Autor Wiadomość
Neora
PostWysłany: Nie 17:25, 07 Maj 2017    Temat postu: Biała Wilczyca - Jak rodzi się przeznaczenie

Kiedy się urodziłam mieszkaliśmy w dolinie miedzy górami. Wiedliśmy tam szczęśliwe życie. Niczego nam nie brakowało, aż do tamtej jednej chwili kiedy pojawili się oni. Na początku byliśmy nieufni. Najpierw był jeden, zbliżył się do nas. Chciał zdobyć nasze zaufanie. A kiedy już mu się udało, pojawiło się ich więcej. Ale wyglądali inaczej niż ten który z nami przebywał oni mieli na sobie niedźwiedzie i wilcze skóry a w rękach trzymali długie metalowe potwory, którymi do nas strzelali. Miałam wtedy zaledwie rok. Nasz przywódca kazał nam uciekać a sam rzucił się na przybyszów. Wraz z innymi samcami bronili nas. Niestety bezskutecznie, potwory zabijały szybko i bardzo boleśnie. Zamordowali prawie wszystkich, a tym którym udało się uciec przy wylocie z doliny trafiali na ich pułapkę. Młode zostały oddzielone od matek i powkładane do klatek. Bałam się, nie wiedziałam co mnie czeka. Moja matka walczyła dzielnie ale w końcu ją tez złapali i wsadzili za metalowe kraty. Na saniach wywieźli nas z doliny. Jechaliśmy długo. Kilka dni. W tym czasie z sań przenoszono nas na kilka razy. Najpierw do dużej maszyny na kółkach która wydawała charczące dźwięki, alby potem wsadzić nas do większego żelastwa które roztaczało nad sobą kłęby dymu niczym dyszący zimą bawół tyle ze te były czarne i wydawały się złowrogie. Wszystko tutaj było nowe, trawa i drzewa zniknęły, zastąpione równymi kamiennymi płytami i drewnianymi domami. Kiedy już myślałam ze koniec naszej podróży, oni ponownie wsadzili nas do tej charczącej maszyny nazywanych przez nich autem ale tym razem zatrzymaliśmy się dużo szybciej, niż poprzednio. Kiedy drzwi się otworzyły zobaczyłam wielkie metalowe budynki, maszyny o ptasich skrzydłach i pełno ludzi, chodzących z potworami zawieszonymi na plecach. Nie miałam pojęcia co to wszystko znaczy, ale już wkrótce miałam się przekonać.
Ludzie zanieśli nas do jednego w wielkich metalowych budynków. Było nas tam więcej, więcej białych wilków. Ten widok mnie przeraził. Niektóre kuliły się w swoich klatkach, inne warczały groźnie chcąc się na nas rzucić ale nie to przeraziło mnie najbardziej, wszystkie mały na sobie oznaki walki blizny na pysku krew na futrach a jeszcze inne leżały niemal martwe. Wszystkie wilki były powkładane do większych klatek, które wyglądały jak kratowe koryto, podzielane kratami i w każdej przedziałce znajdował się jeden wilk było tych koryt chyba z dziesięć, a ciągnęły się aż do końca tego wielkiego hangaru. Człowiek włożył moją klatkę w otwór i odsunął zasuwę. Nie chciałam tam wejść, ale ktoś włożył coś do mojej klatki, co poraziło mnie prądem. Przestraszona wbiegłam wprost do mojego nowego więzienia. Rozejrzałam się wokół. Z obu stron był wilki. Podeszłam do jednego
- przepraszam gdzie my jesteśmy ,i co to – ale ten bez ostrzeżenia rzucił się na kratę z oczami pełnymi szaleństwa złości. Odskoczyłam momentalnie wpadając na drugą kratę, za którą był kolejny wilk.
- z nim już nie pogadasz, całkiem oszalał- powiedział głos za moimi plecami – obróciłam się natychmiast i ujrzałam dorosłego wilka z raną od pazura przechodząca od czoła przez powiekę aż na policzek.
-gdzie my jesteśmy –zapytałam, a w głosie słychać już było powstrzymywane łzy
- musisz być twarda wilczyco tutaj ludzie nie mają dla ciebie litości. Zmuszają nas do walki miedzy sobą, musisz być silna bo w najlepszym wypadku skończysz tak jak on- wskazał szalonego wilka który chodził po klatce w kółko i warczał rzucając nam złowrogie spojrzenia
- a w najgorszym –zapytałam choć nie byłam pewna czy chce usłyszeć tą odpowiedź
- w najgorszym zginiesz rozszarpana przez któregoś z nas - teraz już nie miałam siły się powstrzymywać, padłam na ziemie i zaczęłam płakać. Płakałam resztę dnia i cała noc. Kiedy już moje oczy wyschły od utraty łez i pozostały jedynie smutne nastał ranek. Żołnierze chyba ze dwudziestu z badylami jak się za chwile przekonałam rażącymi prądem odsuwali nimi wilki i wrzucali nam do klatek surowe mięso. Nawet mnie nim porazili mimo iż siadłam na drugim krańcu klatki wyglądali jakby sprawiało im to radość. Powąchałam mięso pachniało inaczej niż to które jedliśmy, spróbowałam nie było najgorsze. Zjadłam wiec.
