Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Teraz twoja kolej...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
She




Dołączył: 23 Kwi 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:44, 26 Maj 2009    Temat postu: Teraz twoja kolej...

Kolejne krótkie opowiadanie. Trzyma się w klimacie poprzedniego, które tu umieściłam. A zatem życzę miłego czytania :)

1
- Co byś zrobił, gdybyś mógł cofnąć się w czasie? Zrobić wszystko inaczej?
- Nie wiem… pewnie po prostu popełniłbym inne błędy, niż wcześniej.
- Dlaczego mówisz o popełnianiu błędów? Mógłbyś dokonywać słusznych wyborów…
- Jak miałbym to robić? Nie znałbym ich.
- Jak to nie?
- Proste. Bo jedna decyzja pociągnęłaby za sobą inne, nawet ta dobra… aż w końcu doprowadziłaby mnie do miejsca, w którym jestem teraz.
- Myślisz, że to i tak by się stało?
- Tak, tak myślę. Ale póki co, wszystko jest w porządku. Jesteśmy tak samo żywi, jak wszyscy inni. Tutaj wszyscy są żywi…
- Widzę tylko ciebie…
- Spójrz…

~ ~ ~

- Gdzie mam spojrzeć…? – zastanawiałem się na głos, patrząc w lustro nad umywalką.
Żadnej odpowiedzi. Mogę zapytać następnej nocy, wiem, że mogę. Ale wiem też, że tego nie zrobię. Czemu miałbym chcieć poznać tą odpowiedź? Dlaczego w ogóle myślałem nad tym? To nic nie znaczy, to tylko moje chore sny. Doskonale wiem, że tak naprawdę nie ma tam Roba, tak samo, jak nie ma tamtego miejsca. Jestem tylko ja.
Poszedłem powoli do sypialni, uważając przy tym na lewą nogę; znów zaczęła mi dokuczać. W sumie nic dziwnego, w końcu od wypadku minął dopiero miesiąc…
Usłyszałem szczęk klucza w zamku. Mia. Po co tu przychodzi i podlewa te pieprzone kwiatki? Sam mógł-bym to zrobić… Słychać, jak krząta się po salonie… teraz idzie tutaj… uchyla lekko drzwi, zagląda niepewnie…
- Nic się nie zmieniło – mówię pustym tonem.
- Chciałabym, żeby tak było… - wzdycha ciężko i znów zamyka drzwi.
Wychodzi z mieszkania. Znów jestem zupełnie sam. Cisza napiera ze wszystkich stron, staje się… zbyt głośna… Nie, to chore, jak cisza może być głośna…?
- Witaj w krainie abstrakcji…

2
Krok, następny… trudno je robić, mając tylko jedną nogę… Tak, zdaje mi się, że jest tylko jedna… chociaż czuję obie. Kiedyś czytałem, że zdarzają się takie przypadki, kiedy amputowane kończyny mogą nawet swędzieć… a raczej sprawiać takie złudne wrażenie.
Trzaskam mocno drzwiami. Uwielbiam to robić; to już stare drzwi z zamkiem nadgryzionym przez ząb czasu – przy mocniejszym uderzeniu sam się zatrzaskuje. Już nie raz musiałem wchodzić schodami prze-ciwpożarowymi, jak jakiś włamywacz, ponieważ wychodząc ze śmieciami, czy po pizze odruchowo nimi trzaskałem. Z początku uważałem to za wielki mankament, ale wkrótce zaczęło mi się to podobać – po co marnować cenny czas na gmeranie kluczem w zamku? A korona mi z głowy nie spadnie, jeśli wejdę sobie oknem… Rzecz jasna teraz to już nie wchodzi w grę, ale…
Na korytarzu, jak zwykle, stoją sąsiadki. W końcu nie ma lepszego miejsca na obgadywanie sąsiadów, niż korytarz przed ich drzwiami, prawda? A co, niech sobie posłuchają, jacy są niedobrzy…
- …wiecznie to walenie drzwiami… jak nawiedzone… - mówi jedna, konspiracyjnym szeptem, na co druga kiwa głową z oczami wielkimi jak spodki.
Nie zaszczycają mnie nawet jednym spojrzeniem kiedy obok nich przechodzę, tak samo jak ja nigdy nie zaszczyciłem ich „dzień dobry”. W końcu na dobry dzień trzeba sobie zasłużyć.
Nadeszła najgorsza część mojej wyprawy: schody. Winda jest, jasne, że jest. Tylko że nie działa, odkąd się tu wprowadziłem… No i stoję nad tymi schodami, jak jakiś mutant i wpatruję się w nie z nadzieją, że same się ruszą. Przy okazji mija mnie dwóch dresów z piętra wyżej; rzecz jasna olewają mnie. Masz dwie nogi to jest „żółwik ziooom!”, jesteś kaleką, to traktują cię jak trędowatego…
- Uciętą nogą nie da się zarazić, frajerzy – warknąłem za nimi; oczywiście to też zostało zignorowane…
Okej, poręcz, schodek, kula… kurwa… Przeciętnie ta tułaczka zajmuje mi około pięciu minut, jako że mieszkam na pierwszym piętrze. Dziś, z racji na podły humor, zajmuje dziesięć. To dodatkowo pogarsza mi samopoczucie. Kiedy wreszcie udaje mi się sturlać się na dół, napotykam kolejną przeszkodę – wielką ciężarówkę, którą niestety będzie trzeba okrążyć… zero zrozumienia dla kaleki, słowo daje, istna znieczulica społeczna…
Obok ciężarówki stoi jakaś stara baba; najwyraźniej się tu wprowadza. Następna do kółka emerytowanych gospodyń domowych… Ale ta jest inna. Nie dosyć, że zaszczyciła mnie spojrzeniem, to jeszcze wyjątkowo upierdliwym… Chamstwo i drobnomieszczaństwo.

