Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Uciekinier - rozdział 1

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Książki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
MaW




Dołączył: 16 Lip 2010
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:25, 05 Sie 2010    Temat postu: Uciekinier - rozdział 1

1.
~Wiadomość~

Pokój Adama Becketta wypełnił głośny dźwięk dzwoniącego budzika. Okryty puchową kołdrą dziewiętnastoletni chłopak uchylił z trudem ciężkie powieki i jednym ruchem ręki wyłączył alarm. Niezdarnie wstał z łóżka i przeciągnął się, zagarniając sprzed oczu ciemne włosy, przysłaniające mu widok. Odetchnął głęboko wypędzając z myśli obraz rozszarpanych przez wilki ludzkich ciał, który gnębił go w snach przez całą noc.
W pomieszczeniu, w którym właśnie się znajdował, panował półmrok, bowiem przez okno wpadała skąpa ilość światła. Słońce skrywało się za grubą warstwą chmur, a w okna bębniły krople deszczu, spływając po nich jak łzy po policzku. Wszystko to sprawiało, że w pokoju panował tajemniczy klimat.
Adam ubrał się, i po porannej wizycie w łazience zszedł na dół. Mimo zaspania, koszmarnie niskiego ciśnienia i zakwasów w nogach czuł się wyjątkowo dobrze, a uśmiech z jego twarzy nie znikał. Miał ku temu dwa powody: zaczynający się właśnie weekend, oraz fatalna pogoda. Tak, tak, właśnie to ona poprawiała mu humor lepiej niż ktokolwiek lub cokolwiek innego. Gdy dzielił się swoimi poglądami na jej temat, był natychmiast bombardowany ciekawskimi spojrzeniami. Jako jedyny w rodzinie lubił, gdy padał deszcz, a im silniejszy i bardziej ulewny tym lepiej. Wtedy właśnie komponował swoje najlepsze utwory fortepianowe, które jednak mimo tej nietypowej inspiracji, nie były najwyższych lotów.
Gdy wszedł do kuchni zobaczył tam swoją mamę siedzącą bezczynnie przy oknie ze zmieszaną miną. Zapewne rozmyślała o tym, co mogłaby robić gdyby świeciło słońce, a z nieba lał się trzydziestodniowy żar. Ona, bowiem w przeciwieństwie do swojego syna uwielbiała upały, więc nie trudno było zgadnąć, jaka była przyczyna jej złego humoru. Zobaczywszy swojego syna rzuciła mu tylko ciepłe spojrzenie, oraz wymuszony uśmiech. Adam szybko zorientował się, w jakim nastroju jest mama, więc milczał, żeby jeszcze bardziej jej nie rozzłościć. Po cichu zakradł się do szafki i wyjął płatki.
–Nie zapowiadali tego deszczu – jęknęła z dezaprobatą Anna.
–Mówiłem ci przecież tyle razy żebyś przestała oglądać pogodę - pouczył Adam, ale zaraz ugryzł się w język, bo poczuł, że niepotrzebnie dolewa oliwy do ognia.
– No i chyba miałeś rację… – westchnęła.
–A tata już wrócił? – zapytał Adam usiłując zmienić temat.
–No właśnie nie. Wczoraj dzwonił, że będzie o szóstej, a teraz jest już ósma – powiedziała wskazując na zegar.– Zaczynam się martwić – dodała cicho.
–Może zadzwoń do niego – zaproponował Adam.
–Dzwoniłam już kilka razy, ale nie odbiera.
–Pewnie zatrzymał się w motelu. Wróci lada chwila, zobaczysz.
–Zapewne masz rację. Zadzwonię do Susan, że jednak nie pójdziemy do kina. Nienawidzę meteorologów…
-I słusznie!
Adam zaczął rozmyślać jak deszcz może przeszkadzać w wypadzie na miasto, ale nie wysnuł żadnych sensownych teorii. Usłyszał tylko jak mama wychodzi z kuchni w milczeniu.
– Zapewne zaraz uda się do salonu, żeby się zdrzemnąć. W końcu cóż innego mogłaby robić miłośniczka upałów, ogrodów i wycieczek podczas ulewy – pomyślał Adam, zalewając płatki mlekiem.
Po śniadaniu udał się do swojego pokoju. Z perspektywy zwykłego człowieka, pewnie wyglądałby on trochę jak szpitalna izolatka. Jego ściany były idealnie białe, bez żadnej plamy czy zarysowania, a do jego wyposażenia można było zaliczyć tylko biała szafę, łóżko oraz fortepian. Za biurko służyła mu brązowa deska, przyczepiona do parapetu i oparta jedną nogą o podłogę. Biorąc pod uwagę dość spore wymiary pokoju i ilość znajdujących się w nim mebli, można byłoby śmiało stwierdzić, że jest on praktycznie pusty.
Adam podszedł do stojącego w rogu instrumentu. Towarzyszył mu on, odkąd tylko pamiętał, a dzień bez grania na nim uważał za zmarnowany. Uwielbiał grać zwłaszcza w czasie deszczu. Uważał, że dźwięki wydobywające się z niego i hałas łomoczących o okna kropli, tworzyły fantastyczne połączenie.
