Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Początek minipowieści fantasy -o roboczym tytule czarna krew

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Książki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Blackwolf111




Dołączył: 17 Cze 2010
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:11, 17 Cze 2010    Temat postu: Początek minipowieści fantasy -o roboczym tytule czarna krew

Witam - dodaję tekst, który w założeniu może być początkiem czegoś większego. Proszę o szczere opinie i pozdrawiam.



Serce chłopaka waliło jak oszalałe. Nigdy jeszcze nie stawał do prawdziwej walki. Wiedział wprawdzie jak trzymać miecz i którą stroną uderzyć, był w końcu synem kowala. Codzienna praca w kuźni zahartowała mięśnie i siłę w sposób jakiego pozazdrościłby każdy weteran książęcej straży. Nie raz ćwiczył też z wykuwanym przez ojca orężem tnąc powietrze na tysiące różnych sposobów i bezlitośnie mordując wszelką okoliczną roślinność. Jednak ścinanie pokrzyw ma się do prawdziwej walki tak jak…. W ogóle się do niej nie ma. „Oj Talos, Talos, wziąłbyś lepiej za dziwkami poganiał” mawiał wtedy ojciec. Niestety, posłuchał i oto stoi teraz pośrodku miejskiej areny, odziany jedynie we własne zniszczone pobytem w więzieniu spodnie ze starym zardzewiałym mieczem w jednej ręce i nie lepszej jakości tarczą w drugiej.

- Słuchajcie! Słuchajcie! – rozległ się donośny głos, uciszając gwar jak zawsze licznie przybyłych na egzekucję mieszkańców Ortos, jednego z najdalej na południe wysuniętych miast Niwii – Oto stoi przed wami nikczemny zbrodniarz. Zwyrodnialec znany jako Talos z Runy. Plugawiec ten nie dość, że dopuścił się gwałtu na niewinnej kobiecie to jeszcze o niemal zabił strażnika miejskiego, który chciał mu w gwałcie przeszkodzić!

Obwieszczający zamilkł a ze wszech stron areny rozległy się okrzyki

- Suczy syn!
- Krew za krew!
- Wiejski kmiot!
- Walka! Walka!

Wśród powstałej wrzawy nikt słyszał rozpaczliwych krzyków samotnie stojącego na piasku Talosa.

-Ludzie, ja niewinny! To nie tak! To on! Ludzie! Dajcie powiedzieć! To on ją… a wy mnie…

Zabrakło mu tchu. Nie słyszeli, a może nie chcieli słuchać, tak samo jak komendant i sędzia przed nimi. Nikt nie uwierzył, że to pijany strażnik dobierał się do młodej córki drwala Janosa. Dziewczyna nazywała się Bema i mieszkała w bliskiej okolicy kuźni, dlatego dobrze znała się z oskarżonym o gwałt Talosem. Nikt nie uwierzył, że chłopak rzucił się z pomocą i potężnym ciosem kowalskiej pięści zmasakrował twarz napastliwego stróża prawa. Nikt nie uwierzył bo i jak można było wierzyć kiedy sama kobieta gorliwie przyznała, że to on jest winy i że już od dawna na nią „jakoś dziwno patrzał”. Bała się zemsty strażnika i jego kolegów.

- Potworny to czyn i potworne będą jego konsekwencje - zaczął znowu książęcy obwoływacz.

- Wilk! Wilk! Wilk! – zrozumiał natychmiast tłum

- Niech więc bestia zmierzy się z bestią! – dokończył egzaltowanym głosem urzędnik dając znak strażnikom areny.

Niemal natychmiast uniosła się ciężka żelazna krata umiejscowiona dokładnie na wprost samotnie sterczącego na arenie chłopaka. Zapadła kompletna cisza przerywana jedynie miarowym brzękiem łańcucha. Łańcucha, który ciągnęła za sobą postać wyłaniająca się z zaciemnionego przejścia. Miecz i tarcza chłopaka upadły na ziemię.

