Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Pierwsza świątynia
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Archiwum / Epika
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Russel




Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sanktuarium

PostWysłany: Pon 17:40, 03 Wrz 2007    Temat postu: Pierwsza świątynia

Pierwsza Świątynia

Rozdział I - Święte Ostrze
Cindy czuła się wypoczęta jak nigdy dotąd. Skąpo odziana kobieta leżała na plaży z przymkniętymi powiekami korzystając ze świetnej pogody. Jej figura była była bardzo ładna a a twarz, promieniowała urodą. Jej delikatne rysy sprawiały, że nie jeden facet na jej widok nie mógł odwrócić swego wzroku on niej. Jej blond włosy sięgające do pleców pokręciły się trochę od wilgoci morskich fal. Dziewczyna miała około 24 lecz wyglądała doroślej i poważniej.
- Koniec odpoczynku Cindy. Ardea na nas czeka. - powiedział wyskoki, ciemnowłosy mężczyzna o niebieskich jak szafir oczach. Ubrany był w pospolitą kurtkę ze skóry zębacza i spodnie z niskiej jakości materiału. Nie wyglądał jednak na biedaka. Palec jego zdobił kosztowny sygnet z jakimś znakiem a przy pasie do skórzanej pochwy wsunięty miał długi, bogato zdobiony sztylet.
- Oj poczekaj Harry. - zirytowała się kobieta. - pokaż jeszcze raz ta mapę.
Mężczyzna usiadł na piasku obok kobiety i wyciągnął z kieszeni jakiś mocno zniszczony zwitek papieru. Cindy spojrzała uważnie z dużym zainteresowaniem na mapę chcąc przeczytać coś co zostało przypalone dawno temu.
- Masz racje Harry. - stwierdziła kobieta po chwili zastanowienia oddając mapę. - Tam piszę, że bez ostrza Innosa nie można otworzyć wrót. Musi tu chodzić o paladyński, konsekrowany miecz.
- Dokładnie. Pozostaje nam tylko czekać na Bena i Fila.
- Co oni mogą tam tyle robić? - zapytała nie oczekując na odpowiedź, zniecierpliwiona kobieta.
- Przecież ich znasz... - stwierdził Harry. - Wiesz, że nie ma lepszych w znajdywaniu informacji niż oni.
Cindy nie zastanawiając się długo i nie mając ochoty na dalszą rozmowę wskoczyła do ciepłej wody popływać zabijając trochę czas. Harry również to uczynił aby ochłodzić się trochę, bo słońce tego dnia wyjątkowo przygrzewało. Mężczyzna sprawnie i szybko pływał, miał w tym wprawę. Pięć lat spędził na okręcie jako marynarz a będąc nim chcąc nie chcąc musiał znać tę sztukę. Co innego Cindy, ta taplała się komicznie w wodzie jak dziecko ale widać było, że lubi takie zabawy. Harry wciąż myślał o niej lecz wiedział, że nie ma u niej szans. Odkąd odmówiła pewnej nocy wiedział, że to koniec i nic tego nie zmieni, wiedział, że związek interesantów i kompanów niczego dobrego nie wróży a bycie z kimś o tak wybuchowym charakterze nie jest najlepszym pomysłem. Mimo tego wszystkiego coś go do niej ciągnęło, coś co nie dawało mu spać po nocach, coś co kazało zaglądać do jej namiotu w nocy sprawdzić czy nic się jej nie stało. Nie mógł się od tego uwolnić choć bardzo chciał. Spotkał ją dawno temu w Vengardzie gdzie przyjechał z zaopatrzeniem do odbudowywanej stolicy. Kapitan Wictorii – statku kupieckiego wysłał go z towarem z Wysp Południowych aby dostarczył go i przywiózł złoto od króla. I wtedy wszystko się zaczęło. Harry zatrzymał sie na noc w pewnej karczmie. To był błąd, który raz na zawsze zmienił jego życie. W jakiś sposób podstępna kobieta dowiedziała się o pieniądzach, które otrzymał od króla i w nocy zakradła się zabierając wszystko co miał wraz z jego cennym sztyletem, z którym się nie rozstawał. W dzień następny gdy mężczyzna zorientował się co jest grane zszedł na parter karczmy a przy stoliku siedziała Cindy bezczelnie jedząc śniadanie ze sztyletem przy pasie. Harry zrobił jej awanturę w tawernie i postraszył ją strażą, lecz ta wiedziała co facetom łagodzi wszystkie zmartwienia. Odtąd byli razem. Wspólnie kradli, grabili i bezcześcili grobowce. Później dołączyli do ich paczki Ben i Fil – dwaj bracia niziołki z małej wioski w Nordmarze. Byli mistrzami handlu i mieli złotą rękę do interesów, nie zamierzali jednak do końca życia siedzieć w zimnej krainie i po tym jak nie dali się obrabować przez Cindy i Harrego dołączyli do nich twierdząc, że i tak nie mają nic lepszego do roboty.
Po godzinie pluskania się w wodzie w końcu w oddali pojawiły się dwie niskie sylwetki. Jedna miała na sobie metalową, ciężką, solidną zbroje i miecz wykuty z rudy, specjalnie dopasowany do malej postury a druga radośnie podskakiwała machając swoją bitewną laską i poruszając trochę luźną, lekką blaszaną zbroje.
- O w końcu jesteście. - powiedziała z wyraźnym wyrzutem Cindy.
- A widzisz! - uśmiechnął się Ben – ciemnowłosy niziołek wbijając swój mieczyk w ziemię. - Przynajmniej nie z niczym.
- Dokładnie. - potwierdził Fil podnosząc laskę i odgarniając całkiem długie bląd włosy z twarzy. - Nie mamy byle czego. Ba! Nawet opracowaliśmy już plan jak zdobędziemy miecz!
- Słucham panie mądralo. - uśmiechnęła się złośliwie kobieta wycierając się ze słonej wody kawałkiem materiału.
- Nirion – rozpoczął tłumaczyć Fil z wyjątkowo zabawnym akcentem wykładowcy. - to jeden z najważniejszych Paladynów w Ardei. Wiem, że można wykraść ostrze zwykłemu żołnierzowi, ale...
- Ale to nie w naszym stylu. - Przerwał Ben uśmiechając się do Cindy. - Więc w nocy Nirion zwykle przechadza się do starego Jack'a - latarnika przynieść mu trochę mleka i takich tam, bo staruszek już ledwo zipie. Idzie zawsze po cywilnemu, bo to jego kumpel czy coś.
- W każdym razie najważniejsze jest to, że cały sprzęt zostawia w swoim domu. - wtrącił się brat. - Dom chroniony jest przez dwóch strażników, poza tym kręci się tam czasem paru ludzi, którzy najwidoczniej upatrzyli sobie ulicę, przy domu jako miejsce schadzek.
- Streszczajcie się. - ponaglił niziołków Harry ziewając wyjątkowo szeroko.
- Plan polega na tym...
Rozmowa trwała jeszcze długo zanim cała czwórka doszła do konkretów. Jedno było pewne plan musiał sie udać.