- Mała jak masz na imię ?
- Gordena – powiedziałam
- ja jestem Arkain przywódca białych wilków ze wschodu. Posłuchaj mnie uważnie kiedy wszyscy zjemy wtedy przyjdą po nas, wybiorą dziesięć wilków w tym część nowych i części wilków które są tutaj już jakiś czas, zaprowadza was do zagrody tam was wypuszczą
- Wypuszczą nas!!! – zaświeciła się we mnie iskierka nadziei.
- poczekaj, wysłuchaj mnie – wypuszcza was, ale nie tak do końca, znajdziecie się na polu otoczonym żelazną kratą oni będą siedzieć na górze. Zmuszą was do walki. Będą was dźgać tymi kijami aż któreś z was nie zacznie atakować. Będziecie musieli walczyć na śmierć i życie, dopóki oni nie zdecydują ze któryś z was wygrał wtedy, jeśli wygrasz na następny dzień dostajesz jedzenie jeśli nie, głodujesz dwa.
- to okropne, ja nie chce walczyć nie potrafię ja nigdy nie walczyłam
- to radze ci się szybko nauczyć, inaczej nie przeżyjesz tutaj długo
Wtedy do hangaru weszli żołnierze i zaczęli wybierać wilki, jednym z nich byłam ja. Wyrywałam się i starałam uciekać ale i tak udało im się zmusić mnie, do wejścia do tej małej klatki. Ostatnie co widziałam, gdy odchodziliśmy to współczujące oczy Arkaina. Siedziałam w klatce skulona byłam przerażona. Szliśmy do sąsiedniego hangaru. Zobaczyłam wielki ring, otoczony kratą, tak jak mówił Arkain w środku walczyły już wilki. Z niezwykła zawziętością rzucały się na siebie, zadając bolesne ciosy, skuliłam się w sobie jeszcze bardziej. Jak ja bardzo marzyłam o tym by być teraz w domu z mamą i watahą. Nadeszła moja pora, rozdzielono wilki i przez wąski tunel wpuszczono mnie. Z drugiej strony wszedł inny biały wilk. Nie znałam go ale z wyglądu sądziłabym ze był moim rówieśnikiem. Zawarczał na mnie groźnie. Cofnęłam się do tyłu, ale drzwiczki którymi weszłam były już zamknięte. Wtedy z jednego z otworu w kracie wysunął się kij odskoczyłam i złapałam go. Pociągnęłam najsilniej jak umiałam i wyrwałam go człowiekowi, ale wtedy ten drugi wilk się na mnie rzucił. Skoczył od boku wiec przeturlaliśmy się oboje, udało mi się go zepchnąć i uniknąć chapnięcia jego pyska. Szybko wstałam i przygotowałam się na kolejny atak.
- przestań jesteśmy wilkami to nie miedzy sobą powinniśmy walczyć- ale on mnie nie słuchał, tylko otrząsnął się i ponownie zaatakował. Wiedziałam ze nie mam szans przemówić mu do rozsądku, był wygłodniały i to miejsce zrobiło mu już pranie mózgu. Odskoczyłam, unikając jego zębów. Podchodził do mnie ostrożnie, nie spuszczając wzroku. Musiałam walczyć. Tym razem to ja zaatakowałam, skakałam na boki. Skoczyłam bardzo na prawo tak, ze jego bok był odsłonięty . Moje zęby zacisnęły się na jego gardle, przewracając go . Nie chciałam zrobić mu krzywdy ale chciałam aby tak to wyglądało.
- no dalej zakończ to – powiedział wilk łapiąc z trudem powietrze –
- nie mam zamiaru cię zabijać – i rozluźniłam szczęki i to był mój błąd. Bo tym razem to on, zanim zdążyłam się zorientować, wgryzł mi się w łapę, zawyłam
- wybacz mała, ale tutaj każdy dba tylko o siebie, tobie tez to radze, bo ja nie będę miał dla ciebie litości – kiedy to mówił w jego oczach zalśniła nuta szaleństwa i satysfakcji z ranienia innych.
