Autor Wiadomość
g'Vowas
PostWysłany: Pon 11:39, 14 Paź 2013    Temat postu: Opowiadanie baśniowe

Smok w dolinie Lekkogłowych

Dawno, dawno temu, pośród bezkresnych, gęstych lasów, będących od tysiącleci ojczyzną i domem setek tysięcy najrozmaitszych istot, wznosiły się niewysokie góry, zwane Ciepłymi Wzgórzami ze względu na wulkany, których lawa znajdująca się pod ziemią grzała obficie, zmieniając klimat na powierzchni. Okolica, choć górzysta, jak najbardziej nadawała się do zamieszkania. Toteż za dom obrały ją sobie wszelkie słabsze i spokojniejsze plemiona ras zamieszkujących tamte tereny- od mnóstwa najróżniejszych słabszych odmian trolli, poprzez bardziej ustatkowane rody krasnoludów i leśnych skrzatów, aż po gnomy, choć o nich raczej nie można powiedzieć, że są słabi. Plemiona gnomów z Ciepłych Wzgórz, o charakterystycznych nazwach, jak: Szybkonodzy, Wielkoocy czy Krótkoręcy zajmowały bowiem całkiem spory teren. Jednemu z tych plemion, mianowicie Lekkogłowym przydarzyła się niegdyś nieprzyjemna historia, którą potem wspominali przez wiele lat.
Mówią, że w Ciepłych Wzgórzach jest tyle strumieni ile drzew- niezależnie jednak od ich ilości, wszystkie posiadają jedną wspólną cechę- spływają od strony szczytów i płyną do lasów otaczających góry. Jeden tylko był inny- nadpływał z zachodu, z innych jeszcze gór, a potem biegł gdzieś na wschód, zahaczając tylko o jedną małą kotlinkę. Właśnie w tej kotlince żyło plemię Lekkogłowych. Czerpali oni z dostępu do strumienia ogromne korzyści, zamieszkiwały go bowiem setki wielkich ryb, które sprytne gnomy łowiły i sprzedawały plemionom z sąsiedztwa. Ale niejeden mądry druid, który odwiedził tamtą okolicę, uważał że ów strumień przyniesie kiedyś Lekkogłowym wielkie kłopoty. I tak się w końcu stało. Któregoś dnia rybacy dostrzegli nadpływających ku nim wielką, szarą bestię.
- Smok! Smok!- rozległy się okrzyki gnomów rozbiegających się w popłochu. Potwór wyskoczył na brzeg i pomknął przed siebie. Kto mógł, umykał mu z drogi, jednak smok swoim ciężarem narobił sporo bałaganu w wiosce, roztrącając wielkim cielskiem drewniane chatki i łamiąc, na co nadepnął. Nieliczni zobaczyli jeszcze, że pobiegł w stronę okolicznego wulkanu, zwanego Wielkim Dziadkiem, i zadomowił się na szczycie.
Na całe plemię padł strach i trwoga. To nie przyjemność mieszkać pod okiem smoka, który w każdej chwili może napaść na wioskę i nie pozostawić po niej śladu. Jednak Lekkogłowi nie podjęli się wcale produkcji broni i prób obeznania z nią; wpadli na znacznie lepszy pomysł: sporządzili całą stertę ulotek z prośbą o pomoc i rozesłali innym mieszkańcom gór, nie zapominając też opatrzyć nimi większości drzew w pobliżu. Po prostu podróżni nie mieli najmniejszych szans na ominięcie kilku z nich. Niestety- przeróżni łowcy smoków raczej nie zapuszczali się w te obszary, i nie bez powodu: na ziemiach, na których skrzaty nie potrafiły nawet walczyć kijem, a krasnale nie dałyby sobie rady z większym psem smoki po prostu nie żyły. Tak więc mijały tygodnie a żaden ochotnik nie zgłaszał się do walki z bestią. Mimo wszystko jednak Lekkogłowym dopisało szczęście w nieszczęściu.
