Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
książka bez tytułu

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Książki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
demira




Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:53, 10 Maj 2010    Temat postu: książka bez tytułu

Rozdział I

Idę polną łąką, niebo jest całe czerwone sprawiając wrażenie jakby było we krwi. Możliwe, że spostrzegam to tylko ja przez wzgląd na swoją odmienność. Nagle niebo zaczyna się rozlewać. Czerwień spływa po nim jak farba rzucona na płutno. W miejscach gdzie kolor już spłynął zostaje pustka. Czarna przestrzeń. Im dłużej się w nią wpatruje tym coraz szybciej moje oczy pochłaniają tajemniczą barwę. Nie ma już brązu, białka ani niczego, co by wskazywało na to że jestem tylko zwykłym człowiekiem. Moje oczy są teraz niczym węgiel. W jednej chwili zaczynają potwornie swędzieć. Przechodząc w ból, który staje się nie do wytrzymania. Zaczynam łzawić. Jeden ruch ręka, jedno przetarcie, a moje oczy spłoną. Próbuje walczyć ze swoim ciałem i naturalnymi odruchami. Moja ręka zaczyna się podnosić do góry niezależnie od własnej woli. Ledwie oderwała się od ziemi, a poczułem, ze ktoś łapie mnie za nadgarstek. Zaczął mną szarpać i krzyczeć w nieznanym mi jezyku. Zrozumiałem słowa dopiero wtedy, gdy przestałem śnic.

-Koniec drzemki! Musisz zwolnic łóżko!

Moj mozg dopiero teraz zaczął wyłapywać pewne fakty. Do moich uszu po kolei docierał każdy dźwięk z osobna. Bicie mojego serca, pulsująca krew, puls osób znajdujących się w tym samym pomieszczeniu, ich myśli i na samym końcu pojedyncze rozmowy. Musiałem przygotować wszystkie moje zmysły i czujność, by w końcu móc otworzyć oczy. Powoli podniosłem powieki i od razu oślepiło mnie białe światło. Było ono nadzwyczaj jasne, nie takie jak w domach. Biały sufit, ściany i pościel, a nawet kobieta przede mną była w białym fartuchu. Szpital pomyślałem. Zamknąłem z powrotem powieki wyłączając receptory słuchu i skoncentrowałem sie na sobie. Próbowałem odtworzyć poprzednie zdarzenia do momentu znalezienia sie w owym miejscu. Jedyne, co udało mi się zobaczyć to poraz kolejny samego siebie stojącego na środku polany. Dziwna sprawa, gdyż nigdy mi sie to nie zdarzyło. Powróciłem do świata żywych i poczułem mrowienie na ręce. Napotkałem sie z dziwnym oporem podnosząc rękę. O co cho... kajdanki?! Co jest kurwa? Oczywiście byłem mistrzem kamuflażu wiec moja mina niczego nie zdradziła. Biała pani spisała cos na karcie i wyszła. Kajdanki nie były żadnym problemem, więc w jednej chwili juz byłem wolny. Rozmasowałem nadgarstek i powoli wstałem. Ubrałem swój czarny płaszcz i jednym susem wyskoczyłem przez okno. Dzień jak co dzień. Pełno ludzi ocierających się o siebie, każdy idący w swoja stronę. Jedynie ja stanowiłem odrębność społeczeństwa. Nie ważne jaka pogoda, jakie święto czy dzien. Na ulicy zawsze możesz spotkać czarną postać w kapeluszu otoczoną dziwnym kręgiem, niedotykająca nikogo, niemająca celu, niebudząca żadnych emocji. To tylko pozory. Ja zawsze mam cel, ja zawsze budze lęk, to zawsze ja jestem sumiennym głosem Twoich myśli.
Moja praca jest nadzwyczajna. Nie ma nade mną nikogo. Nie pracuje dla żadnych odrębnych jednostek, które potem i tak zwierzają sie wyższym stanom. Dlaczego więc nazywam to pracą? Może dlatego że zostałem do tego stworzony? Pamiętam każdy dzień z mojego życia nie wliczając dnia spędzonego w szpitalu oraz faktu iż nie wiem co stało się z moją matką. Próbowałem ją odnaleźć ale wygląda na to ze nigdy nie istniała. Widocznie powstałem nie wiadomo jak i nie wiadomo z czego. Szczerze nie przywiązuję wagi do takich rzeczy.
Posiadam prowizoryczne mieszkanie na strychu starego budynku. Jest małe, ale przestronne. Na środku jest łóżko, a obok nocna szafka.
Na prawej ścianie znajduje się drewniana, skrzypiąca szafa. Lewa strona mieszkania natomiast jest cała w lustrach. W rogu stoi niewielka umywalka. Na około malutkiego okna przyklejam zdjęcia moich ofiar. Tych co stracili wyobraźnię, tych którzy poddali sie głupocie otaczającego świata oraz tych którzy po prostu mnie o to prosili. Wszystkie te ofiary to naprawdę ostateczne przypadki. Przecież większa połowa ludzkości nie zasługuje na to, by istnieć, a jednak chodzą po tej nędznej ziemi.
Stanąłem naprzeciwko mojego odbicia podziwiając swoje piękno, kiedy usłyszałem krzyk na ulicy. Powoli podszedłem do okna i bez ekscytacji zacząłem przeczesywać ludzkie umysły. Gwałt, gwałt, strach i znowu gwałt. Nic specjalnego.

Kurwa!!....
I znowu leże na podłodze. Po raz kolejny moją głowę atakują potężne, piskliwe fale dźwiękowe. Zwijam sie z bólu nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Nie gram nikogo po prostu nie lubię słuchać swojego jęku. W ciszy jest mi o wiele lepiej zmagać sie z bólem.
Koniec ataku. Było minęło. Nachyliłem sie nad umywalka i zacząłem przemywać twarz. Nagle zaczęły spływać krople krwi.
Miałem rozciętą skroń. Widocznie ucierpiała przy upadku. Zagoi sie w niespełna pięć minut. Usiadłem na środku pokoju i spróbowałem skupić myśli.
Te ataki były pewnego rodzaju formatem. Co prawda kasowały część moich informacji jednak chwile po nich wszystko wracało z podwójną siłą i trzeźwiejszym myśleniem. Teraz zaczynam kojarzyć pewne fakty. Byłem w szpitalu, ponieważ dostałem ataku w miejscu publicznym. Kajdanki? Pomyśleli że jestem obłąkany. Sen o krwawym niebie? To początek mojego istnienia. Nic więcej. Ściemnia się. Pora iść do pracy. Miałem na co narzekać, ale ją lubiłem. Wyszedłem jak zwykle tylnymi drzwiami i jak zwykle niezauważony. Nawet jeśli ktoś próbowałby mnie śledzić potrafiłem poruszać się niemal bezszelestnie więc wszelakie próby były bezsensowne. Zawsze wiedziałem, dokąd iść. Pewna część mojego mózgu prowadziła mnie intuicyjnie do miejsca zbrodni. Nazywane było tak przez zwykłych ludzi nierozumiejących jakichkolwiek podstaw ze swojego życia. Byli oni jak roboty. Wstawali i zaspokajali jedynie swoje nędzne potrzeby. Ograniczają sie do prostych schematów nie próbując, ani nie chcąc niczego zmieniać. Wystarczy chociażby minuta różniąca sie od innych zwykłą drobnostka, a ten myśli że zmienia cały świat. Skręciłem w ciemny zaułek. Ślepa uliczka. Jednak nie miałem wątpliwości, ze to dobre miejsce. Stałem więc na samym końcu opuszczonego miejsca, gdy usłyszałem już z daleka cichutki śpiew dziecka. Była to mała dziewczynka, najwyżej 5 lat. Gdy skręciła w zaułek od razu się zatrzymała. Stałem do niej tyłem. Ona czekała tylko na to aż sie odwrócę. Nawoływała mnie w myślach, więc doskonale wiedziała kim jestem. Gdy się odwróciłem patrzyły na mnie jej nadzwyczaj piękne oczy, które zaraz miały stać sie pustką. Stała bezruchu momentami nie oddychała, a w reku trzymała misia. Zabrałem się do pracy. Jej oczy w jednej chwili zmieniły barwę. Dziewczynka ani drgnęła. Dopiero, gdy skończyłem wyżeranie z niej ludzkich pokus uniosła lekko głowę i ruszyła bardzo powoli w moim kierunku. Stanęła przede mną, spojrzała tak jakby czytała moją duszę. Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła ze sobą, a ja bezwładnie sie jej poddałem. Na ślepej uliczce został jedynie pluszowy miś i pamięć o tym razem dwóch czarnych postaciach władających ludzkim umysłem.

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Zapewne zadajecie sobie pytanie co stało się z dziewczynką? Poprostu ze mną zamieszkała.Była wyjątkowa pod każdym względem.
Jej oczy w przeciwieństwie do moich potrafiły zmieniać kolor,ale tylko pod wpływem różnych czynników.Zdarzało się, że miały kolor zarówno miodowy jak i zielony w świetle słonecznym.Przy ogniu robiły się całe czerwone jakby pochłaniając ten żywioł.Mówiła że to po rodzicach,których jak twierdzi sama zabiła.Zrobiła to tylko dlatego, że nie byli w stanie jej zrozumieć i byli obojętni na jakikolwiek przejaw wyobraźni.Zabierali jej wszelkie rysunki,prace czy chociażby małe potworki ulepione z plasteliny.Dla nich to był tylko objaw choroby psychicznej.Mało brakowało,a zamkneli,by ją w jakimś ośrodku dla obłąkanych.
To wcale nie jest tak, że robiłem za ojczyma.Ona doskonale poradziłaby sobie bezemnie.To chyba ja potrzebowałem jej jako brakującej części.Nie koniecznie swojej lecz ciemności.
Musiałem nieco pozmieniać w swoim pokoju,mając pod dachem nową lokatorkę.Lustra oczywiście zostały.Oboje uwielbialiśmy patrzeć na swoje oczy, bladą skórę i idealne ciało.Na środku pokoju stało teraz wielkie łoże.Nie chciała drugiego osobnego.Wbrew pozorom nie lubiała sypiać sama,o ile można było nazwać to snem.Gdy nie mieliśmy zajęcia oboje leżeliśmy nie ruszając się wcale.Układalismy swoje opowiadania i przez resztę nocy kontrolując je, świetnie się bawiliśmy.Uwielbiałem wskakiwać do jej głowy i zmieniać na przekór "sny".Lubię,gdy się złości.Wygląda tak słodko zupełnie jak żywa laleczka.Oczywiście nią jest ,ale nie zmienia to faktu, że jej serce nie bije tak samo jak u innych dziewczynek.

