Autor Wiadomość
memento
PostWysłany: Pon 16:15, 08 Paź 2007    Temat postu:

Zgadzam się z Osą, zamiast śmiesznie zabawnie i klimat zostaje.
Nie musisz pisać, że to było przyjemne, nie wyciągaj wniosków za czytelnika, opisz po prostu całość.

"ale byłam bystrym obserwatorem" ale tym razem okazałam się bystrym obserwatorem.

Całość przyjemna;)
Sorinn
PostWysłany: Nie 19:24, 07 Paź 2007    Temat postu:

Nie, nikt. Ja sama to piszę, ewentualnie już po wklejeniu komuś je czytam, ale nikt mi nic nie sprawdza. Piszę sama dla siebie, zdanie innych jest ważne, ale jeśli ktoś ma mi pomóc, to już lepiej po tym, jak opublikuję tam, gdzie mam opublikować. A o co chodzi? ^^
OSA
PostWysłany: Nie 18:21, 07 Paź 2007    Temat postu:

Jeśli nie krytykuję to znaczy że myślę myślę o tym pozytywnie. ;P
Aczkolwiek opisówka taka, bez refleksji jakichś zabardzo.

Do "Ruszyłam powoli w kierunku liścia."podoba mi się najbardziej, pomimo paru zbędnych zdań według mnie.

Mam jedno pytanie: sprawdza Ci ktoś te Twoje prace?
Bo tak się zastanawiam...
Sorinn
PostWysłany: Nie 14:27, 07 Paź 2007    Temat postu:

A poza błędami co o tym myślisz? Bo tego się nie dowiedziałam Wink A głównie zależy mi na ocenie całości. Błędy poprawię już niedługo, teraz wpadłam tylko na chwilę, zaraz idę do babci Smile.
OSA
PostWysłany: Nie 13:19, 07 Paź 2007    Temat postu:

Całość wyglądała nawet trochę śmiesznie.
To było bardzo przyjemne.
Cudowne.- to i dwa wyżej, wg. mnie psują klimat.
Jedni z nich byli ubrani w grube kurtki, jakby przed chwilą spadł śnieg. Inni znowu chodzili w sztruksowych, czarnych kurteczkach.- grube kurtki zamieniłabym na grube płaszcze, albo sztruksowe kurtki na sztruksowe marynarki, żakiety. Przeszkadza trochę w czytaniu.
Ukucnęłam- Przykucnęłam
mój cudowny skarb- Przepraszam Very Happy odrazu kojarzy mi się z Władcą Pierścieni Very Happy
nie miałam głowy do wybrania najładniejszych z nich- lepiej by brzmiało: do wybierania
rozglądnęłam- rozejrzałam.
Sorinn
PostWysłany: Nie 12:35, 07 Paź 2007    Temat postu: Liście pachnące jesienią...

Natchnął mnie dzisiejszy spacer po powrocie z kościoła, kiedy to zebrałam liście (właśnie leżą przed komputerem ;P). Postanowiłam za wszelką cenę napisać jesienne opowiadanie. Tak więc w przeciągu 2 i pół godziny napisałam takie krótkie, mini mini opowiadanko. Krytykujcie!