3
- Czekałam tu na ciebie…
Podskoczyłem na dźwięk tych słów. A raczej drgnęła mi noga w kolanie… Upierdliwa baba była ostatnią osobą, jaką spodziewałem się zastać pod drzwiami mojego mieszkania. Siedziała na rozkładanym krzesełku i wyglądało na to, że całkiem nieźle się tu już zadomowiła.
- Znamy się?
- Nie, synu, ale musimy porozmawiać…
- Jakoś nie czuję takiej wewnętrznej potrzeby, więc jeśli mogłaby pani… - mruknąłem, próbując ją jakoś wyminąć; ale stara tak się usadowiła, że z moją jedną nogą i dwoma kulami nie dało rady przejść…
- Mogę ci pomóc, chłopcze – powiedziała, ujmując mnie za dłoń, i głaszcząc jej wierzch kciukiem.
- A co, użyczy mi pani protezy? – powiedziałem z sarkazmem.
Nie odpowiedziała. Za to wykręciła mi dłoń i teraz bacznie wpatrywała się w jej wewnętrzną stronę.
- Tak jak myślałam… nie ma jej…
- Owszem, jest, trzyma ją pani w rękach. Nie ma tej niżej – warknąłem zirytowany.
- Pomogę ci odejść…
- Nie chcę nigdzie odchodzić!
Wyrwałem się, ale zanim zdążyłem się uchylić, znów złapała mnie za rękę.
- Wiem, co się stało. Pomogę ci. Nie wszyscy potrafią sami przez to przejść. Ale nie możesz stawać w miejscu, musisz…
Wyrwałem się i najszybciej, jak umiałem, zwlokłem się ze schodów. Skąd wiedziała? Skąd wiedziała o wypadku i śmierci Roba?
Metro. Musiałem dostać się do metra. A potem na cmentarz. Chociaż to nic nie da. Zmarli nie wracają.

4
- Dlaczego ciągle do mnie przychodzisz?
- To ty przychodzisz do mnie.
- Nie, nieprawda… to ty… ty i te twoje zabawy z duchami… właśnie to teraz robisz, prawda?
- Tak. Zabawy z duchami…
- Nawet po śmierci nie możesz z tym skończyć?
- Przecież ja nie umarłem…
- Przestań! Skończ z tymi gierkami!
- Naprawdę tego chcesz?
- Tak… nie… nie wiem… nie, nie zostawiaj mnie…
- To ty mnie zostawiłeś…
- Ale…