Obok łóżka stał teraz gramofon.Uwielbiała stare rzeczy.Wieczorami puszczała muzykę klasyczną i godzinami oglądała zdjęcia moich ofiar przy,których teraz widnieli również jej rodzice.Kiedyś poprosiła,bym ją podsadził nad same okno.Swoim malutkim palcem zaczeła delikatnie dotykać jednego ze zdjęć .Była to młoda kobieta o czarnych włosach,żyła samotnie jednak szczęśliwie.Liczyły się dla niej tylko pieniądze.
Gdy tak trzymałem wtedy moją księżniczkę i rozmyślałem nad tą ofiarą ona wpadła w szał.Zaczęła krzyczeć ,drapać i się wyrywać .Zerwała to zdjęcie i szybko podarła.Prubowałem wejść w jej umysł i dowiedzieć się o co chodzi,ale przez cały ten czas blokowała siebie nie dając mi możliwości poznanaia prawdy.
Po nędznych prubach swojej mocy wziołem ją poprostu na kolana i przytuliłem.Niespodziewanie wbiła mi swoje paznokcie w ramię.
Wtedy poraz pierwszy przemówiła do mnie innym głosem niż dotchczas.Robił wrażenie zarówno pięknego jak i niebezpiecznego.Mówiła prawie śpiewając,albo coś recytując.

"Dobrze wiem, że Twoja miłość jest wyłącznie przedmiotowa.Nie potrafisz kochać.Wiesz od ludzi jedynie jak nazywać to głupie uczucie.
To jest zwykłe przywiązanie.Jeżeli odeszłabym w tej chwili po jakimś czasie znów nauczyłbyś się żyć bezemnie."

Zdziwiony patrzyłem na nią w milczeniu dobrze wiedząc, że ma racje i do czegos zmierza.Westchneła głęboko puszczając swój uścisk i tym razem ułożyła się spokojnie na moich kolanach.

"Ty i ja jesteśmy podatni na takie uczucia.Nie zauważyłeś zapewne, że coś Tobą zaczyna kierować? Nigdy nie czułeś bólu,strachu,zmęczenia,znudzenia...nic kompletnie nic.Jak zwykła pustka.Polubiłeś mnie,bo jestem Ci potrzebna,bo wnoszę do Twojego życia coś czego nigdy nie zaznałeś."

Musiałem się z nią zgodzić .Od początku podejżewałem,że coś przedemną ukrywa.Myślałem,że chodzi jedynie o jej przeszlość ,ale to musiało być coś ważniejszego.
W jej małej glówce mogłem dostrzec tylko moment,w którym niszczyła zdjęcie tajemniczej kobiety.Swą siłą mogłem dojść jedynie do dnia,w którym mnie spotkała.
Nie podejżewalem,że spotkam kiedyś tak silną osobę w takim małym ciele.
Złapałem ją delikatnie za główkę i podniosłem tak,by mogła na mnie patrzeć.

"Powiesz o co chodzi?".

Dziewczynka jedynie przytuliła moje dłonie do swojej twarzy i poszła "spać ".


++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Siedziałem na fotelu głaszcząc ją po główce i oglądając historyjkę,którą właśnie tworzyła.Wymażyła sobie kwitniejący,zielony las.Na środku stało masywne drzewo.Zaczęła je przytulać i ganiać uciekąjace zające.Znając już tą opowieść zacząłem przeczesywać umysły pobliskich przechodniów.Noc wydawała się spokojna.Z zamyślenia wyrwał mnie jej piskliwy głosik.

"Uważaj na moje włosy! jeszcze mi jakieś wyrwiesz".

Powoli przeniosłem wzrok z okna na małą istote i zauważyłem że moja ręka wplątana w jej włosy lekko drga.
Szybko ją wyjołem żeby nie szarpać i uniosłem do góry.Przyglądałem się jak z każdą chwilą atak staje się coraz silniejszy.
Poczułem coś dziwnego..jakby małe dreszcze.To moja Dama ścisnęła dłoń,by zatrzymać drgania.Podziałało...
Zmęczona usiadła naprzeciwko i wyszeptała:

"Nie ma za co...ale wiesz co? drugim razem nie dam rady Cię uchronić ".

Przykucnąłem obok :

"Ale przed czym?"

"Nie mogę Ci powiedzieć "-odpowiedziała

Chwilę przed tym jak zdążyła użyć osłony zobaczyłem w jej myślach znów tą kobietę ze zdjęcia,jednak tym razem z nożem w ręku.
Nagle uniosła lekko główkę i spojrzała na mnie.Zaczęła mnie pochłaniać .Nie widziałem teraz nic poza czernią jej oczu.Nie mrugała.Była to zwykła pustka.

"Przed prawdą"

Te łowa uderzyły w moją głowę jak młot i odbijały się z niesamowitą siłą.Każde odbicie powodowało potężny huk.W moim wnętrzu panował istny chaos, a ja spokojnie pogrążałem się w najpiękniejszym kolorze świata.Nie istniało teraz nic poza wielką siłą przyciagającą nas do siebie i odczuwaną nawet w powietrzu.
Usłyszałem poraz drugi:

"przed prawdą..."

Jednak tym razem było to niepewne i o wiele ciszej wypowiedziane.Ona również musiała w moich oczach ujżec coś niepokojącego,będąc wyraźnie speszoną.Nie zdając sobie sprawy z tego co robię zacząłem przysuwać się coraz bliżej i bliżej.Chwyciłem jej mała buzię w swoje masywne dłonie czując jak płoną jej poliki.Szepnąłem nad jej uchem
"zegnaj" i w jednej chwili zmiażdżyłem jej głowę.Podłoga zalała się krwią,a naokoło mnie leżały jej szczątki.Klęczałem tak z wyciągniętymi rękoma i przyglądałem się jak spływają po nich krople krwi.Nie mogłem się oprzeć urokowi tego widoku.To było coś pięknego, nie do opisania.Zacząłem wąchać swoje dłonie i wycierać je o twarz.W ułamku sekundy znalazłem się przed lustrem.Teraz i ja byłem cały w krwi.Pachniała nadzwyczaj pięknie.Kusząco, a zarazem odrzucająco.Miałem wrażenie jak bym brał kąpiel przynoszącą niewierygodną ulgę.Rozmażyłem się to fakt.Nie lubialem tego.Uważałem to za nieodpowiedzialny stan nieważkości.Jednak tym razem było to cudowne uczucie i nie chciałem się go pozbywać.
Czułem,że kręci mi się w głowie.Podszedłem do okna i zacząłem wdychać wszystkie spaliny.Była ciepła i gwieździsta noc.
Zacząłem tracić rownowagę nad ciałem i lekko się chwiać.Czułem, że lece do tyłu.Nie zdążyłem złapać się parapetu i poleciałem na plecy z hukiem.Ciemność....I znowu znajomy głos:

"Co się dzieje?"

Czy ja śnie?Ocknąłem się i nie wierząc własnym oczom ujżałem znów moją małą dziewczynkę.Była cała i zdrowa.Zdezorientowany poprostu ją przytuliłem.

"Wszystko będzie dobrze,ale musisz mi pomoc" wyszeptałem

Pocałowała mnie i położyliśmy się razem do łóżka.Tej nocy prubowałem wszystko sobie poukładać i doszedłem jedynie do wniosku,że tacy hm.."ludzie" jak ja nie mogą doprowadzić się do stanu wariacji.
Następnego dnia miałem zamiar poważnie porozmawiać z moją młodą Damą.


Gdy się obudziłem Maomi nigdzie nie było. Nie widziałem sensu w poszukiwaniach. Mogła być wszędzie i doskonale poradzi sobie sama. Dopiero teraz zauważyłem, że pulsują mi żyły na rękach jak podczas wczorajszej wizji.. Zimna woda zaraz przyniosła ulgę. Spojrzałem na zdjęcia swoich ofiar i przypomniałem sobie o powołaniu. Czułem się źle zaniedbując swoją pracę. Mimo iż nikt nade mną nie stał, nikt nie kontrolował wiedziałem, że muszę to robić. Jedynie to jest moim sensem życia.
Ubrałem czarny płaszcz, okulary i skurzane rękawiczki. Postawiłem kołnierz i ruszyłem przed siebie. Skręciłem w pierwszą, małą uliczkę. Znów ślepa. Na samym końcu w rogu siedział skulony starzec. Dobrze wiedział kim jestem i czego chcę. Wiele moich ofiar było oczytanych. Najbardziej bolała ich bezradność. Ludzie próbowali już chyba wszystkiego, by mnie odstraszyć. Czosnek, relikwia, ogień, woda, broń. Dosłownie wszystko. Pochyliłem sie nad ofiarą. Nie podniósł głowy tylko dalej cicho szlochał. Nic nie robiło na mnie wrażenia. Żadne błagania, płacz ani przekupstwo. Złapałem go za brodę i uniosłem twarz do góry. Był ślepy. Jego oczy były białe, jakby zamglone.
W jego głowie pobrzmiewały teraz słowa modlitwy.
Nigdy nie wdawałem się w dyskusje z ofiarami.
Uważałem, że skoro zasługują na śmierć nie są w stanie przekazać mi żadnej mądrości.
Starzec rozpłakał sie jeszcze bardziej i przeszedł do drugiej fazy. Błaganie. Jak ja to uwielbiam. Ludzka rasa jest strasznie słaba. Gdy tylko nadarzy się okazja, by móc załatwić cokolwiek w tak prosty sposób jak poniżanie się, oni robią to bez wachania. Uciekają od wszystkiego.
Wsadziłem swoje dwa palce w jego oczy i poprostu je wyjąłem.Był za stary wiec jego krzyk ledwo docierał do moich uszu.
Pozbyłem sie resztek jego nędznego wnętrza i zostawiłem samego.
Bez życia i oczu.Tylko to po nim zostało.
Z młodymi ludźmi było inaczej.
Niektórzy byli nie świadomi swoich czynów.
Im jedynie zabierałem pamięć.Rodzili się na nowo i z moimi instrukcjami poszerzali pole wyobraźni.
Miałem już dość wszystkiego na dzisiaj.
Wróciłem do mieszkania i przykleiłem kolejne zdjęcie do kolekcji przy oknie.
W tym momencie weszła Maomi.Była zmęczona i nieco przestraszona.
Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka.
Odrazu zaczęła "śnić" prubując o czymś usilnie zapomnieć.
Z latwością przeczesałem jej umysł.
To co zobaczyłem było zdumiewające.
Napierw ujżałem ją ze swoją ofiarą.Był to młody chłopak.Miał podarte spodnie, był brudny i nie młodszy od Maomi.
Jest mała i mniej doświadczona odemnie.Zapomniała, że naszym ofiarom potrzebny jest jakikolwiek scenariusz zastępczy,bo inaczej wariują.
Po wyczyszczeniu umysłu nie była w stanie się od niego odpedzić.Podziwiał każdą napotkaną rzecz jak niemowlę.
Nie odstepował jej na krok.Maomi ma mniejsze nóżki więc chłopak z łatwością ją doganiał.Był obojętny na jakiekolwiek zaczepki i groźby z jej strony.Postanowiła go przechytrzyć i podała mu małego kotka z ulicy.Chłopak ostrożnie zaczął się z nim obchodzić i zafascynowany nie zauważył zniknięcia dziewczynki.
Wydawało mi się, że to wszystko,ale gdy oglądałem obojętnie scenę jak wraca do domu skacząc po dachach zobaczyłem w tle czarną postać.
Młoda skończyła właśnie swoją historię.Teatralnie zaczęła się przeciągać i ziewać.Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała.