Zasiadł do stołka stojącego przed instrumentem i otworzył swój zeszyt z nutami. Postanowił, że przećwiczy pewien utwór, który grywał czasami ze swoim ojcem. On, podobnie jak syn, lubił grać na fortepianie i często towarzyszył mu w tej czynności. Niekiedy próbowali nawet komponować własne utwory, jednak Adam był w tym fachu zdecydowanie lepszy od ojca. Zapewne dlatego, że poświęcał fortepianowi o wiele więcej czasu niż ojciec, bowiem jego, jako kierowcy ciężarówki, często nie było w domu, a jak już był to totalnie zmęczony. Teraz też wyjechał, a miał wrócić z samego rana, jednak jak dotąd nie zjawił się. Adam tłumaczył sobie jego nieobecność złą pogodą. Był przekonany, ze ojciec postanowił nie ryzykować jazdy w taki deszcz i przeczekał go w motelu. Jeśli tak zrobił, to czekał go bardzo długi postój, bo nie zanosiło się na poprawę pogody.
Adam zerknął na nuty i po chwili położył palce na gładkiej powierzchni klawiszy. Gdy tylko zaczął grać, pokój wypełniła cudowna muzyka. Od czasu do czasu przerywał, myślał chwilę i nanosił poprawki do zeszytu. Uznawszy, że utwór brzmi już wystarczająco dobrze, wstał od fortepianu i wyszedł z pokoju. Domyślił się, że jego mama pewnie teraz leżała wygodnie na swojej ulubionej, skórzanej sofie i śniła o bezwietrznej, słonecznej pogodzie. Dlatego postanowił nie informować jej o swoich planach. Nie chciał przerywać jej snu. Zażyczył jej w duchu, że gdziekolwiek jest teraz myślami, niech będzie szczęśliwa, choćby przez kilka godzin. Lepsze to, niż nic – pomyślał zakładając przeciwdeszczową kurtkę. Na nogi wsunął buty i wyszedł na zewnątrz.
Żeby iść w miarę suchą powierzchnią trzeba było chodzić slalomem między wielkimi kałużami, skakać nad nimi, a czasami balansować na skraju krawężnika. I pewnie każdy człowiek, który nie chciałby być mokry po kolana by tak zrobił, ale nie Adam. On nie zwracał większej uwagi na to gdzie idzie. Omijał tylko wyjątkowo duże kałuże, a przez mniejsze przeprawiał się bez najmniejszego skrępowania. Przed totalnym zamoczeniem chroniły go gumowce. Nie gustował w nich, ale wolał je założyć i móc spokojnie iść, niż skakać na prawo i lewo unikając kałuż, i wyglądać przy tym jak totalny idiota.
Po dziesięciominutowym spacerze w końcu dotarł do celu. A był nim średniej wielkości dom, prawie całkowicie porośnięty bluszczem, ze sporymi oknami i tarasem. W ogrodzie przed domem rosły warzywa porozsadzane w grządki oraz sporo kwiatów. Pomiędzy nimi wiła się wąska ścieżka, prowadząca do drzwi, którą właśnie szedł Adam. Gdy doszedł do swojego celu zapukał w dębowe drewno kołatką. Po krótkiej chwili otworzyła mu brązowowłosa dziewczyna. Natychmiast rozpoznała gościa i powiedziała:
– Cześć! Wejdź szybko, bo zmokniesz.
Adam pocałował Kate w policzek i wszedł do ciepłego wnętrza. Zdjął z siebie kurtkę i buty.
– Nudziło mi się, więc pomyślałem, że wpadnę. Ale chyba nie przeszkadzam, co?
– Nie no co ty, chodź – powiedziała i zaprosiła Adama gestem ręki do wejścia na korytarz. – Właściwie to sama miałam iść do ciebie. Myślałam, że umrę z nudów sama w domu.
– To podobnie jak ja – odparł Adam uśmiechając się lekko.
–Idziemy do mnie? – zaproponowała dziewczyna. – Jak grałam wczoraj wieczorem, to udało mi się skończyć jeden utwór. Chcesz usłyszeć?
– No jasne – odpowiedział Adam i weszli do pokoju Kate. Jego ściany obite były brązową boazerią, kontrastującą z bielą sufitu. Przy ścianach stało mnóstwo drewnianych mebli o fantazyjnych kształtach. Podobnie jak jej chłopak, Kate uwielbiała grać na fortepianie, dlatego nie mogło go zabraknąć w jej pokoju. Szafki upstrzone były wszelakimi figurkami, czy pozytywkami. Na biurku leżał cienkopis i kilka ozdobnych kartek. Na niektórych widniał napis „ZAPROSZENIE” oraz obrazek urodzinowego tortu.
– Więc jednak wyprawiasz urodziny? – zapytał Adam, gdy spostrzegł leżące na biurku kartki.
– A tak. Będą w czwartek, wpadniesz prawda?
– No jasne. A kogo jeszcze zapraszasz?
– Tego jeszcze dokładnie nie wiem. Myślałam nad Emily, Alice, Thomasie i Jamie’m. No i pewnie będzie ktoś z rodziny.
– Jamie? Myślałem, że za nim nie przepadasz.
–W sumie tak, ale szkoda mi go. W szkole z nikim nie rozmawia a w weekendy nigdzie nie wychodzi. Może na tych urodzinach uda mu się jakoś zagadać… no i wiesz… znajdzie przyjaciół.
–A jeśli mu się nie uda? Ja bym się źle czuł siedząc samotnie i patrząc jak reszta się świetnie bawi.
–Ale nie będzie siedział samotnie. Poprosiłam wszystkich, żeby dali mu szansę i pogadali z nim trochę.
Adam zrozumiał intencję swojej dziewczyny i uznał ten pomysł za całkiem obiecujący.
– A może przyjdę wcześniej, żeby pomóc ci wszystko przygotować? – zapytał zmieniając temat.
– Dodatkowa para rąk zawsze się przyda. Przyjdź o piętnastej, okej?
