Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Historia pewnej znajomości (Janek)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lenka




Dołączył: 26 Maj 2011
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 23:33, 26 Maj 2011    Temat postu: Historia pewnej znajomości (Janek)

Co mogę dać? Mogę tak niewiele. Tylko dlaczego nie umiem z tym żyć?
Chciałabym mu pomóc, coś doradzić, ale przecież on mi się nawet nie chce zwierzyć. A może to ja nie potrafię słuchać. Dziwna to przyjaźń. On się zjawia zawsze kiedy potrzebuje wsparcia, sama nie wiem jak to się dzieje, on to wyczuwa intuicyjnie. A ja? Ja nie wiem kiedy jest smutny, a kiedy ma ochotę się powygłupiać. To wszystko sprawia, że jego pomoc budzi we mnie wyrzuty sumienia. Kiepski układ, co? Ale ja się o niego nie prosiłam.

Janek. Kim jest Janek? Nie wiem. Ja go postrzegam…. Nie, ja go nie postrzegam, ja go czuję. On jest moim Aniołem, który przeprowadza mnie przez życie, choć to tylko moje odczucia. Uczucia, które trudno ogarnąć, nazwać, a już na pewno nie można ich zrozumieć. Janek, co zrobić, aby go poznać?

Święta dopiero za 2 tygodnie, ale atmosfera wszędzie wokół sprawia, że żyje się już myślą o nich. Wszędzie porozwieszane ozdoby i światełka, każda stacja w radio nadaje „Last Christmas”, „Jingle bells” i różne takie, że nie wspomnę o reklamach, które emitują już od listopada. Cieszę się, że nie mieszkam w mieście, dzisiaj doceniałam to o wiele bardziej, gdy szłam wieczorem po oblodzonej drodze, wszędzie biało i czuć niesamowicie rzeźkie powietrze, człowiekowi wracają siły do życia. Poczułam się szczęśliwa, najszczęśliwsza pod gwiazdami, a wszystko dzięki temu co jest, co po prostu jest. Szkoda, że już za chwilę miało odejść na boczny plan.
Strzepałam śnieg z butów i weszłam do domu, jak zwykle pustego domu. Nie smuci mnie to, bo wiem, że już za chwilę będzie tętnił życiem, gdy brat wróci ze szkoły, a mama z pracy. Tato wróci dopiero na Święta, ale wyjechał wczoraj. Poszłam zrobić sobie herbatę żeby się rozgrzać, czekałam na wodę i dostałam sms’a: „idę na gorące kakao;)”. Wzięłam więc drugi kubek i zasypałam Jankowi jego ulubioną gorącą czekoladę, którą nazywał kakao. Gdy wszedł do kuchni podałam mu kubek, ale wyraz jego twarzy sprawił, że odłożyłam go z powrotem.
-Co jest?
-Klara ja umieram- zamurowało mnie, te słowa do mnie nie dotarły, stałam z głupią miną
-Eeej żartowałem- ale nie wyglądał na kogoś kto właśnie powiedział dowcip
-nie umieram, chciałem żebyś wiedziała, że cokolwiek teraz nie powiem będzie lepsze od tego co powiedziałem przedtem. A tak serio umieram z tęsknoty do Ciebie.
-Spójrz w dól… ja tu stoję- i zaczęliśmy się śmiać, jednak widziałam, że coś jest nie w porządku- ej, co się dzieje?
-Wyjeżdżam- wystrzelił bez ogródek
-I nie zdążysz wrócić na Święta? No ładnie. I co ja będę robić tyle czasu? A do Sylwestra zdążysz? Bo nie wiem..
-Wyjeżdżam na stałe- przerwał moją paplaninę
Przecież to bez sensu, to było surrealistyczne, o tym się nie myślało, tu żyliśmy i tu mieliśmy poumierać… no dobra przesadziłam. Ale żeby tak szybko
-Gdzie? Dokąd? I przede wszystkim po co?
-Do Portugalii
-Jeszcze tam Cię nie było!
-Muszę. Wujek Darek się tam przeniósł, ustawił się i załatwił nam wszystkim pracę, a wiesz, że teraz każdy grosz nam się przyda
-Mama Cię woła- zironizowałam i poszłam na górę, a on postał jeszcze kilka sekund i wyszedł.


