Autor Wiadomość
Roxanna
PostWysłany: Czw 21:29, 03 Kwi 2008    Temat postu: Piekło...czyli mój pierwszy reportaż

Cisza... tutaj już wszyscy zapomnieli co to słowo oznacza, tu nikt nie pamięta błogiego spokoju...
Od szesnastu dni powstańcy i harcerze bronią Warszawy. Wśród zgliszcz dzielnie utrzymują opór, pomimo że Niemcy są bardzo brutalni i systematycznie zacieśniają morderczy pierścień. Nie przebierają w środkach. Nie cichną tu strzały, nie ustają ataki ani bombardowania...
My powstańcy dostaliśmy rozkaz bronić Starego Miasta tak długo, jak tylko się da, nawet jeżeli byśmy mieli zginąć w Jej gruzach.
Sytuacja jest naprawdę bardzo ciężka...ciągłe napięcie, strach nie opuszczający nas ani na chwilę...
Jednak walczymy dalej... z cichą nadziej, że sojusznicy przyjdą niebawem z pomocą.
Podbiegam do Krystyny Niżyńskiej, która ukrywając się w gruzach budynku czeka na informacje, które będzie miała przekazać do Żoliborza. Na razie znam ją tylko z widzenia, wiem, że jest łączniczką...
Ileż to odwagi musi być w tej szesnastoletniej dziewczynie..?
Chociaż.. nie..nie jestem ufna, a jeśli zdradza...? nie... przez wojnę i wszystkie dotychczasowe doświadczenia zaufanie straciło swą wymowę... tu nikt nie ufa w pełni...
Zakurzona (jej pseudonim) spogląda na mnie młodym, lecz poważnym wzrokiem. Uśmiecham się lekko, odpowiada tym samym.
-Czuwaj! - wita mnie harcerskim pozdrowieniem - wróciłam właśnie z Żoliborza, oj jak strasznie w tej Warszawie teraz...Niemcy przesadnie dokładnie wszystkich sprawdzają...tak się boję..! ile to jeszcze będzie trwać?! - na jej twarzy gwałtownie maluje się głęboki smutek, a po policzkach spływają łzy. Widząc to przytulam ją lekko mówiąc - jeszcze Polska nie zginęła Kochana...! póki my żyjemy!
Krzyk blondwłosego powstańca z Samodzielnego Plutonu Pancernego "Wacek" skupił na sobie uwagę reszty. Po chwili wszystko jest jasne - przyjaciel owego żołnierza został postrzelony. Po Zakurzoną przybiegła inna łączniczka, szybko się pożegnałyśmy i popędziłam opatrzyć rannego. Niestety...gdy dotarłam już nie żył.
- prawie, że w serce- stwierdziła samarytanka zapinając mu koszulę - nim wyzionął ducha wyszeptał...- blond włosy młodzieniec nachylił sie bardziej - "będę z wami"...
Wszyscy pochyliliśmy głowy nad ciałem kolegi. Śmierć go zaskoczyła, oczy miał otwarte, jakby zapewniając, że nie odszedł...Przesunęłam dłonią po jego twarzy, aby zamknąć te śliczne powieki na zawsze...Po chwili przybiegli sanitariusze z noszami i go zabrali. Śmierć towarzyszyła nad od tak dawna...a z każdym dniem coraz bardziej przerażała. Byliśmy świadomi, że Warszawa ma być zrównana z ziemią...razem z nami. Ryzykowaliśmy życie Jej broniąc, ślepo wierząc, że powstrzymamy Niemców...A kto wie..? może rzeczywiście pokonamy okupanta? może nie wszystko stracone…?
Przepełniała mnie taka złość, że chwyciłam za karabin zmarłego i zajęłam jego pozycję. Strzelając do szwabów przypomniałam sobie pytanie Zakurzonej..."ile to jeszcze będzie trwać?!" po czym dodałam "Boże... dlaczego musimy tak cierpieć?" Wycelowałam w jednego z Niemców strzelającego do nas z ukrycia...pociągnęłam za zimny spust... odebrałam mu życie...mieliśmy krwawy remis...
zabiłam... wciąż mając przed oczami martwe oczy kolegi...
zabiłam... aby przybliżyć zwycięstwo...
zabiłam...szesnastego sierpnia..1944 roku
zabiłam... dla Polski...!
i wiem, że zabiję jeszcze niejednokrotnie.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group