– Dobra – odparł Adam zerkając na treść zaproszenia. Po chwili zorientował się, że czekają go trzy godziny pracy, bo przyjęcie zaczyna się o osiemnastej.
– Zagadałeś mnie, a ja miałam ci pokazać ten utwór – przypomniała i usiadła na stołku przed fortepianem.
Adamowi natychmiast przypomniał się dzień, w którym po raz pierwszy spotkał swoją dziewczynę. Było to na zajęciach fortepianowych. Siedzieli razem przy jednym fortepianie. Właściwie to grała głównie tylko Kate, tłumacząc mu przy okazji podstawowe zasady gry na tym instrumencie.
Adam często nie mógł uwierzyć, że minęło już trzy lata od tamtej chwili. Wydawało mu się jakby to było wczoraj, bo pamiętał każdy szczegół z tamtego dnia.
Tymczasem Kate zaczęła grać swój utwór. Umiejętnościami znacznie przewyższała swojego chłopaka, można by nawet powiedzieć, że osiągnęła mistrzostwo w tym fachu. Muzyka wprawiała Adama w osłupienie. W życiu jeszcze nie słyszał tak cudownego utworu. Gdy tylko melodia się urwała powiedział:
– Ten Brown to chyba nie wiedział, co mówił, jak cały czas zwracał ci uwagę, że twoje utwory są beznadziejne.
– No co ty, to było trzy lata temu. A poza tym miał rację. Jak sobie przypomnę co ja wtedy grałam, to aż mi wstyd, że takie badziewie wyszło spod moich rąk.
– Ty już nie bądź taka skromna. Przypomnij sobie moje utwory,…jeśli tak można w ogóle było je nazwać. Za każdym razem, jak Brown je słyszał, to myślałem, że zaraz wywali mnie z sali i powie, że jestem totalnym beztalenciem.
Przez klika następnych minut, spierali się jeszcze, które z nich jest gorsze, a które lepsze. Potem grali na przemian swoje utwory, ulepszając ich brzmienie. Następnie Adam pomógł Kate wypisywać resztę zaproszeń. Gdy zegar z kukułką wiszący nad biurkiem zaczął wybijać czternastą, powiedział: „No to chyba będę się zbierał. Nie powiedziałem mamie, dokąd idę, i pewnie się martwi. Wiesz przecież, jaka ona jest”.
– No tak, wiem – odpowiedziała Kate przypominając sobie jak po czterogodzinnej nieobecności Adama w domu, jego mama zaczęła dzwonić w panice do wszystkich jego przyjaciół czy przypadkiem go u nich nie ma.
Adam uścisnął dziewczynę i pocałował w usta na pożegnanie. Wyszedł na skąpaną w popołudniowym słońcu drogę. Chmury już całkowicie się rozeszły, a jedynymi pozostałościami po niedawnej ulewie były wielkie kałuże, oraz strumienie wpadającej do studzienek wody. Szedł tą samą drogą, co przedtem, ale zdecydowanie dłużej.
Przed wejściem do domu zawitał do ogródka, gdyż tam spodziewał się zastać swoją mamę, jednak nie było jej tam. Zdziwił się, bo gdy tylko była ładna pogoda, natychmiastowo zamieniała się w ogrodniczkę i znikała wśród gąszczu kwiatów na dobre kilka godzin. Pomyślał, że zapewne rozmawia z tatą w salonie. Szybko uznał tą teorię za wielce prawdopodobną, bo tata zawsze po podróży dzielił się wrażeniami i opowiadał śmieszne historie, które go spotkały.
Adam wszedł do domu, obwieszczając, że już wrócił, jednak nie doczekał się odpowiedzi. Z kuchni dochodził zapach przypalonego ciasta, a na stole leżał nadgryziony kawałek pizzy. Dom wyglądał na opuszczony zaledwie parę minut temu.
– Mamo?! – zawołał, ale ciszy nadal nie przerywał żaden dźwięk. W pierwszej kolejności zajrzał do salonu. Zobaczył tam swoją mamę siedzącą na brzegu kanapy z twarzą zakrytą chusteczką. Spodziewał się ujrzeć zupełnie inny widok. Miał nadzieję widzieć trzymających się za ręce rodziców, śmiejących się do rozpuku, jak to zwykle bywało po powrocie taty.
– Mamo?
Anna odsłoniła zaczerwienione od łez oczy, ale nie powiedziała ani słowa. Adam podszedł i usiadł obok niej, a ona zapłakała głośno i wytarła oczy.
– Co się stało? – zapytał chłopak przytulając ja do siebie.
– Dzwonili z policji – powiedziała trzęsącym się głosem.
– Z policji? – zapytał zaniepokojony Adam. Szybko domyślił się, że stało się coś złego. W końcu bez przyczyny by nie zadzwonili. – A co chcieli?
– Oni…oni... – zaczęła, ale zaraz urwała, łkając głośno.
Adam przytulił ją mocniej do siebie, pocierając ręką o jej ramię.
– Oni powiedzieli, że tata miał wypadek – dokończyła. Wyraźnie widać było, że te słowa ciężko przeszły jej przez gardło, bo zaraz zakryła z powrotem twarz w chusteczce i zaszlochała. Adam nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał. Już chciał zasypać mamę gradem pytań, ale ona rzekła tylko jedno zdanie, które wyjaśniło mu wszystko:
– Adam… tata nie żyje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mime




