesz?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malleus




Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: po co ja się produkuje...

PostWysłany: Wto 16:58, 18 Maj 2010    Temat postu:

Wczoraj Historia dzisiaj ang a jutro ? kto wie ?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Wto 17:17, 18 Maj 2010    Temat postu:

Lubie historię. Tylko nigdy nie miałem pamięci do dat. Angielski mi zbrzydł...Jak siedzisz za granicą i w kółko nawijasz w tym języku, przestaje być on taki zajebiaszczy. Nie ma to jak porozumiewać się w swym ojczystym lengłidżu ;P
Wena to powiem szczerze, szczwana bestia... właśnie jestem w trakcie pisania kolejnego opowiadania. Się zastanawiam... Czy to jest normalne, że siadasz i piszesz? Bez jakiegokolwiek zamysłu. Po prostu lecisz przed siebie, sam nie wiedząc co przytrafi się głównemu bohaterowi. Dziwne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Wto 18:58, 18 Maj 2010    Temat postu:

Tak mnie jakoś naszło. Ciężko pisać, że to ciąg dalszy Alojzego, bo jak wspominałem, życie wszystkich bohaterów powoli zaczyna się przeplatać, aczkolwiek kładę główny nacisk na niego. Więc Alojzy znów ;]


„Młodość.
Dlaczego człowiek za młodu musi podejmować, w sumie najważniejsze decyzje? Uzgodnienia, które decydują na całym jego dalszym życiu. Przecież za młodu, jesteśmy jeszcze bardziej bezmyślni niż na starość. Fakt, że przez całe życie jesteśmy idiotami, ale we wczesnych swych latach, to przeginamy ze swoją głupotą. Ile spieprzonych ruchów wykonałem? Niby nic bym nie zmienił, bo dzięki temu jestem jaki jestem, ale... No właśnie, ale. Doświadczenie przychodzi z wiekiem, wielu rzeczy po prostu się nie spodziewamy. Żeby nie wiem jak człowiek był racjonalny. Na pewno nie słuchał bym rodziny. Choć w sumie... Cholera! Obyłem się trochę w angielskim. W innych kulturach. Zwiedziłem trochę świata. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło...”
Z myśli wybił mnie dzwonek telefonu. Rasta. Wiedziałem, że tak będzie. Jak kogoś poznam, to trzeba będzie utrzymywać kontakt. Dlaczego nie można z ludźmi spotykać się raz na rok? Niby fajnie, jest z kim pogadać, poimprezować trochę, ale bez przesady. Już trzeci raz w tym miesiącu do mnie dzwoni. Przecież to posuwa się już do natręctwa. Odchrząknąłem. Odebrałem.
- Biały dom, przy telefonie Barak.
- Sieeeeema czarnuchu! - musiałem odsunąć telefon od ucha, krzyk był tak głośny – Co porabiasz? Idziesz się bujać na mieście rezusie?
- Eeee... Sorry, ale właśnie piszę coś i – Rozległ się głos dzwonka do drzwi. - Poczekaj momencik. Ktoś do wrót zawitał.
- Chillout ziomek. A co piszesz?
- W sumie nic specjalnego, tak po prostu przelewam myśli na papier.
Konwersacja toczona dalej. Otworzyłem drzwi. Pojeby.
- No więc jak? - Odłożył słuchawkę Rasta.
- Bujamy się? - Dodał Łysy.
- Po co dzwoniłeś jak miałeś zamiar przyjść? - zapytałem lekko poirytowany zaistniałą sytuacją. Nie było mowy na łatwe i przyjemne spławienie.
- Dla draki. Ubieraj się. - Odpalił blanta, pociągnął i podał go mnie. - Czekamy na dole.
