Autor Wiadomość
Alojzy.G.Cłopenowski
PostWysłany: Pią 12:36, 14 Maj 2010    Temat postu:

Podobało mi się. Trafione "rzucanie" słowami.
"Cieniowana miękkim ołówkiem kreatura, prosto z piekła. Popadała od skrajności w skrajność, lustra pękały"
To zdanie szczególnie przypadło mi do gustu.
niespokojna
PostWysłany: Czw 19:31, 13 Maj 2010    Temat postu: Fascynacja o tym jak stworzono Kobiety

Wybaczcie mi za początkowe wulgaryzmy. Zwykle staram się ich wystrzegać. Przynajmniej w tekstach, lecz myślę, że tym razem były niezbędne do nakreślenia postaci. Autorka.

- Kurwa Twoja jebana mać! Odezwij się, słyszysz? – krzyk niósł się echem wśród betonowych murów. – Widzisz mnie? Kim dla Ciebie jestem, zapałką czy kamieniem?
Co z tego, że moje oczy są przekrwione i przesycone zimnem? – krzyk, przerodził się w głuchy szept, brakowało w nim jakiejkolwiek intonacji głosowej. – Boże! – W szepcie znów zrodził się skowyt. Skowyt uosobionej samotności.
Ten jeden samotny atom, zapałka, kamień, może jakiś mały samotny Bóg, próbował egzystować wśród zgnilizny swojego świata. Paznokcie miał ohydne, nie znał nikogo, nie wierzył w nic. On to była gnijąca pustka. Pustka pusta jak szklanka z wodą, nie najesz się nią, nie nasycisz. Cieniowana miękkim ołówkiem kreatura, prosto z piekła. Popadała od skrajności w skrajność, lustra pękały. Duch w człowieczej postaci, człowieczej, choć nie do końca. Niewprawną ręką pociągniętej, zwierzęcego coś się w niej kryło.
Cząstka życia, skatowana powietrzem, niewymowna, nieimienna. Nakarmiona mrokiem, ciemnością i cieniem tego czym oddychamy.
Cień powietrza, deptał mu po piętach. Diabeł śmiał gdzieś nad głową, Bóg gdzieś w dole pełnym bluźnierstw. Spalony na stosie, zmieszany z błotem Bóg. Ból głowy, wyciskał z oczu ostatnie łzy, tak często było, kiedy wszystko inne zawodziło. Tak zrodził się Artysta.
Kobiety to sto procent spirytusu.- zwykł mawiać. Czysta fascynacja ogniem, igranie z czarną magią. Z wprawnym Artystą. Artysta, ten z poddasza, płynnymi pociągnięciami pędzla wyczarował najpiękniejsze dziwki na ulicy. I co lepsze, najtańsze. Piękne, co prawda, tylko sylwetki, ale w tunelu, światła nie ma. A one swoje szpetne twarze starannie chowają w ciemnościach granatowych. Zawędrowaliśmy do impresjonizmu, tam pojawia się granatowy cień. Ten z poddasza, wyczarował delikatne wprawne dłonie z porcelany. Dłonie, które mogą podarować Ci rozkosz, wywabić z Twych ust kilka słodkich jęków. Może to Bóg, może Szatan?
Wydział zabójstw zamknięty, zostały skórzane kajdanki, kochanie.

Było tam miasto, które miało swoje własne księżyce. Wschody i ich zachody; srebrnego światła, na śniegu. Wieczni Ludzie czekający na słońce, zastygli w chłodzie i parze, zastygli w wyrazie niemego przerażenia; poruszały się tylko oczy, karmili się gwiazdami i ciszą.
- Hej, twoja żona nie żyje.
- Naprawdę? - zero zaskoczenia, żadnych emocji. Stalowa maska, żelazna pięść.
Szept, szalona modlitwa. Różaniec rozerwałeś, koszulę też. Krzyż, toczy się jak szklana, wróżbiarska kula.
Indyjskie oczy, długie wrośnięte w skórę paznokcie. Stworzenie z nożyczkami wbitymi w serce.
Szepczę z trwogą zlepek trzech liter B-Ó-G, spoglądając na nie.
Tam gdzie rozległ się krzyk heretyka i wrzask nowego, gwałconego dzieła Artysty z poddasza, tam prześwietlili mi łeb rentgenowską lampą Pana Doktora.
Teraz umierasz, pamiętaj by nie stłuc mojej ulubionej filiżanki!
Wosk spływa po Twoim ciele.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group