"Nie wiem kim był ten człowiek.Podejżewam,że odwiedzi nas gdy przyjdzie odpowiednia pora."

"Też tak uważam..Powiesz mi wkońcu kim jest ta kobieta ze zdjęcia?"-powiedziałem wskazujac na okno

"Nie teraz prosze Cię,nie teraz.Napierw postać z dachu"-odpowiedziała zupełnie obojętna.Usiadła w kącie i przeglądała swoje książeczki.

"Jak to najpierw?"-nie rozumiałem sensu jej wypowiedzi.

"Wkrótce się przekonasz.Nie pytaj o nic więcej, bo i tak nie powiem.A teraz chodź pokażę Ci coś"

Wygramolila się powoli z podłogi i chwyciła mnie za ręke swoją małą łapką.
Szliśmy opustoszałą ulicą.Moje oczyś całe były wypełnione czernią i wypatrywały najmnieszych szczegułów otoczenia.
Maomi cichutko spiewała pod nosem kołysząc naszymi rękoma w przód i tył.
Rozmyślałem właśnie co stało się z ofiarą mojej Damy i kim była postać na dachu,gdy usłyszałem melodię z dawnych lat, bodajże 80-tych.Zaprowadziła mnie do restauracji.Nie była ona zwyczajna.Przy stolikach siedzieli wyłącznie mężczyźni,a każdy z nich był ubrany w garnitur czarny bądź biały.Rozsadzeni byli tak,że tworzyli szachownicę.Każdy z nich miał na stoliku jedynie lampkę czerwonego wina i malutką świeczkę.Nikt nic nie mówił.Wszyscy pogrążeni byli w swoich myślach,wydawało się,że są w transie.

"Tam"-szturchnęła mnie Maomi i wskazała stolik w rogu.

To był ten mężczyzna,którego widziała.
Zdezorientowany usiadłem naprzeciwko i prubowałem zebrać myśli.
Czułem,że moje oczy pochłaniają jego postać. Mieszałem w sobie zazdrość z zaciekawieniem i szacunkiem. Nic do siebie nie pasowało.
Spojrzałem na Maomi, uśmiechała się do niego,mimo iż on pozostawał bez ruchu i wyrazu.
Był strasznie wychudzony. Jego kości policzkowe były bardzo uwydatnione.
Wyglądał jak piękny posąg dopiero co wyrzeźbiony.
Nagle wstał i wyciągnął rękę.

"Nazywam się Valentine Event"

Uczyniłem to samo.

"Marko miło mi"

Jego ręka była lodowata,a uścisk nienaturalnie mocny. Zobaczyłem wtedy, że widać każdą żyłę na jego ręce. Były one dziwnie ciemne i wyraźnie odznaczały się od jego skóry.Twarz miał strasznie bladą.Wszystkie te cechy łączyły się w idealną całość .
Nie widziałem jego oczu, również jak ja nosił czarne okulary. Pomyślałem, że chociaż tu mógłby je zdjąć.

"Tak mi wygodniej, słońce czasem razi w oczy"-odpowiedział z pełnym spokojem.

"co powiedziałeś?!" -z wrażenia aż podniosłem głos.

"Proszę ciszej Panie Marko. Nie czas ani miejsce na szczegóły. Jesteście tu po to abym wam pomógł. Maomi poprosiła mnie o spotkanie. Podobno macie problemy z kobietą ze zdjęcia ?"

Jakby wiedząc, że nie otrzyma szybko odpowiedzi spokojnie wziął kieliszek, chwile mu się przyglądał po czym zanurzył usta w winie.

"On o niczym nie wie. Nie możemy mu wszystkiego wyjaśnić chociażby ze względu na jego bezpieczeństwo." -odezwała się Maomi.

"Chciałbym wiedzieć o co tu chodzi" -starałem się,by zabrzmiało to pewnie i stanowczo. Jednak czułem, że łamie mi się głos.

"Nie potrzebne są tu nerwy Panie Marko. Wystarczy odrobina zaufania. Ta kobieta jest niebezpieczna i próbuje odebrać Panu zarówno zdrowy rozum jak i to dziecko" -wskazał na Maomi i podrapał ją po główce.

Byłem zdezorientowany, nie wiedziałem co się dzieje. Wydawało mi się że śnie.
Oboje nagle wstali i ruszyli ku wyjściu.Valentine sprawiał wrażenie jakby wcale nie stawiał kroków tylko unosił się nad ziemią.Maomi wyglądała przy nim jak,by dopiero co uczyła się chodzić .Z nerwów sięgnełem po kieliszek,który pozostawił nowy znajomy i nie zważając na rodzaj trunku pociągnąłem głęboki łyk.Odrazu poczułem w gardle dziwny słodki smak.Oblizałem usta i przesraszony stanąłem jak wryty.To była krew...ludzka krew.Poczułem,że robi mi się gorąco i zaczyna kręcić w głowie.
Zataczając się ledwo doszłem do wyjścia,gdzie oni już na mnie czekali.Gdy odzyskałem równy oddech,a głowa wróciła do normalnego stanu spojrzałem na mężczyznę w czerni.Zacząłem krzyczeć na niego i szarpać za długi plaszcz ze sterczącym kołnierzem.

"Kim ty kurwa jesteś?! Dlaczego w tym kieliszku nie było wina?Maomi idziemy! On jest niebezpieczny!"

Valetine stał niewzruszony nawet nie drgnął,a przecież szarpałem go z całych sił.Byłem wyczerpany i bezradny.Osunąłem się na ścianę i zakryłem twarz w dłonaich.
Maomi odrazu prubowała mnie podnieść ,a ja odtrąciłem ją tak mocno, że upadła.Co się ze mną dzieje? nie panuję nad własnym ciałem.
Podbiegłem szybko żeby ją przytulić .
"zaufaj nam" wyszeptała i wtuliła główkę mocniej.Podziałało to na mnie jak zimna woda.Momentalnie wstałem na równe nogi.

"Wybacz...Uważam jednak,że zasługuję na wyjaśnienia."

"Ależ oczywiście Panie Marko.Proszę za mną.Moje mieszkanie będzie najodpowiedniejszym miejscem.Tam nic nam nie grozi.Wiem,że przeciągamy,ale tam się wszystko wyjaśni."

Bez słowa ruszyłem za nim z Maomi za ręke.Nie myślałem o niczym.Chciałem,żeby ten koszmar się skończył.
Najbardziej przerażało mnie ich opanowanie i niewinność Maomi...bałem się o nią.Doszliśmy do ściany lasu znajdującej się za granicami miasta.
Przed oczami ukazał mi się piękny stary zamek.
"Zapraszam"

Wchodziliśmy po wielkich kamiennych schodach. Poręcz była
rzeźbiona w średniowiecznym stylu i nie sposób było oderwać
od niej oczu. Pomieszczenie wypełniały płomienie świec.
Na górze był tylko jeden pokój. Jego sypialnia. Na środku
stało niewielkich rozmiarów łózko. Cała prawa ściana była
usłana książkami. Wielkie pułki sięgały od podłogi aż po
sufit. Były tu rożnego rodzaju encyklopedie,książki o
wampirach,wilkołakach w większości fantazy. Tomy były
poukładane co do wielkości,a niektóre jeszcze leżały na
podłodze.

"Miałem dzisiaj zrobić nową półkę,ale twoja lokatorka już
znalazła mi zajęcie"

Usłyszałem cichy i delikatny szept nad uchem.
Ten głos był jak piękna melodia,która można słuchać po
stokroć,a i tak nie traci swojej magii dźwięku. Prawdopodobnie przez strach nie zauważyłem tego na
początku naszej rozmowy. Odwróciłem się i zobaczyłem jego
oczy. Były tak samo idealne jak jego głos. Miały kolor
brązowy jednak nie taki jak u zwykłych ludzi. One były
nasycone odcieniem, a jego źrenica była bardzo
powiększona. Nie mogłem oderwać wzroku od tego
zjawiska. Wydawało mi się ze potrafią hipnotyzować, że
zatracam się w nich całkowicie i wchodzę do innego świata, a przecież to była moja broń.

"Wystarczy Panie Marko. Nie chcę Panu zrobić krzywdy"

W tym momencie odwrócił się ode mnie i zaczął zdejmować
płaszcz.Teraz miał na sobie czarny golf i wąskie ciemne spodnie. Na szyi wisiał kozioł tworząc pentagram zamknięty w kole. Dopiero teraz widać było dokładniej jego
posturę. Uwydatniona była każda kość dodając mu jeszcze więcej uroku.

