Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Hipokryzja, czyli co robiłem wczoraj

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kostka




Dołączył: 16 Mar 2013
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 1:36, 16 Mar 2013    Temat postu: Hipokryzja, czyli co robiłem wczoraj

Wczoraj dostałem w ryj. Nie ma co ukrywać. Nie jest to nic niespotykanego, ale jak się ma taką mordę jak moja to nic nie jest jej w stanie zaszkodzić. Wiem co mówią ci wszyscy pieprzeni twardziele. Cios w pysk, nic się nie stało. Nie zgadzam się z tym. Mocny prawy sierpowy zawsze jest czymś. Najczęściej mocnym prawym sierpowym. Bezbłędna logika. Coś co cechowało mnie od dzieciństwa. Dlaczego dostałem w pysk? Bo mój pysk za dużo gadał. Taką mam wygadaną naturę. W towarzystwie często słyszę: weź zmień temat, stary zostaw to. Z tym, że mam gdzieś dobre rady. Siedzicie i chrzanicie o swoich głupotach. Mam to w dupie, wskoczyłem tylko na kilka szybkich bo była niby okazja. Darmowa wódka, jakieś paskudne chipsy, fajki, trawa wszystko to w jednej melinie. Rozumiecie już? Okazja. A wy co robicie? Pijecie jeden kieliszek i gadacie. Jakbyście mogli to delektowalibyście się tą paskudną chwilą kiedy wódka nie wleciała jeszcze do gardła. Cholerni hipokryci.

Mówię jednemu, pierwszemu po prawej. Słuchaj nie ośmieszaj się już. Wiem, że jest ten cały pierdolony Internet, rozumiem. Nawet sobie konto założyłem, a co będę gorszy. Teraz tak robią na całym świecie. Za cholery tego nie ogarniam, ale lubię to i do przodu. Więc mówię temu kolesiowi: „czytam te twoje cholerne wpisy na tablicy twojej byłej. Robisz z siebie pajaca pajacu. Wrzucasz ckliwe piosenki, tęsknisz i dziubkujesz. To wkurwia. Znajdź sobie inną”. On nie odpowiada, ostatecznie stwierdza, że co poruchał to jego i mi też może załatwić ruchanie z tą swoją byłą. Bo ona rucha co popadnie, temu się niby rozstali. Gówno mnie to obchodzi, bo nie o tym mówię. Jestem sobą więc drążę temat. Mówię, że nie dalej niż miesiąc temu gadał: „że tego kwiata jest pół świata, a jak ta wróci na kolanach to może przemyśli czy ją przyjmie”. Hipokryta, jęczący i gdaczący. Inni mówią, zostaw go. Daj mu spokój. Bo ci jebnie. Odpowiadam spokojnie, za bardzo mnie lubi, żeby mi jebnąć. To nie prawda. Mnie nie da się lubić, mam to coś w sobie co pozwala ludziom głupim myśleć, że jestem inteligentny, a ludziom inteligentnym, że jestem głupi. Tak mi dobrze. Zresztą i tak w to nie wierzę, w ten jego atak. Nie boję się. Ja jestem po kursie karate. Czy to był na pewno kurs karate? Nie wiem, może to było nic.

Drugi gada, kompletne bzdury. Szkoda nawet przytaczać to co mówi. Sprowadza dyskusję do intelektualnego szamba. Doskonale. Życie nauczyło mnie, że trzeba jeść gówno i lubić jego smak jeśli chcesz obcować z ludźmi. Co może nie? Wszyscy łechtamy swoje próżne ego. Pani Kowalska podsuwa ci pod nos zdjęcie swojego śmierdzącego bachora, potem jego odchodów w nocniku. Jest dumna. Normalnie powiedziałbyś jej: „spierdalaj i zostaw mnie w spokoju”, ale tu nie jest normalnie. Pani Kowalska to twoja otyła szefowa, która ma jeden ciemny żakiet na wszystkie dni tygodnia. W dodatku zawsze przystrojony lukrem, bo dla niej każdy dzień to tłusty czwartek. Nachyla się tym potężnym spoconym cielskiem, macha tymi fotkami. A ty co robisz? Co ty kurwa robisz? „Tak, bardzo ładne fekalia wyprodukował pani bobasek”. Pewnie dlatego nigdy nie mogłem utrzymać żadnej pracy jakiej się podejmowałem i teraz musiałem siedzieć tam gdzie siedziałem i dostać w pysk.

