Autor Wiadomość
Luthiene
PostWysłany: Pią 17:40, 01 Lut 2008    Temat postu:

nie wiem memento gdzie ty tam widzisz psychologa i psychiatrę...doprawdy;/

ja powiem tylko tyle. czekam na dalszą część.
OSA
PostWysłany: Pią 15:12, 01 Lut 2008    Temat postu:

Próbuj, próbuj. Ćwiczenia czynią mistrza. <zachęca>
Roxanna
PostWysłany: Pią 13:18, 01 Lut 2008    Temat postu:

wiem co mas zna myśli, no cóż. zobaczymy co z tego wyjdzie.
OSA
PostWysłany: Pią 12:25, 01 Lut 2008    Temat postu:

Nie musisz pisać wesołych opowiadań. Mogą być smutne, a niech i są, ale w życiu każdego człowieka są jakieś blaski, a nie tylko same cienie. No odpowiedz sobie sama czy nigdy się nie uśmiechałaś? Ludzie mają to do siebie że ich osobowości są wielorakie i nie ma chyba (zdrowego)człowieka, który myślałby tylko jednym torem: Wszystko jest takie że tylko się pociąć. Niby piszesz tam we fragmencie:"Znów bolesne wspomnienia. Wakacje cztery lata temu, gdy byłam tylko z Nią – z kobietą mojego życia, nasze wycieczki rowerowe, te noce spędzone u niej w domu, ta pluszowa maskotka psa-wilczura nazwana przeze mnie Szarikiem. Wróciło całe moje życie sprzed siedmiu lat, kiedy to Ona jeszcze mieszkała ze mną, gdy pomagała mi w lekcjach, gdy opiekowała się mną." ale jednocześnie jest to wspomnienie pełne żalu. Szczęście, które było wcześniej może na obecną chwilę sprawiać że dotkliwiej odczuwasz jego brak i ból z tego powodu, ale nawet jeśli coś się skończyło to wspomnienia nadal pozostają takimi jakimi były, a świadczy o tym to co wtedy czułaś. Zbyt wiele żalu. Gdybyś opisała dokładniej szczęście w retrospekcji i to jak zostało utracone to wzbudzało by to więcej emocji u odbiorcy.
" Zabawa w teatr... Gdy sobie przypomnę jak przebierałyśmy się za różne stwory. Jak, wieszałyśmy prześcieradło na sznurku od prania, by służył za kurtynę i biegałyśmy po podwórku czytając na zmianę fragmenty bajek. Ja jeszcze tak kulawo, jak to dziecko... Śmiech rozbrzmiewający pośród drzew... Ten świdrujący dźwięk łaskoczący nasze uszy i wywołujący kolejną salwę radości...
I nagle... koniec! Zabawa jak teatralny spektakl, którego nikt nie nagrywał pozostawiła po sobie jedynie wrażenie i wspomnienie. Mogę leżąc na łóżku tylko wciąż rozpamiętywać to co było. Chwilę radości, która daje jakąś pociechę. Pozwala uważać moje dzieciństwo za udane...
"Przytul mnie mamo!...", chcę zawołać do słuchawki, jednak ściśnięte gardło nie pozwala wydać innego odgłosu niż "myhm...". Mówię o tym o czym nie chcę mówić. Rutynowa gadka, nic więcej..., a cywilizacja podobno idzie naprzód."
Rozumiesz o co mi chodzi? (chociaż ten przykład to jeszcze nie jest to).
memento
PostWysłany: Pią 9:30, 01 Lut 2008    Temat postu:

Nie podoba mi się ten tekst treściowo, brzmi jak wizyta u psychologa, a w niektórych miejscach u psychiatry. Nie potrafię sobie wyobrazić jak ktoś rozmawia przez telefon i jednocześnie wycina sobie serce na ramieniu patrząc na nie. Popieram po części Osę. Być może nie powinnaś pisać o szczęściu i radości jako takich, ale ten tekst jest przerysowany i nieprawdziwy, nawet gdy opisujesz dawne lata to z ogromnym żalem. Po tym tekście widzę bohaterkę jako dziewczynę siedzącą cały dzień w domu, płaczącą, tnącą się i rozmawiającą z matką przez telefon. Tak jakby nie miała przyjaciół, znajomych, żadnej innej rodziny.
Roxanna
PostWysłany: Czw 23:10, 31 Sty 2008    Temat postu:

czy uważasz, że mam pisać poniekąd wesołe rzeczy, ponieważ innym się to spodoba? Wychodzi na to, że mam robić wszystko pod publikę?
A żebyś wiedziała, że utożsamiam się akurat w tym tekście z bohaterką, ale to tak nawiasem i dla wyjaśnienia sytuacji.
OSA
PostWysłany: Śro 21:44, 30 Sty 2008    Temat postu:

Nie twierdzę że jesteś..., mówię o narratorze, a nie o Tobie(chyba że to jedna i ta sama osoba).
Przesłanie zrozumiałam: cierpię, jest mi źle, nie mogę znaleźć kontaktu z ludzi, którzy powinni być dla mnie bliscy. Znam uczucie spokoju, które się pojawia gdy widać nawet nie strugi, ale malutkie kropelki krwi na ręce, ale nie zmienia to faktu że narratorka, którą tak przedstawiłaś wygląda w taki, a nie inny sposób.

Co się tyczy czucia czegoś radosnego i pisania na ten temat, to nie mów że nigdy, ani przez chwilę w swoim życiu nie byłaś szczęśliwa i nie potrafisz w żaden sposób oddać tej emocji, bo to tak jakbyś powiedziała że w czasie drugiej wojny światowej było tyle smutków i śmierci, że ludzie nigdy się nie uśmiechali i byli wiecznie pogrążeni w żałobie, to by było całkowicie śmieszne podejście, prawie jak w bajkach, królewna zasnęła na ileś tam lat i wraz z nią zasnęło całe królestwo, albo jak w filmach. Jest bitwa to na niebie muszą obowiązkowo być ciemne chmury. Chore są takie stereotypy.
Roxanna
PostWysłany: Śro 21:21, 30 Sty 2008    Temat postu:

aha no i zapomniałabym.
ja NIE JESTEM EMO.
zrozumiałe? a jeśli Oso nie zrozumiałaś przesłania przykro mi. To nie było na temat : " jestem depresyjną, młodą osobą, o bardzo wrażliwym serduszku" jak to ujęłaś.
Roxanna
PostWysłany: Śro 21:11, 30 Sty 2008    Temat postu:

wiem o czym myślisz, ale nie będę pisać tego czego nie czuję. Wyjdzie to sztucznie (wiem, próbowałam). dzięki
OSA
PostWysłany: Śro 20:59, 30 Sty 2008    Temat postu:

Zaciekawia. Faktycznie lepiej Ci wychodzi proza, ale(IMO):
- mogło by się skończyć trzy linijki wcześniej,
- objęcia Morfeusza są strasznie oklepane,
- wymienianie co interesuje narratora jest hm... irytujące. W tym wypadku było by lepsze chyba niedopowiedzenie(czyt. wywaliłabym:"Lingwistyka, bądź ewentualnie filologia polska").
- temat pt.: jestem depresyjną, młodą osobą, o bardzo wrażliwym serduszku jest bardzo powszechny, spróbuj czegoś innego, (nie musi to być od razu scenariusz występu kabaretowego, ale coś bardziej "żywego"). Smile
Roxanna
PostWysłany: Śro 14:48, 30 Sty 2008    Temat postu: żyletka