Dołączył: 10 Lip 2010
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:00, 05 Sie 2010    Temat postu:

Wszystko fajnie ale jeden problem. brak płynnosci. takiej melodii jak się czyta. dam ci przykład. I nie czytasz tego co piszesz.

W pomieszczeniu, w którym właśnie się znajdował, panował półmrok, bowiem przez OKNO wpadała skąpa ilość światła. Słońce skrywało się za grubą warstwą chmur, a w OKNA bębniły krople deszczu, spływając po nich jak łzy po policzku

Nie muszisz pisać , że znajdował się w tyum pomieszczeniu.

W pomieszczeniu panował półmrok.Przez żaluzje sączyła się skąpa stróżka światła, gdzieniegdzie rozjaśniając wszechobecną czerń. Słońce, które skryło się za masywną warstwą chmur zdawało się nie istnieć. Było jakby niewyraźną plamą na tle szarzejącej rzeczywistości. Dudnienie kropel o szybę rozpraszało pustkę i ciemność.

Tekst jest bardzo fajny ale staraj się nieco dać ponieść. w normalnej ksiązce twoj tekst zajmowałby jakieś 10 stron. zachęć czytelnika juz na wstepie wprowadź go w najgłebsze zakamarki własnego umysłu który tworzy ten świat.


4+ pozdro.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patka1054




Dołączył: 15 Kwi 2010
Posty: 80
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:53, 18 Wrz 2010    Temat postu:

moim zdaniem wszystko jest Oki bardzo mi się podoba. Spokojnie możesz napisać książkę

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Książki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1