Autor Wiadomość
Alojzy.G.Cłopenowski
PostWysłany: Pią 18:35, 19 Paź 2018    Temat postu:

Z jaką Ty gracją wiążesz te słowa to głowa boli. Na jednym wdechu. Przyjemnie i płynnie wchłonięte niczym zielony odkurzacz. Znaczy przez zielony odkurzacz, w sensie, że tekst wchłonąłem jak odkurzacz. Pewnie się mocno nie pomylę jak to życie napisało taki scenariusz. Zwłaszcza po sylwestrze. Wszystko jest wtedy możliwe. Jak mi brakowało Twojego pisania. Głupcem byłem. Miałem na kompie Twoje prace skopiowane, coby pomogły przetrwać. Spłonął komp w zeszłym roku i musiałem wrócić znów poczytać Twoje dzieła.
niespokojna
PostWysłany: Śro 0:43, 08 Sty 2014    Temat postu: Lucek, Lusia i odkurzacz

Natchnęła mnie ciotka, tak miało chyba być.

***
Lucek, Lusia i odkurzacz

Park, moje miasto. Pierwszy dzień stycznia, łeb mnie trochę boli, ale śnieg dalej nie spadł co jest pewnym źródłem mego optymizmu i wątłego uśmiechu na twarzy.
Włosy mam świeżo umyte, a to, że jestem odrobinkę wczorajsza.. to wszystko wina wermuta. Siedzę na urobionej przez gołębie ławce, rozmyślam, rozglądam się po tych wszystkich innych ławkach. Pustych.
Wiatr wieje, słońce świeci, kwiatki nie pachną, ale na pewno by to robiły gdyby to tylko była ich pora na pachnienie. Czekam na Kacpra, poczekam sobie. Jestem zupełnie pewna, że można mnie nazwać niepunktualną osobą, ale jestem kobietą- to mi się wybacza, a z Kacprem to zupełnie inna historia. Przychodzi człowiek w umówione z nim miejsce i pozostaje nadzieja, że chociaż dzień spotkania zapamiętał poprawnie.
Wyciągam szminkę, maluję szybko usta, zerkam na nią i trach! Znowu, znowu to samo! Jakbym tej szminki nie używała, czy prosto, czy z boku czy na ukos zawsze nabiera tego idealnie penisoidalnego kształtu. Święty fallusie, czy to kosmos do mnie przemawia?
Mija kolejne pięć minut, nie dzieje się nic ciekawego, w momencie w, którym zaczęłam programować się na około dwudziestominutowe oczekiwanie na coraz chłodniejszej ławce ujrzałam coś co w najwyższym stopniu przykuło moją uwagę.
I wyglądało to tak: ja, park, ławki urobione przez gołębie, pierwszy dzień stycznia, śniegu nie widać i ten koleś. Facet jak facet, na pewno starszy ode mnie. Szedł raźno główną ścieżką parku, a za nim na leniwym sznurku podążał odkurzacz.
Stary, opływowy niczym rakieta model. Ostatni raz popularny w czasach gdy posiadanie pralki HANI było prestiżem i ogólnie podnosiło poziom popularności wśród sąsiadek. Kolor nawet niebrzydki bo zielony, znaków szczególnych brak.
Jasne, wszystko w jak najlepszym porządku. Siedzę i wybałuszam te moje ogromne oczy, na tego Pana z zieloną rakietą. On idzie, ja siedzę, on się uśmiecha, ja za minutę szczękę będę zbierała z chodnika, on patrzy na mnie i obiera mój kierunek, ja krztuszę się własną śliną.
„To przez te wszystkie szminki, już będę grzeczna litości” zdążyłam pomyśleć zanim podszedł i zaczął, jak się tego obawiałam, mówić.
Że on jest Lucek, a jego żonka to Lusia, że mieszkają sobie szczęśliwie razem i, ż piękna dziś jest pogoda. A ja siedzę jak ta ostatnia.. i bezczelnie wpatruję się w ten odkurzacz. Z bliska wiele stracił uroku, no ale swoje lata miał co się dziwić.
- Pani Aniu czy ja mogę być Pani kolegą?- zapytał Lucek, przerywając mój niezbyt składny tok myśli.
- Nie wiem czy Pan może. A ten odkurzacz to..?
- Ah no tak, ja do domu wracam z sylwestra, Pani rozumie, posprzątać po imprezie.
- Tak z odkurzaczem, przez park?
- No tak, bo my tam z Lusią mieszkamy i z naszym odkurzaczem, ładny taki zielony jest czy nie?
- Oczywiście, z bliska zyskuje wiele uroku, który w oczy nie rzuca się z daleka- skłamałam, oczywiście gładko.
I tak sobie siedzimy na tej ławce. Pierwszy stycznia, słoneczny park, kwiatki, które powinny pachnieć, ale ich nie ma. Ja, Lucek, opowieść o jego Lusi i ich kochany odkurzacz.
Przybiega Kacper, zdyszany, ale zadowolony z siebie woła:
- Widzisz Anka, tylko gdzieś Cię samą zostawić na pięć minut już Cię ktoś wyrywa!
- Prawidłowo niech wyrywa!- odkrzykuję, no przybyła odsiecz.
Powoli podnoszę się z ławki, rzucam przelotne spojrzenie Luckowi, poprawiam płaszczyk i słyszę:
- Pani Aniu z Pani to równa babka jest- po słowach nastąpił pożegnalny ukłon po czym Lucek zaczął się oddalać.
Przywitałam się z Kacprem, ubrudziłam mu policzek szminką co przez chwilę znów kazało pomyśleć mi o kształcie każdej mojej szminki, po czym rzuciłam ostatnie tęskne spojrzenie za tą cudowną zieloną rakietą, prowadzoną przez Lucka na sznurku i oddaliłam się w miasto wraz ze spóźnialskim Kacprem.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group