- WILK!!! – ryknął tłum

Talos z rzadka bywał w mieście, ale często słyszał historię o arenie i strasznych bestiach jakie są tam więzione. Do tej pory nie wierzył by mogły istnieć. Oczywiście, zdarzało się, że ktoś spotkał w lesie kobolda, błękit nieba przecinał lot pterola a zeszłego lata coś rozszarpało krowę starego Martery. Ale to?

Zrozumiał dlaczego nazwano to „Wilkiem”. Bestia poruszała się na dwóch nogach zupełnie jak człowiek. Miała ludzkie nogi, ludzkie ręce i wzrost równy wzrostowi wysokiego mężczyzny. Biodra przepasał jej brudny, pokryty zaschłymi plamami krwi kawał materiału, ale na tym podobieństwa się kończyły. To co najbardziej rzucało się w oczy, to zdeformowana twarz o potężnie rozszerzonym, wydłużonym w dół nosie, spod którego wyzierała para wilczych kłów. Zamiast zwykłych włosów tę zniekształconą gębę okalała bujna grzywa brązowej sierści, która z przodu docierała aż do wyraźnie zarysowanej klatki piersiowej, a z tyłu gęsto pokrywała kark sięgając niżej aż do połowy pleców. Na tle glinianej barwy skóry wyraźnie odznaczały się czarne tatuaże zdobiące łydki i przedramiona bestii. Od obu zakutych w kajdany nadgarstków odbiegały dwa długie łańcuchy więżąc ją, tak jak wiąże się groźnego psa. Brakowało tylko ogona i postawionych na sztorc uszu.

- Walcz!
- Wilk! Wilk!
- Wiejski tchórz!
- Podnieś miecz!
- Wilk! Wilk!

Potwór zwany Wilkiem bez pośpiechu zbliżał się do środka areny wydłużając każdy oddech chłopaka do chwili trwającej dłużej niż całe jego dotychczasowe życie.

Talos walczył ze wszystkich sił by nie rzucić się do panicznej ucieczki. Bo i dokąd tu uciekać. Otrząsnął się i niemal natychmiast podjął decyzję. Będzie walczył. Choćby najmniejszy cień szansy na zwycięstwo jest lepszym wyborem niż zgoda na pewną, poniżającą śmierć. Drżące ręce uniosły oręż a stopy samowolnie zaparły się o piasek. Byle tylko utrzymać się na nogach. Byle tylko nie wahać się przed zadaniem ciosu. Byle tylko przeżyć.

W końcu to nawet nie jest człowiek. To jakiś potwór schwytany wśród barbarzyńskich ostępów południa. Jeżeli go zabije, zyska wolność. Prawo boskie ponad ludzkim - zwycięstwo na arenie oznaczałoby, że Wielka Matka jest po jego stronie, a jak wiadomo łaski Wielkiej Matki zawsze sprzyjają niewinnym.

- O Asjante, dodaj mi sił. Bądź przy mnie Matko Życia, okaż łaskę… - mamrotał pośpiesznie chłopak a z każdym wypowiedzianym zdaniem modlitwy bestia była coraz bliżej.

Gdy znajdowali się już o kilkanaście kroków od siebie potwór zatrzymał się i uważnie rozejrzał dookoła. Nieznacznie dłuższą chwilę poświęcił na obserwację balkonu nieobecnego w tym dniu księcia, gdzie prócz władcy zasiadali też inni ważni obywatele Ortos. Trwał tak krótką chwilę, po czym zwrócił twarz w kierunku uzbrojonego w zardzewiały metal człowieka.