"Dość tego proszę usiąść" wskazał czarną kanapę.

Ujżałem, że na lewej ścianie znajdował się kominek.
Ogień zatańczył w nim jak oszalały, gdy Valetine przeszedł
obok.Na ścianach wisiało pełno obrazów. Gdyby przypatrzeć się im dłużej można by dostrzec ich powiązanie. Każdy był w podobnym klimacie i idealnie wpasowywał się do
wystroju. Akta kobiece, pejzaże, martwa natura to wszystko
było odpowiednio rozmieszczone.
Dziwny znajomy usiadł naprzeciwko nas i od razu wskoczył mu
na kolana gruby, puszysty, biały kot, który musiał się
wcześniej schować w strachu przed gośćmi.
Zaczął cicho pomrukiwać,gdy Valentine drapał go za uchem.

"Jak już się pewnie Pan domyślił jestem wampirem i puki co
jestem też w stanie nie zrobić wam krzywdy. Potrafię nie
tylko czytać w myślach jak i Pan nie biorąc pod uwagę
Pańskiego ograniczenia mocy. Bez urazy oczywiście.
Maomi spotkała mnie w kawiarni,w której do niedawna
przebywaliśmy. Opowiedziała mi o panu i jej wizjach. Kobieta ze zdjęcia jest łowcą. Od wieków próbuje ja zniszczyć równie skutecznie jak ona mnie. Jest sprytniejsza niż Pan myśli. Nie posiada wielu zdolności jednak jej bronią są inne wampiry, odżucone lub sponiewierane.Wykonują każdy jej rozkaz nie zważając na szczegóły. Chcę posiąść Pana moc,a Maomi wykorzystać jako przynętę dla kolejnych ofiar ,albo kolejnego członka swojego klanu . Jeśli razem zaczniemy działać zwyciężymy bez problemu. Wystarczy odrobina współpracy i skupienia. Nie będzie to zwykła walka jaka czasem przytrafia się przy ludziach. To będzie coś o wiele poważniejszego i trudniejszego. Nauczę Pana wszystkich potrzebnych rzeczy. Jedyne co potrzebujemy to Pańskiej zgody i ewentualnej pomocy moich braci,ale to potem. Jeśli pan z jakichkolwiek powodów chce odejść nie będziemy mieli tego za złe, ale tym samym traci Pan Maomi na zawsze, gdyż nie pozwolę jej wrócić w miejsce, w którym grozi jej niebezpieczeństwo... Jaka decyzja Panie Marko?"



++++++++++++++++++++

Wstałem powoli..przejechałem wzrokiem po obu postaciach zatrzymując się na kotce.Nie mogłem pozbierać myśli,nerwowo zacząłem przestępować z nogi na nogę.Spuściłem wzrok jak winne dziecko.Przeszył mnie zimny dreszcz.
"Zostaje.." powiedziałem niepewnie.Takie rozwiązanie jest chyba najlepsze i jak mi sie wydaje jedyne..

"Chciałbym,aby został Pan dziś u mnie na noc.Nie przyjmuję odmowy.To zbyt ryzykowne.Po wasze rzeczy udamy się jutro rano.Maomi już chyba ma na dzisiaj dość"

Oboje spojrzeliśmy na drobną postać i o wiele za duże dla niej łóżko.

"wychodzę"

Valentine ubrał czarny długi plaszcz do kostek i wskoczył na parapet.Już zbierał się do skoku kiedy energicznie się odwrócił i cicho powiedział "Ufam ci" i skoczył. Marko przestraszony podbiegł do okna,ale juz go tam nie było.Zmęczony i lekko podirytowany całą sytuacją połozył się obok swojej przyrodniej córki.Jak zwykle bez pozwolenia zaczął przeglądać jej historyjki i zastanawiał sie jak uratować jej zycie.Już po chwili biegał razem z Maomi po pięknym ogrodzie,zanużając się w sytość odcieni.


Rozdzial II

"Zawsze wybierają mnie.."pomyślał Valentine.
"Pora zapolować.Dwa dni nic nie jadłem"

Szedł teraz ciemnym lasem nie patrząc przed siebie, tylko nasłuchując i rozglądając się wokoło.W jednej chwili wyczuł pulsującą krew zwierzęcia i znalazł się w pozycji gotowej do ataku.
Nogi lekko zgięte, ręce rozłożone.Typowa poza dla drapieżnika.Stał tak bez ruchu,nie oddychając, by nie spłoszyć kolacji.Zwykły smiertelnik nic nie zobaczyłby w takich ciemnościach,a tym bardziej usłyszał.Natomiast Valentine miał wszystkie zmysły wyczulone.Pociągnął nosem wdychając świeży zapach sierści, krwi i potu nadciągający z oddali.Rozkoszując się tym przymknął lekko oczy.Nagle coś zaszeleściło za drzewem.To była sarna.Dopiero teraz zobaczyła swojego zabójce.Spłoszona zaczęła uciekać. Valentine w jednej sekundzie znalazł się w jej pobliżu usmiechając się cwaniacko,jak gdyby bawiła go cała ta sytuacja.Znudzony żucił się na sarnę,łapiąc ją za szyję i powalając na ziemię.Nie dając jej szansy na ucieczkę wbił ostre kły dokładnie w najgrubszą żyłę na szyji.Krew pociekła strumieniem,tryskając na boki.Sarna lekko jeszcze drgneła i konała dając tym samym moc i dalsze życie Valentinowi.Skończywszy wypijać resztki krwi ze zwierzęcia wstał z gracją i oblizał wargi całe w czerwieni.Otrzepał płaszcz z piasku i ruszył dalej na polowanie.

Znajdował się teraz na opustoszałych ulicach miasta.Księżyc świecił leniwie,a gwiazdy przebijały się przez ciemne chmury.Skręcił właśnie do pubu.Nie lubiał zabaw.Uwielbiał jedynie ten moment kiedy wyczuwał lęk i zainteresowanie swoją osobą.W środku panował jak zwykle chaos i głośna muzyka.Wyłączył receptor słuchu
"tak jest o wiele lepiej"usmiechnął się do siebie i ruszył do baru.Każda słaba płeć żeńska oglądała się za nim nie wiedząc czy go zaczepić czy czekać na jakiś znak .

"ludzie miewaja dziwne pomysły"Pomyślał.Usiadł i zamówił whisky.Tak,wampiry mogą normalnie pić i jeść.Nie sprawia im to takiej przyjemności jak ludziom,ale zawsze jest to jakiś rodzaj rozkoszy.Popijał wolno analizujac każdy fragment szklanki.Wampiry wszystko spostrzegały dokładniej ,a kolory były ostrzejsze i wyraźniejsze.Podobne zdolności posiadał również Marko.Jego uwagę przykuło właśnie małe pęknięcie na przedmiocie,gdy zobaczył piękną,rudą i młodą do tego dziewczynę.Skromnie usmiechnęła się do Valentinea i usiadła obok.

"witaj piękna nieznajoma.Jak mija wieczór?"rzekł wampir

"nie za dobrze, a hm...twój?"-odpowiedziała ruda dziewczyna

"to śmieszne,że chciała powiedzieć do mnie per Pan"zaśmiał sie w duchu Valentin.

"Nie spytam jaki jest tego powód.Mogę ci jedynie zaproponować mała przyjemność"

"chętnie.."-powiedziała nadzwyczaj pewnie

"nie boisz się nieznajomych?"

"szczerze?to właśnie oni mnie podniecają.."

Valentine cicho zamruczał"bedziesz żałować"pomyślał

"A więc zapraszam Panią"
wstał i podał jej ręke jak prawdziwy dżentelmen.Bez wachania ją chwyciła i ruszyła za dziwnym mężczyzną.
Szli w milczeniu przez całą drogę.Gdy znaleźli się w bezpiecznym miejscu,nie czekając na nic przyparł ją energicznie do ściany przytrzymując ręce u gory.
Była przestraszona,ale nie chciała uciekać.Ku jego zdziwieniu odchyliła szyje i wygięła tak by mógł łatwo wbić kły.

"no, no wystawiamy się na tacy?"

"ychym.."mruknęła zachęcająco.
Wyczytał z jej myśli,że od dawna interesuje się wampirami i jedynie słyszała o nich."no więc nie ma mowy o kacu moralnym "pomyślał wampir.
Pocałował ją najpierw delikatnie.Muskał jej usta ostrymi kłami.Później pocałunek stał się namiętny.Zranił jej wargę i popłynęła stróżka krwi.Zlizał ja powoli i ostrożnie.
Dziewczyna drzała,ale nie ze strachu.
Zaczął pieścić każdy punkt jej ciała.Przez cały czas dotykał językiem swoich kłów,jak gdyby je uspokajał i prosił o cierpliwość.

"proszę.." wyrwało się bezdźwięcznie dziewczynie.
Nie czekając już dłużej zatopił kły poprzednio jak w zwierzynie.W przeciwieństwie do niej krew ludzka dawała o wiele wiecej mocy i przyjemności.Wampir niekiedy mógł otępieć od nadmiaru krwi.Teraz pił łapczywie niechcąc przerywać.Wiedział,że nie może przedawkować.Po pierwsze nie chciał jej zabić,a po drugie pragnął rozkoszować się nią nie tylko dzisiejszej nocy.
Topiąc kły w cienkiej,niebieskiej żyle szeptał jej cicho do ucha:

"Valentine....jestem Valentine"

Puścił gwałtownie, a ona upadła na ziemię.Usmiechnęła się do niego i zapadła w sen ciężko dysząc.Valentine wiedział ,że bedzie krótki więc odrazu zawrócił w stronę domu.Lekko zakreciło mu się w głowie co było żadkością.Jeszcze długo czuł idealny posmak krwi rudawej dziewczyny i nie tylko on wiedział,że to nie koniec ich spotkań...