***

Nadchodziła noc. Nirion ściągnął z siebie ciężką zbroje paladyna i zabrał koszyk z jedzeniem, który co dzień przynosił mu z farmy pastuszek Bobo. Po ciężkim dniu lubił posiedzieć ze starym Jack'iem i pogadać o życiu na morzu. Sam przez długi czas był marynarzem na paladyńskim okręcie. Powiesił zbroje na ścianie gdzie było jej miejsce a miecz włożył do kufra i zamknął go na klucz, to była jedyna sytuacja, w której paladyn opuszczał miecz nie mając go przy sobie. W kufrze miał bowiem swoje najcenniejsze rzeczy, których nie chciał stracić. Mimo tego, że zarządzał miastem, wcale nie był bogaty. Z resztą nigdy na tym mu nie zależało. Jako rycerz z powołania chciał służyć królowi od dzieciństwa. Ubrany po świecku wyruszył w końcu w kierunku latarni. Wcale mu sie nie spieszyło szedł powoli podziwiając widok rozległego morza.
- O witaj panie. - Paladyn usłyszał cichy, zachrypnięty głos pozawijanego w szmaty niziołka, który siedział przy ścieżce.
- Witam! - powiedział dumnie Nirion. - Kim jesteś i co tu robisz.
- Jestem Zimon, biedny niziołek, który nie ma nawet na chleb.
- Co się stało?
- Od jakiegoś miesiąca błąkam się po wybrzeżu. Kiedyś handlowałem i nie narzekałem na głód ale ci przeklęci bandyci obrabowali mnie. Zabrali wszystko. Moje dwa osły – Rozalkę i Donie, cały towar, jedzenie, pieniądze a nawet ubranie. Zostałem z niczym. - Z głosu niziołka płynął ból i żal, na którego dźwięk serce się kroiło.
- Oj biedaku. - zmartwił się paladyn patrząc w morze. - masz tu parę monet na przetrwanie.
- Och dziękuje, to mi pozwoli przez jakiś czas żyć. Piękne morze – westchnął malec wkładając pieniądze do pustej sakwy.
- A no piękne. Spędziłem na nim wiele miesięcy.
- Ooo, byłeś marynarzem. I ja pływałem nie raz po oceanie na wyspy południowe. To były czasy.
- A no były. - paladyn patrzył z utęsknieniem na falujące wody. - Pewnego razu gdy pływałem nasz okręt zaatakował lewiatan – morski smok, stworzenie Beliara. Najpierw zerwał się sztorm a potem on nam się pokazał. Ogromne bydle wyskoczyło z wody jak delfin, leczy było bardzo obrzydliwe. Dobrze, że na pokładzie mieliśmy maga ognia, który znał potężne zaklęcie odganiające sługi piekielne.
- Ooo! Słyszałem o lewiatanie ale na własne oczy nie miałem przyjemności zobaczyć. - Mówił niziołek powoli wkładając rękę do luźnej kieszeni rycerza. Mistrzowskie, zręczne paluszki sprawiały, że ten nic nie czuł spoglądając na morze. - Lewiatan, jednak to nic w porównaniu do hydry. Ja pływałem na wodach północnych. - malec miał już w rękach klucz lecz postanowił być bardziej przekonywujący i porozmawiać jeszcze chwile. - Pewnego dnia gdy nasz okręt zboczył ze szlaku na Straszne Wody hydra poczęła uderzać kadłub. Wojownicy dobyli szybko łuków i strzelali w jej kierunku ale jak wiadomo ta była pod wodą a strzała nie bełt i głęboko nie poleci. Toteż wzięli swoje harpuny i sieci, którymi zabijaliśmy wieloryby i ciskali nimi aby się uratować. Zwierze jeszcze bardziej się zdenerwowało i zaczęło rzucać się okropnie. Wtedy wyjrzało z wody. Trójgłowe, zielone monstrum ukazało nam się podobne do najstraszniejszych potworów, którymi się straszy małe dzieci. Aż dech mi Panie zaparło!
- I co? - zapytał podekscytowany Nirion.
- A no jak się tylko bestyja wynurzyła to od razy za łuk chwycili wojaki i strzelali ile tylko mogli. Hydra rzuciła się do ucieczki ledwo nie ginąc. Ale wtedy mielibyśmy kasy jakby taką skórę zdobyć takiego potwora. - rozmarzył się malec.
- Tak. - stwierdził z bólem serca paladyn. - No cóż przyjacielu muszę już iść do starego Jacka. Nie daj się zabić i miej powodzenie. Kto wie, może jeszcze kiedyś rozkręcisz objezdny biznes. - Nirion uśmiechnął się i ruszył w kierunku latarni znikając po chwili w oddali.
Było już ciemno, gdy rycerz zniknął Ben tylko ściągnął z siebie łachmany i pobiegł w kierunku Ardei zwalniając przed bramą. Miasto było ciche i puste, widać wszyscy spali już smacznie. Niektórzy siedzieli przy ogniskach piekąc mięso ścierwojadów. Jeszcze inni w ciemnych uliczkach palili zabronione bagienne ziele. Niziołek wpadł do jednej z takich uliczek gdzie stała podobna jego rozmiarów postać.
- Biegniesz. - wydyszał Ben wkładając w malutkie ręce postaci klucz, który zakosił paladynowi po czym usiadł na ziemi odpoczywając.
- Co tak długo? - zdziwił się Fil.
- Jak będziesz zadawał takie głupie pytania to będzie jeszcze dłużej.
Niziołek pobiegł szybko w kierunku domu Niriona mijając Cindy całującą się w kącie ze strażnikiem, który na ogół pilnował dom paladyna. Dom stał nie strzeżony. Fil słyszał tylko pijackie odgłosy dochodzące z karczmy. Przy posiadłości stały jednak typy, o których mówił wcześniej, to był jedyny haczyk w jego genialnym planie i nie wiedział, czy uda mu się to co zamierza.
- Wiedzą panowie, że jakiś wariat w karczmie stawia wszystkim piwo! - powiedział malec uśmiechając się sztucznie. - Normalnie mówię wam, jakiś idiota!
- Chodźcie chłopaki nie może nas ominąć. -stwierdził jeden z nich po czym wszyscy zniknęli w drzwiach tawerny.
Fil wparował szybko jak potrafił do mieszkania Niriona otwierając zręcznie kufer kluczem wręczonym przez swojego brata. W środku znajdował się upragniony miecz, dwie runy i sporo warty posążek Innosa. Niziołek wziął wszystko pakując do szarej torby po czym zamknął skrzynie i wybiegł. Nikt go nie zauważył. Malec westchnął i poszedł w kierunku gospody, do której wysłał niedawno podejrzanych typów. Rzeczywiście ktoś stawiał piwo ale tylko po jednym każdemu. Wyjątkiem był strażnik śpiący na stoliku i bełkoczący coś sam do siebie. Obok niego siedział Harry, który udawał pijanego. To on wszystkim postawił i to on teraz miał włożyć do kieszeni strażnika klucz od skrzyni. Mężczyzna nie miał z tym żadnego problemu. Odebrawszy klucz od niziołka włożył go strażnikowi po czym oznajmił w karczmie, że musi już iść. Fil przedtem dał mu torbę z łupami, aby zabrał ją w bezpieczne miejsce. Harry skierował się do niskiego domku, na którego było łatwo wyskoczyć i można było przejść przez mury. Bał się konfrontacji ze strażą, która mogłaby wymyślić sprawdzanie torby, z resztą podejrzanie wydałoby się wychodzenie w nocy za miasto. Harry zauważył w oddali ognisko, do którego szybko się skierował. Miał nadzieje, że nie dopadnie go żadna bestia po drodze. Na miejscu czekał już Ben piekąc tłusty udziec kretoszczura.
- O! Już jesteś. - uśmiechnął się niziołek. - Mam i dla ciebie.
- Dzięki. Tego było mi trzeba ale mam nadzieje, że zdążymy to upiec i zjeść zanim Cindi i Fil się zjawią.
- Rób to moim sposobem to zdążymy. - malec zniżył swój kij do samego dołu ogniska, w największy ogień a jego pieczeń była zupełnie czarna. Po chwili wyjął ją i zaczął jeść.
- Nie wiem jak to możesz jeść ale nie mam czasu na przyrządzanie tego moim sposobem więc będę zmuszony to wypróbować.
- Po prostu pyszne. - Mówił z pełnymi ustami Ben mlaskając niemiłosiernie. - Uwielbiam to.
Gdy już obaj towarzysze byli najedzeni z ciemności wyłonili się Cindy i Fil.
- No proszę! - powiedziała głośnym tonem Cindy nie ukrywając złości. - My tam ledwo wydostajemy się z tej przeklętej nory zwanej Ardeą a ci się wylegują przy ognisku i żreją mięcho!
- Uspokój się. - uśmiechnął się Harry wiedząc, że te słowa jeszcze bardziej zdenerwują kobietę. - Przecież to nie ty musiałaś ukraść ten zafajdany miecz.
- Jak śmiesz! - Cindy zrobiła się czerwona niczym burak. Harry wiedział, że czeka go nie miła noc pełna żali i narzekań. - Ty nie musiałeś mizdżyć się do jakiegoś bezmózgiego strażnika! Myślisz, że miałam najłatwiejsze zadanie? Dlaczego to zawsze na mnie spada zabawianie wstrętnych gości!
- Wiesz, raczej ja byłbym nie skuteczny... - zaśmiał sie ironicznie mężczyzna.
- Co ty nie powiesz...
- Dobra! - Przerwał Fil zbierając wszystkie rzeczy do torby i gasząc wodą w garnku ognisko. - Ruszać tyłki i idziemy w stronę Montery zanim Nirion wyśle straż do przeszukania terenów za miastem. To nie będzie miła podróż. Za to wy kłócić się możecie do woli.