*
Leżałam u siebie i czułam się podle-nie, nie płakałam, ja nigdy nie płaczę. Nie wyobrażałam sobie jednak niczego. Nie wstawałam, bo czułam, że nie mam do czego. Bałam się? Że zostanę bez opieki i pomocy czy, że będę tęsknić. Szczerze? Bałam się wszystkiego. Najbardziej bolała jego obojętność. Tak zwyczajnie przekreślił 10 lat przyjaźni, problemów i radości. Faktem jest, że on wkładał więcej w naszą przyjaźń
„nareszcie się ode mnie uwolnisz… i od moich problemów, którymi Ciebie obarczałam, przepraszam za zakłócanie Ci 10 lat Twojego czasu. Udanego życia” wysłałam mu to w rozżaleniu, a on odpisał „10 lat, 2 miesięcy i 4 dni”, wtedy zrozumiałam to opacznie i nikt nie ma pojęcia jak dziś mocno tego żałuję.

*


Od jego wyjazdu minął rok. Pamiętam jak tamtego wieczoru po tym nieszczęsnym sms-ie wyrzuciłam kartę z telefonu i nie chciałam już ani słowa od niego, a on nie przyszedł… nie pożegnał się. Dzisiejszy dzień- równiutki rok jak go nie widziałam odmienił na powrót moje życie. zmieniłam się przez ten czas. Wtedy byłam uczennicą, martwiły mnie sprawdziany i dziecinne zauroczenia, a dziś? Dzisiaj mam maturę, studia, pracę, cieszy i odpowiedzialnego faceta, ale rok temu miałam przyjaciela, a teraz wspomnienie o przyjacielu. Różnica jest zasadnicza, bo wtedy cieszyło, a teraz sprawia ból. Jest weekend i jechałam właśnie na wykłady, uczelnia rozpoczęła remont wcześniej i rozesłali nas na praktyki. Trafiłam do stołówki w szkole obok. Miałam przygotować obiad na 20 dzieci z przedszkola, więc zabrałam się do pracy. Kończyłam już swoje dzieło, gdy zobaczyłam, że na ścianie wisi kartka z nazwiskami „moich” dzieci, ze względów organizacyjnych miały podchodzić po koleii. Do przerwy zostało 3 minuty więc przejrzałam ją, żeby nie przekręcać nazwisk i na samym końcu mnie zamurowało BRUSER. Z otępienia wyrwał mnie krzyk dzieci, wyczytywałam je i 19 imion ciągnęło mi się w nieskończoność, byłam ciekawa jaka jest, czy się zmieniła i czy to w ogóle ona, mogła mnie nie pamiętać, miała wtedy 4 latka.
- NATALKA BRUSER- powiedziałam przez ściśnięte gardło. Podeszła, malutka, nieśmiała, a w jej oczach zobaczyłam Janka, albo chciałam zauważyć. Musiałam się przekonać, ale nie miałam sensownego pomysłu. Gdy odniosła talerz zawołałam za nią
-Natalko
-Słucham?
-O której kończycie zajęcia?
-O 15- to jeszcze 5 godzin- pomyślałam z bólem
-To już za chwilkę mamusia przyjdzie, co?
-Moja mamusia jest daleko- posmutniała i usiadła na taboreciku w kącie. No ładnie, miałam być teraz psychologiem??? Była to jednak moja szansa i nie mogłam jej zmarnować, przykucnęłam przy małej, odruchowo wzięłam jej dłoń i spytałam jak daleko
-A jak daleko jest Niebo?- patrzyła na mnie takimi wiele rozumiejącymi oczyma, a mnie coraz bardziej mieszało się w głowie
-Ono nie jest daleko, jest tuż przy nas, musimy Go tylko zapragnąć.







Już od wpół do 5 obserwowałam wychodzące dzieciaki, rodzice przychodzili i odchodzili i nagle przyszedł po Natalię… młody, czarny TAK! To był Janek. A ja? 10 lat przyjaźni a ja nie wiedziałam co zrobić. Podglądałam tylko jak ubierał swoją siostrę i sama nie wiedziałam co czuję w tym momencie. Tkwiłam więc w bezczynie… nie odważyłam się podejść, nie chciałam. Dlaczego nie przyszedł do mnie? Czemu się powiedział, że wrócił? Czemu się nie odzywał 10 lat. I przede wszystkim czemu mnie to tak zabolało??? Uświadomiłam sobie, że cierpiałam przez cały ten rok i zastanowiło mnie czemu odpędzałam od siebie tę myśl, zupełnie jakbym ukrywała jakiś sekret przed sobą samą. Wysiadłam trzy przystanki wcześniej, chciałam by mroźne powietrze dotleniło mój umysł. Było ciemno, a skrzypiący śnieg cudownie skrzył się w blasku księżyca. Takie, jak ja to nazywam „cuda” zawsze sprawiały, że wracała radość życia. Niby coś przyziemnego, a niewyjaśnienie zjawiskowe. W połowie drogi mijałam Kościół, miejsce gdzie każdy problem, każdo strapienie znajdywało ostoję. Weszłam, było przyjemnie pusto i zimno, a ja nie wiedziałam o co się modlić, zebrałam myśli i wyszeptałam „Boże mój, spraw, by mój Anioł Stróż mnie nie opuszczał”, po kilku minutach dodałam „niech kieruje moimi myślami, bo sama już nie wiem co myśleć, robić i czuć. Amen”