- Zrób się na bóstwo ziomek. - powiedział Łysy. I cała trójka udała się na dół. Fifa jak zwykle przytakiwał. Na początku nie zwróciłem nawet na niego uwagi.
Cholera. I w ten o to piękny sposób, mam z głowy spokojny wieczór. A miało być tak pięknie. Nie dali mi nawet szansy na wymyślenie ściemy. Mniejsza z tym, sam już nawet nie wiem o czym pisałem.
Gdy już miałem wychodzić, ubrany i przyszykowany, drogę zagrodziła mi Alma.
- Miałeś nic nie brać! - Przeszyła mnie wzrokiem.
- Chillout. Tylko bro i łidzik – uśmiechnąłem się.
Zszedłem na dół. Od razu Łysy wepchnął mi pudełko po maśle, pełne grzybków.
- Twoja porcja Doktorku.
- Na zdrowie Gonzo – Dodał Fifa.
Cholera po raz enty. W sumie w tym sezonie jeszcze nie jadłem. Od feralnego wieczoru minęły trzy tygodnie. Okres abstynencji można uznać za zamknięty. Co miałem zrobić? Zeżarłem ścierwo.
Przepiłem Żubrem, które wręczył mi Rasta i udałem się z nimi na osiedle.
- W ogóle ogóreczku nie uwierzysz co skminił Fifa niedawno – Ciszę przerwał Rasta.
Ogóreczku? Mniejsza z tym.
Fifarafa skoczył przed nas i zaczął wskazywać na mnie palcem. Wydaje mi się, ze chodziło mu to, że powinienem teraz wsłuchać się w to co zaczną opowiadać jego kompani.
- Co takiego? - zapytałem zaciekawiony.
- Kurwa korba stary. - rzekł Łysy.
- Korboksyloza jak baniak złocisty. Nie uwierzysz, czym można się naćpać za niecałą dyszkę? - zapytał Rasta.
- Za niecałą dyszkę – zrobiłem oczy – Nie mam pojęcia. - Spojrzałem na chłopaków.
- Zgaduj! - krzyknął Łysy.
Musiałem uczestniczyć w tej zabawie. Niech będzie.
- Skórką od banana?
- Nie – z niedowierzaniem Rasta dodał jeszcze – Skórką od banana?
- Banan kurwa? - dołączył Łysy.
- W skórce od banana jest podobno thc.
Razem wytrzeszczyli oczodoły.
- Tomku, jutro kupujemy kilo jak chuj!
- Zgadzam się Tomku – Odpowiedział Łysemu Rasta. - Ale nie o to chodzi. Dajesz dalej.
- KurczĘ poddaję się.
- Nie umiesz się bawić – Fifa pokiwał głową.
- Heh – zachichotał Rasta – Jak chcesz. No więc Fiflak wpada do nas ze świeżutkim niusem.
- Oczywiście już przetestowanym, nie moglibyśmy zawieść przecież – dodał Łysy.
- Racja Tomaszu.
- Dziękuje Tomku. Kontynuuj.- wskazał na niego dłonią.
- No więc skurwiel, który poryje ci banie za siedem złotych i...
- Pięćdziesiąt groszy – wtrącił Łysy.
- To gałka muszkatołowa.
- Gałka muszkatołowa? - odrzekłem zszokowany.
- Dokładnie. Również zrobiliśmy takie oczy. Więc – pociągnął mocno skręta, wypuścił chmurkę, kaszlnął – Więc udaliśmy się do sklepu.
- I tu pierwszy problem – ponownie wtrącił Łysy.
- Ciężko skurwiela spotkać pod postacią orzecha, same miałkie gówno. A trza orzeszka. No więc jak uporaliśmy się z tym. Ekspedientka trochę na nas dziwnie patrzyła, bo kupiliśmy trzydzieści orzechów. Po dychu na łba. Zasiedliśmy w hacjendzie, i czekaliśmy na kolejne niusy od Fify, co dalej.
- Prawie, żeśmy mu nie najebali swoją drogą – parsknął Łysy.
- Dokładnie. Okazało się, że pół miasta zeszliśmy na marne, bo te orzechy i tak trzeba było pocisnąć na tarce.
Chłopaki spojrzeli wymownie na Fifę, którego mina mówiła coś w stylu „skąd mogłem wiedzieć?”.
- No więc zaczęliśmy trzeć.