Rozdział II - Czarna Wdowa
Dochodziła północ. Ciemny i straszny las przerażał Cindy. Dziewczyna słyszała wycie wilków i warczenie rozpruwaczy czekających tylko na wyskoczenie z zarośli i rozerwanie na kawałki podróżników. Jedyne dzięki zaklęciu Fila bestie jakoś nie podchodziły. Dzięki niemu kompania miała również potrzebne światło, które rozjaśniało drogę. Kobieta przytuliła się lekko idąc do Harrego. Było jej zimno i czuła się zmęczona i senna. Ponadto nogi jak z waty odmawiały posłuszeństwa. Przy Harrym czuła się bezpieczniej i pewniej. Mężczyzna wiedział jednak, że to nic nie oznacza. Miał już setki podobnych sytuacji a ta nie różniła się niczym szczególnym.
- Wiesz Fil. - Odezwała się Cindy po długiej drodze w ciszy. - Ja nigdy cię nie pytałam skąd ty znasz tą magię? Przecież ani nie pochodzicie z bogatej rodziny ani też magów za wielu w twoich stronach nie ma.
- Ach. - westchnął Fil. - Stare dzieje. Co się ktoś nauczy to mu nie zginie.
- Ano mój głupi brat. - mówił Ben. - Kiedy wszyscy machali mieczem i ubijali bizony w zimnych lasach ten chodził do jakiegoś stukniętego druida na nauki. Ten go coś tam podszkolił i mu zostało a tą laskę to mu ten mag podarował.
- Grifold miał na imię. - wspomniał niziołek. - To był wspaniały człowiek. Muchy by nie skrzywdził.
Cindy przytuliła się jeszcze mocniej do mężczyzny, aż sam Harry zdziwił się, że dziewczyna jest w stanie iść jednocześnie. Wycie wilków i ujadanie ogarów, które nasiliło się jeszcze bardziej przyprawiało ją o gęsią skórkę. Miała złe wspomnienia z dzieciństwa i bała się tych bestii jak niczego innego, nawet tych oswojonych, które arystokracja Vengardu nazywała psami.
- Harry? - powiedziała Cindy.
- Tak?
- Z kim masz sie spotkać w tej Monterze?
- Człowiek nazywa się Rion, jest objezdnym kupcem. Ma klucz do tej całej zagadki. Jest nim druga część mapy, ta, która dotąd spoczywała w twierdzy w Gothicie. Tam pisze jak dostać się do świątyni pradawnych.
- A jeśli to jeden z tej całej Archany? Jeśli pod pretekstem chęci zobaczenia mapy zabierze nam ją?
- Nic nie zdziała do póki nie ma zaklęcia. - wtrącił się cicho Fil.
- Uspokoiłeś mnie. - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Nie byłbym tego taki pewien. - powiedział Ben wyciągając szybko łuk i strzelając w kierunku zarośli.
Chwilowa cisze przerwał bolesny krzyk kogoś kto właśnie został przebity na wylot strzałom. Cała czwórka pobiegła w tamtym kierunku. Obok drzewa leżała przebita strzałą postać męska ubrana w czarny płaszcz z naszytym pająkiem zwisającym na nici.
- A niech mnie Ben! Masz jeszcze tego cela... - powiedział z podziwem brat.
- Jak zdołałeś zauważyć, że strzelał do nas z kuszy. - W ręku nieboszczyka bowiem spoczywała gotowa do wystrzału kusza, która wyglądała dość groźnie.
- Widziałem go od samego początku naszej podróży. Śledził nas skur**el ale póki nie wyciągał broni ja też tego nie robiłem. Mierzył w Harrego, zapewne wiedział, że to on ma mapę.
- To sie zaczyna robić niebezpieczne. - stwierdził mężczyzna. - Musi ich być więcej. Od samego początku nas obserwowali. A wszystko zaczęło się w Vengardzie gdy ukradliśmy im mapę...

***

Miasto było dziś wyjątkowo zatłoczone. Cindy miała nie złą okazję jak nigdy by przypadkiem, niechcący pożyczać sakwy przechodniów. W sumie to nie szukała niczego konkretnego, razem z przyjaciółmi postanowili dziś „pospacerować” trochę po stolicy. Fil zaproponował, że kto przyniesie najwięcej łupów ma prawo skorzystać z jutrzejszej całodniowej służby reszty grupy. Wszyscy chętnie się zgodzili, w końcu to nie pierwszy raz kiedy o coś takiego się założyli. Okazje mieli nie małą, bo dzisiejszego dnia odbywał się jakiś jarmark czy coś w ten smak. W sumie to nie planowali wizyty w Vengardzie ale tłumy ludzi od razu przyciągnęły drużynę jak ćmę do lampy. Dziewczyna liczyła na wygraną. Uwielbiała masaże Harrego, które nie chętnie jej serwował i liczyła na trochę biżuterii w sakwach wysoko postawionych kobiet, którą chętnie ubierała. Pewna dama rzuciła jej się od razu w oczy. Wysoka, szczupła, niebieskooka blondynka o pięknych rysach i ubrana w suknie z najlepszego materiału wyglądała na bogatą a torebka, którą przy sobie nosiła na wyjątkowo wypchaną. Cindy postanowiła iść za złotowłosą gdy ta weszła w tłum ludzi. Podcięcie torebki niepostrzeżenie okazało się banalną rzeczą. Kobieta nawet nie zauważyła. Złodziejka poszła szybko do jakiejś wąskiej uliczki będąc ciekawa co jest w torebce. Na jej nieszczęście, dziwnym trafem, bogata kobieta przechodziła nieopodal i zauważyła ją. Cindy miała już się rzucać do ucieczki ale zdziwiło ją, że kobieta nie krzyczy wołając „mężnych rycerzy” na pomoc. Ta zrobiła tylko kwaśną minę i ze wściekłością wyjęła sztylet spod sukni.
- Ty suko! - powiedziała bogato ubrana kobieta.
- Uważaj, bo złamiesz paznokieć. - uśmiechnęła się szyderczo Cindy rzucając się do ucieczki w głąb uliczki.
Kobiety mijały przechodniów potrącając ich ramionami, biegnąc przez całe miasto. Złodziejka dziwiła się, że blond włosa nie dała sobie jeszcze spokoju ale Cindy nie miała zamiaru się poddać. Gdy dobiegła do końca miasta i natrafiła na mury wspięła się szybko na dach jakiegoś domu i zwinnie zaczęła biegnąc skacząc po dachach. Po jakimś czasie zgubiła natrętną dame udając się do umówionego z resztą miejsca. Okazało się, że w torebce, oprócz złota i kosztowności jest jakaś mapa . Miejscem okazał się być stary, zrujnowany, jeszcze nie odbudowany po wojnie dom z przeciekającym dachem. Na jego wyposażeniu był spróchniały stolik i kilka rozlatujących się krzeseł. Złodzieje mieli co prawda wynajęte pokoje w karczmie ale jak stwierdził Harry bezpieczniej tu będzie dzielić łupy. Brudne ściany i mokra podłoga budziły odrazę lecz plusem tego miejsca było to, że mało kto pokazywał sie w tej części miasta. Fil zbadawszy mapę ze zdumieniem stwierdził, że jest to mapa do pierwszej świątyni pradawnych.
- Patrzcie. - mówił niziołek pokazując mapę pozostałym. - Tu jest napisane pradawnym językiem, że do otwarcia świątyni, potrzeba świętego ostrza, tajnego zaklęcia i rozumu. Co do ostrza i zaklęcia nie ma wątpliwości ale rozum... hmm to może być zagadka. Ale ona nie znajduje się na tej części mapy. Patrzcie. Ta mapa jest niekompletna, urwana w pewnym momencie. I chyba wiem gdzie ją znaleźć...
- Więc niby gdzie? - zdziwił się Harry.
- Słyszeliście o starym, pradawnym piśmie znalezionym w pobliżu Gothy?
- No jasne! - stwierdziła Cindy z entuzjazmem. - Przecież tam podobno było coś o bardzo starej magii, potędze Innosa i Tajemniczych wrotach ziemskich prowadzących do wiecznego bogactwa całego świata.
- Dokładnie. - stwierdził Ben. - W dzieciństwie każdy chyba słyszał tą historię o ludziach, którzy przybyli na kontynent z wysp południowych grabiąc i zabijając orkowe wioski.
- Gdy Adanos okazał gniew człowiekowi, ten opamiętał się zamykając wszystkie bogactwa w sanktuarium najjaśniejszego. - zacytowali huralnie niziołki sięgając wspomnieniami do dzieciństwa.
- Myślicie, że to ta świątynia? - Zapytał z niedowierzaniem Harry.
- Nie ma innej opcji. - potwierdził Fil. - Spójrz na tą pieczęć. Ten sztylet w okręgu to symbol legendarnego, pierwszego ludzkiego króla w Myrthanie Andarminiego Pierwszego.
- Pokaż to. - wyrwała mapę Cindy przyglądając się pieczęci. - No tak... Taki sztylet miała ze sobą ta kobieta, od której to ukradłam.
- Trzeba ją znaleźć! Ten sztylet może być kluczem do tych wrót.
- To jest niby to święte ostrze? - zapytał Ben.
- Ależ skąd. Święte ostrze to zwykły miecz paladyński, już w tamtych czasach konsekrowano broń ale ten sztylet musi zawierać wyrzeźbione napisy, które mogą być owym zaklęciem.
- Muszę iść. - stwierdził z podnieceniem Harry.
- Gdzie? - zdziwiła się Cindy patrząc na niego dziwnie.
- Spotkałem dziś w Vengardzie znajomego. Jest wstanie załatwić wszystko, nawet pradawne pismo z Gothy. Na imię mu Rion. Ma ogromne znajomości a zlokalizowanie gildii złodziei w Gothcie to dla niego pestka. Musicie się jednak liczyć, że nie zrobi tego za darmo i sporo zarząda za to pismo.
- Dobrze. - skinął głową Ben. - Jeśli to nam się zwróci taki wydatek będzie dla nas pestką.
Harry wybiegł z obskurnego domu kierując się na wschodnia część miasta. Niziołki nawet nie zdążyły mu przypomnieć o umówieniu się z Rionem w Monterze za tydzień, ale mieli nadzieje, że będzie pamiętał. Cindy z kolei zastanawiała się gdzie szukać blondynki, która goniła ją dziś po mieście. Mimo dużego skupienia na twarzy dziewczyny malowała się bezradność.
- Jak wyglądała ta kobieta? - Zapytał Fil chcąc przerwać milczenie jakie panowało w ruderze.
- Była blondynką, miała niebieskie oczy, nosiła tandetną suknie ala 'wielka dama' i ogólnie nie wyróżniała się. - stwierdziła ponuro Cindy. - A i jeszcze miała kolczyki przypominające pająka.
- O boże. - powiedział Fil. - Jak wyglądał ten pająk?
- Zwyczajnie. Cały ze złota tylko wyglądał jakby zwisał na pajęczej nitce.
- Nie dobrze. - Stwierdził niziołek. - I to bardzo nie dobrze. Wdepnęliśmy w nie złe gówno. To jedna z członkiń Archany... Kto wie czy nie przywódczyni zwana Bezwzględną Fabią.
- Nie obchodzi mnie ta szmata ani jej organizacja. - oznajmiła nerwowo kobieta. - Chce jej sztyletu.
- Hmm. - zadumał się Fil. - Skoro ta cała blond włosa tak od razu, bez zastanowienia wyciągnęła ten sztylet przy tobie to znaczy, że Archany nie wiedzą o jego znaczeniu i o tym co tam jest napisane. Jeśli więc zdobędziesz sztylet zapamiętaj widniejące tam znaki i zniszcz go. To da nam gwarancje, że oni nie zabiją nas przy pierwszej lepszej sposobności.
- Nie zły plan. - uśmiechnęła się dziewczyna. - ale w dalszym ciągu zapominasz mój mały przyjacielu, że nie wiemy gdzie jest owa niewiasta.
- Cindy spójrz. - mówił z niedowierzaniem Ben spoglądając za okno. - Czy ta kobieta nie przypomina ci tej, którą opisywałaś?
Uliczką szła owa blond włosa z wyraźnie wściekłą miną. Rozglądała się dookoła szukając Cindy, która ją dziś okradła. Fil zbliżając sie do okna wyczuł w okół niej jakąś dziwną aurę, która jak podejrzewał pomagała jej w poszukiwaniach. Nagle kobieta zatrzymała się groźnie spoglądając na zniszczony dom gdzie przebywała cała trójka. Z drzwi wolno wyszła Cindy spoglądając dumnie w stronę kobiety.
- Witaj złodziejko. - powiedziała z wyższością w głosie i pogardą dama.
- Co za miła niespodzianka. - uśmiechnęła się drwiąco Cindy. - Skoro już dałaś się okraść jak idiotka to może dasz mi twój bogato zdobiony sztylet, za którego nie źle wezmę?
- Jesteś żałosna. Mieszkasz w tej ruderze sama, kradniesz a nawet nie stać cię na porządny pokój w karczmie.
- Widzisz...
- Dość! - Krzyknęła kobieta wyjmując sztylet. - Dawaj mapę smarkulo albo rozetnę ci ten twój uśmieszek z twarzy!
Kobieta ruszyła w stronę Cindy lecz z drzwi wybiegł ben, który uderzając nogą w kolano złotowłosej spowodował jej upadek i upuszczenie sztyletu. Fil w tym momencie trzymając swą laskę rzucił kulę lodu, która zamroziła ją i sam podniósł sztylet czytając inskrypcje na nim. Niziołek obejrzał go jeszcze dokładnie przez lupę, którą zawsze ze sobą nosił i pobiegł szybko w stronę rzeki i wyrzucił broń, która popłynęła do morza.
- Dobra! Ruszajmy. - ponaglił Fil kompanów przyglądających się zamarzniętej kobiecie. - Zanim odmarznie musi nas tu nie być.
- Nie zabijemy jej? - zdziwiła się Cindy.
- Oszalałaś?! - powiedział Ben. - Nie słyszałaś co robi Archana z zabójcami swoich ludzi?
- Jakoś nie. - stwierdziła z zawiedzeniem dziewczyna ruszając za dwoma braćmi.