Teraz gada trzeci, coś tam smęci trzy po trzy. Nie wiem o czym, o polityce, downie, downie w polityce. Chuj z tym. Już szukam zwady, nie będę tego ukrywał. Wypity alkohol uderzył mi do głowy. Nie myślę, działam. Mówię mu jak jest. Widziałem ostatnio twoją byłą, ma nowego faceta. Koleś sparował ze Szpilką, a ty co robisz? Wódę serwujesz na weselach, to urocze. On nie daje się wytrącić z równowagi. A może zwyczajnie nie posiada już równowagi. Bo padł. Jestem tak dobry, że nie zadałem mu żadnego ciosu a on już leży. Na stole, jakby ktoś wyciągnął mu baterie. Wódka tak działa, daje moc, siłę i wigor, ale tylko na chwile potem odbiera to ze zdwojoną siłą. A ja? Jestem oralnym dominatorem. Nie to brzmi jak słaby tytuł pornosa, albo dobry pseudonim dla dziwki.

Przychodzi współlokatorka meliny. Jędza. Była grubsza kiedyś, ale i tak nie jest laską która można podrywać. Od teraz trzeba się pytać jej o zgodę by wyjść na papierosa. Ma nie poklei w głowie. Ma też blanta. Mówi, że chce piętnaście złotych. Mam pomiętą dychę w spodniach. Tarmoszę się sam ze sobą, musi to wyglądać jak komiczny akt samogwałtu dokonywanego przez spodnie. Znalazłem jeszcze złotówkę. Ona pyta: a będziesz miał jak wrócić do domu? Śmieszne. Nie jest pierwszą osobą która o to pyta. Parę tygodni temu odkupując w barze papierosa od wyjątkowo brzydkiej laski usłyszałem dokładnie to samo. Kurwa, co was to obchodzi. Może ja nie chcę wracać do domu?

Paliliśmy go, oczywiście dołączyli się inni. Pytam jej gdzie pracuje, ona odpowiada żebym się pierdolił. Niewychowana ta młodzież. Próbuję jeszcze coś zagadać, ale laska ma ewidentnie przesyt mojej osoby. Ostatecznie zostawia połowę blanta i wychodzi. Dobrze. Zaciągam się mocno, za mocno. Mało co nie puszczam pawia. W przeciągu trzydziestu minut będę w stanie katatonicznym. Wiem to. Sprawdzałem już wielokrotnie. Nocleg tutaj nie jest opcją. Wyciągam swój stary telefon, dzwonię do znajomego. Przyjedzie po mnie. Tylko on nie wie gdzie. Ja też zapominam wiecznie jak nazywa się to osiedle, podaje telefon innemu kolesiowi. On mu lepiej wytłumaczy.

Dobrze. Kładę się, nie mogę już oddychać. Oni mówią, że wyglądam jak panda. Skurwiele. Kiedy siedziałem z nimi i gadałem, to mieli mnie dość. Każdy dałby wiele, żeby mnie zamknąć. A teraz? Czy mówię, czy nic nie mówię jestem cholerną atrakcją tego cyrku zwanego życiem. Oni patrzą się jak delikatnie schodzę. O to mi chodziło. Trawa i wóda tak na mnie działają. Zeruje się. Chrzańcie się. Wiem co robie. Znam swoje stare ciało. Młode, ale już stare z racji tego co się przez mnie przetoczyło.