*


Miałam jeszcze przez cztery dni chodzić do szkoły. Nie chciałam, żeby Janek mnie zauważył. W porze obiadu chciałam znowu porozmawiać z Natalką, ale nie wiedziałam jak, na szczęście przyszła do mnie sama
-Mogę zjeść u pani?
-Oczywiście Słoneczko, a stało się coś?- postawiłam przed nią dwa naleśniki z bitą śmietaną, wydałam resztę obiadów i usiadłam obok niej
-Zawsze dostaję ostatnia, a dzisiaj pierwsza, fajnie
Odpowiedziałam jej uśmiechem
-Wczoraj pani mówiła, że jeżeli chcemy Nieba to Go otrzymamy. To znaczy, że mamusia chciała? Wolała być w Niebie niż z nami? Dlaczego?
Wybiło mnie lekko to pytanie, ale panowałam nad sobą
-Natalko, nie wiem jak mamusia poszła do Nieba, ale wiem, że nie miała wyboru. I wiem też, że ona jest przy Tobie, bo jeżeli zechcesz mieć Niebo przy sobie to ją również. I ona Ciebie teraz pilnuje i patrzy czy jesteś grzeczna i mądrze postępujesz. Wyobrażałaś sobie kiedyś, że Cię przytula? Spróbuj, a uwierzysz, że naprawdę jest przy Tobie… no jedz już, bo Ci wystygną
-A ja kiedy pójdę do Nieba?
-Tego nikt z nas nie wie. Najprawdopodobniej jak już będziesz siwą babcią
-Opowiadałam tacie jaka pani jest fajna
-Tatuś Cię odbiera ze szkoły?- zaczęłam schodzić na „mój” temat
-Nie. Janek, mój brat. Chce go pani poznać, on jest taaaki wspaaaniały. Wozi mnie na rowerze, bo tato nie wstaje z łóżka
Chory??? Skoro Janek ma tyle problemów to ja mu nie w głowie. Szkoda, że nie chce mojej pomocy
-Ma chore nogi?
-Nie chodzi, bo nie umie
-Dorosły pan nie umie chodzić? Nie opowiadaj- zaśmiałam się
-Umiał jak mama była z nami, a od wiosny tylko leży i krzyczy na nas, żeby ktoś mu podał picie
W tym momencie mnie olśniło. Alkohol!
*



Minęły Święta i zima. Przez cały ten czas nie widzieliśmy się. Byliśmy pochłonięci własnym życiem, ja jednak wciąż myślałam, wyobrażałam sobie jak wygląda, co robi, kim jest… Wyciągnęłam swój rower, swoją pasję, jeździłam kilometrami, kiedy tylko miałam czas. Jechałam przed siebie, nie zauważyłam kiedy minęło 20km, robiło się coraz później, więc postanowiłam wracać. Miałam z górki więc puściłam hamulce, było mi przyjemnie, byłam też mocno spocona, więc wiatr był wspaniałą ochłodą. Czułam się nieziemsko, oderwana od nieprzyjemnych myśli wjechałam w jadący z naprzeciwka samochód- a rzadko jeździły tędy auta.
-Co Ty wyrabiasz, chcesz się zabić?! Proszę bardzo tylko nie na moje sumienie ok.?!- leżałam i zastanawiałam się czemu on wrzeszczy do nieprzytomnej osoby. Jakoś się poniosłam i chciałam odpyskować, ale zauważyłam, że był tak przystojny, że aż mnie zatkało. Tylko, że ja byłam mokra od potu i czerwona, a on w białej koszuli i krawacie, pomimo upału, pachniał markowymi perfumami- dwa światy. Opalony, śnieżnobiałe zęby.
Gdy się trochę uspokoił powiedział jedno słowo, któro znowu mnie przytkało
-Klara?- lecz tym razem się nie dałam
-Nie wiem skąd pan wie jak mam na imię i nie obchodzi mnie to, bo ja pana nie znam, ale wydziera się pan na mnie, a mój rower jest połamany. Myśli pan, że ktokolwiek ma ochotę wywalać kasę na codziennie nowy rower, który ci rozwali jakiś nieuważny wariat
-Spieszę się
-No jasne- nie dałam mu skończyć- nie przejmuj się pan
-Zadzwoń- i odjechał a ja zostałam jak debil z wizytówką w ręce, zdążyłam krzyknąć za nim
-Spoko, wrócę 10km na piechotę, nie martw się
Byłam szczerze wściekła, spojrzałam na kartkę i usta mi się otwarły: JAN BRUSER.