W tym czasie syn kowala wpatrywał się w ostre pazury wyrastające z dłoni potwora. Starał się nie myśleć o dziesiątkach sposobów na jaki może zaraz zginąć tylko skupić się na racjonalnym myśleniu, za jaki zawsze chwaliła go matka. Czy zobaczy jeszcze kiedyś matkę? Na pewno nie jeżeli nie zacznie trzeźwo myśleć. Gorączkowo zastanawiał się co wiedział o drapieżnych zwierzętach. Najważniejsze – to nie okazywać strachu. Łatwo powiedzieć, tylko że doskonale zdawał sobie sprawę z drżenia kolan i kleistego potu pokrywającego całe ciało. Przypomniał sobie starą legendę mówiącą, że jeżeli człowiek wystarczająco długo będzie wpatrywał się w oczy wilka, ten uzna jego wyższość i nie zaatakuje. Przeniósł wzrok z pazur na twarz przeciwnika gdzie spodziewał się natrafić na wrogie rządne mordu oczy dzikiego drapieżcy.

Jedyne co zobaczył, to obojętne spojrzenie pustych oczu, zupełnie takie jakby obaj siedzieli teraz przy różnych stołach jednej karczmy nie znając się i nie mając sobie zupełnie nic do powiedzenia.

Napięte do granic możliwości nerwy Talosa nie wytrzymały. Rzucił się z wrzaskiem na wroga atakując mieczem, potężnym zamachem zza głowy, ruchem wyćwiczonym przy codziennej pracy kowalskim młotem. Trafił w piasek. Jeden nieznaczny unik bestii wystarczył za całą obronę. Podobnie wyglądały wszystkie kolejne ataki chłopaka – zardzewiała klinga przecinała tylko powietrze bo przeciwnika nigdy nie było tam gdzie był jeszcze w chwili zadawania ciosu.

Gdy wyczerpany szaleńczą szarżą Talos przymierzał się do wyprowadzenia następnego wymachu Wilk zaatakował. Szybkim susem przyskoczył do człowieka i płynnym trudnym do zauważenia ruchem rąk skręcił mu kark. Dopiero wtedy ostre szpony otworzyły na ciele chłopaka liczne fontanny krwi. Krwi, która plamiła piasek. Krwi, której Talos syn kowala z Runy nie będzie już potrzebował. Krwi, której żądała publiczność.

-WILK! WILK! WILK! – rozbrzmiewało jeszcze długo po tym jak za ściągniętą łańcuchami bestią opadła żelazna krata areny.

________________________________________

- Zmiana warty

- Spóźniłeś się. Znów dziwki, czy tylko pijaństwo?

- Aż tak to widać ? – wesoło odpowiedział dopiero co przybyły strażnik. Było to pytanie czysto retoryczne, bowiem faktycznie: było widać. Gruby łysiejący jegomość o ciemnych wąsiskach miał mocno podkrążone oczy i ubiór, który przy najlepszych nawet chęciach trudno by było nazwać zadbanym. Poza tym śmierdział alkoholem na taką odległość, że gdy się zbliżał, szybciej można go było wyczuć niż zobaczyć.

- Nie muszę na ciebie nawet patrzeć – zdecydowanie młodszy stażem i wiekiem wartownik nie podzielał dobrego humoru grubego – spóźniasz się tak za każdym razem a pilnowanie tych kreatur nie jest moim ulubionym zajęciem – mówiąc to obrzucił niechętnym spojrzeniem liczne otaczające ich skryte w cieniu stalowe klatki, których wydobywały się różnego rodzaju pomruki i warknięcia.

- Już, już, masz napij się, zostało mi jeszcze trochę gorzałki.

- Nooo, trzeba było tak od razu. Zagryzka?

- Ogółłki ałłbo kiełłłbasa – wydobyło się z pełnych ust grubego, który nie wiedzieć kiedy usadowił się za drewnianą ławą stróżówki. Gdy przełknął, dodał – jak tam dzisiejsza warta?

- Nudno jak zawsze. Egzekucje i wrzaski tłumów a potem pilnowanie niewolników zbierających flaki z piachu. Śmierdzi toto bardziej od twojej gorzały – na te słowa oboje ryknęli śmiechem. Robota powszedniała. Znieczulała.