Wracał do domu tą samą drogą co zwykle,gdyż była najładniejsza z całego miasta.Mijał opuszczone domy,które skrzypiały lekko pod powiewem wiatru i stary teatr z pozostałymi rekwizytami.Niekiedy odnosił wrażenie,że te manekiny wiedzą o nim dużo za dużo. Poruszał się znacznie szybciej od śmiertelników.Jego kroki były niesłyszalne,głuche.Prawdopodobnie równie ciche jak Marko. Gdy przechodził obok latarni jej płomień gasł,ale po jego odejściu zapalał się na nowo.Przed oczami cały czas widział rudą nieznajomą. Na ogół ludzie bali się jego rasy wymyślając przerożne nazwy.Jednak to bijące serce pragnęło go zarówno całym ciałem jak i umysłem.
Zdawać,by się mogło iż jej życie było wypełnione dążeniem do poznania wampira.Podczas swojej kolacji Valentine słyszał w jej umyśle przeróżne słowa sugerujące rozkosz jaką przeżywała.Valentine oczywiście miał zamiar wykorzystać naiwność tej istoty.

Nie był jedynym wampirem w tej dzielnicy,jednak każdy z nich trzymał się z daleka od innych.Panuje tu zasada samowystarczalności i wyznaczonego obszaru polowań .Nie wynika to z żadnych konfliktów.Poprostu już za czasów starożytności,gdy wampiry się dopiero rozwijały każdy chciał być samodzielny.Nowonarodzeni znali wszystkie uczucia jakie posiada rasa ludzka,ale wybrali łatwiejszy sposób życia.Historię tej rasy można opowiadać w nieskonczoność.Valentine'a stworzył jeden ze starszych.Gdy usiłował go zabić i potraktować jako kolejną ofiarę wyczuł w nim tajemniczą moc.Z tego zdarzenia Valentin pamięta jedynie straszny ból przeszywający całe ciało,ciemność i ogromne pragnienie.Starszy nie wziął pod uwagę mocy jaką zyskała jego ofiara.Gdy valentine dostawał krew potrzebną do przemiany,nieświadom niczego ugasił swoje pragnienie do końca tym samym zyskując siłę do zabicia starszego.W ten sposób narodził się jeden z silniejszych wampirów w tym mieście.

Gdy Valentine wszedł do swojego pokoju zobaczył, że Marko nigdzie nie ma.Na szczęście Maomi dalej leżała skulona na jego łóżku,z którego on i tak nigdy nie korzystał.Wpadła w trans tuląc jego kotkę.Pogłaskał je obie i wyszedł.
Po zatrzaśnięciu drzwi wyraz jego twarzy momentalnie uległ zmianie.Spokój jaki wprowadziła w nim postać za ścianą gdzieś zniknął.Ogarnęła go złość i jednoczesnie znużenie.Ruszył prędko przez dachy domów na poszukiwania.

Tym sposobem jak kot przebył pół miasta,aż dotarł do mieszkania nowo poznanych.Zeszkoczył zgrabnie z dachu,otwierając jednym ruchem okno.Poznanie rozkładu wnętrza nie zajęło mu więcej niż pół minuty.
"Przytulnie"pomyślał.Zatrzymał się przed lustrem.Zaszczycił odbicie swoim najbardziej przerażającym uśmiechem.
"jak zawsze idealnie"-powiedział do siebie.
Nic nie znalazłwszy wyszedł tym samym sposobem co zawsze.
Złożecząc na Marko i idąc jego tropem dotarł do opuszczonego budynku.Miał powybijane okna,zepsute drzwi i odpadający tynk ze ścian.Nie zastanawiając się ani chwili wszedł do środka.Na parterze były jedynie dwa pomieszczenia.Prawdopodobnie była to kiedyś kuchnia i salon.Jedyne co z nich zostało to kanapa z wystającymi spręzynami i szafki,których złodzieje nie byli w stanie ukraść.Powoli,a zarazem pewnie minął to wszystko i wszedł na góre po schodach,już bez poręczy.Stał teraz naprzeciwko prostokatnego,wąskiego korytarza z trzema parami drzwi.
Otworzył pierwsze.Dawna sypialnia teraz wyglądała jak po wojnie.Dziury w suficie,odrażający smród i szczury uciekajace przed niespodziewanym gościem.Łóżko nie miało już materaca ani szczebelek.Szybko wyszedł i przeszedł do następnego pomieszczenia.Odrazu w oczy żucił mu się czarny,duży punkt w kącie pokoju.To był Marko.Kucał skulony przy ścianie kiwając się w przód i tył jak zagubione dziecko.Mamrotał coś pod nosem i walił głową w ściane.Valentin podszedł powoli i przysiadł przy nim.

"Wszystko wporzadku Panie Marko?"

"Co? co? zostaw mnie!"

"Nic Panu nie zrobię"

"krew,krew wszędzie jest krew"

Valentine wiedział,że nic tu nie zdziała bez swoich zdolności.Zamknął oczy i prubował wejśc w jego umysł.Nie było łatwo,gdyż wyczuwał dużą blokadę. Marko posiadał równie silną moc co on .Po kilku minutach udało mu się i zobaczył jedynie czerwone pomieszczenie.Ściany,sufit i lampa wszystko w tym kolorze wirowało z coraz szybszą prędkością.Nie zwracał na to uwagi.Skupił się na przekazaniu myśli Marko."Wróć.."Szeptał w jego głowie.Nagle poczuł lekki wstrząs.Otworzył oczy i zobaczył Marko stojącego nad nim i odciagającego rekę,którą właśnie go uderzył.Było to bezcelowe,gdyż walka byłaby wyrównana i ciągnęła się bez końca.
Valentine jedynie cicho westchnął.Wykonał ruch,ktory Marko mogł jedynie w połowie przewidzieć,gdyż znajdował się w transie.Złapał go za szyje i zaczął dusić.
Ku jego zaskoczeniu zadziałało.

"Pro..sze..mnie..pu.."
I wylądował na podłodze ocierając zobolała szyje.

"Przepraszam,ale byłem zmuszony do tego"

"Wizja ta?"

"Tak.Powinniśmy stad iść.Każda Pańska wizja daje małe znaki łowczyni,a raczej jej wampirom.Nie mówiłem chyba,ale nazywają ją Lena"

"Wiem na czym to polega,wyczuwam podobne impulsy od Ciebie"-mowiąc to Marko wyszedł szybko z opuszczonego domu,nie odwracając się za Valetin'em.


Kiedy Oboje wrócili wkońcu do domu Maomi stała przy drzwiach z założonymi rękoma,potupując energicznie nóżką.

"Ile można czekać hm?"

"Wybacz mała"-powiedział Valentine głaszcząc ją pod bródką.

Marko zazdrosny odrazu żucił się do swojej dziewczynki i mocno przytulił.

"Kocham cie wiesz?"-wyszeptał całując jej małe uszko

"Ja ciebie też"-zachichotała z wdziękiem i pobiegła na łóżko męczyć puszystą kotkę.

Valentine zaczął przeglądać swoją kolekcje ksiażek,pieścił je delikatnie po brzegach palcami jak małe dzieci.
Marko siedział bez ruchu i wpatrywał się w tańczące płomienie.Pokój wypełniony był spokojem i ciszą,gdy nagle Marko zaczął szybciej oddychać.Wstał,ubrał swój czarny płaszcz i ruszył do drzwi.

"Czekaj ja też chce się pobawić"-zaczeła za nim krzyczeć Maomi potykając sie o własne nogi i ubierając w biegu.

Marko odwrocił się, wziął ją na rece i ruszył na polowanie ofiar.

++++++++++++++++++++++++++++++


Szli stanowczym,ale nie agresywnym krokiem w miejsce,w którym czekała już nieświadoma ofiara.Maomi ledwo nadążała za Marko,ale nie zrażała się tym.Zgrabna dziewczyna,ubrana w szeroką spudnice,dziurawe czarne rajstopy i obcisła bluzkę, właśnie wychodziła ze swojego domu.

"Maomi działaj"-żucił i juz go nie było.

Posłuchała Marko i podbiegła do starszej koleżanki.

"Cześć pomożesz mi znaleść tatę?"-zaczęła przedstawienie,które wcale nie było potrzebne,ale sprawiało jej nie lada przyjemność.

"yy..pewnie"-chwyciła młodą za ręke i poszły w kierunku miejsca ostniego pobytu ojca.
Ofiara dziwnie przyglądała się Maomi,gdy ta nuciła coś pod nosem.

"Jak się nazywasz?"-spytała Maomi

"co? a...Weroni.."nie zdążyła dokończyć, bo ktoś przyłożył jej ręke do ust i pociągnął w głąb uliczki.

"Witaj nędzna istoto "-szepnął Marko

"hura udało się"-krzyczała Maomi podskakując.

"A teraz spójrz mi w oczy,no już spójrz!"-krzyczał Marko.

Dziewczyna wyrywała się bezradnie,mając już łzy w oczach, prubowała krzyczeć.

"ah..te bezużyteczne śmieci.Muszę usuwać takich jak Ty.Patrz mi w oczy!"-krzyczał Marko przytrzymując jej głowę.

"Otworz oczy...spójrz na mnie"Teraz już wszedł do umysłu potencjalnej ofiary.

Gdy wkońcu ulegała mocom dziwnego mężczyzny,ktoś znalazł się pomiedzy nimi.Stał na ugiętych nogach w pozycji obronnej i z wyciagnietymi rekoma do przodu.

"Valentine..."-wymruczał Marko przez zaciśnięte zęby

"Owszem ja.Czy przeszkadza Ci ta młoda Dama?"-Valentine powiedział to jakby kpił z Marko,jak z małego dziecka.

"Tak to moja ofiara właśnie nam przeszkodziłeś nie widzisz?"-coraz agresywniej się odzywał.

"Ta piekna rudowłosa jest moja.Byłem pierwszy Panie Marko"-postukał palcem po jej szyi wskazując dwie małe dziurki.

"Wiec au revoir"-mowiąc to odwrocił się do dziewczyny chwycił ją w pasie i szybko znalazł się na dachu.
Maomi z Marko usłyszeli tylko cichy pisk ofiary,którą zwineli im z przed nosa.

"Zaczyna mnie irytować nasz wampir"-teraz już obojętnie i ze zmęczeniem żucił Marko ruszając w kierunku domu.

"Ja tam go lubie.Spodobała mu się, daj mu spokój"-nadal szczęśliwa Maomi w podskokach szła za kompanem,który żucił przez ramię:

"Daj mi spokój"..Już nie zamielili ani słowa.
+++++++++++++++++++++++++++++++

"Mrrrr...witaj piękna nieznajoma"-posadził ją bardzo delikatnie na dachu wierzowca.