Siedziałam jak otępiała wgapiając się w numer telefonu jakbym chciała wyczytać z niego informacje o Janku. Zmęczona spacerem, orzeźwiona prysznicem siedziałam w szlafroku, nie myśląc o tym, że rano idę do pracy. Ale jak to Janek? Blady chudzielec tak zmężniał. Czy to w ogóle realne? Koniec tego wszystkiego! Moja cierpliwość też ma swoje granice. „Mam Cię dosyć! Nie chciałeś mnie znać przez rok, więc nie zmieniajmy tego, rower się da naprawić. Nie przejmuj się nim i żyjmy dalej. Udanego życia.” Ostatnie zdanie było przypomnieniem. Wysłałam, bez zastanowienia wysłałam. Udawałam, że mnie obeszło. Po 5 minutach zero reakcji.
-Co Ty tu robisz?
- Ładnie witasz swojego mężczyznę- śmiał się w progu Marek
-Stało się coś?
-Stało- odparł z poważną miną- kocham Cię- zaśmiał się.
Jak ja nie lubiłam gdy to mówił. Po pół roku nie można tego przecież wiedzieć. Zwyczajnie nie można. Ale jemu tego powiedzieć nie mogę. Może to ja jakaś nienormalna jestem. Uśmiechnęłam się tylko.
-A tak poważnie- tak poważnie to pokazał mi zaproszenie na ślub swojego kuzyna, a my mieliśmy drużbować. I wtedy przyszła odpowiedź od Janka, ciekawość była silna, ale chciałam być sama przy czytaniu. Czemu??? Przecież zależy ma na Marku. ZALEŻY MI!


Dopiero po pół godzinie zostałam sama. Wzięłam telefon do ręki i parzyła na napis NOWA WIADOMOŚĆ. Co ja wtedy myślałam. Otworzyłam. „Gdybyś odpisała na ostatnią wiadomość, nasze życie wyglądało by zupełnie inaczej. Ty zadecydowałaś” Ty zadecydowałaś, Ty zadecydowałaś- odbijało się echem w mojej głowie. Wiem! Wyrzucona karta. Co on wtedy napisał??? No co? Kto mi to teraz powie? Sama się dowiem. „Janek, ja nic nie rozumiem”. Dwie minuty oczekiwania i „W naszym przypadku sms-y nie są mądrym rozwiązaniem. Masz chwilę?”. Chwilę na co? Zadzwoni, przyjdzie. Daleko nie ma. Co jest? Znowu wiadomość „Poświęć mi jeszcze kilka minut swojego nowego życia- życia, w którym nie wiem co jest, ale na pewno nie ja. Przyjdź na mostek za stawem, będę czekać”. Wystrzeliłam jak z procy. Chciałam się umalować, wystroić, ale po co? I tak wyglądam przy nim jak brzydkie kaczątko. Ale jakie to ma znaczenie. A właśnie, że ma! Sama siebie nie poznałam. Szłam szybko, zwolniłam dopiero przy stawie, jak to będzie? Jakoś musi.
Stał tam. Stał i czekał jak dawniej. Uśmiechnęłam się do niego. Widziałam, że moja mała metamorfoza zatuszowała złe wrażenie.
-Cześć
-Cześć Kostka- jejku jak ja dawno tego nie słyszałam
-Pozmieniało się co?-oparłam się o poręcz i stałam obok niego, tak, że nie widzieliśmy swoich twarzy
-Nie da się ukryć, wiesz co wtedy napisałem- widać żadno z nas nie miało siły, aby owijać w bawełnę
-Wiesz, że bym odpisała
-A ja pamiętam dokładnie, pamiętam też, że bolało przez rok, bolał brak odpowiedzi i niepewność
-Niepewność?
-Niepewność czy nie odpisałaś, bo nie dostałaś wiadomości czy nie chciałaś mnie już znać
-Ale czemu?
-Skąd miałem wiedzieć jak zareagujesz na słowa „nie piszę tego uszczypliwie, tylko byś wiedziała, że ten czas znaczył dla mnie więcej niż całe moje życie, wiem jak mogłaś tamto zrozumieć, ale ja wracam za rok, chcę żebyś czekała na mnie”.- cytował swoje słowa, wbijając we mnie wzrok- Ty nie odpowiedziałaś i zrozumiałem to jako odmowę, myślałem, że zburzyłem tym naszą przyjaźń. Tę wiadomość pamiętam, bo czytałem potem milion razy zastanawiając się czy może znowu coś mogłaś źle zrozumieć. Dlatego jak wróciłem nie przyszedłem, ponieważ mnie nie chciałaś
Tym razem ja spojrzałam mu w oczy i wydzedziłam : łatwo się poddajesz i odwróciłam się, aby odejść, a on złapał mnie za łokieć, pociągnął ku sobie i pocałował. Pocałował jak Romeo Julię, jak Odys Penelopę, jak wygnaniec ziemię rodzinną. Oderwałam się i wbrew sobie wyszeptałam: teraz nie musisz już walczyć. I odeszłam.