~ ~ ~

Obudziło mnie lekkie szarpnięcie wagonem. Lekko przetarłem oczy i nieprzytomnym wzrokiem rozej-rzałem się dookoła. Jak na tą porę było raczej mało ludzi. Para staruszków, kilkoro nastolatków, małżeństwo w średnim wieku i młody facet z aktówką i komórką przy uchu.
Po chwili zatrzymaliśmy się na stacji. Mojej stacji. Wychodząc z wagonu obejrzałem się za siebie.
- Idź, twoja kolej – powiedział staruszek, uśmiechając się do mnie ciepło.
Moja kolej na co?
Przestrzeń dzielącą mnie od cmentarza pokonałem stosunkowo szybko. Już po chwili kluczyłem między nagrobkami, niczym zagubione dziecko we mgle. Czułem, jakbym zaraz miał dostać jakiegoś ataku paniki… W końcu go zobaczyłem. I staruszkę wpatrującą się w niego z zadumą wymalowaną na twarzy. Co tu robiła? Jak mogła tu tak szybko dotrzeć…?
- Pomogę ci – powiedziała, spokojnym głosem; ledwo usłyszałem ją przez ten cholerny hałas… hałas ciszy.
- W czym? Moja kolej na co? – powtórzyłem tępym głosem.
Pokazała mi przyzywający gest dłonią; bezwiednie ruszyłem w tamtym kierunku, by po chwili zobaczyć na nagrobku… swoje imię i nazwisko…
- To przestaje być śmieszne… - jęknąłem, czując, że cisza coraz bardziej na mnie napiera.
- Pogódź się z tym…
Przykucnąłem przed nagrobkiem… na obu nogach… nawet mnie to nie zdziwiło…
- Ale Rob…
- Robert wkrótce tu będzie. Razem z Amelią. Wiedziałeś, że jest w ciąży?
Pokręciłem głową… nie, nie, nie… powtarzałem to słowo jak jakąś mantrę, nie zdając sobie sprawy z tego, czy mówię to też głos, czy tylko w myślach…
- Musisz pójść dalej – usłyszałem staruszkę.

- …byłam tam dzisiaj…
- Nie powinnaś…
- Nie mogę się powstrzymać… kiedy tam jestem, czuję jakby ciągle był tam ze mną… z nami… czasami wydaje mi się, że go słyszę i mu odpowiadam… wiem, to głupie…
- Nieprawda, wszyscy musimy sobie jakoś radzić…


Słyszałem ich. Widziałem ich. Ale to był inny świat… ŻYWY. Umarli nie wracają…
- Każdy sobie radzi, co? – powiedziałem, czując, jak rośnie we mnie wściekłość; podźwignąłem się na nogi i chwiejnym krokiem ruszyłem w ich stronę. – Zajebiście sobie radzisz, co, Robbie?
To była chwila. W jednej sekundzie wszystko stało się tak oczywiste… wiecznie to walenie drzwiami… jak nawiedzone… Tak, dokładnie, nawiedzone… traktują cię jak trędowatego… bo jesteś martwy, człowieku… to ty mnie zostawiłeś… przecież tego nie chciałem…
- To nie miało znaczenia, kochany… - powiedziała staruszka.
Nie zwracałem na nią uwagi. Rozpacz walczyła z wściekłością… zrozumiałem, tak doskonale wszystko zrozumiałem…
- To ty mnie tu trzymasz, sukinsynu – wysyczałem Robowi prosto do ucha. – Ty każesz mi tu tkwić, twoje gierki…
Wzdrygnął się.

- Poczułaś to?
- Co takiego?
- Nie… już nic…
- Brakuje mi go…
- Mogę temu zaradzić… już próbowałem…


- Ani się waż znowu to robić! – ryknąłem, próbując nim potrząsnąć. Ale był poza moim zasięgiem…
- Nie martw się, w końcu zapomną… - powiedziała staruszka, łapiąc mnie łagodnie za dłoń.
Wykręciła ją łagodnie, tak, że teraz spoglądałem na jej wewnętrzną stronę. Nie ma jej… linii życia…
- Ale ja nie zapomnę. Nigdy nie zapominam zebrać żniwa…
Spojrzałem na nią, a wzdłuż kręgosłupa przeszedł mi dreszcz…
- Nie tym razem…
- Nie od ciebie to zależy. Nic już od ciebie nie zależy. Twoja świeca już nie płonie...
- Nic nie szkodzi… nie musi…
- Nie bądź głupi…
Odwróciłem się na pięcie i odszedłem. Tak po prostu. W końcu nie miałem już nic do stracenia…

Epilog
- …myślałem, że jesteś zły…
- Byłem. Ale już nie jestem.
- Nie chciałbyś odejść?
- Nie mam dokąd…
- Więc na co czekasz? Naprawdę chcesz tak… egzystować?
- Nie mam nic do stracenia.
- Ani nic do zyskania.
- To nie jest takie złe. Wystarczy dotrwać do zachodu słońca… a potem mam ciebie. I wielu podobnych, którzy kogoś szukają…
- Nie przeszkadza ci to?
- Nie, jest w porządku. Lubię z nimi rozmawiać. Zadają śmieszne pytania…
- Jak długo jeszcze…?
- Poczekam na was. Ile będzie trzeba. W końcu mam całą wieczność…

A drzwi trzaskały… jak nawiedzone…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez She dnia Wto 20:46, 26 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pią 19:36, 07 Maj 2010    Temat postu:

Dobre. Nieoczekiwana zmiana miejsc >P Podobało by się jednak bardziej gdyby nie krwista czerwień. Męczy jak nie wiem co. Następnym razem prosoł bym biało na czarnym, a dokładniej biało na granatowym.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1