Kolejna cicha noc! Wszyscy śpią pewni, że ja też spoczywam w objęciach Morfeusza. Ale nie. W szarym, podobnym do wielu innych bloków siedzę na podłodze oparta o ścianę. W pokoju panuje ponura ciemność, tylko mała lampka stojąca na półce dostarcza trochę światła. Nie zasnę już tej nocy… nie chcę, boję się! Znów wspomnienia będą mnie atakować. Marzenia o szczęśliwym domu.. myślami wciąż wracam do dni spędzonych z Mamą. Znów bolesne wspomnienia. Wakacje cztery lata temu, gdy byłam tylko z Nią – z kobietą mojego życia, nasze wycieczki rowerowe, te noce spędzone u niej w domu, ta pluszowa maskotka psa-wilczura nazwana przeze mnie Szarikiem. Wróciło całe moje życie sprzed siedmiu lat, kiedy to Ona jeszcze mieszkała ze mną, gdy pomagała mi w lekcjach, gdy opiekowała się mną. Nie myślałabym o tamtych dniach, gdyby nie dzisiejszy telefon Mamy. Znów… Sztuczna rozmowa, oklepany dialog w stylu „ Cześć! Co tam u ciebie? Nic..? A no popatrz”. Każda. Każda nasza rozmowa jest oparta na tym utartym schemacie. Próbowałam porozmawiać z Nią inaczej, poważniej, ale nic. Potem się okazało , że ”dziwnie się z nią rozmawia” tzn. ze mną. A gdyby choć raz porozmawiała ze mną jak z normalną osobą, gdyby się spytała czy mam jakieś problemy, gdyby zapewniała, że mnie kocha i, że to jej mogę wszystko powiedzieć,, bo jest moją matką… bo mogę na nią liczyć! Gdyby tylko mnie znała wiedziałaby, że te rozmowy są dla mnie niczym. Może dla niej to było jakieś zadośćuczynienie? Długie rozmowy (niekiedy nawet ponad 2 godziny) w zamian za siedem utraconych lat ? nie wiem, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Chyba już zawsze ono pozostanie bez jakiejkolwiek odpowiedzi.
Jakiś czas temu wydrapałam sobie żyletką na ramieniu serduszko. Kiedy? Podczas rozmowy z Mamą. I jakoś potem czułam się inaczej…może lepiej? Mówiła wtedy o wyborze szkoły, że Ona chce żebym poszła do zawodówki… tylko jakby zapomniała mnie interesują dwa kierunki. Lingwistyka, bądź ewentualnie filologia polska. Kiedy tak wygadywała się właściwie w próżnię, ponieważ już jej nie słuchałam, kaleczyłam swoje ramię jeszcze bardziej. Było mi ..lżej, wpatrywałam się w ranę i wciąż ją poprawiałam nacięcia starannie jakbym pracowała nad jakimś ważnym dziełem. Od tamtej pory kaleczyłam się regularnie. Zazwyczaj wieczorami, gdy już nikt nie mógł mnie nakryć siadałam w jednym miejscu, na podłodze opierając się o żółtą ścianę, zapalałam jedną lampkę i po prostu już robiłam sobie kolejne czerwone kreski na ramionach. Nie trwało to długo – zazwyczaj jakieś pół godziny co najmniej do około dwóch godzin. Kochałam patrzeć jak spływają cienkimi strużkami moje smutki, żale… w końcu to moja krew. Jeszcze piętnaście lat temu trzymała mnie pod sercem, dała mi swoją krew, która do tamtej pory płynęła w moich żyłach. Upuszczając ją i wpatrując się w jej nurt miałam nadzieję, że zapomnę o tym co zrobiła.
I tak dziś. Wszystko – wspomnienia, niespełnione obietnice, dialogi… to wszystko wróciło. I dziś żyletka mnie nie opuściła i teraz była przy mnie. Zamknęłam oczy… pierwsze nacięcie – pierwsze łzy. Kolejne obrazy z przeszłości malowały się przede mną. W czerwonych barwach miłości, bólu, życia widziałam wszystko… w wyobraźni spoglądałam w moją przyszłość. Ach! Aby ona była szczęśliwa! W nich wszędzie Ona! Matka! Wolałabym, żeby tu była i zdzieliła mnie za to, a nie… jest gdzieś i udaje że wszystko jest w porządku. Wszystko w porządku?! Ostatnimi siłami krzyknęłam :
-S(Mamo)… O(pomóż)… S(wróć)…
Niestety jak zwykle nikt mnie nie rozumiał…



p.s. dzięki za pomoc Luthiene,
oceńcie proszę

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group