Po dłuższej chwili młodszy zaczął:

- Butelka już pusta to i ja się będę powoli zbierał. Pamiętaj o żarciu dla tych dziwaków. Od kiedy zdechła nam jedyna skorpena, komendant strasznie się piekli żeby wszystkie te pokraki miały żreć.

- Pusta, ale nie ostatnia. Masz, siadaj i pij. Komendant moczy nam łby bo nad nim wisi sam książe. Ta skorpena była jego ulubionym pupilkiem. On jej nawet nadał imię! Hema ją wołał, a trzeba ci wiedzieć, że tak samo, Hema znaczy, nazywała się też matka jaśnie pani małżonki księcia. Ha ha ha. Kiedy tylko pomyślę o wyrazie twarzy księżnej Rasmy, gdy mówił: ta stara poczwara Hema zdechła z głodu ha ha …

- Zamknij się! Nie szydź z księcia. Jak ktoś usłyszy to obaj skończymy jako garstka flaków ubabranych w piachu – strachliwie rozejrzał się dookoła – a wcale nie uśmiecha mi się stanąć na arenie razem z Wilkiem.

- Ha! – gruby wypił już tyle, że nie był mu straszny ani książę ani nawet ziejący ogniem smok. Oczywiście gdyby taki istniał, bo jak powszechnie wiadomo, żaden ze znanych rodzajów smoka nie zieje ogniem – Wilk to zwykły kundel. Suczy syn! Ha, ha to dobre. Rozumiesz… syn suki… a to przecież pies. Jeden cios halabardą i koniec z wielkim strasznym Wilkiem.

- No, nie wiem. Widziałem jak walczy i jak zabija.

- Gówno tam walczy!! To ma być bestia. Widziałeś co to robi w swojej klatce?

– A co ma robić, śpi, żre, sra - młody tylko wzruszył ramionami

- Właśnie!!! – triumfalnie krzyknął grubas – nie drapie ścian, nie wyje, nie warczy. Nawet jak mu mięso wrzucamy to on nic. Walczy? On tylko dobija młodych gówniarzy i starych stetryczałych złodziei, którzy nie dostają nawet porządnego miecza. I jak dobija? Nie wyrywa rąk jak kong, nie odcina głów tak jak lubi to robić Rok, a to przecież człowiek, nie żadna porośnięta sierścią pokraka. Ba, on nawet krwi porządnie upuścić nie potrafi.

- Bredzisz, na własne oczy widziałem dziś jatkę jaka pozostała po występie Wilka. Jeden dezerter, a krwi tyle co po całym oddziale piechoty.

-Młodyś to i nie dziwota żeś głupi – grubas konspiracyjnie rozejrzał się dookoła po czym kontynuował przesadnie ściszonym głos – Słuchaj dobrze. Siedzę w tym bagnie już od kilkunastu lat i niejedno widziałem. Wiem jak walczą ludzie i jak walczą potwory. Z tym całym Wilkiem jest coś grubo nie tak. Niby potwór, a agresji w nim tyle co w nie przymierzając - gołębiu. Widziałem co robi na arenie. Kiedy doskakuje do ofiar zawsze najpierw skręca im kark. Zawsze. Szybko i bezboleśnie. Potem oczywiście, jest mięso, flaki i kałuże krwi. Ludzie widzą krew. Tylko krew. Nikt nie zwraca uwagi na szybki ruch brązowych łap. Najważniejsza jest krew.

- Co też ci chodzi po głowie?

-Mi? Sam nie wiem, ale dobrze ci radzę, miej oko na tego kundla. Będą z nim kłopoty.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lestat_de_Lincourt




Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:01, 20 Cze 2010    Temat postu:

/nima i już/

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lestat_de_Lincourt dnia Pon 8:25, 08 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Książki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1