- Dobra ale żebyś później tego nie żałował – uśmiechnął się szyderczo
-dajesz mała, pokaż co potrafisz – ustawił się w pozycji do ataku. Walka trwała długo, bo żadne z nas nie chciało się podać. Zadawaliśmy sobie rany ale nie tak głębokie jak naprawdę mogliśmy. W końcu gdy już nie miałam siły i byłam cała w ranach od jego kłów. a on przygwoździł mnie do ziemi i chwycił za moje gardło choć nie tak mocno jak mogłam się tego spodziewać, ludzie w strojach weszli na arenę i dźgając nas kijami zaganiali nas do bocznych wejść. Spojrzałam raz jeszcze w jego stronę uśmiechnął się do mnie smutno i wszedł do tunelu prowadzącego do klatki. Ja również zrobiłam to samo. Przez kolejne dwa dni nie dostałam nic dojedzenia i wtedy ostatniego dnia głodówki, również po raz kolejny, trafiłam na arenę ale tym razem, nie trafiłam już na tak miłego wilka ten był oszalały z wściekłości. Wtedy właśnie po raz pierwszy zabiłam, pokonałam swojego przeciwnika. Czułam ze tym przyniosłam mu ulgę. Kiedy wróciłam do klaki Arkain patrzył na mnie tylko smutno prawdopodobnie już wiedział co się stało skoro tylko ja wróciłam. Dni mijały, a ja już straciłam rachubę ile tam spędziłam. Może miesiąc może dwa albo może i pół roku, wiem tylko ze stałam się silna, moje nogi były pokryte mięśniami a szczeki zaciskały się z siłą jak nigdy dotąd.
Wtedy właśnie cel naszych ataków się zmienił. Ci którzy przetrwali, czyli mniejsza połowa tego co było na początku, teraz zajmowali jedynie dwa z dziesięciu koryt. Mieli teraz inne zadanie. Na ring już nie były wprowadzane dwa wilki, lecz jeden, a jego przeciwnikiem miał być tak bardzo nienawidzony przez nas człowiek. Dla mnie już nie było różnicy, z kim walczę jeśli, tylko dostawałam za to jedzenie. Tak przynajmniej myślałam, dopóki moje zęby nie zatopiły się w jego przedramieniu. Moje usta wypełnił metaliczny zapach krwi, ale oprócz niego poczułam jeszcze coś, coś znajomego. Mięso którym nas karmili smakowało dokładnie tak samo. Głodna po wcześniejszej nieudanej walce, poczułam przypływ adrenaliny i głodu. Człowiek bronił się zawzięcie niewielkim nożykiem ale to nie wystarczyło, aby mnie powstrzymać przed zabójstwem i rozszarpaniem mu gardła. Jadłam szybo nim pojawili się inni ludzie. Odpędzili mnie , ale smak mięsa pozostał w moich ustach. Przez kolejnych kilka dni walki powtarzały się, nawet dwa razy dziennie. W końcu przyszedł czas. Wszystkie wilki zapakowali do klatek i wadzili do dużych wojskowych furgonetek
Jechaliśmy kilka dni. Klatki zostały umieszczone w lesie i ukryte, wraz z wilkami znajdującymi się w środku. Żołnierze również byli ukryci za nami. Z przeciwnej strony było słuchać dudnienie i czyjeś kroki wyczułam zapach innych ludzi. Ślinka zaczęła mi napływać do ust. Kiedy tylko pojawili się na horyzoncie klatki zostały otwarte i wszystkie wilki popędziły przed siebie. Rzuciłam się na pierwszego napotkanego człowieka którego dostrzegłam
Zagryzłam go zanim zorientował się co się dzieje. Wtedy jeden z nich zaczął mierzyć do mnie z metalowego potwora ale Arkain skoczył na niego i również go zagryzł. Walczyliśmy razem, ludzi było mnóstwo. Z przodu i z tyłu padały strzały niektóre nam pomagały inne nie. Walczyliśmy dzień i noc a kiedy już nie było nikogo wilki rozpierzchły się po całym lesie. My również z Arakiem oddaliliśmy się jak najdalej od tamtego miejsca. Przez najbliższe tygodnie razem polowaliśmy i się wspieraliśmy, pewnie gdyby nie on już dawno postradałabym zmysły. Ale nie mogliśmy być razem wiecznie, on chciał wrócić do swojej watahy i odszukać tych, którym udało się uciec, a ja chciałam wrócić w moje rodzinne strony wiec pewnego dnia rozdzieliliśmy się. Każde z nas poszło w własnym kierunku. Kiedy dotarłam do doliny wyglądała ona tak samo jak dawniej. Przechadzałam się wspominając dobre czasy. Coś pod moja łapą chrupało , przeglądnęłam się temu. To były koci, kości moich wilczych braci – wtedy wszystkie wspomnienia wróciły porwanie matka klatki walka. Po moim pysku popłynęły łzy . Do tej pory byłam oddzielona od emocji, ale to miejsce sprawiło ze znów stałam się tą mała wilczycą bezbronna i słaba. Zawyłam donoście aby uczcić ich pamięć. Wtedy właśnie postanowiłam ze zabije każdego człowieka który zbliży się do któregokolwiek z wilków. Ruszyłam doliną i znalazłam stare wejście do jaskini alfy. Na ścianach były wyryte różne rysunki. To była legenda przekazywana wilkom od małego. Mówiła o chłopcu który uwolni wilki od ludzi a także powstrzymał ich przed zabijaniem nas. Wtedy rysunki zaczęły świecić a światło z nich padało wprost na wilczycę. Hieroglify i ryciny zaczęły się odrywać od ściany i zaczęły się przyklejać do futra wilczycy dając jej moc mroku. Została wybrana aby wędrować po świecie i odszukać wybrańca. Tak właśnie zaczęła się moja wędrówka po świecie.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group