***

Zimno coraz bardziej dokuczało Cindy. Dziewczyna trzęsła się niewyspana i głodna. Nie chciało jej się dłużej iść i bolały ja nogi. Na dodatek czuła, że ma gorączkę. Przemęczenie związane z pluskaniem się w morskiej wodzie cały dzień dawało się we znaki a chłodna noc potęgowała je osłabiając dziewczynę.
- Daleko jeszcze do tej całej Montery? - zapytała nie dając po sobie oznak słabości.
- Ano będzie jeszcze ze dwie godziny drogi. - stwierdził Fil, któremu też łatwo nie było. - A co zmęczona?
- Nie. - mruknęła cicho i poszła dalej doganiając Harrego.
Po chwili drogi w milczeniu drużyna zauważyła światło niedaleko drodze. Przy ognisku siedział jakiś człowiek wyglądający jak farmer lub pastuch z wyrazie zmartwioną miną.
- Witaj człowieku. - Przywitał się Harry.
- Ano witojcie! Co wy ło ty porze robita w tym lassie? - zapytał człowiek z wiejskim akcentem.
- Tak się złożyło, że musieliśmy wyruszyć do miasta o tej porze. Jestem Harry a to Ciny, Fil i Ben. Możemy sie przysiąść? A tobie jak na imię?
- Ano pewnie, że siodojcie. Ja żem Klemens ale ni mom wos czym poczęstować. Jakiś bandyta mnie napodł i nic mi nie zostało. Nawet mi cham jeden łowieczke, najdroższą Ginenie zabroł!
- A gdzie to było? - zapytala Cindy ziewając.
- A tam, na górze. - tłumaczył wieśniak wskazując w kierunku wysokiej góry na zachodzie. - Ukrył się łobuz w tej jaskini wysoko, pewnie już zabił bidoczke...
- Dobra. - stwierdził z bólem Harry. - Zajmiemy się nim. Wrócimy za jakiś czas.
Kompania wstała i skierowała we wskazanym kierunku. Cindy miała nadzieje, że bandyta zgodzi się po dobroci oddać wszystko.
- Czy wy rozumu nie macie... - mówił Ben idąc z tyłu. - Co wam przyjdzie z ratowania tego pastucha?
- Czy ty myślisz, że mu tę owce oddamy? - zdziwiła sie kobieta. - Przecież sami jesteśmy głodni a on jutro zajdzie do Montery i jakoś przeżyje tą noc.
Jaskinie wypełniała ciemność. Ben zapalił pochodnie, ponieważ Fil czuł, że opuszczają go powoli siły magiczne a zaklęcie światło mogło je całkowicie wyczerpać. Wszyscy zdziwili się wchodząc w głąb, bo nie widzieli nic ani nikogo.
- Czy mi się wydaje czy to jakaś pułapka? - zdziwiła się dziewczyna sprawdzając ostatni korytarz groty.
- Dobrze ci się wydaje. Hahaha. - zaśmiał się jakiś głos zza jej pleców.
Po chwili z ciemności wyłoniły się trzy dobrze zbudowane sylwetki z mieczami dwuręcznymi na plecach. Wszyscy byli w czarnych szatach przypominających togi mnichów. Na lewych rękawach tychże strojów naszyte mieli czerwone pająki zwisające na nitkach.
- W końcu sie spotykamy. - odrzekła postać w środku twardym, męskim głosem. - Nie ukrywam, że nie jest to przyjacielska wizyta. Stary Klemens zrobi wszystko dla kilku złotych monet a wy uwierzycie we wszystko co pierwszy lepszy wieśniak wam wkręci. I tacy idioci chcieli przekroczyć bramy Pierwszej Świątyni!? Oddawaj mapę suko!
- Nie mam jej! - skłamała dziewczyna bezczelnie.
- Kłamiesz! - Mężczyzna w todze uderzył Cindy z całej siły w twarz.
Z nosa Cindy wypłynęła rubinowo-czerwona krew spadając razem z dziewczyną na ziemię. Harry na ten widok rzucił się na napastnika, lecz stojący obok człowiek obezwładnił go przystawiając mu miecz do gardła. Po czym i on dostał swoją porcje uderzeń i upadł obok Cindy.
- Powtórzę więc pytanie. - powiedział ze spokojem mężczyzna w todze. - Gdzie jest mapa?
- Nie wiemy. - wystękał Harry leżąc na podłodze.
- Zła odpowiedź! - postać w czarnej szacie kopnęła mężczyznę w brzuch z całej siły. - Przeszukać ich! Te dwa niziołki jej raczej nie mają.
Jeden z członków Archany zaczął przeszukiwać Cindy nie oszczędzając w dotykanie miejsc, których nie powinien, po chwili wyciągając z jej kieszeni mapę.
- Ty skurwielu! - dziewczyna kopnęła go w krocze gdy wstawał a ten za to łapiąc ją za włosy rzucił nią o kamienne ściany jaskini.
- No więc my już idziemy. Mamy mapę a wy... no cóż zamkniemy was tutaj wysadzając wejście zgnijecie tu jak szczury. Złodziejaszki od siedmiu boleści. Jesteście żałośni. - stwierdził śmiejąc się człowiek w todze i odszedł w kierunku wyjścia.
Po chwili milczenia i tłumienia w sobie złości Cindy otarła krew z twarzy słysząc jak napastnicy wysadzają za pomocą magii wejście do groty.
- No i co teraz? - zapytała dziewczyna ze łzami w oczach. - Nie mamy mapy, nie możemy się stąd wydostać i na dodatek nie mamy prawie nic do jedzenia. I jeszcze te skur****ny roztargały mi bluzkę...
- Eh... - uśmiechnął się niziołek. - Nie wiesz, że ja Fil mam zawsze wyjście awaryjne? Po pierwsze dałem ci fałszywą mapę, którą razem z Benem narysowaliśmy wczoraj w nocy. To, że pojawią się członkowie Archany było pewne tak samo jak to, że zaczną przeszukiwania od ciebie. Mapa jest sfałszowana i prowadzi do zupełnie innego miejsca. Poza tym Gdyby jakimś cudem dotarli do świątyni to nie mają ani zaklęcia ani drugiej części mapy.
- Hmm. - zamyślił się Harry. - A co tak właściwie jest na tej drugiej części?
- Jakaś instrukcja najprawdopodobniej. - stwierdził Fil. - Bo jak na razie nie wiemy jak użyć tego całego zaklęcia i miecza pana Niriona. Swoją drogą to ci członkowie Archany są idiotami. Myślą, że z pomocą samej mapy dojdą tam i coś znajdą?
- Taa... mądralo. - przerwała Cindy przytrzymując bluzkę aby ta, podarta nie odsłoniła jej wdzięków. - Lepiej wymyśl jak się stąd wydostać. Harry podaj torbę z ciuchami.
Fil i Ben skierowali się do wyjścia. Ten drugi wyjął z kieszeni runę podając ja swojemu bratu.
- No to teraz zobaczycie na co stać starego Fila. - niziołek uśmiechnął się i oburącz skierował runę w stronę zawalonego wyjścia. - Telekineza czasem się przydaje.
Malec przyłożył do klatki piersiowej zaciśnięte ręce z runą a następnie szybko je od siebie oddalił. Kamienie błyskawicznie i jednocześnie zostały odrzucone do tyłu tworząc przejście dla drużyny.