Liście pachnące jesienią…

Liść wirował w powietrzu długo, namiętnie zataczając koła i piruety. Z góry wyglądał niczym złoty promień słońca, opadający na ziemię. W jego tańcu było coś, co nadawało mu większego uroku – możliwe, że była to różnica między ludzkim tańcem, a tańcem owego listka. Ruchy tej istoty były łagodne, delikatne, ale mimo to wyglądał, jakby tańczył z powiewem wiatru. Całość wyglądała nawet trochę śmiesznie.
Nim opadł na ziemię, wirował jeszcze chwilę, jakby żałował, że to już jest koniec jego wspaniałego życia. W końcu dał za wygraną i opadł bezwładnie na wilgotną ziemię.
Dzisiaj skorzystałam ze słonecznej pogody, mając nadzieję, że padający przez kilka dni deszcz w końcu ustanie na dobre. Powietrze było jeszcze tak samo wilgotne, jak moje otoczenie, ale czuć w nim było zapach suszonych, starych liści. Uwielbiałam ten zapach. Uwielbiałam jesień. W jej królewskich kolorach dostrzegałam niesamowite, ukryte głęboko piękno. Lubiłam także deszcze, kiedy można było wyjść, zamknąć oczy i zwrócić głowę ku niebu. To było bardzo przyjemne. Nawet, kiedy siedziało się w domu, atmosfera była inna, niż w słoneczne dni – wszyscy tłoczyli się koło kominka, w którym płonął ogień, panował gwar i hałas, jak w święta bożonarodzeniowe.
Ruszyłam powoli w kierunku liścia. Pociągał mnie głównie jego niespotykany kształt i zestawienie barw. Wydawał mi się na początku liściem klonu, ale byłam bystrym obserwatorem – jego końce wcale nie były idealnie zaostrzone, ba, nawet trochę koliste. Wyglądał, jakby był trochę oberwany z lewej strony, a na dole minimalnie postrzępiony. Ciekawe, z jakiego drzewa spadł?
Ukucnęłam i zaczęłam przyglądać się jego barwom. Znowu trzeba było mu się głębiej przypatrzyć. Zdecydowałam w końcu, iż mimo swojej głęboko brązowej barwy na środku i przy ogonku, nie pozbawiony jest odcieni czerwieni. Na końcówkach królowało złoto, piękne i wyraziste, a zieleń zniknęła zupełnie. Ogonek miał czerwony, na końcu był trochę obdarty. Niesamowity liść.
Powoli wyciągnęłam do niego dłoń, ale zatrzymałam ją w połowie. Liść wydawał się równie delikatny, jak jego taniec. Częściowo wysechł już przez parę słonecznych godzin. Zdecydowałam się, że jednak wezmę go w swoją dłoń. Złapałam liść delikatnie za ogonek. Od razu poczułam od niego delikatny, jesienny zapach, a gdy zbliżyłam liść do siebie, woń owładnęła moim ciałem.
Czułam wszystkie zapachy jesieni, jesienne perfumy, zapach przesiąknięty wilgocią i lekko „muśnięty” słońcem. Czułam zapach drzewa, z którego spadł. Zakochałam się i w tym liściu, i w zapachu. Cudowne.
Powoli wracałam z obłoków na ziemię. W parku przechadzało się wielu ludzi. Jedni z nich byli ubrani w grube kurtki, jakby przed chwilą spadł śnieg. Inni znowu chodzili w sztruksowych, czarnych kurteczkach. Niektórzy chyba właśnie wrócili z niedzielnej mszy, z znajdującego się nieopodal kościoła. Wszyscy cieszyli się pogodnym dniem.
Zboczyłam z alejki i weszłam na pokrytą rosą trawę. Gdyby było lato zapewne ściągnęłabym buty i skarpetki, ale teraz stąpałam delikatnie po mchu, patrząc pod nogi. Kiedy widok i rozmowy ludzi zostały za drzewami, podeszłam do najbliższego potężnego pnia i objęłam go rękoma. Zamknąwszy oczy, wyobraziłam sobie, ile to drzewo już widziało. Wsłuchiwałam się w głos jego drewnianego serca, którego pewnie zwykli ludzie nigdy nie usłyszeli. Oto był mój jedyny prawdziwy przyjaciel – drzewo. Owładnęło mną niesamowite szczęście.
Po kilku minutach rozluźniłam uścisk i rozglądnęłam się ciekawie – drzewo zrzuciło już z siebie prawie wszystkie liście. Musiały być równie piękne, jak mój cudowny skarb. Część z nich zapewne wywiał wiatr, ale pod korzeniami i krzakami, a także przed moim jedynym przyjacielem roztaczał się różnokolorowy dywan. Uśmiechnęłam się. Tak bardzo spodobała mi się ta dziecinna zabawa, że nie mogłam się powstrzymać. Musiałam zacząć zbierać kolejne liście.
Na początku nie miałam głowy do wybrania najładniejszych z nich, ale już po chwili miałam ich pełną garść. Postanowiłam, że mimo deszczu przyjdę tutaj jeszcze jutro. I pojutrze. I nawet w środę. Zawsze będę tutaj przychodzić, by odwiedzić mojego przyjaciela. A na jego widok zawsze będzie mi towarzyszył widok liści, które pachną jednakowo.
Widok liści pachnących jesienią.

Sorinn, październik 2007 roku.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group