Ona nie odpowiedziała.Trochę przerażona patrzyła w jego piękne i nadzwyczajne oczy.Gdy minął pierwszy strach poprawiła się,usiadła wygodnie i rozejżała do okoła.Byli na 10 piętrze, w środku centrum.Noc była naprawde piękna iciepła,a księżyc w kształcie przysłowiowego rogalika.Po 5 minutach,przypomniała sobie wszystko i była pewna,że nic jej nie grozi.
valentine czekał cierpliwie,podziwiając jej pełne usta,delikatny nosek i te rude kręcone włosy,które były dla niego najbardziej pociągające i charakterystyczne.

"Witaj mój...wybawco?"-bez przekonania i z ochrypniętym głosem wyjąkała Weronika.

"Przepraszam za tak brutalne odebranie z rąk mojego hm..kolegi."

"Kolegi?nie szkodzi.Mogłabym wiedzieć o co chodzi?"

"Ja jak już wiesz jestem wampirem.Spokojnie za bardzo Cię polubiłem ,żeby móc skrzywdzić.Ten. którego poznałaś natomiast to druga odmiana nieumarłych.Niszczy ludzi bez wyobraźni.Jestem pewien iż w Twoim przypadku zaszła pomyłka.Potrafię czytać Twoje myśli i wnętrze."

"Wszystko wiem o Twojej rasie,ale o nim sysze pierwszy raz"

Weronika już całkiem doszła do siebie i zorientowała się ze znwou robi to co poprzednio.Zaczela sie przysuwac powoli.Dobrze wiedziała ,że on widzi każdy jej ruch,oddech i myśli,ale poprostu z wampirami nie dało się inaczej."Boże co ja robię"-pomyślała

"Zostawmy go na koniec.Dlaczego mi,aż tak ufasz?dobrze wiesz,że mogę zrobić co tylko zechce,a moje obietnice są nic nie warte?"-całkiem poważnie zapytał Valentine nie odsuwając się od niej.

Sprytna bestia"szeptał mu głos w głowie.

"Za bardzo Cię polubiłam żeby móc Cię zostawić samego"usmiechnęła się zachęcająco.

Valentine odwzajemnił.
"Udało się,jeszcze tylko trochę"myślała dziewczyna.

"Na co czekasz?"-zaśmiał się wampir

"y..ja?możesz przestać to robić ? to krępujące!"-zawstydziła się i złożyła ręce jak małe dziecko.

Chwycił ją za bródkę i skierował w swoją stronę.Weronika lekko podniosła się na nogach,by być bliżej lecz on ją odsunął z powrotem.

"Nie tak szybko moja Panno"i zaczął dotykać językiem jej ust.

"Ewidęntnie się ze mną droczy,noo."-niecierpliwiła się w myślach.
Najpierw bardzo delikatnie zaczął ją calować jakby była najwiekszym skarbem jaki posiada.Czuła jak wampirze kły wbijają się w jej wargi.
Gdy zaczął energiczniej i namiętniej się z nią łączyć pociekła stróżka krwi z jej ust.Natychmiast zlizał ją z brody i szyji.Nie wrócił już wyżej.Pieścił szyję i piersi Weroniki, słuchając serca bijącego coraz szybciej i czując puls, który z każdym oddechem stawał się silniejszy i wyraźniejszy.

"Va..len..tine.."wyszeptała nie mogąc złapać tchu.
Wampir zatopił swoje kły w dwie dziurki,które pozostawił po sobie ostatnim razem.Krew spływała po jej całym ciele,a on nie przestawał.chwyciła go za włosy dociskajac jeszcze bardziej.Cicho jękneła z rozkoszy jaką dawał jej wampir,z rozkoszy ,która była zakazana i nigdy nie dopuszczana do świadomości ludzkiej,z rozkoszy,która nie mogła trwać wiecznie pomiędzy światem śmiertelnym,a wiecznym.

"Nie mogę więcej,i tak wypiłem za dużo"szeptał Valentine wyjmując zęby.

Złapał ją za ramiona i delikatnie położył na dachu.Powoli zaczął rozpinać bluzkę.Weronika pozostawała bez ruchu,cały czas głęboko dysząc.Zostawił ją w samej bieliźnie i zaczął lizać pozostałą krew,która spłynęła podczas pożywienia.Lizał jej szyję,piersi,brzuch.Każde miejsce,w którym znajdowała się choć kropla krwi.Gdy skończył oparł się nad nią i wpatrywał się dłuższą chwile.
Pogłaskał ją po włosach:

"już po wszystkim"

"Dziękuje"-powiedziała Weronika całując go jak najlepiej potrafiła.

"Myślę, że na dziś wystarczy,chodź"

Ubrała się,a on ją przytulił.Znów chwycił w pasie i zeskoczył na dół.Postawił ją już na ziemi ,przytulił ponownie i zbierając się do skoku jeszcze dożucił:

"Dozobaczenia wkrótce,piękna znajoma"

"znajoma? hi"pomyślała i odpowiedziała:
"do zobaczenia" chwiejnym krokiem ruszając do domu,gdy on już był na kolejnym dachu.

Valentine dażył ją dość dużą sympatią i wiedział że ona już dawno się do niego przywiązała.Postanowił pójść do miejsca, w którym pierwszy raz zagadała do niego Maomi.Kawiarnia,o której mało kto wiedział.Jak wyczytał z myśli Marko, on słusznie zauważył ich specjalne położenie w stylu szachownicy.Jednak każdego dnia wygląda ono inaczej.Zawsze jest symetryczne i hamronijne.Oczywiście w kieliszku każdy na wejściu dostaje swoją ulubioną grupę krwi.Barman Scoty,który odziwo jest człowiekiem doskonale zna każdego wampira,który tu zagląda.Jako jedyny w tym mieście jest najbardziej wtajemniczoną osobą i zdaje sobię sprawę czym grozi zdrada.Jednak bardzo lubi swoją kawiarnię i jej klijentów więc nie ma powodów do robienia głupstw.Krew podaje różną.Zwierzęcą,sztucznie fermentowaną,szpitalną i ludzką.Zwierzecą dostaje z ubojni na podstawie kontraktu.Drugi rodzaj z laboratoriów, gdyż kiedyś Scoty pracował jako chemik i pewien znajomy dłużny był mu przyslugę.Szpitalną to wiadomo, a ludzką hm... do tej pory nie jest to pewne.Nie chciał nikomu zdradzić tajemnicy,a wampiry nie zaglądały do jego umysłu.Co prawda Valentine jest typem osoby, która musiała to uczynić ,ale zapewnił każdego,że to bezpieczny i całkiem harytatywny sposób.
Dzisiaj panował nie za duży ruch zresztą jak zawsze.Nikt nie lubi przeludnienia.Większość i tak żywi się na własną rękę.
Miejsce to jest symbolem pewnej granicy.Ustala się tu nie tyle co służbowe sprawy,ale i prywatne, które nie koniecznie powinny trafić do ludzi.

Valentine wszedł powoli i pewnie do kawiarni.Skinął głową do Scoty'iego i usiadł na swoje miejsce.Było ono na końcu sali,zaciemnione i z jedną świeczką.Pomimo stereotypów Valentine lubił ogień.Barman odrazu do niego podszedł przynosząc zamówienie,które wampir zawsze składa.Postawił wysoki kieliszek na stoliku napełniając go słodką krwią z butelki przypominającej szampana.Przedłużając czynność ,by wyglądała naturalnie skorzystał z okazji i przybliżył się do Valentine'a.

"Słyszałeś o atakach w pobliżu miasta?"-szepnął mu do ucha.

"Nie,ale dziękuję za informację...Wiesz chyba wiem kto to może być .Pamiętasz kiedyś opowiadałem Ci o czarnej łowczyni?"

"Boże! tylko nie ona!"-Scoty aż z nerwów,by potrącił kieliszek,ale Valentine jest od niego o wiele razy szybszy i zdążył to przewidzieć zwinnie łapiąc go jedną ręką.

"Wybacz"-speszył się Scoty

"Do rzeczy przyjacielu.Wiesz coś więcej?"-niecierpliwił się Valentine

"hm..niech pomyśle.A już wiem jest ich chyba z dwudziestu.."

"Nie dobrze..nie dobrze.."-potrząsnął głową, wypił duszkiem krew,oblizał wargi,żucił standardową zapłatę z napiwkiem i ściskając dłoń Scoty'iego żucił krótkie:

"dziekuję,dozobaczenia" i już go nie było.

W pośpiechu ruszył przed siebie z rękoma w kieszeni i nastroszonym kołnierzem.Dziś ubrał czerwoną koszulę,która idealnie podkreślała jego bladość ."Muszę go znaleść jak najszybciej...muszę go znaleść " powtarzał w myślach wampir.

+++++++++++++++++++++++++++++


Tymczasem Marko w najlepsze zabawiał się z Maomi.Stali teraz w kółku ze swoją ofiarą.Była to dorosła już kobieta,którą zniszczyła praca,egoizm i próżność.

"Mogę czegoś sprubować ? hihi"-z pełną radoscią krzyczała Maomi

"oczywiście skarbie" -odparł Marko i odsunął się na bok,by dać jej pole do popisu.

Wcześniej już ogłuszył swoją ofiarę tak,by nie mogła się ruszać ,ale była w pełni świadoma wszystkiego.
Maomi w podskokach podeszła do owej kobiety i wyszczerzyła ząbki jak groźne zwierzę,które ma zamiar coś upolować .
Dziewczynka z wyciągniętymi rękoma i zagiętymi palcami warcząc żuciła się na ofiarę.Cały czas przerażająco się śmiejąc odgarnęła jej włosy i ugryzła w szyję.Gryzła coraz mocniej czekając na coś czego nie było.
Gdy Marko to ujżał odrazu żucił się,by ją odciągnać

"co ty wyprawiasz?! nigdy więcej tego nie rób!!"

"ale mi sie to podoba chcę być jak Valentine, chce tego posmakować !"-krzyczała Maomi wyrywając się z objęć opiekuna.Jej oczy były miodowo żółte od płonącego słońca na niebie.