- Tu był drugi problem, bo suka ciężka w tarciu jak chuj. Tyle powiem. - pokiwał łysym łbem Łysy.
- Ale to nic, jak już się uporaliśmy ze wszystkim – kontynuował Rasta – Nadszedł czas konsumpcji. Wszystko ślicznie podane w miseczce. Porcja dla każdego.
- Doktorku, wąchałeś kiedyś gałkę muszkatołową – zapytał Łysy.
- Raczej nie. A co?
A to, ze pojawia się tu kurewski trzeci problem, który spędza nam sen z powiek jak chuj. Tyle powiem. - Łysy założył rękę na rękę.
- Dokładnie. Prawie śmy się przy tym nie porzygali. Tak intensywnego szajsu w smaku jeszcze nie jadłem. Ten punkt trzeba dokładnie przeanalizować – Rasta pokiwał palcem.
- Jeśli to takie gówno, to po co to żreć – zapytałem.
- Po to, że nie idzie opisać korby jaka później opatula twoje seksowne ciałko. - przybił piątkę z Łysym.
- Łoł... aż taki wytrzep? - znów zapytałem, ciekaw odpowiedzi jak małe dziecko.
- Mhmm – cała trójka pokiwała głowami – Wkręca się powolutku, pierwsze objawy czujesz dopiero po jakiś czterech godzinach. A później to już z górki.
- Kurewsko inaczej. Tak najłatwiej.
- Racja – Dodał do wypowiedzi Łysego Rasta – Cholernie dziwna bania. Jest kompletnie inaczej, ale zarazem tak zwyczajnie. Wszystko jest inne. A gastro przebija nawet tą po trawie. Wszystko smakuje lepiej. Przyjemna mgiełka na oczach. Kosmos.
- Czujesz się jak wzlatujący gołąb – Dodał Fifa.
Nastała cisza. Każdy spojrzał na siebie. Uśmiechnął. I nagle wszyscy parsknęliśmy dzikim śmiechem. To znak.
- Grzybki kotłują – powiedział Rasta.
Przez kilka minut nie mogliśmy przestać chichotać. Jak już zdawało się, że przestajemy, wystarczyło spojrzeć na kogokolwiek poważnie i szał wracał.
To co działo się później, ciężko opisać. Każdy z nas zeżarł po czterdzieści świeżutkich halunków. Zapowiadał się minimum dziesięciu godzinny trip. Natłok miażdżących fal, ciepła i relaksu. Fale. To jest jedna z najpiękniejszych zalet grzybów. Kiedy czujesz się zupełnie normalnie, myślisz, że już po wszystkim. Łubudu! Obłąkańczy śmiech, wykrzywienie realizmu. Oczojebne kolory, które nigdy nie były, aż tak jaskrawe. I cisza. Myślisz „Już po wszystkim”. I znów Jebudu! I tak przez pół doby. Wszystko miga, faluje. Nic nie jest tak jak powinno być. Wspaniale wejrzeć w głąb drzewa. Szum liści zdawał by się ich mową. Kompletnie nic nie stoi w miejscu. Dobrze jest wyczaić bezchmurne niebo. Gwiaździsta noc w takiej sytuacji to Boży dar. Nic nie stoi w miejscu, każda gwiazda się przemieszcza i mruga wesoło do ciebie. Szaleństwo. Wynaturzone szaleństwo. Gdzieś w połowie tej dzikiej furii, pamiętam, że Fifa rzekł coś w stylu:
- Ten, kto czyni z siebie bestię, pozbywa się cierpień człowieczeństwa.
Do diabła z tym szarlatanem. Zawsze trafia w sedno. Szczególnie kiedy każdy z nas zataczał się po ziemi. Wył lub miauczał, albo to i to na raz. Kakofonia ludzkości. Piękne wynaturzenie. Kocham grzyby. Dają niesamowicie pozytywnego kopa. Pamiętam jeszcze, że dziwnym zbiegiem okoliczności - nie wiem jakim, ale jakimś na pewno – rozłączyliśmy się.
I tak o to jestem znów w domu. Z łbem pulsującym od zwierzęcego orgazmu emocji. Nie muszę wspominać, że naburmuszona przywitała mnie Alma.