Któregoś dnia w okolicy pojawił się człowiek z dalekiego zachodu, jeszcze spoza lasów, łowca smoków i poszukiwacz przygód zwany wśród swoich Leumukiem Szeroką Gębą, jako że wolał raczej opowiadać o swoich wyczynach, niż podejmować się kolejnych. Wcale nie miał w swoim kraju dobrej opinii, mówiono że jest raczej poszukiwaczem guzów niż przygód, chwalipiętą i tchórzem, a ponadto drobnym oszustem i kanciarzem, nie wspominając już o jego pociągu do gry w karty. Jeśli udało mu się cokolwiek zdobyć, nie cieszył się tym długo- grał tak długo, aż stracił wszystko. Już dawno przegrał cały swój majątek i został nędzarzem, włóczęgą, który utrzymuje się raczej z opowiadania o swoich przygodach, niż z ich realizowania. Prawdę mówiąc, bardzo też wątpliwe, czy porwał się kiedyś nawet na niedźwiedzia w pojedynkę i to nie tylko przez tchórzostwo- wolał raczej na wszelkie sposoby bogacić się tak, by samemu nie kiwnąć palcem. Gdziekolwiek się tylko pojawił, po jakimś czasie zostawał wypędzony przez wrzeszczący tłum. W końcu orzekł, że wyrusza na wschód, aby zdobyć bogactwo. Jakimś cudem przeszedł góry i zawędrował do lasów. Obawiał się, ze na północnych ziemiach może rzeczywiście natknąć się na smoka, toteż skierował kroki ku południu i niebawem znalazł się w Ciepłych Wzgórzach. Po krótkim czasie natknął się na drzewo z ulotką tej treści:

Uwaga, uwaga! W obrębie terenu plemienia Lekkogłowych pojawił się smok. Rada plemienna prosi o pomoc. Osoba, która zgładzi lub przepędzi bestię, zyska sobie niewysłowioną życzliwość plemienia oraz możliwie największą nagrodę w złocie!

Leumuk zamyślił się. „Nie wiem, co mi przyjdzie mi po tej całej życzliwości plemienia, jednak nagroda w złocie… warto byłoby spróbować. Kiedyś udało mi się pokonać jakiegoś smoka, który wlazł mi w drogę. Wprawdzie z drobną pomocą elfickiej armii, ale zawsze!”
Pełen entuzjazmu i dobrych myśli skierował się ku dolinie Lekkogłowych. Tam przyjęto go z nie mniejszą radością. Wódz i jego świta wyznaczyli mu najlepszą chatkę w wiosce, nie zapomnieli też o wyszukanym pożywieniu, co szczególnie uradowało Leumuka. Niestety, nie dano mu długo posiedzieć na miejscu. Już po tygodniu gnomy zaczęły przypominać mu o zadaniu jakiego zdecydował się podjąć, a po dwóch kazano mu ruszać. Leumuk nie przejął się zbytnio- spakował tyle jedzenia, ile zmieścił, po czym ruszył w kierunku Wielkiego Dziadka. Kilka minut później zostawił za sobą budynki i znalazł się u stóp wulkanu. Spojrzał w górę i zmartwił się.
- Niedobrze, niedobrze! Stroma ściana, bez sprzętu do wspinaczki nie zdołam dostać się na szczyt. Nie wziąłem go ze sobą, bo nie starczyło mi nań miejsca w torbie z jedzeniem.