Rozdział III - Dwie Beczki Solonych Śledzi
Miasto tętniło życiem. Montera wyglądała dokładnie tak jak ją zapamiętał Harry gdy spacerował tymi samymi uliczkami jeszcze przed wojną. Mężczyzna nie miał jednak czasu na rozglądanie się i wspominanie swojej ostatniej wizyty. Spieszył pod bramę do zamku gdzie miał się spotkać z przyjacielem. Serce zaczęło mu szybciej bić kiedy zobaczył, że nikogo tam nie ma. Z każdą sekundą Harry nabierał podejrzenia, że Rion może nie dotrzeć na miejsce a plan jego drużyny może trafić szlag. Po dziesięciu minutach mężczyzna dostrzegł chudą, wysoką postać o blond włosach w brązowym kapeluszu i potarganych na kolanie spodniach. Harry poczuł się jakby kamień spadł mu z serca na widok swojego starego przyjaciela jeszcze z czasów młodości.
- Witaj Rion! - powiedział ściskając przyjaciela. - Czemu tak długo? Co cię zatrzymało.
- Wiesz jak trudno było załatwić to gó**o? - stwierdził zadyszany mężczyzna. - Niby takie niepozorne pismo a mało głowy dla tego nie straciłem.
- Ile jestem ci winien?
- Hola przyjacielu! Nie poznaje cię. Tak od razu interesy? Zawsze najpierw chodziliśmy do jakiejś dobrej karczmy zanim do tego przystępowaliśmy. Nie chce o tym słyszeć a teraz choć, bo mam ochotę na porządny obiad i beczkę piwa. Taaa co najmniej beczkę. - blondyn uśmiechnął się i skierował się nie czekając na odpowiedź do najbliższej karczmy, na której widniał napis „Pod jeleniem”
Gospoda nie wyglądała najlepiej ale jak przypuszczał Rion w Monterze nie znajdzie lepszej. W niewielkim, ciemnym pomieszczeniu był ogromny tłok. Pijani klienci siedzieli na dość niewygodnych krzesłach przy ciasno ułożonych stolikach popijając piwo i gorzałkę nawet nie myśląc, że na świecie istnieją inne trunki. Handlarz poprowadził Harrego dostrzegając mały, wolny stolik w rogu pomieszczenia. W słabo oświetlonym koncie dwaj starzy przyjaciele rozpoczęli biesiadę jak to zwykli robić za dobrych czasów.

***

Ben nerwowo wyjął kartkę z kieszeni. Miał kupić zaopatrzenie i narzędzia potrzebne w wyprawie. - Gdzie ja znajdę dwie beczki solonych śledzi w środku Myrtany. - pomyślał niziołek kierując się w stronę areny walk, która teraz służyła jako jedno wielkie targowisko. - Ooo, żebym ja to wiedział co to jest mikstura z norissy... - westchnął pod nosem Ben stając sie jeszcze bardziej niezadowolony ze swojego zadania. Niziołek podszedł pod pierwszy lepszy stragan wyjmując ponownie kartkę. Stara sprzedawczyni obserwowała to wszystko z ogromną zachłannością, mając nadzieje na duży zarobek.
- Dzień dobry! - wybełkotał Ben. - Potrzeba mi trzy pętle kiełbasy, dwa spore kawałki sera, cztery duże butle mleka, dziesięć bochenków chleba, duży baniak wina i paczkę jabłek. Acha... i te cholerne dwie beczułeczki solonych śledzi.
- A skąd ja ci chłopie wezmę śledzie! - krzyknęła głośno sprzedawczyni. - Tu w Monterze nie dostaniesz żadnej ryby. Kiedyś Leo sprowadzał tu ryby z Silden i Ardei ale przestało mu sie to opłacać. Chociaż zapytaj może coś jeszcze ma.
- Dobra. - westchnął niziołek. - Gdzie tu jest jakaś stajnia co by osła można kupić?
- Koło miasta jest farma gdzie mają takie rzeczy. Idź pan zapytaj, słyszałam, że sprzedają tam konie i osły i inne zwierzęta.
- Ja mam jeszcze załatwienia a pani niech przygotuje to co mówiłem, bo raczej tak szybko to nie potrwa a i gdzie załadować nie mam. - powiedział Ben po czym włożył do ręki kobiety pięćdziesiąt złotych monet zaliczki i odszedł kierując się w stronę jakiegoś obwieszonego różnym zielskiem człowieka.
- Witam pana. - uśmiechnął się niziołek. - Jest pan może alchemikiem?
- Ano jestem drogi podróżniku. Czego ci potrzeba? Mikstury pamięci, mikstury przemiany a może proszku na potencje? Tak, tak. Co za zdziwiona mina, to ludzka rzecz mnie tam nie dziwi, że takie jest na to zapotrzebowanie. To co mam dać panie?
- Tym razem obejdzie się bez proszku. - oznajmił z lekko zakłopotaną miną Ben. - Potrzebuje czterech mikstur leczniczych, dwóch many i czegoś o nazwie mikstura z norissy.
- Aaa. - zdziwił się alchemik. - Widzę, że tu mi się znawca trafił. Tak się składa, że zachowała mi się tu jedna owa mikstura ale nie jest to tania rzecz.
- Ile?
- Razem z pozostałymi miksturami 2000 sztuk złota!
- No coś pan zdurniał do reszty! Za parę butelek tyle pieniędzy?! Nie ma mowy! Poszukam kogoś tańszego.
- Czekaj pan, czekaj. Potargować sie można nie. Stary Seweryn będzie chciał jeszcze drożej niż ja a i mniej będzie w tej butelce. 1500 to moje ostatnie słowo.
- 1200 mogę dać w ostateczności.
- Dobra bierz pan i odejdź, bo mi handel psujesz.
Niziołek wyciągnął z sakwy ową sporą sumkę i wręczył alchemikowi po czym zapakował do torby owe mikstury. Te ledwo zmieściły mu się lecz po upchnięciu weszły jakoś stukając o siebie ciągle podczas drogi. Za miastem rzeczywiście Ben dostrzegł sporą farmę, na której obok owiec i krów pasły się osły przygryzając co chwile trawę. Farmerzy z przyjemnością wykonywali swoją pracę. Ben słyszał, że ich sytuacja po wojnie zmieniła się poważnie, bo zaczęto im płacić za pracę. Niziołek przeszedł obok drewnianego budynku przypominającego stodołę pytając jakąś wieśniaczkę o właściciela. Ta oznajmiła obojętnie, że jej szef nazywa się Osmund i stoi przed największym domem na farmie. Malec po chwili zastanowienia znalazł owy dom i podszedł do, wysokiego dryblasa, który mógł być według niego owym Osmundem, wspomnianym, przez napotkaną kobietę.
- Szukam osła. - stwierdził ponuro Ben sięgając po sakiewkę.
- A co lustro sie potłukło? - dryblas wybuchł śmiechem myśląc, że jego żart zabrzmiał wyjątkowo zabawnie.
- A no potłukło... Masz pan te osły?
- Właśnie widzę jednego. - Osmund nie przestawał dalej żartować, co wyraźnie śmieszyło tylko jego, ale miał w tym nie złą zabawę. - Co mały nogi ci obcięli?
- Dość tego. - pomyślał zirytowany niziołek wyjmując swój dopasowany miecz.
Dwoma zgrabnymi i szybkimi ruchami przewrócił farmera przystawiając mu do szyi swą broń z wielką pogardą i nienawiścią. Osmund zdał sobie sprawę, że niepozornie wyglądający malec może nie źle posługiwać się bronią a fakt, że jeden ruch może go zabić wcale go nie śmieszył. Dryblas nie mógł nawet sięgnąć po miecz o czym nawet nie myślał bojąc się zemsty wyśmianego nieboraka.
- Wiesz, że nie ładnie tak obrażać innych niż ty? - Stwierdził z dumą niziołek spoglądając raz to na twarz człowieka raz na gapiów zbierających się wokoło.
- Dobra. Chcesz tego osła? - odezwał sie cicho leżący farmer.
- Chce za pół ceny, co będzie rekompensatą za moje straty moralne, które poniosłem z twojej winy.
- Sto sztuk złota. - wydyszał Osmund wstając z ziemi.
Niziołek wręczył chłopu pieniądze i poszedł nie pytając o zdanie po osła, który stał w zagrodzie obok. Wyglądał dość sympatycznie i nie opierał się przed opuszczeniem swojego dotychczasowego miejsca zamieszkania.
- Nazwę cię Osmund. Nie martw się nie tylko jeden osioł ma tak na imię. - uśmiechnął się Ben uspokajając się po wydarzeniu, które nie dawno miało miejsce.
Kolejny raz przekraczając już bramę Ben postanowił nie szukać beczki śledzi, która i tak znając życie zjełczałaby po tygodniu od otwarcia. Prowadząc szybko osła szukał straganu kobiety, u której zamówił towary. Ta chętnie pomogła mu w załadunku do dużych, materiałowych toreb, które miały znaleźć się na plecach zwierzęcia. Po kilkunastu minutach wszystko było gotowe. - Eh.. W końcu. - Odetchnął z ulgą malec prowadząc osła do domu gdzie miała się spotkać cała paczka. Nie minęło pięć minut a Ben był już na miejscu. Trochę zdziwił go brak Harrego, który miał tu być już dawno przed nim.
- Mam wszystko prócz tych waszych chędożonych śledzi. Nawet nie mam zamiaru ich szukać w tym paskudnym mieście. Gdzie Harry?
- Zdaje się, że siedzi w karczmie i pije wódę z tym swoim Rionem. - odpowiedziała dość zdenerwowana Cindy piłując pilniczkiem paznokcie.
- Ile cię kosztował ten osioł. - zapytał trochę zaspany Fil.
- Sto sztuk. Nazwałem go Osmund.
- Ooo. To bardzo tanio. Nie na darmo zwali cię najlepszym handlarzem w Nordmarze.
- Dobra. - westchnął Ben kierując się do drzwi. - Trzeba iść po Harrego zanim się zapije na śmierć i zgubi pismo.