"Dość tego odejdź na bok,ja zaraz do ciebie wrócę! bez dyskusji!"-nie ustępował Marko

"nie jesteś moim ojcem żeby mi rozkazywać "

"ale to ja cię przygarnąłem,to ja cie kocham i nie jesteś pieprzonym wampirem!"

Maomi bez słowa uciekła,a Marko rozzłoszczony zaczął niszczyć ofiarę.Dotknął jej oczu i zaczął zabierać najpierw wszystkie wspomnienia,świadomość człowieczeństwa i rozsądek.Potem wpuścił do środka swojego "przyjaciela" - czarną chmurę,która powoli zabijała wnętrzności,badź żyła w człowieku przez dłuższy czas czekając na poprawę i wracając do Marko.Bywało tak iż "przyjaciel" zamieniał się w chorobę nie do wykrycia przez najlepszych lekarzy.Zwęglał stopniowo każdy organ sprawiając tym samym potworny ból,mdłości i wizje śmierci atakowanemu człowiekowi.Taka osoba traciła również wzrok i ginęła na pograniczu świata realnego, a zmyślonego tym samym uznawana za obłąkaną przez otoczenie.W tym przypadku czarna chmura miała zagościć na dłuzej...


Gdy Marko odwrócił się,by powiedzieć coś Maomi niczego nie znalazł.Westchnął tylko do siebie i mrucząc coś pod nosem ruszył do zamku Valentine'a.Po drodze mijał kawiarnię, w której to wszystko się zaczęło więc postanowił wstąpić .Sam nie wiedział po co.Niestety szybko stamtąd wyszedł,gdyż nie podawali nic oprócz czerwonego napoju.Pomijając wrogie spojrzenia kilku obecnych gości,było tu nawet przytulnie.
Gdy zbliżał się do drzwi ktoś chwycił go za ramię.

"Marko?Proszę ze mną.Mam coś co mogło by Pana zainteresować "

Marko patrzył na niego chwilę,po czym od niechcenia wzruszył tylko ramionami i wyszedł z kawiarni zostawiając sprawę niewyjaśnioną.
Nie zrobił kilku kroków,gdy znalazł się na ziemi.Przeraźliwy pisk docierał do każdego miejsca w jego ciele.Marko zamknął oczy i nie wydawał z siebie żadnego dźwięku mimo potwornego bólu.Ocieral twarz chcąc zmniejszyć pulsowanie,gdy poczuł coś mokrego.Spokojnie otworzył oczy i zobaczył że są całe we krwi.Zaczął szukać źródła krwawienia,ale z marnym skutkiem.Sprubował się pdonieść .Udało mu się jedynie zmienić pozycje z leżącej na siedzącą.Opierał się teraz plecami o ścianę,nogi miał wyciągnięte,nie zdolne do dalszych poleceń.Z obrzydzeniem schował ręce za siebie.Po chwili poczuł dziwnie znajomy zapach.Rozejżał się dookoła,ale jak zwykle nikogo nie znalazł.Dopiero teraz zorientował się iż to zapach z jego rąk.To była krew Maomi.Kusząca,pyszna...zaczął czyścić swoje ręce ze smakiem i powoli tak jakby się delektował.Zlizał ze swoich rąk cała krew nic nie zostawiając.Paraliż mijał powoli,ale w uszach nie przestawało mu dalej dzwonić .Zaciągnął nosem wdychając resztki woni pozostałej w powietrzu.

"Jeszcze"szepnął do siebie i ruszył biegiem w stronę zamku Valentine'a.

++++++++++++++++++++++++++++++++


Wampir przeczesał całe miasto,znaczy tylko tą część do której miał dostęp,ale Marko i tak by dalej nie poszedł.
Stał teraz na dachu analizując wszystko pokolei,gdy nagle poczuł pieczenie w żyłach.

"cholera nie teraz!".

Oglądając swoją ręke zauważył,że grube nitki stają się coraz jaśniejsze i większe.Po wypiciu robiły się zaś ciemniejsze i wracały do normalnej wielkości.
W pospiechu zeszkoczył i pobiegł w kierunku "restauracji".Nazywał tak dom Weroniki.
Pokój miała malutki i przytulny.Umeblowanie standardowe i nowoczesne.Na ścianach pełno plakatów oczywiście z postaciami wampirów.Oprócz Draculi wszystkie były fikcją wymyśloną na potrzeby filmów.Milutki, puszysty dywan zawsze robił wrażenie na wampirze.Lubił jego dotyk.Nad łóżkiem wisiała tablica korkowa,a na niej różne rysunki.W większości mroczne,ale zdażały się też bardziej romantyczne jak "zachód słońca" z idącą za ręce parą."Brednie"-zawsze powtarzał Valentine na widok tego obrazu.Mała nocna lampka świeciła to na czerwono to na żółto w zależności od nastroju Weroniki.
Gdy dotarł na miejsce okno było już uchylone,a ona leżała całkiem naga na łóżku z wyciągnięta szyją.

"skąd wiedziałaś?"-spytał szczerze zdziwiony wampir.

"intuicja.Pewnie nie zauważyłeś, że zdaża ci się przychodzić o regularnych porach?zresztą od kiedy pijasz moją krew czuję pewną więź z Tobą"-odpowiedziała dziewczyna

"eh wyszedłem z wprawy wampiryzmu przez tą aferę z Marko i Maomi"-pokręcił głową i się zamyślił.

"khm.."-przypomniała o sobie postać na łóżku

"ach tak..wrrrr pięknie dziś Pani wygląda"-zamruczał wampir

"ale ja nic na sobie nie mam"

"no właśnie.."-usmiechnął się łobuzersko Valentine.

Podchodził do niej jak do zwierzęcia.Cicho,z ostrożnością,ale i z pożądaniem.Odrazu chwycił ją mocno za nadgarstki.Lubiał czuć się silny.Czasem go ponosiło i musiał uważać żeby nie zrobić jej krzywdy.Pieścił i całował każdy punkt na jej ciele,a ona tylko poddawała się uczuciom i czekała na najlepszą rzecz.Zabawiali się długo,gdyż Valentine tracił przy niej głowę i poczucie czasu.Dziewczyna była pewna,że wampir coś do niej czuje,ale on zarzekał się, że to tylko czysty interes i czerpanie zarówno przyjemności jak i korzyści.Wkońcu postanowił dać jej to czego oboje tak pragnęli.Usmiechnął się uwydatniając najdłuższe zęby ze wszystkich i powoli lecz stanowczo zatopił w niej kły.Dziewczyna jęknęła,a on zamruczał.Czuł jak ciepła krew dostaje się do jego żył na całym ciele.Odczuwał jak rośnie w nim temperatura i jak w takiej chwili niewiele różni się od człowieka.Weronika chwyciła go za dłoń i zaczęła kierować go najpierw do piersi później po udach i znów w górę aż do szyji.Wzięła jego dwa palce i jeździła nimi po dziurkach od ugryzienia,które już na zawsze jej pozostaną jako pamiątka.
Valentine nie stawiał oporu,leżał z zakmniętymi oczami wsłuchując się w jej kruche,bijące serce.

"muszę uciekać mała"-powiedział miłym głosem całując ją w czoło.

"wiesz, że tego nie lubię.Obiecaj mi,że jeśli się to skończy będziemy razem"-błagała Weronika

"wiesz,że nie mogę ci niczego obiecać ,ale napewno o Tobie nie zapomnę"-ubrał się szybko i wyskakując przez okno odwrócił się,by posłać jej czułe spojrzenie.



+++++++++++++++++++++++++++++

"Gdzie oni wszyscy są?!" -krzyczał Marko przeszukując dom wampira.
W jego pokoju już książki były na podłodze,pościel rozwalona, a meble poprzesuwane.Czego szukał w takich małych miejscach?

"Maomi!! pijawko!! no już wychodzić wiem, że gdzieś tu jesteście!!"-Marko dyszał z pragnienia nie mogąc nad sobą zapanować .
Znalazł tajemne przejście do piwnicy, o której Valentine im nie wspomniał.Była ciemna i zakurzona.Po podłodze walały się puste probówki i igły.Na ścianie było jeszcze więcej książek niż w pokoju.Dalej przechodziła w wąski korytarz.Wbiegł do środka i szukał dalej.Wkońcu zauważył jasny kolor w kącie.Podszedł bliżej tym razem spokojniej i zauważył blond włoski Maomi.Nie marnując ani chwili chwycił ja za główkę i na siłę wyciągnął z kąta.

"Maomi! Tak się o Ciebie martwiłem"

Zaczęła płakać i się szarpać.Zdołała mu się wyrwać i uciekła po schodach.Udało jej się jedynie dzieki komuś kto uderzył go od tyłu w głowę.Marko leżał teraz sam,nieprzytomny na środku starej piwnicy wśród kurzu i brudu.Nie potrzebował dużo czasu,by zagoić rany jednak wcześniejszy paraliż i nieustające echo w uszach go wykończyło.

Rozdział III

"Już jesteś bezpieczna"-powiedziała postać kobiety w masce z namalowaną twarzą mima.

Jej oczy miały odcień jasnej czerwieni.Jedno było jednak ciemniejsze i z czarnymi żyłkami.
Maomi niepewnie patrzyła na nią wyczuwając jednocześnie coś złego jak i przyciągjącego.Toczyła się w tym momęcie wewnętrzna walka dziewczynki.Prubowała ona przezwyciężyć piskliwy głos,który ją do siebie ciągle wołał.Starała się ustawić blokadę umysłowa.Jednak była zbyt niedoświadczona i mała by dać radę nieznajomej.Wkońcu brudna,poszarpana i zdezorienotwana podeszła powoli na czworaka do kobiety.Ona wzięła ją na ręce,prztuliła i bez słowa wyszły z domu wampira.

+++++++++++++++++++

Marko powoli wracał do siebie.Otworzył oczy.Zmęczony i obolały wstał z trudem opierając się na rękach.Czuł jak z każdą sekundą wracają nowe siły.Przypominał sobie teraz wszystkie zdarzenia z przed kilku chwil."Wizja?.." wybiegł szybko z piwnicy zatrzymując się przy progu.
Stał przed nim Valentine,który teraz oglądał dokładnie wszystkie swoje rzeczy,patrząc z pełnym wyżutem na Marko.w tej samej chwili,gdy zaciągnęli głebiej powietrze spojrzeli po sobie pełnym przerażenia wzrokiem.
Pierwszy odezwał sie wampir.