Rozmyślał długo( trochę się przy tym przespał) aż postanowił rozbić obóz do postoju. Zanim rozłożył namiot, słońce zaczęło się chylić ku zachodowi. Nie dał sobie jednak zepsuć humoru i postanowił, że z rana, po odpoczynku umysłu z pewnością wpadnie na jakiś doskonały pomysł. Nic nie zakłóciło jego nocnego spoczynku, ale w końcu nadszedł świt, a jemu nadal nic nie przychodziło do głowy. I to go jednak nie zasmuciło- po sporej kolacji i śniadaniu zwolniło się miejsce i Leumuk zdecydował się wrócić do wioski po sprzęt do wspinania. Gdy go tylko Lekkogłowi zobaczyli, wpadli w niesamowitą radość. Od razu wyprawiono wielkie święto i Leumuk, jako bohater zasiadł na honorowym miejscu. Znów zaczęły się długie uczty, aż w końcu wódz wioski usiadł koło niego i spytał:
- Jakżeś tego dokonał? Doprawdy, nie było cię tylko jeden wieczór!
- Czego dokonał?- spytał Leumuk nie przestając jeść.
- Pytam, jak żeś zgładził tego smoka.
- Aa, smoka! Nie, nie, nie! Ja jeszcze nie byłem na górze! Wróciłem tylko po sprzęt do wspinaczki, bo nie mogłem wejść na szczyt po stromym zboczu.
To, że wódz i reszta ludu nie byli zadowoleni, to mało powiedziane. Natychmiast wyrzucili Leumuka z wioski, mówiąc jeszcze, że po drugiej stronie wulkanu jest łagodnie pochyła ściana, po której będzie mógł wejść. Leumuk jeszcze bardziej się ucieszył: zamiast sprzętu wziął jeszcze jedzenia i wznowił podróż. Wrócił pod górę i ruszył wąską ścieżką, która biegła wzdłuż ściany wulkanu.
Nie spieszył się w ogóle, ale w końcu dotarł do miejsca, w którym droga pod górę nie była tak stroma. Problem tylko w tym, że całe zbocze porosło ciernistymi krzakami.
- Czas wsławić się bohaterstwem i siłą- zakrzyknął wędrowiec, po czym dobył miecza i zaczął nim torować sobie drogę na szczyt. Ale minęła niemal godzina, a on przedarł się tylko przez kilka metrów ścieżki i w końcu zmęczył się. Poza tym, poranił nogi o kolce.
- Jasne, że każdy bohater tego świata, zanim dowiódł swych cnót jakimś chwalebnym czynem, musiał przezwyciężyć wiele trudności- rzekł do siebie Leumuk- Ale widzę, że prędzej smok umrze ze starości, niż ja przedrę się na górę. W końcu nie w mięśniach siła, ale w umyśle! Może jakiś skrzydlaty mieszkaniec okolicy pomoże mi w potrzebie.
Wielkie ptaki, które zamieszkują te obszary, potrafiłyby udźwignąć nawet krowę. Większość z nich potrafi mówić, toteż gdy Leumuk dostrzegł jednego z nich na niebie, zaczął krzyczeć i wołać o pomoc. Ptaki raczej nie interesują się losami ludzi i innych istot, które mieszkają na ziemi, lecz Leumuk tak żałośnie zawodził, że ptak zatrzymał się i sfrunął na ziemię. Nie zdążył się jednak do niej zbliżyć, kiedy sprytny człowiek zarzucił mu linę na nogę. Przerażone ptaszysko zerwało się do lotu, myśląc że to pułapka myśliwych. Ale ten wcale nie był, jak inni, przywiązany do ziemi. Toteż sam, przywiązany do liny, poleciał za ptakiem w górę.
- Co robisz?- zaskrzeczał ptak niewyraźnie ptasią mową. Próbował przegryźć linę, ale nie mógł dosięgnąć dziobem nóg.
- Nie obawiaj się!- odparł Leumuk- Wysadź mnie na tej półce skalnej nad nami, a zdejmę linę z twojej nogi!
Ptak spełnił jego żądanie, ale kiedy Leumuk uwolnił go, musiał uciekać. Wbiegł do jakiejś groty i ptak zrezygnował z pogoni, być może w obawie przed jej mieszkańcami. Bo choć Ciepłe Wzgórza uważane są za wyjątkowo bezpieczne, także i tu znalazły sobie miejsce gobliny. Choć nie atakują tu nikogo i żyją w odosobnieniu, raczej należy na nie uważać i nie przeszkadzać im, wchodząc do zajętych przez nie jaskiń, w których się gnieżdżą. Leumuk po jakimś czasie dostrzegł światło w tunelu.