***

Karczma już trochę opustoszała. Po południu mało kto przychodził się napić. Jedynie parę stolików było zajętych przez nałogowych pijaków trwoniących wszystko co udało im się zarobić lub ukraść. Ben zauważył od razu swego towarzysza dyskutującego z niejakim Rionem.
- Nie mogę ci dać tego pisma. Nie chce pieniędzy ale wiem, że to coś na prawdę dużego więc chce mieć w tym udział. - Niziołek słyszał z niepokojem słowa handlarza przy stoliku idąc w jego kierunku.
- Witam pana. - przywitał się grzecznie malec podając szybko rękę Rionowi.
- Tak. - zerwał się już nie źle wstawiony Harry. - Poznajcie się. To jest Ben, który zapewne po mnie przyszedł a to Rion – człowiek, który umie wszystko załatwić.
- Czy doszliście panowie do porozumienia?
- Eh. - westchnął bezradnie Harry. - No nie za bardo. Rion upiera się abyśmy wzięli go ze sobą i podzielili się zyskiem.
Ben słysząc te słowa zrobił się czerwony i coś się w nim zagotowało. Chytremu niziołkowi nie mieściło się w głowie, żeby mógł być w drużynie z obcym facetem równie przebiegłym i chciwym jak on, z którym miałby się podzielić wymarzonym skarbem. Ciągle myślał jak Harry mógł mu zdradzić sekret, o którym nikt nie mógł wiedzieć. - Mógł powiedzieć, że potrzebne nam to dla kolekcjonera z Geldern...- pomyślał Ben.
- Ehm... - zakłopotał się niziołek. - Nie wiem co powiedzieć. Trzeba porozmawiać z resztą drużyny. Wątpię, żeby się zgodzili...