- Zawiodłam się na tobie – powiedziała od razu jak przekroczyłem próg. Parsknąłem śmiechem, denerwując ją tym jeszcze bardziej.
Zasiadłem przed laptopem.
„Wolność.
Co trzeba zrobić, by być wolnym? By nie być posłuszną marionetką. By być kowalem swego losu. Zależność?”
Zależność?
„Czy jesteśmy od kogoś zależni? Zawsze i nigdy. Zależy jak na to patrzeć. Jako człowiek, który stara się cokolwiek tworzyć, jestem zależny od odbiorców. Słuchaczy. Czytaczy.”
Szaleńczy śmiech. Czytaczy? Co to w ogóle za słowo?
„Każdy w jakiś sposób na kimś musi polegać. Nie ma, że osiągnąłeś coś sam. Założyłeś firmę budowlaną, jesteś zależny od swych pracowników. Remontujesz sam? Musisz mieć klientów, jeśli ich nie masz to pupka. Zawsze ktoś, coś jest nad tobą. Zawsze! Fakt. To ty odwalasz większą robotę, ale bez innych byłbyś nikim. To inni tworzą ciebie. Będziesz w życiu spotykał samych przygłupów, prawdopodobnie sam nim zostaniesz.”
Czy ja czasem nie zaczynałem pisać coś o wolności?
- Zaczynałeś – pojawiła się nagle obok mnie.
- Aaaa! - Krzyknąłem podskakując na krześle – Nie pojawiaj mi się tak jak grom z pod biurka!
- Nienawidzę jak bierzesz jakieś halucynogeny – pokiwała głową – odwala ci.
- Heh – zachichotałem – Ironia prawda. Człowiek, który sam ma zwidy lubuje się w używkach, które podwajają jego iluzję. - Znów zacząłem pisać – A teraz pozwól tatkowi pracować.
Zaśmiałem się.
„Wolność.
Wolność to więzienie naszej własnej świadomości. Wyzbywając się wszelkich reguł, całego tego ściemnianego człowieczeństwa, stajemy się wolni. Będą zarazem dożywotnim skazańcem. Jeśli czujesz się wolnym, to nim po prostu jesteś. Nie świadczy o tym twoja rola w społeczeństwie, czy kraty w oknach. Jeśli szukasz niezależności, nigdy jej nie znajdziesz. Ona jest w każdym z nas.
Czuje się wolnym.”
Cholerka. Faktycznie czuje się samodzielny. Pokiwałem głową dumnie.
„ Czuje się tak, ponieważ nie mam nic. I nie chodzi o materialny majątek. Nie czeka na mnie żona z dzieckiem. Nie przywita mnie merdający ogonem pies. Na stole nie będzie ciepłego obiadku. Nie mam pracy. Nie ma dla mnie przyszłości. Przeszłość również jakaś taka zamazana jak nigdy. Teraźniejszość... W niej trwam. Tylko ona się liczy. Niczego nie oczekuje od życia. Nie jest mi w stanie nic zagwarantować. Wszystko jest kruche i przemija. Nie pałam żadnymi uczuciami. Emocje odeszły już dawno temu. Jestem potworem, karykaturą człowieka. Bezlitosną bestią, nie rozróżniającą dobra od zła...”
Rozróżniam, ale tak lepiej brzmi. Szatański uśmiech, znów pojawił się na mej twarzy.
„Nie czuje się człowiekiem. Homo Sapiens jest idiotą. Zaprzeczają swym istnieniem wszystkiemu - o ironio - co ludzkie. Istniejemy w jakimś popieprzonym serialu, przerysowanym i melodramatycznym. Ponieważ wszystko co robimy zmierza do końca. Kompletna pustka...”.
Pustka. Tak najłatwiej sprecyzować moją osobowość. Dlatego jestem wolny. Na niczym mi już nie zależy. Napędza mnie już tylko chora ciekawość jutra.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 3 z 10

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1