Ostatecznie słyszę cichy dźwięk mojej melodii. Melodii mego życia. Morrison śpiewa, że już od dawna jest w dole i wie, że ten dół to wydawał mu się szczytem. To znaczy nie jestem tego pewien, bo ni w ząb nie znam angielskiego, ale tak mi się wydaje. Kto by miał czas na studiowanie cholernych języków? Odbieram, wychodzę. Wsparty o ramie znajomego, który pyta o trzy najważniejsze rzeczy: telefon, portfel i klucze. Mam, mam i mam. On oczywiście jest w lepszym stanie ode mnie. Na całej zapchlonej ziemi w tamtej chwili nie było nikogo w gorszym fizycznym stanie. Za to duchowo byłem na ostatnim etapie ewolucji. Mówcie co chcecie, ale… Spora ilość wódki i blaty zbliżają mnie do ciszy. Absolutnej wyzwolonej żywiołowej ciszy. Dla kogoś kto gada tyle co ja to niemalże rytualne, boskie przeżycie. Gdy tylko wyszliśmy wrzeszczałem. Wołałem swój rydwan. Znajomy uspokaja mnie, mówi: „wrócisz do siebie będziesz mógł wrzeszczeć”. Wsiadam do auta. Głowę opieram na kolanach. Dialog mądrości: „będziesz rzygał?” Moja odpowiedź, prawidłowa: „nie”. To nic, że będę. Jeśli chcesz wrócić do domu czyimś autem, nigdy nie przyznawaj się, że będziesz wymiotował. To może być problem.

Dotarłem do domu. A raczej na klatkę, zobaczyłem sąsiada z fujarą na wierzchu dobijał się do swoich własnych drzwi. „Kurwom się płaci” powiedziałem, on uderzył mnie prosto w mój pokrzywiony ryj. Stał nade mną z wyciągniętym sprzętem. O to chodzi wszystkim facetom. Dominacja, dla upokorzenia mógł sobie jeszcze na mnie zwalić.

Bogu dzięki, nie zrobił tego. Jego naga czternastoletnia córka wpuściła go do domu. Ja zbieram się, mrucząc: „człowiek słowa ma tego pecha, że zanim zdąży coś więcej powiedzieć to zawsze mu ktoś przypierdoli”. Czołgam się po schodach. W oddali słyszę płacz małolaty. Gdybym był dobrym człowiekiem wszedłbym z buta do jego mieszkania. Może chociaż zadzwonił na policję. Ale nie jestem dobrym człowiekiem. W sumie jestem hipokrytą. Tak jak wszyscy. Wolę poudawać, że nic się nie stało.

Teraz wstałem, zapisałem te kilka słów. Nie jestem pisarzem, nigdy nie będę. Dlaczego? Bo nigdy nic nie wydałem. Chyba, że pieniądze. Tych wydałem już dość. Postanowiłem coś zmienić. Nie mam na chleb, ani nawet na jedno głupie piwo. Koniec z takim życiem. Wrócę do roboty, przeproszę kierowniczkę. Powiem, że nie jest głupią pizdą. Wezmę nawet połowę tego co zarabiałem. To lepsze niż nic. Wymacałem w swoich pogniecionych spodniach paczkę najtańszych, a i tak za drogich fajek . Odpaliłem, zaciągnąłem się i sprawdziłem liczby. Te wokół których toczy się moje życie, w porządku chronologicznym: 14, 15, 16, 32, 33.

14 bo tyle lat miałem kiedy pierwszy raz coś napisałem.

15 bo tyle lat miałem kiedy wygrałem zasrany konkurs na najlepsze opowiadanie świata.

16 bo tyle lat miałem kiedy pierwszy raz się rypałem z kobietą która miała 32 lata.

33 bo teraz tyle mam lat.

Trafiłem! Cztery liczby, oczywiście nic związanego z pisarstwem nie siadło. Takie życie. I tak wiem, że zarobiłem koło dwustu złotych. Jutro się zmienię. A może dopiero we czwartek? Tak, do czwartku dwie stówy zapewnią mi dostatnie życie. A później? Coś się wymyśli. Jak zawsze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1