Wracałam biegnąc i płacząc. Znowu go zostawiłam z problemami. Odrzuciłam. Jest Marek. Czyją winą było to rozstanie. Czego ja chcę. Nic o nim nie wiem. Miliom myśli w głowie, a każda raniła jak cierń, nie mogłam wrócić do domu, poszłam na polankę. Usiadłam na kamieniu i płakałam jak małe dziecko. Pierwszy raz się popłakałam. Tak dalej być nie mogło. Zbyt wiele czasu już straciliśmy. Wróciłam, ale jego już nie było. No cóż, mogłam się domyślić.

*
W domu biłam się z myślami. Zadzwoniłam do Marka, spał. W końcu to była druga w nocy, czułam się bezradna, nie wiedziałam co robić. Nawet moja przyjaciółka nie znała ostatnich wydarzeń. W niedzielę pojechaliśmy na rajd rowerowy, my z Markiem i Magda z Łukaszem. Mieliśmy ustalone miejsce na piknik. Gdy oni rozpakowywali koszyk z jedzeniem ja musiałam iść za potrzebą, weszłam więc do lasu i szukałam najodpowiedniejszego miejsca. Zobaczyłam kogoś kto miał ten sam problem
-Przepraszam najmocniej… Janek???
-Kostka?
Patrzyliśmy na siebie i coś do mnie dotarło. Tam czekał na mnie mój Marek, a ja wcale nie chciałam wracać, chciałam stać tutaj
-Co my najlepszego robimy?
-Wiesz
-Janek nie mów nic, z naszych rozmów niewiele wypływa, porozmawiajmy tak jak kiedyś, jak przyjaciele
-Nie potrzebuję przyjaciółki
-Skoro tak
-Potrzebuję Ciebie- chciało mi się płakać z radości, moje serce zalała fara gorąca, chociaż nie wiedziałam co będzie dalej
-Masz rację Klara, nie tłumaczmy się, będziemy mieć mnóstwo czasu, nie martwmy się o zmiany jakie w nas zaszły, my sobie poradzimy, zawsze dajemy radę. Zawsze powtarzałaś, że tylko ja Tobie pomagam, ale ja miałem beztroskie życie, za to teraz potrzebuję pomocy, Twojej pomocy. I Twojej miłości. Jesteś w stanie mi ją dać?
-A jesteś gotów ją przyjąć?
-Przyjąć i zapłacić swoją
-Poradzimy sobie?
-Razem? Na pewno
Wziął mnie w objęcia i nie wypuścił. Wyszliśmy potem drugą stronę i do rana rozmawialiśmy w naszym miejscu.

*
Wieczorem Marek odprowadził mi rower. Rozstaliśmy się. Z Jankiem wyjaśniliśmy wiele spraw, ale wiele jeszcze przed nami. Mamy całe życie, nasze życie. Wierzę, że będzie już tylko lepiej. Wierzymy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1