- Może to tu mieszka nasz smok?- zastanawiał się- Chyba jednak pójdę dalej i sprawdzę.
Pod osłoną mroku zaczął po cichu zbliżać się do zakrętu w jaskiniowym korytarzu, za którym świeciły płomienie. W końcu padł na ziemię i podczołgał się pod jakiś wielki kamień. Dostrzegł sporą jamę i wielkie ognisko wokół którego siedziały ponure gobliny, rozmawiając o czymś cicho w swoim dziwnym języku. Leumuk nie zrozumiał ani słowa, za to dostrzegł pod odległą ścianą wiszące łóżka, jakieś tobołki i jedzenie. Natomiast całkiem niedaleko od niego, po drugiej stronie tunelu znajdowała się niezbyt głęboka wnęka, z której gobliny zrobiły zbrojownię- dostrzegł tam mnóstwo mieczy, toporów i innego oręża, oraz coś, co przykuło jego uwagę: wielki, złoty naszyjnik, który odbijał blask ogniska i świecił mu prosto w oczy.
- A niech mnie!- pomyślał Leumuk- Słyszałem już o bogactwach gromadzonych przez gobliny, podobno posiadają większość błyskotek tego świata. A ten naszyjnik bez wątpienia byłby sporo wart, tym bardziej że wydarty goblinom, co jest nie lada wyczynem.
Leumuk po raz ostatni rzucił okiem na gromadę goblinów. Nie dałby rady nawet jednemu z nich, jednak pokusa zdobycia naszyjnika przezwyciężyła strach. Wycofał się za zakręt, przeszedł na drugą stronę jaskini i zaczął powoli brnąć w kierunku zbrojowni. Wiedział, że znajduje się ona niemal w pełnym świetle i obawiał się, że dostrzegą go gobliny po drugiej stronie ogniska, te skierowane twarzą ku niemu. Na szczęście, wszyscy mieli spuszczone głowy, toteż istniała pewna szansa, że dokona kradzieży niespostrzeżony.
Wszystko na nic. Bo kiedy wreszcie chwycił naszyjnik i ściągnął go ze ściany, szturchnął jakiś topór i całe żelastwo przewróciło się na ziemię, robiąc hałasu na całą okolicę. Gobliny natychmiast podniosły głowy, a widząc naszyjnik w ręku Leumuka, zerwały się do ataku. Ale złodziej nie miał ochoty z nimi walczyć. Puścił się biegiem w kierunku wyjścia z groty. Bał się, że upuści zdobycz w biegu i okaże się, że niepotrzebnie ryzykował, więc założył ją sobie na szyję. Gdy to się tylko stało, gobliny zatrzymały się. Wyglądały na wściekłe, ale nie wiedząc czemu, nie goniły już dalej uciekiniera, który nie zamierzał na nie czekać i wydostał się na zewnątrz. Tam odkrył, że naszyjnik uczynił go niewidzialnym.
- Dobra nasza!- ucieszył się niezmiernie- A to ci zabawka! Słyszałem także, że gobliny posiadają też wiele przedmiotów magicznych! Teraz mogę śmiało ruszać na smoka, choćby był większy od całego tego wulkanu!
Pełen dobrych myśli zaczął wspinać się skalną półką w górę- nie było to łatwe, bo choć w niektórych miejscach droga miała ze dwa metry szerokości, w innych stawała się tak wąska, że musiał dreptać po niej na palcach, trzymając się rękami ściany. Wystarczyłby jeden zły krok, a smok nawet by się nie dowiedział, że ktoś zamierzał go zgładzić. Jednak Leumuk już był obeznany z górami, bo czasem musiał się w nich kryć przed ludźmi, z którymi zadarł. I tak, przy odrobinie szczęścia, w końcu dotarł na sam szczyt. Dostrzegł ogromne wejście do jaskini i nie miał już żadnych wątpliwości, że znalazł siedzibę smoka. Odpoczął chwilę i ruszył naprzód.