Rozdział IV - Wodospady
- Rion! Pakuj się szybciej! Po co my zakładaliśmy w ogóle ten obóz. - krzyczała podniecona Cindy. - Ben popędź Osmunda! Wystarczy tego wylegiwania. Fil daleko jeszcze?
- Gdybyś nie spędziła wczoraj tyle czasu na targowisku w Silden... - przerwał Fil nagle kobiecie jej humory od samego rana. - to już wczoraj wylegiwalibyśmy się w złocie.
- Eh. Daleko jeszcze? - pytała znów Cindy.
- O Innosie. - westchnął Rion kończąc pakować ekwipunek. - Przecież już od wczoraj o to pytasz, Fil mówi, że nie, a jesteśmy w tym samym miejscu.
- Dobra. - zakończył rozmowę Harry. - Pora ruszać. Wodospady przed nami widać więc nie ma problemu z dojściem.
- Właśnie, że jest problem. - stwierdził ponuro Fil kierując się za wszystkimi. - I to wielki problem. Nie mówiłem wam ale nadeszła pora o tym porozmawiać. Widzicie na piśmie, które zdobył Rion i zatytułowane jest Rozum pisze, że: „każdego południa blask niebios rozświetla okrąg, na którym ostrze złożyć należy i wypowiedzieć święte słowa trzeba.”
- No tak. - stwierdziła Cindy. - Wciąż nie wiemy czym jest okrąg.
- Ależ wiemy. - uśmiechnął się niziołek trzymający pismo. - To jeden z kamiennych kręgów ale problem tkwi w tym, że zgodnie z tym co mówią ludzie przy tym kręgu grasuje czarny troll, którego do tej pory nikt nie zabił i nikt tam nigdy się nie pokazuje.
Harrego na te słowa zamurowało. Słyszał już wiele o trollach ale jeszcze żadnego nie widział a tu będzie miał okazje spotkać pierwszy raz czarnego. Mimo tego wcale mu się to nie podobało choć lubił słuchać opowieści o groźnych bestiach, które serwował mu Ben.
- Jak to. - zapytał z niedowierzaniem Rion.
- Patrzcie. - Fil wyjął mapę i pokazał reszcie. - Tu gdzie zaznaczony jest wodospad widzimy napis „czarny strażnik” więc nie ma chyba wątpliwości o co chodzi?
- Trudno. - stwierdziła Cindy. - Jesteśmy już tak daleko, że musimy go zabić. W końcu nas jest pięcioro a on jeden.
Fil tylko uśmiechnął się nie komentując wypowiedzi kobiety po czym ruszył dalej dając znak bratu aby brał ze sobą osła. Po pół godziny szybkiego marszu drużyna zauważyła głowę bestii wystającą znad wierzchołków drzew. Troll, był tak wielki niczym zamek w Monterze a ważył tyle, że poruszając się ziemia drżała. Jego głowa wyglądała jak u zwykłego trolla z tym, że była większa i wystawały z niej dwa potężne, zakręcone rogi. Na plecach potwora rozciągała się od głowy po pas czerwona, gruba pręga. Zwierze poruszało sie podpierając rękami niszcząc przy okazji okoliczne drzewa.
- Macie jakiś plan co do tej bestii? - zapytał w końcu Harry spoglądając na towarzyszy wpatrzonych na potwora.
- Myślę, że nie ma tu co wymyślać jakichś specjalnych planów. - odezwał się Ben. - Ja zacznę strzelać do niego z łuku a wtedy Fil włączy się z magią. Zależnie od tego, którego pierwszego zaatakuje ten ucieknie. Wtedy wkroczy reszta z mieczami. Gdy atak skoncentruje się na was wtedy znów my się włączymy i tak aż bestia nie padnie.
- Myślę, że to dobry plan. - uśmiechnął się Rion po czym wyciągnął miecz i ruszył do lasu szukając jakiegoś dobrego drzewa na kryjówkę. To samo uczyniła Cindy i Harry podążając za nim. Ben po przywiązaniu Osmunda do drzewa i wyjęciu swojego kołczanu ze strzałami podążył na bliskie wzniesienie, z którego miał dobre pole widzenia. Fil przygotował swoją najsilniejszą runę z zaklęciem deszcz ognia i również udał się blisko bestii. Ben rozpoczął atak tak jak mówił. Strzała gładko wbiła się w cielsko trolla, który natychmiast ruszył w stronę niziołka. Ten zdążył wystrzelić jeszcze dwie zanim uciekł ześlizgując się z górki i biegnąc w głąb lasu. Wtedy Fil rozpoczął swoje dzieło. Deszcz ognia spłynął na potwora wypalając mu ślady na ciele. Troll tym razem ruszył w jego stronę. Nagle zza drzew wyskoczyła reszta rzucając się na niego. Wtedy potwór poczuł na plecach kolejną strzałę i kolejne płomienie wypalające jego ciało. Zdezorientowane zwierze zaczęło potwornie ryczeć próbując uderzyć biegających w kolo niego ludzi. Cierpienie bestii zakończył Harry wbijając jej w brzuch swój cały miecz. Ta padła bezradnie na ziemie a ta zatrzęsła się pod impetem jej ciała.
- Nie ma czasu. - Powiedział zadyszany Fil wybiegając z gęstwiny. - Nadeszło południe. Jeśli ma się udać to tylko teraz.
Niziołek pobiegł w kierunku kamiennego kręgu. Na miejscu, w samym jego środku okazał się być spory piedestał, na którym niziołek ułożył paladyński miecz podany mu przez brata i drugą część mapy, która jak przypuszczał także była kluczem. Po chwili uniósł ręce do góry i wypowiedział zaklęcie. Słońce oświetlało bardzo mocno krąg, ponieważ wychodziło właśnie zza wodospadu.
- Abar achmar, dimar! - Powiedział głośno niziołek.
Nagle miecz i pismo zdobyte przez Riona zrobiły się czerwone i zapłonęły zamieniając się w popiół a ziemia zadrżała po czym ściana pod największym z wodospadów podniosła się do góry zmieniając kierunek wody, która spadała w dół i otwierając wielkie przejście, w którego głębi widać było schody w głąb ziemi. Cała piątka brodząc po kolana w wodzie doszła do wejścia z ciekawością. Póki co nie widzieli zbyt dużo. Jedynie korytarz i schody prowadzące wydawałoby się w nieskończoność w dół. Cindy rozpaliła pochodnie, która leżała u wejścia i odpaliła od niej te, które wisiały na ścianie. Po tym czynie pozostałe pochodnie rozpaliły się samoczynnie rozświetlając w pełni korytarz. Fil podziwiał schodząc rysunki i pisma na ścianach. Był już w stu procentach pewny, że są na właściwym miejscu. Według niego to musiała być owa pierwsza świątynia pradawnych. Po chwili cała piątka znalazła się na samym dole. Przed nimi ukazało się wielkie, majestatyczne pomieszczenie, na którego ścianach wisiały złote tarcze z herbem pierwszego króla a na środku stał odlany z czystego złota, ogromny, około dziesięciometrowy posąg Innosa. Za nim z kolei znajdowała się głęboka przepaść, przed, którą stały skrzynie ze złotem i kosztownościami. Ben, Fil oraz Cindy podeszli do kosztowności niedowierzając tego co widzą.
- Przykro nam. - powiedział Rion podchodząc do nich razem z Harrym.
- Czego? - zdziwiła się Cindy patrząc na mężczyzn. - Przecież jesteśmy bogaci.
- Tego. - powiedział ze złem w głosie Rion i popchnął ją i Bena w przepaść.
Harry zrobił to samo Filowi kopiąc go w klatkę piersiową. Wszyscy spadli a mężczyźni usłyszeli tylko ich bezbronne krzyki. Harry poczuł się strasznie ale wiedział, że to zapewni mu życie w dostatku do końca życia.
- Idioci... - westchnął Rion. - Naiwniaki. Myśleli, że Archana da im tak po prostu zabrać ten skarb?
- Rion. - powiedział trochę z bólem Harry. - Zawsze się z tobą robiło świetne interesy. A szczególnie w karczmach przy wódzie.
- Widzisz przyjacielu... ale nie za darmo. - Rion uśmiechnął się paskudnie spoglądając na swego towarzysza.
Po chwili milczenia nagle mężczyźni usłyszeli klaskanie dobiegające od strony wejścia. Po chwili wyłoniła się z niego kobieca sylwetka a za nią pięć innych w kapturach z naszytym pająkiem zwisającym na nici. To była ta sama kobieta, którą Cindy kiedyś spotkała w Vengardzie i od, której się wszystko zaczęło.
- No brawo. - powiedziała zimnym głosem. - Jednak zdołaliście zdradzić przyjaciół. Szczerze to się tego nie spodziewałam.
- Witaj Fabio. - powiedział miło Rion. - Zgodnie z umową zabieramy dwie dziesiąte tego skarbu.
- Zamknij się głupcze! - krzyknęła kobieta z nienawiścią w głosie. - Nie ważne co zrobiliście. Ja nie lubię się dzielić a i tak miałam was wszystkich zabić, a że wy oszczędziliście mi tego w przypadku tej trójki to już wasza sprawa.
- Ale przecież mówiłaś?! - powiedział z rozpaczą Harry.
- No i co? - Fabia roześmiała się na głos po czym dała znak swoim ludziom aby zabili mężczyzn.
Zakapturzone postacie wyciągnęły łuk i wymierzyły do mężczyzn. Ci wyjęli broń i pobiegli w ich stronę ale to był zbyt duży dystans... zbyt duży. Strzały przeszyły wspólników a ci runęli na kolana jakby ponosili pokutę za swój czyn i umarli po chwili upadając już całkowicie na posadzkę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
memento
Administrator



Dołączył: 28 Wrz 2006
Posty: 2086
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ja mam wiedzieć

PostWysłany: Śro 19:59, 05 Wrz 2007    Temat postu: Re: Pierwsza świątynia

Russel napisał:


Jej delikatne rysy sprawiały, że nie jeden facet na jej widok nie mógł odwrócić swego wzroku on niej.


Po co piszesz "swego"? Jest jakaś inna opcja? Kolejna sprawa albo "jej" albo "niej" coś trzeba wybrać bo robi się absurd.

Russel napisał:
Dziewczyna miała około 24 lecz wyglądała doroślej i poważniej.


hehe około? Czyli nie wiesz ile miała dokładnie lat ale wyglądała doroślej. poza tym przydałoby się tam słowo "lat"

Russel napisał:
znajdywaniu

pozostawie to bez komentarza:D

Scena jak wskakuję do wody jest troszkę za szybka, on ma na sobie ubranie, a nie napisałeś co z nim robi

Russel napisał:
coś co kazało zaglądać do jej namiotu w nocy sprawdzić czy nic się jej nie stało.


sprawdzając chyba bardziej pasuje

Russel napisał:
dwaj bracia niziołki z małej wioski w Nordmarze.


dwóch braci niziołków

Russel napisał:
potwierdził Fil podnosząc laskę


To zdanie mi się podoba Very Happy Chyba najlepsze jak narazie:D

Jest taki przymiotnik jak paladyński???

Russel napisał:
Powiesił zbroje na ścianie gdzie było jej miejsce

Moja intuicja mówi mi że coś spieprzyłeś

Russel napisał:
Ogromne bydle wyskoczyło z wody jak delfin, leczy było bardzo obrzydliwe.


To zdanie mi poprawiło humor:D

Russel napisał:
a strzała nie bełt i głęboko nie poleci.


balistyka chyba nie jest twoją najlepszą stroną...

Russel napisał:
mięso ścierwojadów. bagienne ziele.


też grałem w gothica. a zastanawiałem się skąd ten innos...

Po co oddawali mu klucz? I z tym kretoszczurem to już przesada:D


Podsumowując pierwszy rozdział, narrator włada językiem potycznym typu "zakosił" Akcja w ekspresowym tempie, motywy z gothica, całość kiczowata i w niektórych miejscach śmieszna wręcz, rozmowy półsztuczne, pomysł nijaki, gdy zaczynałeś myslałem że to współczesność, przychodzi mężczyzna w kurtce... sorry za szczerość, ale tego się czytać nie da, nawet z gramatyką masz kłopoty, jutro przeczytam II rozdział.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hexet




Dołączył: 26 Cze 2007
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pustaci-pół Nietzsche' go

PostWysłany: Śro 21:37, 05 Wrz 2007    Temat postu:

Nie przeczytałem tego. Nie byłem w stanie. Wystarczyły mi próbki.
Strasznie amerykańskie kiczowate Fantasy, jakiego pełno na półkach sklepowych.
Wymienianie błędów nie ma sensu, bo to jest robota na kilka dni.
Przykro mi ale to ze strony technicznej jest strasznie słabe, a jeśli chodzi o treść... To jest ona zupełnie nieprzemyślana.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jim




Dołączył: 19 Lip 2007
Posty: 90
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nie ma

PostWysłany: Pią 16:42, 07 Wrz 2007    Temat postu:

Stylizacja języka rządzi "...bo to jego jego kumpel czy coś"Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Russel




Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sanktuarium

PostWysłany: Pią 20:16, 07 Wrz 2007    Temat postu:

Na początek słowo wstępu. Przeczytajcie całość a potem oceniajcie. Jestem pewien, że w dalszej części opo was wciągnie. Po drógie fakt, ze występuje świat Gothica nie ma chyba nic do rzeczy...

