niespokojna |
Wysłany: Śro 21:35, 23 Cze 2010 Temat postu: Paradoks Wariata |
|
Kiepsko wyszedł Bogu, ale możliwe, że Stworzyciel był pijany, to stan o dużej częstotliwości. Myślę, więc, że można mu to wybaczyć.
Trochę zbyt blady, praktycznie przeźroczysty. I miał niekolorowe oczy, oczy bez koloru. Wyobraź to sobie. Włosy niczym Klątwa, i nerwowe tiki. Kiepsko, cholera kiepsko. No dalej, wyobraź to sobie. Wejście w jego głowę równało się z samobójstwem, samobójstwo próbował on często popełnić tylko mu nie wychodziło.
Skoczył z któregoś tam piętra, okazało się, że potrafi latać.
Strzelił sobie w łeb, chodzi teraz z kulą w głowie. Dokuczają mu migreny, z tego tez powodu jest lekomanem.
Żyły przecinał nożem do masła, zdenerwował się bo nie dawało rady, postanowił przegryźć. Niestety, gdy tylko poczuł smak własnej krwi rozcieńczonej z dużą ilością pewnej cieczy z grupą OH zwymiotował. Nie lubił krwi, smaku i zapachu. Więc kiedy charakterystyczna metaliczna woń roztoczyła się po zaparowanej łazience- zemdlał. Koniec końców uratował go jego niewierny przyjaciel- kot zwany Psem podnosząc miauk na cały blok.
- To musi się dać jakoś zrobić, próbowałem wszystkiego. Próbowałem nawet ściągnąć na siebie bożą karę podpalając kilka kościołów, zjadając dużo wieprzowiny i tatuując sobie odwrócony krzyż na lewym pośladku!- krzyczał, rwał z głowy włosy. Garściami, pełnymi garściami. Sytuacja sięgnęła wyżyn dramatyzmu gdy nawet wywołany przez niego Demon stwierdził iż nie ma ochoty go zabijać. Rozpaczał i szukał pocieszenia u Alicji z krainy Oz. Jego wymyślonej towarzyszki, zwyczajnie mieszały mu się w główce bajki.
Na znak propagandy wobec własnego życia zapuścił długą brodę i przestał myć włosy. Unikał patrzenia w lustra bo o dziwo wszystkie pękały na jego widok. Kilka miesięcy później uznał się za Boga wciskając sobie na łeb wianuszek z cierni. I dokładnie po tych kilku miesiącach, kiedy stracił już jakąkolwiek nadzieję, gdy w swych eksperymentach z rzeczywistością przebił nawet takiego jednego świra co się zwał Morrison. Gdy jego oddech podczas snu przestał być spokojny, a na jawie gwałcił swoją wyobrażoną dwunastoletnią Alicję- podsumowując zwariował tak, że bardziej nawet Ty byś nie mógł, oraz wpadł w paranoję charakteryzującą się nazwiskiem Cobaina, przyśnił mu się sen. Wizualizacja najgorszego koszmaru. Naj-gor-sze-go.
Na wszystkie świętości! Śniło mu się, że jest Normalny! Tak! Cholera, Normalny przez wielkie N! Że jest normalny do tego stopnia, iż popełnienie samobójstwa przychodzi mu z łatwością! I tak się tego snu przeraził, że umarł. Tak całkiem zwyczajnie- ze strachu.
Tymczasem w niebie:
Bóg: Ej, Lucek było mu od razu zagrozić normalnością zamiast podsuwać durne dwunastolatki z mokrą cipką, łamać gałęzie, i uczyć latać.
Lucyfer: Mów Bogu co chcesz, jednemu nie zaprzeczysz piekielnie to życie ciekawe miał. A jakby go tak jeszcze raz.. gdyby go tak zmartwychwstać i przelecieć jego pojebany umysł raz jeszcze?
- O KURWA- rzekł główny temat rozmowy. I byłoby to na tyle jeśli chodzi o paradoks wariata. |
|