Jednak w ciemnościach stracił odwagę. Nie był wcale pewien, czy tak naprawdę widział już kiedykolwiek smoka- a już na pewno nie z bliska. A teraz musi sam się do niego zakraść i jeszcze go zabić! Nie wiedział zupełnie jak tego dokona.
- Wszelcy bohaterowie, którzy szli na taką walkę zazwyczaj zakłuwali potwora strzałami i włóczniami, dobijając go mieczem gdy już padał. Ale sami też byli ubrani w nie gorszy niż smoczy pancerz i posiadali doskonałe uzbrojenie- o ile w ogóle szli sami. Leumuk miał tylko jeden, stary miecz, łuk własnej roboty, którym trudno byłoby ustrzelić nawet kaczkę, oraz kilka strzał. Ostatecznie miał też ze sobą ten magiczny amulet, który czynił go niewidzialnym. Dotąd dopisywało mu szczęście, może tak będzie i tym razem?
Wkrótce zaczęło mu się zdawać, że słyszy jakieś chrapanie. Przykleił się do ściany i zaczął powoli pełznąć w głąb, aż w końcu doszedł do wielkiej jaskini. Na jej środku leżała ogromna, szara bestia, pokryta gęstą sierścią, z wielkimi zębiskami i długim, podwiniętym ogonem. Potwór spał.
- A niech mnie!- pomyślał Leumuk- Dotąd opowiadałem o smokach, że mają czerwone łuski, skrzydła i zioną ogniem! Teraz już wiem, że się myliłem, co jeszcze wzbogaci moje opowieści. Chyba nie będzie trudno zabić tego potworka. Gdybym się dobrze zamachnął, może odrąbałbym mu łeb jednym ciosem. Tym bardziej, że jestem niewidzialny. To byłaby krótka walka i zostałbym bogaty. Trzeba się postarać i załatwić go jak najszybciej.
Pełen przejęcia, dobył miecza. Odliczył dziesięć sekund i w końcu wyskoczył z mroku z wojennym okrzykiem na ustach. Niestety: na którymś metrze poplątały mu się nogi i biedak legł na ziemi jak długi. Naszyjnik przeleciał mu przez głowę i potoczył się daleko.
Smok obudził się natychmiast i równie szybko dostrzegł intruza. Bez żadnego zastanowienia, zerwał się ku niemu... gdy nagle obaj usłyszeli gwizdanie. Potwór momentalnie zrezygnował i jakby wesoło pomknął w kierunku z którego dochodził dźwięk. Leumuk podniósł się ze zdziwieniem i dostrzegł jakiegoś odzianego w biel druida z północy.
- Tu jesteś! Szukałem cię chyba tydzień przez tyle mil! Niedobry pies! Znowu mi uciekłeś!
- Kto mieszka w tej dolinie- spytał druid Leumuka.
- Plemię Lekkogłowych- odparł ten.
- A więc to oni! Tak, tak, zawsze wiedziałem że Lekkogłowi, wcale nie są tacy, za jakich ich uważają! Przywłaszczyć sobie mojego psa! Ale nie ma co, wreszcie go znalazłem. Wracamy do domu.
Leumuk obserwował jak druid odchodził ze swoim monstrualnym psem na dół, po zboczu góry, aż znikli mu z oczu.
- Śmieszna sprawa- pomyślał, drapiąc się po głowie.
Niebawem wrócił do plemienia i oświadczył, że pozbył się smoka. Uznał, że i tak należy mu się nagroda za tą odwagą, którą się wykazał. W końcu uwolnił Lekkogłowych od zmartwienia, a tego właśnie oczekiwali. Odebrał swoją nagrodę i jeśli nie przegrał jej w karty, kto wie, być może żył długo i szczęśliwie.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group