"była tu..zabrała ją"

"jakim cuem? Maomi jest silna psychicznie"-pytał Marko

"Ale ona posiada większą moc.Ostrzegałem Pana."

"ni.."-zaczął wypowiedź Marko,ale valentine uciszył go znaczącym gestem.

Ostrożnie podszedł do miejsca ostatniego pobytu młodej Damy.
Przez jakiś czas dotykał tego miejsca i wąchał,jak by badając teren.

"To był jej wysłannik.Inny wampir.Nie czuję człowieka.Myślę, że potrzebna nam pomoc.Muszę się zniżyć do poziomu ludzkiej bezradności i porozmawiać z innymi wampirami.Za mną Panie Marko"

On nie zdążył się nawet odezwać, a już biegli przed siebie w stronę kawiarni.W środku było tylko 2 gości.
Podeszli do lady Scoty'iego.
Valentine rozmawiał z nim chwilę na osobności poczym zawołał Marko na zaplecze.

"Oo.. to pan"-skrzywił się Marko

Valentine spojrzał na obu panów wymownie.

"hm?przepraszam,ale nie rozumiem"-barman szczerze się zdziwił.

"to Ty mnie ostatnio zaczepiłeś,gdy tu byłem.Powiedziałeś,że masz coś dla mnie,ale ja nie byłem zainteresowany"-żucił od niechcenia Marko

"he wybacz,ale niczego sobie nie przypominam"-zaśmiał się Scoty

"kurwa nie denerwuj"poruszył się nerwowo Marko

"Panowie proszę o spokój.To teraz nie ważne.Scoty już o wszystkim wie i pomoże nam zebrać chętnych.Potrzebujemy jednak czegoś,co możemy im zaoferować w zamian.Panie Marko to oznacza polowanie na ludzi w moim stylu"

"fuuj..czy te pijawki nie maja innych potrzeb?"

"przykro mi,ale nie. I proszę się liczyć ze słowami,ponieważ mamy paru gości.Ja wezmę wschodnią część miasta.Od lasu do Twojego mieszkania.Ty tą drugą.Dam ci strzykawki i specjalne miejsce do fermentowania krwi.Musisz uważać na to,by krew nie była skażona,albo pobrana od lduzi martwych.Nie chcemy niepotrzebnych problemów zrozumialeś?"

"ta..dobrze bierzmy się do pracy"-powiedział Marko wychodząc z pomieszczenia.

"wybacz,ale niektórych znajomych się nie wybiera"-usmiechnął się szyderczo wampir wystawiając długie i ostre jak brzytwa kły.

"ja zajme się szpitalem"-zdąrzył jeszcze krzyknąć barman

"dziękuję"szepnął w jego umyśle Valentine i wyszedł na świerze powietrze.

"co Pan robi?!"-zdziwiony wampir,aż odsunął się od Marko,który wąchał swoje ręce, a gdy tylko go zobaczył zaraz je za siebie schował,jak małe dziecko przyłapane na kradzieży.

"nic takiego"-powiedział wrogo i ruszył w przeznaczoną dla niego część miasta czytając teraz instrukcję daną mu przez towarzysza.

***
"1.ogluszyć ofiarę
2.sprawdzić,czy krew nadaje się do pobrania
3.odpakować strzykawkę,uwazać na ba..co ty kurwa nie powiesz?"

Marko przerwał czytanie zgniatając papier i nie odwracając się wżucił go do śmietnika.Wskoczył na schody przeciwpożarowe,wspiął się po parapecie i wszedł do pokoju.Był on caly różowy,wszędzie pełno zabawek,na środku małe łóżeczko,a w nim niemowlę.

"biedne niewinne dziecko co? zabiłbym cię,ale z tego ciałka będzie mało krwi dla pijawek"-zaśmiał się Marko

Stał już na parapecie,gdy dziecko zaczęło płakać .

"chociaż...muszę na czymś poćwiczyć "-uśmiechnął się podle do siebie i wrócił nad łóżeczko.Wyjął z kieszeni zapakowaną strzykawkę.Popukał w nią lekko,jakby coś sprawdzając.Naśladował lekarza.

"jedni umierają po to,by inni mogli żyć "-wyrecytował jak jakiś wierszyk i wbił mocno igłę w malutką rączkę dziecka.Płakało przez chwilę do puki nie straciło przytomności.Ampułka napełniła się zaledwie do połowy.

"Dziekuje Panno hm.."schylił się,przeczytał tabliczkę umieszczoną na łożku i dokończył

"Panno Aiko".Przelał krew do specjalnego pojemnika,by trzymało ją w odpowiedniej temperaturze.

"ah ta moja praca hahah"-zaśmiał się histerycznie i wyskoczył na ulicę tą samą drogą co przyszedł.
Kolejne mieszkanie było prawie puste.Znajdowały się tu jedynie niezbędne rzeczy potrzebne dla nędznej rasy,której Marko nienawidził równie mocno jak wampirów.W kuchni walały się brudne naczynia.Muchu oblazły jakieś resztki jedzenia na podłodze i blacie.Lodówka była otwarta i pusta.Niektóre okna zabite zostały deskami.W prześwicie promienie słońca widać było unoszący się kurz.
Na fotelu leżał podstarzały człowiek,chrąpiacy jak oszalały.

"stary,stary...co on kurwa mówił o pruchnach?"-zirytowany poprostu podszedł do niego i dla przyjemności wykonałwkońcu swoją pracę.Nie chciał wyjść z wprawy.Mężczyzna ten jednak zasługiwal na taki koniec.Co prawda powinien zginąć w męczarniach,ale Marko miał już wszystkiego dość .Chwycił mocno jego głowę za potylicę.Jest to najczulszy punkt i najdelikatniejszy w czaszce ludzkiej.Scisnśł mocniej przeglądając jego życie.Za czasów wojny był on prawdziwym katem,który dręczył dzieci.Gwałcił,porywał,zabijał.Jak by to robiło wrażenie na Marko,ale musiał oddzielić sprawy zawodowe od przyjemności.Nie chcąc się pobrudzić skręcił mu kark jednym,szybkim ruchem.Usłyszał trzask kości i lekkie stęknięcie,które zdąrzył wydobyć starzec.

"o wiele lepiej..no to narazie.
Boże rozmawiam z trupami?"-i wyszedł nie oglądając się za siebie.

Na świetle dziennym zauważyl plamy na swoim płaszczu.Zmuszony siłą wyższa,nie koniecznie rozczarowany udał sie do swojego mieszkania.Ostatnim razem był w nim dobre kilka tygodni temu.
Wszystko było w idealnym pożądku w jakim go zostawił poza jednym.Lustrem,które zajmowało lewą ścianę pomieszczenia. Całe było pomazane krwią ułożoną w różne zdania,w nieznanym mu jezyku.Umiał ich wiele,jednak nie na tyle dużo,by móc rozczytać te hieroglify.Stał bez ruchu, zszokowany analizujac i zapamietujac każdy znak,szczegół,cyfrę,literę.Wszystko trafiało w jego neurony,które w nadludzkim tępie przekazywały informację do mózgu.Gdy skończył podszedł do skrzypiącej,drewnianej szafy po płaszcz.Wraz z otwarciem drzwiczek rozległo się długie i głośne postukiwanie o podłogę...To Dziesiątki masek wysypały się pod nogi Marko,który zdezorientowany odskoczył jak poparzony na sam koniec rogu pokoju.Kucał tam dłuższą chwilę prubujac opanować dziwne uczucie, z którym nigdy przedtem się nie spotkał.Wkońcu wstał i ostrożnie podszedł do szafy jak do bomby, która może wybuchnać od każdego gwałtownego ruchu.Drzącą ręka wziął jedną z masek do ręki,by dokładnie obejzeć .Krwawa blizna przebiegała przez pół twarzy przecinając oko.Była cała biała z różnymi,haotycznymi rysami.Wbrew pozorom była piękna.Szybko schował ją do kieszeni i potykając się o wlasne nogi wychylił się przez okno.Zakreciło mu się w głowie.
"zły pomysł oj zły..".ściskając pod płaszczem dziwny przedmiot ruszył po schodach na podwórze.
Po przejściu przez próg znów wróció do siebie.Szedł jak zawsze nie zważając na nikogo,ani na żadne przyziemne sprawy.Chcąc się poprawić pociągnął nakrycie i ukuło


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OSA
Administrator



Dołączył: 12 Sie 2007
Posty: 422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Europy

PostWysłany: Wto 22:01, 11 Maj 2010    Temat postu:

Są błędy. Ortografia - mniej(najbardziej rażące - czwarte zdanie pierwszy akapit i siódma linijka od dołu(chociaż zależy od ustawień jakie masz jak przypuszczam, więc może to być i szósta od dołu: "Była cała biała(...)" - znajdziesz), interpunkcja - więcej.

Treści jako takiej nie będę oceniać. Nie przepadam za tego typu tekstami - po prostu mnie męczą i choćby nie wiem jak były dobre od początku wyglądam końca. Zatem z góry przepraszam - części drugiej nawet nie tknę, mimo że również zerknęłam trochę. Z tego co przejrzałam nie jest źle, ale musisz jeszcze popracować nad stylem*, bo momentami utyka, ale to kwestia dopracowania.

Gratulacje za ilość, to z pewnością.Wink

Witam i pozdrawiam.


* wiem, że każdy ma swój i bynajmniej nie o to mi chodzi. Mam na myśli raczej stylistykę itp.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez OSA dnia Wto 22:04, 11 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alojzy.G.Cłopenowski




Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Śro 11:49, 12 Maj 2010    Temat postu:

Błędy i literówki to fakt. Czasami zdaje się lekkie zagubienie i mało przyjemny chaos. Wciągneło i zabieram się za czytanie drugiej części. Podoba się po za paroma niedociągnięciami.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 20:34, 12 Maj 2010    Temat postu:

za literowki z gory rpzepraszam,ale to wszystko recznie i polowy nie widze:) no jesli nie przepadasz za tego typu ksiazkami to rozumiem i wtedy lepie wgl nie czytac ,bo z gory jest zalozone Smile dziekuje
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Książki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1