Cytat:
Po co oddawali mu klucz?

Choćby po to, żeby w razie wszczęcia poszukiwań nie znaleźli się na pierwszym miejscu na liście podejrzanych. Skoro klucz miał strażnik to znaczy, że to on będzie miał kłopoty.

Cytat:
I z tym kretoszczurem to już przesada:D

Niby czemu? Więcej wyobraźni chłopie. Na razie wydajesz mi się ograniczony...

Cytat:
Podsumowując pierwszy rozdział, narrator włada językiem potycznym typu "zakosił"

Za dużo Tolkiena.


Cytat:
całość kiczowata i w niektórych miejscach śmieszna wręcz,

Primo. Nie przeczytałeś całości... Secundo. W którym momęcie niby cię śmieszy?

Cytat:
pomysł nijaki,

Lol. Skąd wiesz skoro NIE PRZECZYTAŁEŚ? W pierwszym rozdziale nic nie ma, można go potraktować wręcz jako prolog.

Cytat:
gdy zaczynałeś myslałem że to współczesność, przychodzi mężczyzna w kurtce...

Tak... kurtki to wymysł dwudziestego wieku...



Cytat:
a jeśli chodzi o treść... To jest ona zupełnie nieprzemyślana.

Cytat:
Nie przeczytałem tego.

ROTFL! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hexet




Dołączył: 26 Cze 2007
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pustaci-pół Nietzsche' go

PostWysłany: Pią 20:49, 07 Wrz 2007    Temat postu:

Kurcze, chłopie! Czy jest jedna chociaż osoba, która przezcytała to od początku do końca? Czy ktoś był w stanie? To jest nieczytelne ze względu na kuriozalne zwroty(np. "Rozciąć komuś uśmiech z twarzy"), szlag czytalnika może trafić.

Jeśli chodzi o treść to brzmi jakbyś nie miał planu na napisanie tego opowiadania. Czy to jest utwór strumienia świadomości? Bo taki brak przemyślenia takie sprawia wrażenie.


Mam pytanie: Czy Ty grasz może w jakieś RPGi?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
memento
Administrator



Dołączył: 28 Wrz 2006
Posty: 2086
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ja mam wiedzieć

PostWysłany: Pią 20:51, 07 Wrz 2007    Temat postu:

Very Happy w sumie mógłbym odpowiedzieć, ale twoja wypowiedź jest genialna po prostu:D Zostawie ją dla przyszłych pokoleń pisarzy:D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Russel




Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sanktuarium

PostWysłany: Pią 21:38, 07 Wrz 2007    Temat postu:

Cytat:
Kurcze, chłopie! Czy jest jedna chociaż osoba, która przezcytała to od początku do końca?

Nawet jeśli nie ma to Cię, w żaden sposób nie usprawiedliwia od tego, że zabierasz głos w dyskusji na temat czegoś czego do końca nie znasz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
memento
Administrator



Dołączył: 28 Wrz 2006
Posty: 2086
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ja mam wiedzieć

PostWysłany: Pią 22:00, 07 Wrz 2007    Temat postu:

Czyli te 4 rozdziały to całość tak?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yan
Moderator



Dołączył: 29 Wrz 2006
Posty: 665
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olkusz/Kraków/8 krąg

PostWysłany: Pią 22:16, 07 Wrz 2007    Temat postu:

1. Co do kretoszczura - z tego raczej wynika ograniczenie autora, który nie potrafił sam wymyślić czegoś nowego....

2. Jeśli piszesz opowiadanie fantasy, to raczej nie wypada zeby w nim uzywac jezyka potocznego, bo gdzie tu klimat, jak co krok bedzie np. "Yo ziomy !" ?

3. Kurtki w średniowieczu nie występowały, pojawiły sie duuuzo pozniej, w sredniowieczu noszono tuniki, dublety, cotehardie, jupule itd. itp. Nie kurtki.

4.Na koniec - co złego ze świat Gothica ? Ano to, że jesli chcesz sie pokazac z opowiadaniem z dobrej strony, to powinienes wykazac sie wyobraznia i stworzyc własny świat.

Tyle.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hexet




Dołączył: 26 Cze 2007
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pustaci-pół Nietzsche' go

PostWysłany: Pią 22:17, 07 Wrz 2007    Temat postu:

Przepraszam za ignorancję, ale nie dałem rady mój umysł nie był w stanie pojąć treści tego wybitnego dzieła.

[quote="Russel"]Ja żem Klemens ale ni mom wos czym poczęstować[/quote]
Ja jestem Konrad, ale mam herbatęVery Happy

[quote]Chwilowa cisze przerwał bolesny krzyk kogoś kto właśnie został przebity na wylot strzałom[/quote]
Ja tam bym go przebił "pałkom", albo uderzył "renkom"

[quote]- Dokładnie. - stwierdził Ben. - W dzieciństwie każdy chyba słyszał tą historię o ludziach, którzy przybyli na kontynent z wysp południowych grabiąc i zabijając orkowe wioski.[/quote]

Biedne orkowe wioski:D

Aż mi się uśmiech "rozciął z twarzy"Very Happy

Wiesz co znaczy skrót RPG?
Rozpaczliwe Puste Gadanie (musiałem zrobić to drugi raz).
Widzę, że grasz w RPGi, (a może nawet mistrzujesz!). Sesja to nie opowiadanie, a scenariusz do niej nie może być kręgosłupem dzieła literackiego.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hexet dnia Pon 21:58, 10 Wrz 2007, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jim




Dołączył: 19 Lip 2007
Posty: 90
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nie ma

PostWysłany: Sob 11:56, 08 Wrz 2007    Temat postu:

Powstrzymuję się od głębszej oceny tylko dlatego, że niestety też nie byłem w stanie przeczytać więcej niż kilku akapitów. A nie zrobiłem tego z prostej przyczyny, nie zamierzam czytać czegoś co nie tylko mi się nie podoba, ale już w pierwszych słowach totalnie żenuje. Kutnie typu "wy się nie znacie bo nie przeczytaliście do końca" uznaje za próbę rozpaczliwej obrony swoich wątłych racji. Człowieku ja bym sie wstydziłw taki sposób komentować krytykę.

Very Happy Strumień świadomości....Joyce i Faulkner mają czego pozazdrościć...Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Russel




Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sanktuarium

PostWysłany: Sob 13:04, 08 Wrz 2007    Temat postu:

Cytat:
Ano to, że jesli chcesz sie pokazac z opowiadaniem z dobrej strony, to powinienes wykazac sie wyobraznia i stworzyc własny świat.

Uważam inaczej. Wiem, że nigdy na pisaniu nie zarobię i pisze o tym co mi się podoba. Wybrałem ten świat, bo miałem taki kaprys. To tylko i wyłącznie moje hobby. Rozumiem, że może się Wam nie podobać, przecież nikogo nie zmuszę do zmiany odczuć. Możecie mówić, że z takim pisaniem nigdzie nie zajdę etc. ale ja wcale nie mam zamiaru nigdzie zachodzić, bo to tylko moje zainteresowania. I nie zawsze opowiadania fantasy są pełne elfów, wojen itp. Poczytajcie Sapkowskiego to zrozumiecie.

Może jestem nieobiektywny ale ja jestem zadowolony z tego opowiadania i myślę, że jest ciekawe, a że Wam się nie chce czytać to już Wasz problem.

Janie, mógłbyś pisać polskie litery przynajmniej z szacunku do czytających, bo ciężko się czasem doczytać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
memento
Administrator



Dołączył: 28 Wrz 2006
Posty: 2086
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ja mam wiedzieć

PostWysłany: Sob 13:13, 08 Wrz 2007    Temat postu:

Nikt tu nie mówi, że z takim pisaniem nigdzie nie zjadziesz, to jest po prostu kiepskie.
Co to "Sapkowskiego"? lol

No to czytaj sobie swoje opowiadania, forum jest stworzone po to by sie doskonalić rozwijać i przyjmować krytykę, zauważ że nie zacząłem bluzgać na ciebie tylko wypisałem błędy.

A ty popracuj nad ortografią "po drÓgie"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hexet




Dołączył: 26 Cze 2007
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pustaci-pół Nietzsche' go

PostWysłany: Sob 13:36, 08 Wrz 2007    Temat postu:

Widzę zmianę taktyki:D

Przeczytałem wszystki książki A. Sapkowskiego i nie rozumiem do czego pijesz. Saga o Wiedźminie jest pełna elfów i wojen (można by zaryzykować stwierdzenie, że są to książki tylko o tym;).

Możesz pisać różne rzeczy o swojej twórczości ale, z całym szacunkiem, Sapkowskim to Ty nie jesteś.
Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Archiwum / Epika Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1